Pat ze Srebrnego Gaju (02)- Pani na Srebrnym Gaju.pdf

(635 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Lucy Maud Montgomery
Pani na Srebrnym Gaju
Wydawnictwo "Nasza Ksiêgarnia",
Warszawa1993
Przeło¿yła Ewa Fiszer
Na dysk przepisał F. Kwiatkowski
Rok pierwszy
I
W Srebrnym Gaju rosły setki drzew, starych i młodych, a ka¿de
drzewo było osobistym przyjacielem Pat. Prze¿ywała prawdziwe
mêczarnie, kiedy jedno z tych drzew nale¿ało œci¹ æ, choæby
chodziło tylko o spróchniały stary œwierk w głêbi lasu. Nikomu nie
udało siê przekonaæ Pat, ¿e œciêcie drzewa nie jest morderstwem, w
najlepszym razie uwa¿ała to za usprawiedliwione zabójstwo.
Nigdy nie wyciêto ¿adnego drzewa w brzezinie za domem. Byłoby to
œwiêtokradztwo. Czasem - jesienna nawałnica powalała brzozê, a Pat
opłakiwała j¹ , póki z biegiem czasu brzoza ta nie zamieniła siê w
piêkny omszały pieñ obroœniêty paprociami.
Wszyscy mieszkañcy Srebrnego Gaju kochali brzezinê, ale dla nikogo
nie znaczyła tyle, ile dla Pat. W oczach Pat brzezina ¿yła. Pat
znała ka¿d¹ brzozê, a j¹ znała ka¿da brzoza, znały cieniste,
pachn¹ ce paprociami polanki, pozdrawiał wietrzyk. Odk¹ d pamiêtała,
bawiła siê tutaj, bł¹ dziła wœród drzew, oddawała marzeniom.
Brzezina ta, prawdziwy srebrny gaj, wywarła ogromny wpływ na jej
wyobraŸniê, w pewnym sensie rz¹ dziła jej ¿yciem. Kiedy była mała,
brzezinê zamieszkiwały elfy i koboldy z opowieœci Judysi Plum, a
choæ teraz przestała ju¿ wierzyæ w baœnie - ich czar trwał. Dla
Pat brzezina nie była zwykłym gajem białokorych drzew i paproci,
za który mógłby j¹ uwa¿aæ jakiœ nie wtajemniczony œmiertelnik.
Mo¿e działo siê tak dlatego, ¿e, jak utrzymywała rodzina, Pat
tak¿e ró¿niła siê zawsze od swoich rówieœniczek. I wtedy, kiedy
była wielkookim dzieckiem, i potem, kiedy stała siê chudziutkim
opalonym podlotkiem, a nawet teraz, kiedy skoñczyła ju¿
dwadzieœcia lat i według Judysi powinna siê zaj¹ æ wielbicielami.
Owszem, Pat dwukrotnie ju¿ interesowała siê jakimœ chłopcem, ale
Judysia uwa¿ała, ¿e były to zwykłe "wprawki". A obecnie Pat, mimo
wszelkich nalegañ Judysi, na wielbicielach nie zale¿ało. Chciała
jednego - dogadzaæ Srebrnemu Gajowi, dogl¹ daæ schorowanej matki i
pilnowaæ, by w ich ¿yciu nie nast¹ piły ¿adne zmiany. Gdyby jakaœ
dobra wró¿ka mogła spełniæ jej najgorêtsze ¿yczenia, prosiłaby,
¿eby w ci¹ gu najbli¿szych stu lat nic siê w Srebrnym Gaju nie
zmieniło.
Namiêtnie kochała swój dom. Była wobec niego lojalna, tak wobec
jego zalet, jak i wad. Co prawda wad po prostu nie przyjmowała do
wiadomoœci. Za to radował j¹ ka¿dy drobiazg codziennego ¿ycia.
Ilekroæ wyje¿d¿ała, têskniła i cały czas marzyła o powrocie.
- Srebrny Gaj jest dla niej czymœ wiêcej ni¿ domem, to jej religia
- pokpiwał stryj Brian.
Ka¿dy pokój przemawiał do niej własnym głosem. Dom wygl¹ dał tak,
jak wygl¹ daj¹ domy, które ktoœ od wielu lat kocha. Nikt siê w nim
nie œpieszył, a ka¿dy goœæ wychodził st¹ d z l¿ejszym sercem: W
domu tym stale rozbrzmiewał œmiech, nasi¹ kły nim œciany. Dom jak
najserdeczniej witał goœci. Słu¿ył im odpoczynkiem. Krzesła wrêcz
prosiły, by na nich usi¹ œæ. I wszêdzie pełno było piêknych kotów,
tłuste puszyste kocury wygrzewały siê na parapetach okien,
jedwabiste kociêta spały na cieplutkich od słoñca płytach
nagrobnych starego rodzinnego cmentarzyka za sadem. Po kotki ze
Srebrnego Gaju zje¿d¿ali siê amatorzy z całej Wyspy. Pat ka¿dego
kociaka oddawała z du¿¹ przykroœci¹ , ale co było robiæ, wci¹ ¿
rodziły siê nowe kociêta.
- Przyszedł tu dziœ po kociaka Tom Baker - oznajmiła Judysia. - I
spytał, jakiej on jest rasy. Tej rodzinie zawsze brakowało rozumu.
Nie ma mowy o ¿adnej rasie, odpowiedziałam mu. Naszê koty s¹ albo
podwórzowe, albo dachowe. Ale dbamy o nie i rozmawiamy z nimi, bo
ka¿dy szanuj¹ cy siê kot lubi sobie pogadaæ. I lubi, ¿eby mu od
czasu do czasu powiedzieæ jakiœ komplement. Wiêc rodz¹ nam
przeœliczne kociêta. I ju¿ całkiem zapomniałam, jak wygl¹ da
szczur. Nie za bardzo miałam ochotê dawaæ mu kotka. Nakarmiæ, to
go nakarmi¹ , ale gotowi zapomnieæ, ¿e kotu te¿ siê nale¿y chwila
uwagi.
- Nasze koty zachowuj¹ siê tak, jakby to one były naszymi
właœcicielami - oœwiadczyła rozleniwionym głosem Przylepka. -
Ciocia Edyta uwa¿a, ¿e strasznie je rozpuœciliœmy. Powiada, ¿e
niejeden ubogi chrzeœcijanin mógłby pozazdroœciæ naszym
kotom, i oburza siê, ¿e pozwalamy im spaæ w nogach łó¿ka.
- No, no, uwa¿aj, widzisz, jak D¿entelmen Tom siê rozgniewał? -
powiedziała z wymówk¹ w głosie Judysia. - Koty zawsze wiedz¹ ,
kiedy siê o nich mówi: A D¿entelmen Tom jest wra¿liwy.
Przylepka przygl¹ dała siê, jak D¿entelmen Tom - chudy czarny kot
Judysi tak stary, ¿e według słów Sida zapomniał, i¿ istnieje
œmieræ - odchodzi z oburzeniem œcie¿k¹ wœród paproci.
Przylepka wraz z Pat i Judysi¹ spêdzały letnie popołudnia w
brzezinie. Brały sobie coœ do roboty, tam bowiem zawsze æwierkały
ptaszki, burknêła coœ czasem wiewiórka, szeptał wietrzyk. Pat
pisywała w brzezinie listy, Przylepka odrabiała lekcje, matka
czêsto przychodziła robiæ na drutach. Rozkosznie było tu pracowaæ
- choæ Przylepce zdarzało siê to rzadko. Zwykle wszystkie domowe
obowi¹ zki spadały na barki Pat i Judysi. Ta ostatnia siedziała
teraz na omszałym pniu dryluj¹ c wiœnie, a Pat szyła nowe zielone
zasłony do jadalni. Przylepka oznajmiła, ¿e ubogi jest dom, w
którym przynajmniej jedna dama nie mo¿e siê rozkoszowaæ
bezczynnoœci¹ , uło¿yła siê na trawie z rêkami pod głow¹ i
wpatrzyła w opalizuj¹ ce niebo miêdzy wierzchołkami drzew.
- Pyszałek nie porzucił nas - zauwa¿yła. - On nie jest taki
obra¿alski.
- Ano prawda, nikomu nie uda siê zraniæ uczuæ tego kocura z bardzo
prostego powodu: on ich nie ma - oznajmiła Judysia, patrz¹ c z
lekk¹ wzgard¹ na wielkiego szarego kota, który siedz¹ c na pniu
obok Pat mru¿ył jaspisowe oczy wpatruj¹ c siê w psiaka, z brunatn¹
łat¹ na grzbiecie, obgryzaj¹ cego z zapałem doœæ œmierdz¹ c¹ koœæ.
Psiak od czasu do czasu podnosił łeb i z uwielbieniem patrzył na
Pat. Ona głaskała go wówczas i ci¹ gnêła za uszy, a Pyszałek robił
tak¹ minê, jakby tego w ogóle nie widział.
Pyszałek do dziœ uwa¿ał "tego psa McGinty'ego", jak go nazywała
Judysia, za zwykłego intruza. Hilary Gordon zostawił go Pat, kiedy
ju¿ blisko dwa lata temu pojechał do Toronto na studia. Z pocz¹ tku
McGinty'emu niemal nie pêkło serduszko, wiedział jednak, ¿e Pat go
kocha, i po trochu od¿ył, a nawet zacz¹ ł odszczekiwaæ siê
Pyszałkowi. Obecnie zapanował miêdzy nimi rozejm, Pyszałek bowiem
dobrze zapamiêtał, jak skarciła go Pat, gdy zadrapał McGinty'ego w
nos. McGinty chêtnie by siê z nim zaprzyjaŸnił, ale Pyszałek nie
dopuszczał do ¿adnych konfidencji.
- Tak, tak, jak patrzê na te wszystkie wiœnie, które trzeba
wydrylowaæ przed kolacj¹ , to mi ¿al serce œciska, ¿e nie mamy tu
takiego ducha jak ten, co za dawnych czasów kr¹ ¿ył po zamczysku
McDermottów - westchnêła Judysia. - To był bardzo po¿yteczny,
pracowity duch. Nie uwierzycie, jak siê uwijał - mieszał kaszê,
obierał kartofle, szorował garnki, jemu nie przewróciło siê w
głowie. Ale któregoœ dnia stary lord poło¿ył na kredensie parê
groszy, bo uwa¿ał, ¿e takiemu pracusiowi nale¿y siê wynagrodzenie.
No i ten duch znikł, poczuł siê dotkniêty. Tak, tak, wiele to
kosztowało starego McDermotta, musiał zatrudniæ jeszcze jedn¹
słu¿¹ c¹ . Z duchami nigdy nie wiadomo. W tym cały kłopot. Jeden
obrazi siê, jak siê mu nie podziêkuje, drugi, jak mu dziêkowaæ, da
nogê. Ale taki duch bardzo by siê nam w Srebrnym Gaju przydał,
prawda, Przylepko?
Na szczêœcie Judysia nie zauwa¿yła, ¿e Pat i Przylepka patrz¹ na
siebie rozbawionym wzrokiem. Wci¹ ¿ zachwycały siê opowieœciami
Judysi, ale nie podchodziły ju¿ do nich bezkrytycznie. Jeszcze nie
tak dawno temu uwierzyłyby œlepo w tego gorliwego ducha
McDermottów.
- Judysiu, jeœli chcesz mi w ten sposób daæ do zrozumienia, ¿ebym
ci pomogła drylowaæ wiœnie, to nic z tego - rozeœmiała siê
Przylepka. - Nie cierpiê robiæ konfitur ani szyæ. To Pat jest
gospodarna - nie ja. Tu, w brzezinie, chcê tylko le¿eæ na trawie i
przysłuchiwaæ siê twoim historyjkom. Mam na sobie niebiesk¹
sukienkê, a wiœnie strasznie plami¹ . A poza tym boli mnie brzuch.
- Ka¿dego by bolał brzuch, jakby siê najadł niedojrzałych jabłek -
oœwiadczyła bezlitoœnie Judysia. - A za moich młodych lat uwa¿ano,
¿e nie wypada mówiæ głoœno o czymœ takim jak brzuch, Przylepko.
- Ci¹ gle mnie nazywasz Przylepk¹ - poskar¿yła siê Przylepka. -
Tyle razy prosiłam was, ¿ebyœcie przestali, i co? Poza domem
wszyscy nazywaj¹ mnie Elk¹ , a wy nic tylko Przylepka i Przylepka.
Przecie¿ skoñczyłam ju¿ trzynaœcie lat, a to takie dziecinne
przezwisko.
- Masz racjê, Przylepko - zgodziła siê Judysia. - Tyle, ¿e ja
jestem za stara, ¿eby uczyæ siê nowych imion. Dla mnie jesteœ
Przylepk¹ i Przylepk¹ pozostaniesz. Pamiêtasz, Pat, jakie były
korowody z imieniem dla Przylepki? I pamiêtasz, jak siê martwiłaœ,
kiedy wybierałam siê na grz¹ dkê pietruszki, ¿eby znaleŸæ nowe
dziecko? Tak, tak, to była straszna noc. Nikt nie wierzył, ¿e
wasza matka wyjdzie z ¿yciem. Pomyœleæ, ¿e to ju¿ trzynaœcie lat
temu!
- Pamiêtam, ¿e tego wieczoru ksiê¿yc wschodz¹ c nad Wzgórzem Mgieł
był ogromny i czerwony - wspominała z rozmarzeniem Pat. - Judysiu,
czy ty wiesz, ¿e w zeszłym tygodniu piorun trzasn¹ ł w jedn¹ z tych
trzech topoli na Wzgórzu Mgieł? Uschła i trzeba bêdzie j¹ œci¹ æ.
Nie wiem, jak ja to zniosê. Kochałam te trzy drzewa. Wpatrywałam
siê w nie od urodzenia. Nie, McGinty, przestañ. Rozumiem, ¿e ten
zwisaj¹ cy ogon to dla ciebie wielka pokusa. Masz racjê, Pyszałku,
podwiñ go pod siebie! I, Pyszałku, ju¿ dawno chciałam ci
powiedzieæ, ¿e nie ma powodu - nie ma najmniejszego powodu - ¿ebyœ nad
ranem przynosił mi do łó¿ka myszy. Wierzê ci na słowo, ¿e je co
noc łapiesz.
- Miauczy wniebogłosy, kiedy niesie tak¹ mysz po schodach. Pêknie
mu serce, jak nie bêdzie mógł siê przed kimœ pochwaliæ.
- Parê minut temu twierdziłaœ, ¿e on nie ma serca - zachichotała
Przylepka.
Judysia zignorowała j¹ i zwróciła siê do Pat.
- Pat, czy zrobimy jutro pudding z wiœni?
- Chyba tak. Ach, pamiêtacie, jak Józek przepadał za puddingiem z
wiœni?
- No, no, Patsy, jak ja bym mogła zapomnieæ, co lubił Józek. Ten
jego ostatni list przyszedł z Szanghaju, prawda? Nie wierzê, ¿eby
ci ¿ółci Chiñczycy potrafili zrobiæ pudding z wiœni. Albo pudding
ze œliwek. No, pudding ze œliwek zrobimy dla Józka na Bo¿e
Narodzenie.
- Jeœli rzeczywiœcie przyjedzie - westchnêła Pat. - Odk¹ d uciekł z
domu, ani razu nie udało mu siê pojawiæ tu na Gwiazdkê. Stale
zapowiada przyjazd i wci¹ ¿ mu coœ wypada.
- Trysia Binnie mówi, ¿e Józek wytatuował sobie nos i nie œmie siê
pokazaæ - oœwiadczyła Przylepka. - Mówi, ¿e kapitan Dawid Binnie
widział go w zeszłym roku w Buenos Aires i niemal go nie poznał,
tak okropnie wygl¹ dał. Myœlicie, ¿e to prawda?
- Jasne, ¿e nieprawda, jeœli tak mówi¹ Binnie'owie - odparła
wzgardliwym tonem Judysia. - Nie masz siê czym martwiæ, Przylepko.
- Wcale siê nie martwiê. Miałam nadziejê, ¿e siê naprawdê
wytatuował. To by było strasznie interesuj¹ ce. Namówiłabym go, by
wytatuował tak¿e i mnie.
Na to nie było odpowiedzi. Judysia znów zwróciła siê do Pat.
- On ma ju¿ przed Gwiazdk¹ zostaæ kapitanem, tak? No, no, ten
chłopak siê wybija! Jego stryj Horacy był o cały rok starszy,
kiedy dostał własny statek. Pamiêtam, jak zaraz nastêpnego lata
przyjechał do domu z t¹ swoj¹ małp¹ .
- Z małp¹ ?
- Przecie powiadam. Ta bestia strasznie siê panoszyła. Wasza
babcia mało nie zwariowała. Kiedyœ do Srebrnego Gaju przyjechał
ten biedny stary Kuba Appleby - on nigdy nie był trzeŸwy, w
najlepszym razie, był nie całkiem pijany - miał tu kupiæ œwinie.
No, a po płocie zagrody dla œwiñ hasała sobie w najlepsze ta
małpka waszego stryja Horacego. Wasz dziadek opowiadał, ¿e stary
Kuba zbladł jak œciana - tylko jego nos został czerwony, i
zawołał: "A to mamidło! Moja zawsze powiadała, ¿e mi siê coœ
przywidzi. No i przywidziało. Wiêcej ju¿ nie wezmê kropli do ust".
- I przez dwa miesi¹ ce dotrzymał słowa, ale zrobił siê taki
opryskliwy, ¿e cała jego rodzina ucieszyła siê, kiedy wreszcie o
tej małpie zapomniał. Pani Kubowa do koñca ¿ycia uwa¿ała, ¿e
Horacy Gardiner powinien był lepiej pilnowaæ swojej mena¿erii.
Jeœli Józek przyjedzie, Pat, to bêdziemy mieæ prawdziwe rodzinne
œwiêta.
- Tak. Winnie i Franek spêdz¹ tu cały czas i bêdziemy wszyscy
razem. Musimy niedługo wszystko zaplanowaæ. Uwielbiam robiæ plany.
- Ciotka Edyta uwa¿a, ¿e nie warto niczego planowaæ, bo w
ostatniej chwili zawsze siê coœ mo¿e zdarzyæ - oœwiadczyła ponuro
Przylepka.
- Nie wierz w to, złotko. A gdyby nawet? Zawszeæ to miło robiæ
plany. Nie pozwól, ¿eby twoja ciotka Edyta zrobiła z ciebie - no,
jak to j¹ ostatnio nazwał Sid?
- Pesymistk¹ .
- Tak, tak, to cała ona! I ty uwa¿aj, ¿ebyœ nie poszła w jej
œlady. Nawet jeœli Józek nie przyjedzie, kochanie, to bêdziemy
mieæ Winnie i Franka, i cał¹ tê czeredê malców cioci Azalki. A
indyki, które zjemy na obiad, wygrzewaj¹ siê w tej chwili na
słoñcu, przysiadły sobie na ¿erdziach płotu za t¹ nasz¹ koœcieln¹
szop¹ . A Pat wyciêła ju¿ z pism te wszystkie "meniu". Tak, tak,
mam wielkie plany i niech mi tu Edyta nie kracze. Ona na wszystko
krêci nosem. Pamiêtasz, Pat, jak tañczyłaœ na golasa w œwietle
ksiê¿yca i przyłapała ciê ta nasza dama?
- Tañczyłaœ na golasa? A mnie nie pozwalasz nawet chodziæ po domu
w szortach! - roz¿aliła siê Przylepka.
- I omal nie pêkło mi serce, bo zesłano mnie do Coventry
- westchnêła Pat nie zwracaj¹ c uwagi na słowa Przylepki. - Rodzina
nie zdawała sobie sprawy, jakie to było okrutne. Wtedy ty,
Judysiu, wróciłaœ do domu i w nocy poczułam zapach sma¿onego
boczku.
- Tak, tak, Patsy, czêstoœmy sobie wieczorem zjadły w kuchni jakiœ
smaczny k¹ sek. I jeszcze nieraz zjemy. A ty, panno Przylepko,
skoro nie chcesz drylowaæ wiœni, to mo¿e raczysz upiec na kolacjê
bułeczki z jagodami. Sid za nimi przepada, a Patsy ma dosyæ roboty
z obrêbianiem tych zasłon.
- Dobrze - zgodziła siê Przylepka. - Bardzo je lubiê. I w
przyszłym tygodniu pojadê do Wybrze¿a Zatoki, ¿eby razem z Winnie
wybraæ siê na jagody. Mówi, ¿e bêdê mogła przespaæ siê w namiocie
nad samym brzegiem morza. W Srebrnym Gaju te¿ chciałabym spêdziæ
któr¹ œ noc pod gołym niebem. Mogłybyœmy tu zawiesiæ hamak. Byłoby
cudownie. Judysiu, czy stryj Tom miał za swoich młodych lat jakiœ
romans?
- Co ty tak przeskakujesz z tematu na temat? - zaprotestowała
Judysia. - No pewnie, ¿e tak jak wszyscy chłopcy uganiał siê za
dziewuchami. Nie wiem, dlaczego nic z tego nie wyszło. Dlaczego
nagle o to pytasz?
- Tego lata ju¿ trzy razy prosił mnie, ¿ebym mu wrzuciła list w
Srebrnych Mostach. Mówił, ¿e na poczcie w Północnym Glen wszyscy
s¹ nazbyt ciekawscy. A listy były zaadresowane do jakiejœ pani.
Pat i Judysia spojrzały na siebie porozumiewawczo. Judysia mało
nie wyskoczyła ze skóry, ale opanowała siê i spytała niby to
obojêtnym tonem:
- Nie zapamiêtałaœ przypadkiem nazwiska owej pani, złotko?
- Nie - ziewnêła Przylepka. - Ale stryj Tom a¿ siê rumieni, za
ka¿dym razem kiedy prosi mnie o wysłanie listu, ma tak¹ głupi¹
minê, ¿e zaczynam siê zastanawiaæ, o co tu chodzi.
- Wasz stryj Tom zbli¿a siê ju¿ pewnie do szeœædziesi¹ tki.
Niebezpieczny to wiek dla mê¿czyzn, znów zaczynaj¹ zalecaæ siê do
kobiet. No, ale Edyta potrafi go upilnowaæ. Kiedyœ, jak wszystkich
chłopców ogarnêła gor¹ czka złota, szalał, ¿eby pojechaæ do
Klondike. I nasza dumna panna Edyta do tego nie dopuœciła, głowê
dam, ¿e do dziœ jej tego nie darował. Tak, tak, ka¿dy z nas o
czymœ marzył - i co nam z tego przyszło? Ile bym dała, ¿eby wybraæ
siê do Starego Kraju i zobaczyæ, czy zamczysko McDermottów ci¹ gle
tak wspaniale wygl¹ da. I nigdy nie zobaczê.
- "Ka¿dy ma swoje Carcassone" - zacytowała Pat wiersz, który
pokazał jej kiedyœ Hilary Gordon.
Ale Przylepka była bardziej praktyczna i "mocno stała na ziemi".
- A właœciwie, Judysiu, dlaczego byœ nie miała pojechaæ? Teraz,
kiedy jestem doœæ du¿a, ¿eby pomóc Pat, mogłabyœ w lecie wyjechaæ
na parê miesiêcy. Bilet drug¹ klas¹ nie jest a¿ tak drogi.
Mogłabyœ siê zobaczyæ ze swoj¹ rodzin¹ i na pewno wspaniale
spêdziłabyœ czas.
Judysia drgnêła, jakby j¹ ktoœ uderzył.
- Tak, tak, Przylepko, rozs¹ dnie mówisz. ¯e te¿ mi to nigdy nie
przyszło do głowy. Ale ju¿ chyba jestem za stara, ¿eby siê wlec na
drugi koniec œwiata.
- Ty wcale nie jesteœ stara, Judysiu. PojedŸ za rok, nic
łatwiejszego. Musisz siê tylko zdecydowaæ.
- Zdecydowaæ, zdecydowaæ, to właœnie wcale nie jest takie proste,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin