Małsagow S. - Wyspy piekielne.doc

(484 KB) Pobierz
Sozerko Artaganowicz Malsagow

Sozerko Artaganowicz Malsagow



WYSPY PIEKIELNE
Sowieckie więzienie na Dalekiej Północy

Londyn, A. M. Filpot, L.T.D. 1926 rok.
Tłumaczenie na język angielski F.N. Leion    /?/

 



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

TREŚĆ

Od autora



Część I.       (Wprowadzająca)      Z  Batumu na Wyspy Sołowieckie

Rozdział 1.              Biała Gwardia na Kaukazie

Rozdział 2.              Sławetna "amnestia"

Rozdział 3.              Okropności więzienia w Tyflisie (Tbilisi)



Rozdział 4.              Zesłanie na Sołówki

 

Część II.     Wyspy  Sołowieckie

Rozdział 1.              Z historii Solówek

Rozdział 2.              Od monasteru do łagru

Rozdział 3.              Galeria czekistów

Rozdział 4.              Łagier na Wyspie Popiej

Rozdział 5.              Tyrania kryminalistów

Rozdział 6.              "Kontrrewolucjoniści"

Rozdział 7.              Ofiary Czeki: szczególnie dziwne przypadki

Rozdział 8.              "Polityczni": klasa wybrańców

Rozdział 9.              Dola kobiet

Rozdział 10.              Więźniowie - obcokrajowcy

Rozdział 11.              "Zmiana gabinetu"

Rozdział 12.              Życie codzienne, praca, wyżywienie

Rozdział 13.              Okropności szpitalne

Rozdział 14.              Jak "kształtuje się" pożytecznych obywateli



Rozdział 15.              Jak żyją czekiści.

  

     Część III.    Ucieczka

Rozdział 1.              Jedyna droga do wolności

Rozdział 2.              Realizacja naszych planów

Rozdział 3              Ucieczka: etap pierwszy

Rozdział 4              Koszmarne przejście

Rozdział 5              Wolność

 

Od autora

 

Ja i czterech moich przyjaciół opuściliśmy Wyspy Sołowieckie (dalej w tekście zwane Sołówkami, pod którą to nazwą funkcjonują w świadomości społeczności) 18 maja 1925 roku i przekroczyliśmy granicę pomiędzy Rosją a Finlandią 15 czerwca. Jednakże dopiero
osiem dni później, dotarłszy do miejscowości Knusamo, ustaliliśmy ostatecznie, że znajdujemy się w Finlandii. Tak więc nasza podróż trwała 36 dni.

Jak przypuszczałem, poza granicami Związku Radzieckiego warunki życia zesłanych na Sołówki ofiar (lub ściślej – zesłanych na powolną śmierć) - reżim lagrowy, warunki pracy, wyżywienie i inne wewnętrzne i zewnętrzne warunki bytu codziennego –  były  zupełnie nieznane.

Można zrozumieć przyczyny tajemnicy, którą otoczono Sołówki. Sowieckie gazety, które zatajały przed czytelnikami okrutną prawdę, nie podejmowały na swych łamach tego tematu. Przed nami nie było ani jednego przypadku udanej ucieczki więźnia za granicę, w związku z czym nie było sposobu przekazania światu - za pomocą i pośrednictwem społeczeństwa europejskiego – prawdy o Sołówkach.

Opatrzność cudem wybawiła mnie z tego piekła. I uważałem za swój święty obowiązek przekazać światu informację o tym, co sam widziałem, słyszałem i przez co przeszedłem.

Uwagi poniższe nie pretendują do rangi artystycznej doskonałości i stylistycznego piękna, nie pretendują także do miana wyczerpującej, całościowej relacji; traktuję je jako świadectwo uczciwego człowieka i świadka, który mówi prawdę i tylko prawdę. Jeśli moja relacja zostanie potraktowana jako godne uwagi i przedyskutowania zeznanie, a tym samym stanie się fragmentem gigantycznego aktu oskarżenia, z jakim naród rosyjski, cała ludzkość, historia i Bóg niewątpliwie wystąpią przeciwko władzy radzieckiej - będę przekonany, iż wypełniłem swój obowiązek.

Na potwierdzenie powyższego (o ile starczy sił i beznamiętnego zdystansowania się wobec podjętego tematu (mogę powiedzieć, że gdy pokazałem te notatki przyjaciołom, którzy uciekli wraz ze mną, wszyscy stwierdzili zgodnie co następuje: opis reżimu na Wyspach Sołowieckich w wielu przypadkach jest nazbyt wstrzemięźliwy.

 

 

Część I. (Wprowadzająca)
Z Batumu na Wyspy Sołowieckie

Rozdział 1
Biała Gwardia na Kaukazie

Klęska Denikina -Wojna partyzancka - Nieoczekiwany cios -
Nieuchwytny Czełokajew - Umowa w działaniu

Zanim przejdę do celu nadrzędnego - opisu warunków życia w sowieckim więzieniu na Wyspach Sołowieckich, chciałbym zatrzytnać się    krótko na tym okresie mego życia, który bezpośrednio poprzedzał moje zesłanie. Wydaje mi się, iż może ów opis mieć szersze, ponad osobiste znaczenie. O ile mi wiadomo, działalność represyjna władzy radzieckiej na Północnym Kaukazie w stosunku do uczestników zdławionego powstania antysowieckiego nigdy nie była przedmiotem opisów i analiz w twórczości literackiej i wspomnieniowej.

W czasie ostatniego wycofywania się generała Denikina znajdowałem się w szeregach Armii Kaukaskiej na froncie Carycyńskim. Katastrofa Armii Ochotniczej zmusiła nas wszystkich do szukania
schronienia w górach. Ciągle mieliśmy do czynienia z atakami wroga, nasza brygada kawaleryjska dotarła do rzeki Terek, gdzie została rozformowana. Najbardziej wytrwałe i silne jej zgrupowania przekroczyły granicę Gruzji, wówczas niezależnego jeszcze państwa. W Gruzji ci członkowie brygady, którzy nadawali się do dalszej służby, połączyli się pod wodzą Kłycz Sultan-Grireja, tworząc pułk kawaleryjski. Do jego obowiązków należało dokonywanie wypadów na sowieckie tyły i prowadzenie walk zaczepnych powodujących dezorganizacje i zamieszanie wśród wroga. Mieli niszczyć drogi i organizować powstania przeciw bolszewikom. Wyprawa na Kubań, planowana na lato 1920 r. przez sztab generała Wrangla, który wraz ze swą armią znajdował się wówczas na Krymie, zainspirowała Sułtan - Gireja do wysłania na Kubań i nas - w nadziei nakłonienia kubańskich Kozaków do powstania. Na Kubaniu - po nieudanych walkach - przyłączyliśmy się do wycofujących się wojsk, które dotarły wcześniej na Krym; okazało się, iż wyprawa znacznie przekroczyła przewidywane rozmiary. Zuchwały plan zorganizowania - wespół z Kozakami Kubańskimi - zbrojnego powstania przeciw władzy sowieckiej nie udał się. Byliśmy znów w rozproszeniu.

W wyjątkowo trudnych warunkach (otoczeni przez wojska Armii Czerwonej) udało się sformować nowy oddział pod dowództwem pułkownika Iks (nie mogą wymienić na razie nazwiska pułkownika, ponieważ kontynuuje na Kaukazie walkę partyzancką przeciwko władzy sowieckiej). Oddział nasz, nie bacząc na swą skromną liczebność, prowadził nadal nie bez powodzenia działania wojenne. Zaczęliśmy obmyślać plan akcji o szerszym zasięgu, gdy nieoczekiwanie zostaliśmy pozbawieni wsparcia, od którego zależało powodzenie planowanych działań i na które bardzo liczyliśmy. Wybuchło powszechnie znane powstanie w Gruzji. W rzeczywistości Gruzja znalazła się pod okupacją regularnych wojsk Armii Czerwonej - bez jakiegokolwiek oporu. Oddział nasz, prowadząc działania obronne, wycofywał się przez niedostępne góry do Batumu. Tu część oddziału przestała istnieć w formie zorganizowanej i przeformowała się w większe lub mniejsze powstańcze oddziały wojskowe. Pozostali przeszli do Anatolii.

Ja udałem się Adżarystanu. Tam nawiązałem łączność z Trapezundem, gdzie mieszkał Igrek (nazwiska nie mogą wymienić z przyczyn wspomnianych wyżej). Aż do jesieni 1922 r wraz z Igrekiem organizowaliśmy częste wypady na granicę sowiecką. Zarówno wówczas, jak i teraz, nieoficjalne dowództwo nad całym ruchem powstańczym na Kaukazie, skupiało się w ręku znanego powszechnie pułkownika Czełokajewa. Dzięki wszechstronnemu wsparciu ludności miejscowej, która sympatyzowała "białym" oraz osobistemu męstwu, odwadze i umiejętnościom strategiczno - przywódczym, Czełokajew był nieuchwytny dla bolszewików.

Posiadam dokładne informacje, iż Gruzińska i Zakaukaska Czeka często próbowała go przekupić. Proponowano mu niejednokrotnie ogromne sumy w złocie, aby tylko opuścił Kaukaz. Bolszewicy obiecywali mu willę w dowolnie wybranym kraju Europy. Jednakże nieuchwytny pułkownik odrzucał te propozycje ze wstrętem i do dziś kontynuuje nieoczekiwane wypady to na jeden, to na drugi ośrodek władzy sowieckiej na Kaukazie.

Pomiędzy Czełokajewem a kaukaskimi władzami sowieckimi istnieje niezwykły układ. Rodzina pułkownika od kilku już lat cierpi uwięziona w zamku Metech - niegdyś twierdzy carów Gruzińskich, zamienionej później na więzienie. Owo więzienie tyfliskie znane było szeroko ze swego okrucieństwa i zezwierzęcenia. Bolszewicy oczywiście dawno by już rozstrzelali rodzinę Czełokajewa, gdyby ten nie wziął do niewoli i nie ukrył w znanym sobie miejscu - jako zakładników - kilku przedstawicieli władzy sowieckiej. Gdy pułkownik się dowiedział, iż jego rodzina została aresztowana, posłał do szefa gruzińskiej Czeki list następującej treści "Przyślę w workach po 40 głów komunistów za każdego członka mojej rodziny, zamordowanego przez was. Pułkownik Czełokajew."

W ten sposób zarówno rodzina pułkownika jak i zakładnicy - komuniści do dziś pozostali przy życiu.

 

         Rozdział 2

                Sławetna "amnestia"

Moja głupia łatwowierność – Chłopiec - czekista - Wyprowadzeni
na rozstrzelanie - Represje - Odważny góral - Rozpoznany przez
idiotę.

W 1922 roku dla uczczenia rocznicy Października Rada Komisarzy Ludowych RSFRR (Rosja wtedy istniała pod taką właśnie nazwą) ogłosiła całkowitą amnestię dla wszystkich przeciwników władzy sowieckiej. Amnestia ta, podpisana przez kwiat partii komunistycznej, obiecywała oficjalnie całkowite wymazanie każdego przestępstwa przeciwko władzy Radzieckiej, dokonanego przez białogwardzistów wszystkich stopni i kategorii.

Do dziś nie mogę zrozumieć, w jaki sposób ja, który lepiej niż ktokolwiek inny znałem wartość obietnic bolszewickich, który walczyłem z władzą sowiecką na śmierć i życie - mogłem uwierzyć w szlachetne intencje i dobrą wole ludzi, którzy zawsze kłamali. Zapłaciłem za swoją niewybaczalną głupotę cierpieniami w wiezieniu Sołowieckim. Niechaj mój los będzie przestrogą dla innych łatwowiernych.

W kwietniu 1923 r. oddałem się sam w ręce oficerów Czeki w Batumie. Przesłuchiwał mnie śledczy, który rzucał się w oczy z powodu swego wieku. Był to energiczny młodzieniec lat siedemnastu. Służby śledcze w Rosji sowieckiej były zorganizowane "znakomicie”. Kiedy młody czekista podsumował moje przestępstwa (trzeba przyznać, iż dość szczegółowo) zakończył przesłuchanie z ironicznym uśmiechem! "No cóż, nie będziemy mięczakami w stosunku do takich chłopaków jak ty". I rzeczywiście nie byli "mięczakami”. Gdy powołałem się na oficjalne następstwa amnestii, śledczy wprost, zanosił się ze śmiechu: "Odprowadzić go do celi, niech, mu tan pokażą amnestię". I rzeczywiście, tam mi ją pokazali.

Nie będą szczegółowo opisywać swych męczarni moralnych i fizycznych, bicia, poniżania mojej godności, próby wydobycia ze mnie zeznań za pomocą prowokacji - wszystkiego tego, co przeżyłem jako więzień Batumskiej Czeki. Dość powiedzieć, że mnie wzywali na przesłuchania o drugiej po północy. Przesłuchania dotyczyły kilku ostatnich lat mego życiorysu, który władze znały do najdrobniejszych szczegółów. Zaproponowano mi, bym się przyznał do wszystkiego i wymienił głównych współuczestników w ilości dziesięciu ludzi (liczbę określono jednoznacznie i ściśle). Przekonywanie przeplatano przekleństwami i obraźliwymi wyzwiskami; wyzwiskom towarzyszyły wystrzały rewolwerowe nad moją głową. Wszystkie te zabiegi stosowano w celu zastraszenia mnie. Odrzucałem wszystkie oskarżenia i odmawiałem wymienienia kogokolwiek ze współuczestników. Mnie i jeszcze trzech innych więźniów wyprowadzono na rozstrzelanie na podwórze więzienne. Jeden z więźniów został zabity dwa kroki ode mnie. Drugiego także zastrzelili od razu. Trzeci upadł ociekając krwią. Następnie wrzasnęli w moim kierunku "Teraz twoja kolej!"

Stałem w osłupieniu obok ciał moich współwięźniów. Niemal dotykając mojej głowy lufami pistoletów czekiści krzyczeli : "Przyznaj się !"

Milczałem. Z jakiegoś powodu postanowili mnie nie zabijać. Być może, iż moje życie było im do czegoś potrzebne. Spędziłem jeszcze kilka dni w Batumskim wiezieniu Czeki. Następnie przeniesiono mnie do więzienia Zakaukaskiej Czeki w Tyflisie. Jej zarząd i kierownictwo znajdowały się w dzielnicy Sołołaki, w centrum miasta. Co się tyczy okrucieństwa, to nie było różnicy między porządkami w Tbilisi i w Batumie. Szefem i wszechmocnym gospodarzem Zakaukaskiej Czeki w tym czasie był znany pewszechnie Mogilewski,  który nie tak dawno zginął w katastrofie lotniczej. Krew płynęła na Kaukazie strumieniami. Komuniści byli po trzykroć bardziej mściwi w stosunku do swych więźniow: za zabójstwo Worowskiego w Szwajcarii, za powstanie w Gruzji, za ultimatum lorda Kersona.

W niezliczonych więzieniach Kaukazu codziennie mordowano tysiące ludzi. Kaukaz nie został jeszcze ostatecznie pokonany przez komunistów i w czasie gdy pisze te słowa, całe terytorium płonęło w ogniu wojny domowej. Grupy powstańcze wrywały się do miast i wieszały wszystkich bolszewików, którzy wpadali im w ręce. Ci ostatni odpowiadali wzmocnieniem swego i tak bezlitosnego terroru. Pewnego razu powstańcy zeszli z gór do stanicy  Kursk niedaleko Władykaukazu i między innymi zabrali stado, które należało do Sowietów. W ślad rzuciła się pogoń pod wodzą osławionego kata, łotysza Sztybe, szefa GPU (Państwowego Zarządu Politycznego Republiki Gori na Kaukazie) grupa powstańców skryła się w górach, zapędzając tam wszystkie zwierzęta domowe, i pogoń nie mogła jej odnaleźć. Czekistom udało się otoczyć i schwytać tylko jednego z dowódców powstania. Góral, za plecami którego była wysoka stroma skała, miał pełne kieszenie pocisków i odpierał ataki kilku oddziałów przez wiele godzin. Jeden z jego celnych strzałów trafił samego Sztybe. Chociaż powstaniec został kilka razy ranny, sam położył ponad ośmiu komunistów. Koniec końców śmiertelnie ranny góral spadł ze skały. W jego broni, którą zimne palce trzymały blisko twarzy, nie znaleziono ani jednego pocisku, walczył do końca. Przywiązano go później do końskiego ogona i powleczono ciało do Władykaukazu. Kata Sztybe pochowano ze wszystkimi honorami wojskowymi na Placu Puszkina w Tyflisie. Śmierć tego przestępcy władze wykorzystały jako pretekst do wzmocnienia represji w stosunku do więźniów. Pasterzem, pieczy którego powierzono całą trzodę wypędzoną przez powstańców w góry, był głuchoniemy od urodzenia, wyraźnie niedorozwinięty chłopak. Właśnie jemu polecono rozpoznawać pośród wszystkich więźniów Kaukazu - tych ludzi, którzy byli powiązani z zabójstwem „niezapomnianego towarzysza Sztybe".

Przewodniczącego Czeki Republiki Gori nie interesowała odpowiedź na pytanie w jaki sposób my, więźniowie, w momencie śmierci Sztybe, lub jeszcze znacznie wcześnie, zamknięci w więzieniach, mogliśmy uczestniczyć w jego zabójstwie. Ustawiono nas w dwa szeregi: wystarczyło, żeby pastuch zatrzymał się przed jakimś człowiekiem i wydał niezrozumiały bełkot lub po prostu głupawo się uśmiechał, a już więźnia, który zwrócił uwagę chłopca, traktowano jako uczestnika zabójstwa "niezapomnianego towarzysza Sztybe". Natychmiast padał rozkaz: "Dwa kroki naprzód" i kula sięgała głowy ofiary.

Kilka tuzinów ludzi zamordowano w ten sposób na moich oczach. Także w ten sposób, idąc wzdłuż drugiego szeregu, pastuch zatrzymał się przede mną. Śmierć wydała mi się nieunikniona. Ale prokurator Republiki Gori, Toguzow, który podążał w ślad za pastuchem i który przesłuchiwał mnie tej nocy, doskonale wiedział, iż nie miałem absolutnie żadnego udziału w zabicia Sztybe; poczuł prawdopodobnie na moment wyrzuty sumienia i odprowadził pastucha akurat w tym momencie, gdy ten wykrzywił przede mną swą twarz w idiotycznym grymasie.

Prokurator ów był postacią charakterystyczną. Kazbek Toguzow, były oficer, w 1917 r.  kontynuował na Kaukazie straceńczą i rozpaczliwą walkę o utrzymanie Rządu Tymczasowego, domagając się rozwiązania wszystkich Rad Robotniczych i Żołnierskich przy użyciu siły zbrojnej. Ale w zagadkowych i tajemniczych okolicznościach wstąpił do komunistycznej partii i do dziś wiesza ludzi, ale już wrogów bolszewizmu.

 

 

     Rozdział 3


                   Okropności więzienia w Tyflisie

Zdecydowanie księcia Muchrańskiego - Metech - W rękach sadystów
- Przeklęte miejsce - Noce rozstrzeliwań - San wpadłem we własne sieci.

Wśród tysięcy ludzi znajdujących się w więzieniach Zakaukaskiej Czeki równocześnie ze mną zamknięto piętnastu oficerów. Byli wśród nich: generał Cułukidze, książę Kamszyjew, książę Muchrański, którego brat był żonaty z córką Wielkiego Księcia Konstantego Konstantynowioza. Wszyscy byli oskarżeni o organizowanie mitycznego kontrrewolucyjnego spisku i związki z powstaniem gruzińskim 1923 roku. Ludzie ci po długich i ciężkich przesłuchaniach zostali skazani na rozstrzelanie. Książę Muchrański postanowił drogo sprzedać swoje życie. Udało mu się zdobyć wielki gwóźdź (znalazł go w celi). Gdy w noc wykonania wyroku otworzyły się drzwi i grupa czekistów pod dowództwem Szulmana, komendanta Zakaukaskiej Czeki, znanego jako "komendanta śmierci" weszła, by wyprowadzić skazanych oficerów Muchrański rzucił gwóźdź z całej siły w twarz Szulmanowi, celując prosto w oczy. Ciężki gwóźdź złamał katowi nasadę nosa. Szulman jęknął z bólu, natychmiast rozległy się krzyki i strzały. Celę wypełnił dym. Wszyscy oficerowie w liczbie piętnastu zostali zabici na miejscu przez konwój. Więźniom z sąsiednich cel rozkazano zmyć strugi krwi. Kat Zlijew, pełnomocnik nadzwyczajny GPU Republiki Gori w Osetii, uciekał się do następującego sposobu przesłuchań. Z całą silą wpychał lufę rewolweru do ust przesłuchiwanego, obracał i przekręcał rewolwer w ustach, raniąc dziąsła i wybijając zęby. Mój kolega z celi więzienia GPU Republiki Gori został poddany takim torturom. Był to niemłody Osetyńczyk, którego podejrzewano o następujące przestępstwo (cytat z aktu oskarżenia): "Oskarżony o to, że pewnego razu przeszedł obok drzwi domu Czełokajewa".

x x z

Po upływie kilku tygodni zostałem przeniesiony do głównego więzienia kaukaskiego Metech w Tyflisie. Podobnie jak i teraz, w 1923 r. Metech był wykorzystywany tylko jako miejsce trzymania pod strażą więźniów politycznych; zwykli kryminaliści byli umieszczani w wiezieniu państwowym. Pod kluczem, łącznie z dużą ilością gruzińskich mieńszewików, znajdowało się 2600 białogwardzistów.

Nieludzkie represje były systematycznie stosowane wobec bezbronnych ludzi - widziałem wielu starców, kobiety i dzieci. Raz w tygodniu - w czwartek - specjalna komisja, złożona z członków Czeki Zakaukaskiej i Gruzińskiej, zasiadała w kancelarii naczelnika wiezienia i układała listę ofiar, nie zwracając zbytniej uwagi na stopień winy poszczególnych osób. Dowód winy górował nad ludzkim odruchem. Cały personel więzienny Czeki Zakaukaskiej i Gruzińskiej został skompletowany z sadystów. Co tydzień, w czwartek nocą, rozstrzeliwano od sześćdziesięciu do stu osób. te noce były prawdziwym piekłem dla całego Metechu. Nie wiedzieliśmy, komu sądzona była śmierć i dlatego każdy oczekiwał śmierci. Ani jeden więzień nie był w stanie zmrużyć oka do samego rana. Nieustanne przelewanie niewinnej krwi stało się torturą nie do wytrzymania nie tylko dla więźniów, lecz także dla ludzi mieszkających na wolności, poza murami więzienia. Wszystkie ulice wokół Metechu przez dłuższy czas były opustoszałe. Mieszkańcy tej dzielnicy porzucali swoje domy nie będąc w stanie słuchać odgłosów rozstrzeliwań i przejmujących krzyków i jęków ich ofiar,

Czekiści Meteohu zawsze byli pijani. Byli to zawodowi rzeźnicy. Ich podobieństwo do tych ostatnich było tym mocniejsze, że mieli zwyczaj zakasywać rękawy do łokci i w taki sposób przemierzali korytarze i cele. Od czasu do czasu obsuwali się na podłogę odurzeni alkoholem i ludzką krwią. W noc rozstrzeliwań wyprowadzano z każdej celi od pięciu do dziesięciu ludzi, Czekiści przeciągali jak najdłużej procedurę odczytywania list skazanych na śmierć i przeciętnie proces ten w każdej celi trwał do piętnastu minut. Przed każdym imieniem i nazwiskiem robiono długie pauzy, w czasie których wszyscy aresztanci drżeli z przerażenia. Takich tortur nie mogli wytrzymać nawet ludzie o bardzo mocnych nerwach. W czwartkowe noce połowa więźniów płakała do samego rana. Na następny dzień nikt nie mógł przełknąć nawet najmniejszego kęsa jedzenia; więzienny obiad pozostawał nietknięty. Tak bywało co tydzień.

Więźniowie z Republiki Gori, którzy przybyli na Sołowki w 1925 r., opowiadali, że proceder ten był kontynuowany i później. Wiele osób nie mogło wytrzymać długotrwałego koszmaru i traciło zmysły. Inni popełniali samobójstwo różnymi dostępnymi sposobami.

W czasie gdy znajdowałem się pod kluczem, znany powszechnie tyfliski czekista Zozula (kubański kozak), został ulokowany wśród więźniów jako prowokator. Kat ten w stosunkowo krótkim czasie rozstrzelał osobiście sześćset osób (faktu tego nie negował sam Zozula). Wreszcie został zdemaskowany i zabity przez współwięźniów.

Spędziłem cztery i pół miesiąca w Metechu i co czwartek przygotowywałem się na śmierć. Po wyjściu z pierwszego "rozpocząłem" niekończącą się serię podróży po różnych innych więzieniach. Z twierdzy Metecha przeniesiono mnie do wiezienia państwowego w Tyflisie. Stąd do "Timachiku" - więzienia w Baku, gdzie spędziłem dwa tygodnie. Następnie było więzienie Czeki w Pietrowsku (trzy tygodnie). Potem - Groźny, z Groźnego w wagonie Stołypinowskim, skonstruowanym specjalnie dla więźniów - do Władykaukazu. I wszędzie było to samo: całkowite niszczenie ludzkiej osobowości, te same tortury w czasie nocnych przesłuchań, głód i bicie, to samo bezprawie i samowolne rozstrzeliwania.

Rozdział 4

Zesłanienie na Sołówki

Ostatecznie "amnestionowany" - Szpana - Udana ucieczka - Klasyfikacja więźniów

- Protekcja madame Kamieniewej.

Koniec końców 30 listopada 1923 roku (po upływie siedmiu miesięcy od momentu, gdy zostałem "amnestionowany" przez Czeka w Batumie (śledczy Władykaukaskiej Czeki "amnestionował" mnie ostatecznie następującymi słowy: "Zgodnie z poleceniem komisji amnestyjnej Komisariatu Ludowego Spraw Wewnętrznych d/s Spraw Zesłań obywatel Malsagow został uznany winnym przestępstw przewidzianych w artykułach 64 i 66 Kodeksu Karnego RSFRR: Artykuł 64 - "Organizowanie aktów terroru i współpraca z obywatelami innych państw". Artykuł 66 - "Szpiegostwo na rzecz burżuazji międzynarodowej". Malsagow zostaje zesłany do obozu koncentracyjnego na Wyspy Sołowieckie na okres lat trzech".

Zarówno ja, jak i inni "amnestionowani" w ten sam sposób bez pośpiechu byli wysyłani na Północ. Pierwszy przystanek był w Rostowie nad Donem. Tu po raz pierwszy zetknąłem się z tzw. „szpaną” - zwykłymi kryminalistami, którzy odgrywali dość niezwykłą rolę we wszystkich rosyjskich więzieniach, łagrach i miejscach zesłań.

Złodzieje wielkiego i małego formatu, włamywacze, zabójcy, fałszerze pieniędzy i włóczędzy wędrowali całymi dywizjami z jednego więzienia do drugiego, odsiadując w ten sposób swoje wyroki, albo uciekali przy pomocy przekupionych strażników, by wkrótce znaleźć się znowu w kolejnym więzieniu. Niemal wszyscy byli goli, zawsze głodni i zawszeni. Strażnicy bili ich po głowach wyciorami, kryminaliści zabijali się nawzajem cegłami wyrwanymi ze ścian więziennych. Całkowicie zdziczeli, dokąd by ich nie wysłano, wszędzie ci nieszczęśnicy przegrywali w karty swój skąpy przydział (porcję kapuśniaku) lub ostatnią parę własnych spodni. Tego typu straty starali się kompensować grabiąc nowo aresztowanych więźniów z kategorii politycznych. Skradzione rzeczy "szpana" przepijała i sprzedawała za pośrednictwem więziennych i obozowych dozorców.

Po wejściu do celi, przeznaczonej dla nas w więzieniu rostowskim, oniemiałem z przerażenia: wyszło nam na przeciw około stu ludzi - przedstawicieli "szpany"-z ogłuszającymi wrzaskami i pogróżkami. W kącie siedziało pięciu mężczyzn z inteligencji, wśród nich i pułkownik Sztabu Generalnego. "Szpana" w przeciągu nocy rozebrała wszystkich do naga.

Na szczęście wśród nas byli ludzie, którzy przeszli wszelkie możliwe próby życiowe. Jeden z nich nakreślił kredą linie na podłodze celi i podzielił w ten sposób pomieszczenie na dwie strefy wpływów - polityczną i kryminalną, a następnie bardzo wyraźnie ogłosił "szpanie": "Zabiję pierwszego, który przekroczy tę linię". Był olbrzymiego wzrostu i "szpana" się go wystraszyła. Nocą wystawialiśmy wartowników na granicy "strefy wypływów". Gdyby wydarzenia przybrały inny obrót, to nasze pieniądze i rzeczy osobiste zostałyby ukradzione. Od pieniędzy i rzeczy osobistych był uzależniony nasz los: różnymi łapówkami przekupywaliśmy strażników, aby uzyskać choćby minimalne udogodnienie życia więziennego.

Z Rostowa wysłali nas do Moskwy na Tagankę. W więzieniu tagańskim wspomniany system podziału był powszechnie obowiązującym. Istniały oddzielne cele dla kryminalistów różnych kategorii. Tu zetknęliśmy się z ciekawą gradacją przestępców, wprowadzoną przez władzę sowiecką. Wszyscy przestępcy zostali podzieleni nie na dwie kategorie - kontrrewolucjonistów i "szpanę", jak na Kaukazie i w Rosji południowej, lecz na trzy.

Pierwszą grupę zwaną "KR" /kontrrewolucjoniści/ tworzyli ludzie podejrzani o działalność na korzyść monarchii lub, szerzej, burżuazji, tzn. o działalność antysocjalistyczną. W tej różnorodnej grupie można spotkać i byłego ministra, i szwajcara, i młodego unter-oficera, i generała, bogatego fabrykanta i handlarza z niewielkiego sklepiku, byłą księżną i jej kucharkę. Władza sowiecka włączyła do tej grupy także całe duchowieństwo –  bez  różnicy i względu na wyznanie, wszystkich wykształconych i pół - wykształconych, wszystkich kupców i oficerów.

Do grupy drugiej zaliczono tak zwanych "działaczy politycznych i partyjnych", pozostałości przedrewolucyjnych partii socjalistycznych – SR - ów (Rewolucyjnych Socjalistów) SD - eków (Socjaldemokratów), anarchistów i innych, którzy nie identyfikowali się z bolszewikami.

I trzecia grupa, którą tworzyli przestępcy kryminalni w czystej postaci, czyli tzw. "szpana". Władze sowieckie aprobowały taką klasyfikację zarówno na Sołówkach, jak i w innych miejscach zesłań oraz na wolnych osiedleniach.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin