Odkrywamy podziemne miasto w Głuszycy.doc

(53 KB) Pobierz
Odkrywamy podziemne miasto w Głuszycy

Odkrywamy podziemne miasto w Głuszycy

Asy reżimu hitlerowskiego chciały w nim szukać schronienia.

Wałbrzych. W pobliskiej Głuszycy znajduje się kompleks zabudowań, wokół którego krążą najrozmaitsze legendy. Część tych zabudowań służyła jeszcze przed trzema laty za baraki dla olbrzymiej rzeszy więźniów politycznych pracujących tutaj pod batami SS-manów przy budowie jednej z Głównych Kwater Hitlera. Stosy cegieł, góry piasku, setki najrozmaitszych maszyn, dźwigów i wagonów kolejki wąskotorowej świadczą najlepiej o ogromie zamierzonej budowli. Miało tu powstać wielkie podziemne miasto. Prace nad jego budową rozpoczęły się w 1944 roku. Jeden ze świadków - projektodawca tego niezwykłego miasta inż. Dolmuss mieszka obecnie w Głuszycy. Pracuje w Ministerstwie Odbudowy, które zabiera stąd olbrzymie ilości materiałów budowlanych. Inż. Dolmuss jest z pochodzenia Austriakiem. W czasie wojny przebywał we Francji, skąd został wezwany do Głuszycy. Od niego dowiadujemy się rewelacyjnych szczegółów dotyczących góry, w której kryje się podziemne miasto - wyposażone we wszystkie najnowsze urządzenia techniczne. Do miasta można się odstać z czterech stron: od Głuszycy, Modrzewek, Chałup i Walimia. Od strony Modrzewka - jak wyjaśnia inż. Dolmuss - miało być wejście do Kwatery Głównej Hitlera; od Chałup do Goebelsa i jego sztabu, z Walimia zaś do sztabu Wehrmachtu. Samo rozrzucenie wejść daje pojęcie o ogromie podziemnego miasta. Nie jest ono dotychczas w dostateczny sposób zbadane. Mieszkańcy Głuszycy często na własną rękę udają się na poszukiwania rzekomo ukrytych tam skarbów, ale w swych wędrówkach dochodzą jedynie do głównego tunelu. Bocznych korytarzy dotychczas nikt nie badał. Przygodnych poszukiwaczy skarbów odstraszają groźne bunkry z gniazdami karabinów maszynowych i pogłoski o rzekomym zaminowaniu przejść.



Z Głuszycy istnieje podobno przejście do zamku Książno. Tam również - jak wiadomo - w skalnych fundamentach ryto schron dla Hitlera. Zagadkę podziemnego miasta w Głuszycy powinno się rozwiązać jak najprędzej, dopóki żyją świadkowie: współtwórcy tego gigantycznego schronu. Może znalazłby się także niejeden przyczynek do historii drugiej wojny światowej.

Niedaleko Wałbrzycha, w kierunku na Kłodzko leży mała turystyczna miejscowość zwana Głuszycą. O miejscowość tę wojna otarła się tylko, pozostawiając w nieuszkodzonym stanie jej barokowe budynki i mały, w tym samym stylu zbudowany kościółek. A jednak tej właśnie cichej mieścinie przywódcy hitlerowscy wyznaczyli w ubiegłej wojnie role niepoślednią. Jedna z gór w pobliżu miasta stanowiąca część łańcuch Gór Sowich służyć miała za siedzibę sztabu wodzów nazizmu.

Działo się to z końcem 1943 roku gdy Armia Czerwona stała pod Wielkimi Łukami. Prusy Wschodnie gdzie mieściła się wówczas Główna Kwatera Hitlera, miały stać się lada chwila terenem walki. Postanowiono więc Główną Kwaterę Fuhrera przenieść na Dolny Śląsk w okolice Głuszycy, które tak lubił stary Fritz.


Biali niewolnicy

Z końcem mroźnego grudnia 1943 r. spędzono tu liczne rzesze białych niewolników, których tak obficie dostarczały okupowane kraje - i rozpoczęto budowę Nowego Babilonu. Trzydzieści tysięcy Żydów węgierskich pracowało nad budową dróg, które umożliwiałyby dojazd do wzgórza, w którym miał się mieścić mózg Trzeciej Rzeszy. Pracowali tu także Polacy, Rosjanie, minerzy włoscy i Ukraińcy. Ogółem nad gigantyczną budową, która miała tu powstać pracowało ponad 50 tysięcy ludzi. Nikt nie wiedział oczywiście do czego służyć będą olbrzymie bunkry i niezmierzone tunele przerzynające wzdłuż i wszerz potężne zbocza gór. Stu inżynierów kierujących pracami, również nie orientowało się co się właściwie buduje. Każdy z nich był tylko sprężyną w wielkiej maszynie i miał ściśle określony zakres działania, poza których wychodzenie było niebezpieczne. I tak jedni pracowali przy budowie nowego dworca, inni nad planami dróg, jeszcze inni nad stacją pomp, której zbiornik pomieścić może około 40 tysięcy metrów sześciennych wody. Nad całością prac czuwał Berlin. Wiele tajemnic dotyczących podziemnego miasta znał zaprzysiężony nadzorca budowlany inż. Mayer przebywający stale w Jedlinie-Zdroju, ówczesnym Charlottenburnie.

Wycieczka na zwiedzenie podziemi ze specem od V-1 i V-2
Zaciekawieni usłyszanymi szczegółami postanowiliśmy pod kierunkiem inż. Dolmussa, jednego z współtwórców podziemnego miasta, a zarazem speca od od nowoczesnej broni V-1 i V-2 (inż. Dolmuss budował wyrzutnie broni rakietowej pomiędzy Cherburgiem a Cale), zwiedzić nawierzchnię i podziemia niedokończonego miasta, które tak ważną rolę miało spełnić w minionej wojnie, choć na próżno szukałoby się go na mapie. Od historycznej restauracji „Pod Jeleniem”, siedziby Fryderyka Wielkiego zbudowanej w pierwszej połowie XVIII wieku, jedziemy polną drogą w kierunku na Nową Rudę. Już kilometr dalej widzi się po obydwu stronach drogi ślady, rozpoczętej budowy. Wala się tu wiele żelaznych konstrukcji, stosowanych do budowli betonowych, dziesiątki wózków kolejki wąskotorowej, jakaś unieruchomiona lokomotywa. Rzuca się również w oczy olbrzymi plac z niedokończoną budowlą mostu betonowego. Sieć szyn kolejowych z gotowymi nastawnicami świadczy o tym, że mieścić się tu musiał dworzec podziemnego miasta. Prace nad wykończeniem dworca przerwał koniec wojny, ale nie zdołał wyratować 18-tysięcznej rzeszy jeńców i więźniów politycznych, którzy znaleźli tutaj wspólny, wielki grób. Inż. Dolmuss twierdzi, że zginęło ich tu trzynaście tysięcy i całą winę zwala na pracowników aprowizacyjnych, którzy małe racje żywnościowe przyznawane przez Berlin w niemiłosierny sposób uszczuplali. Na Zaduszki ludność Głuszycy zapali na zbiorowej mogile ofiar hitleryzmu setki lampek, święcąc pamięć bezimiennej armii poległych. Obok zardzewiałych szyn (dworzec nieczynny) pasie się bydło osadników zza Bugu. Pomiędzy nastawnicami, które kierować miały pociągami Hitlera, admirała Readera, Goeringa, Goebbelsa i sztabu Wehrmachtu - bawią się wiejskie dzieciaki w... wojnę.

Wejście do Kwatery Głównej Hitlera

Po lewej stronie drogi wznosi się strome zbocze porosłe mieszanym lasem. W zboczu tym kryje się wejście do podziemnej siedziby Hitlera. Doskonała droga pnie się w górę prowadząc wprost do lasu. Przed trzema laty drogi tej jeszcze nie było. Zrobili ją węgierscy Żydzi, podobnie jak wiele innych, którymi pocięte są tutejsze zbocza. Po pięciu minutach jazdy minąwszy przecinające się stałe szyny wąskotorowej kolejki i szeregi prymitywnie zbitych baraków dla jeńców, zatrzymujemy się przed olbrzymim placem. Zbocze górskie schodzi ku niemu prawie prostopadle. Olbrzymie głazy zawieszone nad placem wyglądają tak, jakby miały się za chwile stoczyć z hukiem w dół. Rozległy plac zasłany jest stosem najrozmaitszych kamieni, wśród których zwracają uwagę połyskujące srebrnawo kamienie z dużą zawartością miki. Świadczą one dobitnie o bogactwie tej ziemi. U stóp prostopadłego zbocza, na którym szumią iglaste drzewa znajduje się wysokie na trzy metry i szerokie na dwa wejście do Głównej Kwatery Hitlera...

Z. Mosingiewicz

W ostatnich latach wojny chociaż Niemcy zrażeni byli niepowodzeniami na froncie - nie tracili wiary w ostateczne zwycięstwo. Wytworzył się wśród nich mit o nowej broni, jaką Fuhrer zaskoczy i zmiażdży przeciwnika. Mówiono powszechnie o broni bakteriologicznej i atomowej. Mieszkańcy Głuszycy, widząc postępujące szybko prace nad gigantycznym podziemnym miastem - szeptali pomiędzy sobą, że zmieścić się tu będą z pewnością „zakłady atomowe”.

Głuszyca dzieli się na trzy części połączone ze sobą szosą idącą z Wałbrzycha w kierunku Kłodzka. Jest więc Głuszyca Górna, Środkowa i Dolna. Po obydwu stronach szosy rozłożyły się olbrzymie zakłady przemysłu bawełnianego, zatrudniające w czasie wojny większość mieszkańców trzech Głuszyc. Życie tych ludzi upływało pomiędzy pracą w fabryce, domem, miejscowym klubem strzelców leśnych i „Mein Kampfem”. Wraz z początkowymi sukcesami Niemców rosła buta - „pokornych strzelców” z Głuszycy, ale z początkiem 1943 roku na ówczesnych obywateli Głuszycy padł grom z jasnego nieba. Olbrzymie zakłady przemysłu bawełnianego - podstawa ich egzystencji - zostały oddane firmie Kruppa. 50 000 wrzecion musiało stanąć. Ludność trzech Głuszyc straciła zatrudnienie, a zmontowanie fabryki broni nie szło tak łatwo. Niemcy głuszyccy patrzyli na setki najrozmaitszego typu maszyn, ściąganych tu z terenów całej Rzeszy, a głównie z okolic Mauthausen.

Inż. Dolmuss o tych maszynach wiele wie, ale milczy. Wspomina natomiast o 70 wagonach kolejowych, które przywoziły dziennie setki najrozmaitszych maszyn. Jedno jest pewne, że nie były one potrzebne rzekomemu hitlerowskiemu miasteczku w Sowich Górach. Towarzysz mój rzuca takie pytanie:

- Czy plotki mieszkańców na temat mającego tu powstać atomowego podziemnego miasteczka odpowiadały prawdzie?

Czerwona twarz Dolmussa robi się miejscami blada, a szare stalowe oczy przykrywają się powiekami. Łapie się za twarz nerwowym ruchem - jakby chciał odepchnąć nasze pytanie i dopiero po dobrej chwili zaczyna mówić.

- Nie, to nie jest prawda - waży starannie każde słowo. Plany podziemnego miasta widziałem w głównym biurze Organisation Todt w Berlinie i mogą na to przysięgać.

Wątpimy w tej chwili nie w prawdomówność Dolmussa - lecz w autentyczność samych planów dwóch „A” - czyli „Akcji Adolfa”. Plany musiały być podwójne - jedne dla takich jak Dolmuss i te mówiły dla zatuszowania ogromu prac o podziemnym mieście asów reżimu hitlerowskiego - drugie dla dwóch czy trzech zaufanych ludzi, które może mówiły o podziemnym atomowym miasteczku. Zbliżamy się do byłej siedziby Goebbelsa. I tutaj jest system skał, korytarzy i mniejszych pomieszczeń. Różnica polega na tym, że korytarze są obudowane. W dalszych kondygnacjach podziemi można jeszcze dziś spotkać zainstalowane kontakty. W jednym z rzekomych pomieszczeń Goebbelsa mieściła się centrala telefoniczna. Specjalne urządzenia podsłuchowe, automatycznie włączały światło w wypadku nalotu.

Dolmuss na widok elektrycznych przewodów znajduje temat do swych ciekawych zwierzeń. Mała ta siedziba wyposażona była w 2500 000 metrów przewodów elektrycznych o grubości od 60mm do 120mm. Cześć z nich zabrano do wałbrzyskiej elektrowni. Olbrzymie transformatory również zainstalowano na tych terenach. Dolmuss wyjaśnia, że do Głuszycy sprowadzono wyłącznie najnowocześniejsze instalacje elektryczne i on - chociaż jest z zawodu inżynierem - takich instalacji jeszcze w swym życiu nie widział.

Wjeżdżamy w wąskie uliczki Walimia. Za nami pozostało pasmo gór Sowich z ich nierozwiązaną jeszcze zagadką. Zapytujemy inż. Dolmussa do jakich celów przygotowywano 100 inżynierów i 50 000 robotników? Tłumaczy nam: - W czasie wojny atomowej ta ilość inżynierów i robotników byłaby jedynie drobnostką. Na nasze zapytanie, co wie o energii atomowej, odpowiada, że atomy interesują go nie od dzisiaj i wiele o nich wie. Nagle jednak milknie a my nie ponawiamy pytań.

Express Wieczorny", Warszawa, niedziela-poniedziałek 2/3 sierpnia 1964 r., nr 184: Nie tylko Walim! Świadkowie stwierdzają: Hitlerowcy budowali w Polsce rękami jeńców wojennych rozgałęzioną sieć podziemnych fortyfikacji.

Były kapitan WP Włodzimierz Furyk, który na pierwszą wiadomość o rozpoczęciu poszukiwań w Walimiu zgłosił się telefonicznie do redakcji, opowiada: "W maju 1945 r. pełniąc służbę w okolicach Zgorzelca, w lasach na zaminowanej polanie, znalazłem trzy ukryte samochody ciężarowe marki "Opel Blitz", porzucone przez SS. Samochody te były wypełnione ładunkiem skrzyń, w których znajdowała się cała dokumentacja, mapy i plany robót podziemnych i fortyfikacji Walimia, Wałbrzycha, Zgorzelca, Nowej Rudy, Kętrzyna, Kłodzka , Kamieńca, Stargardu Szczecińskiego, Kędzierzyna, Wrocławia i wielu innych miejscowości. Zgodnie z rozkazem, posegregowaną według rejonów dokumentację przekazałem komendanturom wojennym miast: Legnicy, Szczecina, Wrocławia i Krakowa. W Kłodzku i Wałbrzychu byłem w tym czasie obecny przy pierwszych badaniach i rozminowywaniu terenu przez saperów radzieckich. Jak sobie przypominam, plany podziemi w Walimiu obejmowały również tereny Pełcznicy, Kłodzka , kopalni Nowa Ruda. Według posiadanych informacji z tego okresu, do prac w tych miejscowościach hitlerowcy użyli m.in. jeńców wojennych z obozu 21 B w Stargardzie Szczecińskim oraz ze Skoczowa. Jeńcy tego obozu byli również zatrudnieni przy budowie próbnej wyrzutni torped na jeziorze, w pobliżu Stargardu Szcz.". Nici z Walimia prowadzą również m.in. do miejscowości Kahla w Turyngii, w pobliżu Weimaru. Na zboczach wzgórz na tym terenie prowadzone były prace o podobnym charakterze. Z Kahla do Walimia kierowani też byli fachowcy i robotnicy wyspecjalizowani przy robotach tego samego typu. Zmuszano tu do pracy 25 tys. jeńców wojennych polskich, radzieckich, włoskich i jugosłowiańskich. Organizacja Todt oraz prywatne firmy "kupowały" od SS i SD więźniów z powstania i jeńców zmuszanych do niewolniczej pracy. Zatrudniani tu więźniowie dusili się w czasie pracy w głębi korytarzy z braku powietrza. Częstymi gośćmi, wizytującymi tę budowę, która dla Hitlera miała pierwszorzędne znaczenie strategiczne, byli Goering i Himmler.

Wieliczka

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin