086 - Smierc krazy o zmroku.pdf

(898 KB) Pobierz
959589095.002.png
959589095.003.png
Spostrzegł na skraju ścieżki skrzepła, krew. Ziemia wkoło zryta była nogami. Przez głowę
przemknęła myśl o tej całej dzisiejszej młodzieży, którą państwo tylko rozpieszcza, a jak kto ma
za dobrze, to zamiast robić — chuligani. Przystanął na moment, miał czas, wracał akurat po
nocce do domu.
I wtedy zobaczył między połamanymi badylami chwastów — rękę. Jakby wystającą spod
ziemi. Nieruchomą.
Powoli, ostrożnie postąpił w tamtym kierunku.
W niewielkim wgłębieniu, zapewne L. użytkowanym kiedyś jako śmietnik, wśród potłu­
czonego szklą, blaszanych puszek po konserwach i ułamków cegieł, leżała młoda dziewczyna. Jej
ręka uniesiona nieco w górę zastygła nienaturalnie w tym geście. Nie było wątpliwości, że
dziewczyna nie żyje, i to już dość dawno. Pognieciona, zabrudzona ziemią sukienka odsłaniała
wysoko nagie, zgięte w kola-nach nogi. Zmierzwione włosy na szczycie czaszki zlepione były
czymś ciemnym. Krwią? Tą samą krwią co na ścieżce? W pobliżu trupa leżała czerwona torba z
plastyku, nieco dalej — przełamana na pół
parasolka.
Jan Dymek, stróż nocny w magazynach spółdzielni „Przyszłość" filia w Porębie, spojrzał
na zegarek.
Dopiero co minęła szósta. O tej porze Irka Pawelczyków powinna otwierać swój kiosk na
rogu 1 Maja.
Ulica 1 Maja była niedaleko, a w kiosku był telefon. Kiedy jednak zasapany pospiesznym
marszem stanął przed kioskiem, przywitała go kartka przylepiona plastrem na szybie: „Wyszłam
do biura". Pewne zszarganie kartki pozwalało sądzić, że wisi ona już co najmniej dobę, jeśli nie
dwie. Dymek zmełł w ustach przekleństwo i po dobrym kwadransie, dysząc jak przed apopleksją,
dobijał się do parterowego domku sier­
żanta MO — Chomońskiego.
Sierżant akurat jadł śniadanie i regulaminowo przyjął wiadomość, czyniąc uwagę, że na
pewno wampir nową ofiarę znalazł.
Dymek skinął głową. Też od razu tak sobie pomyślał, gdy tylko zobaczył trupa. Ale
sensacja: wampir w Porębie! Z zadowoleniem patrzył, jak sierżant, deklarując szybkie działanie,
wciąga mundur, starannie zapinając wszystkie guziki.
„Szybko" jest jednak pojęciem względnym. Nim sierżant sformułował meldunek, nim
zadzwoni! do Komendy Powiatowej, nim dojechał służbowym rowerem (usadziwszy Dymka na
ramie) do miejsca zbrodni, aby je regulaminowo zabezpieczyć, nim komendant powiatowy,
skierowawszy do Poręby radiowóz, zadzwonił do Komendy Wojewódzkiej — zrobiło się już
piętnaście po ósmej. 1 W tym samym mniej więcej czasie wchodził po schodach na pierwsze
piętro gmachu Komendy Wojewódzkiej MO kapitan Kęski z Komendy Głównej, delegowany w
misji specjalnej. Ledwo zdołał wymienić parę zdań z młodym porucznikiem, który zjawił się, aby
przybyszowi wskazać przeznaczony dlań pokój oraz zapoznać go z pozostałymi członkami
zespołu pracowników komendy tworzącymi grupę operacyjną pod kryptonimem „Krystyna" (od
imienia pierwszej zabitej przez wampira kobiety) — zadzwonił telefon.
— Tak się składa, kapitanie — rozległ się w słuchawce głos szefa KW MO — że swoje
959589095.004.png
nowe zadanie zaczniecie nie od rozmów, ale od autopsji. Ten sukinsyn znów dał znać o sobie.
Pojedziecie do Poręby moją Wołgą z porucznikiem Patrykiem.
Jechali międzynarodową trasą na Warszawę, potem skręcili w bok na lokalną szosę
między dwoma powiatowymi miastami.
Wreszcie Wołga zatrzymała się w miejscu, gdzie od drogi odgałęziała się wąska ścieżka.
Parkowały tu już inne wozy. Po dziesięciu minutach — ominąwszy niewielką grupę gapiów
trzymanych przez munduro-wego funkcjonariusza w przyzwoitej odległości od skrawka
zaśmieconego gruntu, po którym wciąż jeszcze krzątali się ubrani po cywilnemu młodzi ludzie z
ekipy technicznej — stanęli obok podłużnego kształtu przykrytego brezentem. Szef ekipy
technicznej sięgnął ku brezentowi, pragnąc odsłonić trupa, kapitan po-wstrzymał go jednak
ruchem ręki.
— Znaleziono coś, co mogłoby wskazywać, że zostało pozostawione przez mordercę? —
zapytał.
— Niestety nie, bo...
— O tym „bo" pomówimy później. Pies znalazł trop?
— Szedł w tamtym kierunku — ręka szefa Komendy Powiatowej wskazała na przełaj
przez ugór, w skos od ścieżki, — Stracił trop dopiero na drodze odległej stąd o jakieś trzysta
metrów. To dalszy ciąg tej drogi, przy której stoją obecnie nasze wozy.
— Dokąd ona prowadzi?
— Do stacji kolejowej w jedną, a do osiedla jednorodzinnych domków w drugą stronę.
— Co mówią mieszkańcy tego domu?
— Kęski wskazał czerwonocegły budynek skryty za drzewami, odległy ni« więcej niż o sto
metrów.
— Niestety, ten dom jest chyba nie zamieszkany. Jeszcze nie zamieszkany. W budowie.
— No tak, dziękuję, niezbyt wesoło to wszystko wygląda. Powiadacie, źe tamta droga
prowadzi do stacji kolejowej, tak? Ciekawe.
W drodze powrotnej Patryk podchwycił ten wątek. Jeśli większość morderstw dokonana
została w pobliżu stacji lub dworców kolejowych, jeśli w trzech wypadkach pies doprowadził aż
na podjazd budynku stacyjnego, a raz do poczekalni, to 1 w pozostałych wypadkach można
podejrzewać, że stało się inaczej tylko dlatego, iż padał deszcz, który zmył wszystkie ślady. A w
ostatnim półroczu deszcze były częste.
— Interesująca koncepcja. Na najbliższą odprawę zespołu przynieście, proszę, rozkład
kolejowy.
Przyda się też wykaz opóźnień pociągów na regionalnych liniach z okresu ostatniego
półrocza. No i mapa.
*
W trzy dni później Patryk zameldował się u Kęskiego. Kapitan zadowolony z pretekstu z
ulgą przerwał
lekturę akt, którą zajęty był od rana.
— Denatka, Maria Wasilewska — referował Patryk — lat 24, niezamężna, z zawodu
pracownik umysłowy— zmarła, jak wykazała sekcja zwłok, między godziną dwudziestą
trzydzieści a dwudziestą pierwszą w wyniku uderzenia ciężkim, tępym przedmiotem w tył
czaszki. Morderca uderzył swoją ofiarę nie raz, lecz parokrotnie. Prawdopodobnie trzy razy, w
pewnych odstępach czasu. Po pierwszym uderzeniu, które nie spowodowało jeszcze śmierci,
tylko pęknięcie czaszki i obfite wylewy krwawe, morderca ująwszy Wasilew­
ską za nogi przeciągnął ją — o czym świadczą zadrapania i urazy naskórka — kilkanaście
metrów w bok od ścieżki. Tam czymś ostrym, niewykluczone że scyzorykiem, poranił ciało ofiary
i prawdopodobnie tuż przed opuszczeniem miejsca zbrodni zadał jeszcze tym samym co aa
początku, ciężkim, tępym przedmiotem 2 dużą siłą dwa ciosy, tym razem śmiertelne.
Wasilewska została zgwałcona. Dokładnie nie można ustalić
— przed czy po utracie przytomności. Stwierdzono zaawansowaną ciążę. Siadów na szyi,
959589095.005.png
typowych dla duszenia, nie wykryto. Narzędzia zbrodni nie udało cę odnaleźć. Nie natrafiono aa
świadka, który by widział
jakiegoś samotnego mężczyznę wałęsającego się w okolicy. Jedyny dom w pobliżu
zbrodni okadzał się rzeczywiście nie zamieszkany. Odciski linii papilarnych zebrane z torebki
należą do denatki. Na rączce parasolki brak śladów. Za paznokciem wskazującego palca
Wasilewskiej znaleziono przekrwiony, niewielki skrawek skóry. Nie pochodzi on z ciała denatki.
Być może zdrapany został w czasie szamotaniny z twarzy mordercy. Napastnik niczego nie
zrabował. Stwierdza to matka denatki. Mieszkała razem z córka. Widziała, jak była ubrana, co
wychodząc brała ze sobą. Wiedziała, co zwykła nosić w torebce. Córka wyszła z domu około
drugiej po południu, matka widziała ją wtedy ostatni raz. Przypuszczenie, że morderstwo nie
miało charakteru rabunkowego, potwierdza fakt znalezienia w torebce denatki 15 612 złotych.
Gdyby nie trzymała pieniędzy w torebce, można by założyć, że morderca szukał pieniędzy
bezskutecznie. Ale miała je właśnie tam, gdzie szuka się najpierw. Swoją drogą ciekawe —
Patryk, pragnąc wciągnąć kapitana w dyskurs, świadomie ubrał kolejną uwagę w formę pytania
—skąd dziewczyna zarabiająca 1 700 zł miesięcznie, nie pochodząca z majętnej rodziny, miała
tak znaczną sumę? Jej matka mówi, że nic nie wskazywało, aby posiada­
ła ostatnio większe pieniądze.
— Dzieci niechętnie informują rodziców prawdziwym stanie swoich budżetów.
Jak będziecie mieli własny przychówek, dowodnie się o tym przekonacie.
— Mam tutaj — podjął porucznik nie zrażony — wykaz przedmiotów znalezionych w
kieszeniach i w torebce denatki... Proszę posłuchać: puderniczka marki „Celia", krem do rąk
„Uroda", czerwona szminka
„Max Factor", chusteczka do nosa w niebieską kratkę, dwa klucze na kółku, cztery
własne zdjęcia portreto-we formatu pocztówkowego, portmonetka brązowa, zielona koperta — o,
właśnie! — z sumą 15 612 złotych, bilet miesięczny PKS, cztery cukierki w torebce firmowej
„Wedla", luźna, zarysowana kartka wyrwa-na z kołonotatnika, kalendarzyk kieszonkowy Ligi
Przyjaciół Żołnierza...
— Po co mi to odczytujecie? Chyba nie po to, abym wreszcie zrobił porządek we własnym
portfelu.
— Nie. Ale wiecie, co w istocie przedstawia ta „luźna, zarysowana kartka"? Plan.
Prawdopodobnie wnętrza mieszkania. Oto przyczynek do skrupulatności przeprowadzającego
spis. Sformułowanie „zarysowana kartka" nic nie mówi. Natomiast plan, narysowany przez
kogoś, kto swój kreślarski wyczyn uzupełnia dopi-skiem „piątek wieczór" — widziałem tę kartkę,
tak właśnie ona wygląda! — mówi znacznie więcej.
— Co mianowicie?
— Dokładnie nie wiem. ale...
— Nasza praca musi być dokładna, poruczniku. A nie łudzicie się chyba, że wampir
zostawił nam — jak Arsen Łupin — swój autograf.
— Słowa „piątek wieczór" nie charakteryzują się cechami typowymi dla pisma denatki.
Zważywszy, że morderstwo dokonano zostało właśnie w piątek, można wysunąć hipotezę, że
notatkę pod planem zrobiła osoba, z którą Wasilewska widziała się tuż przed śmiercią. Może
osoba ta mogłaby nam udzielić jakichś informacji? Może coś lub kogoś zauważyła? Ustalenie, co
robiła Wasilewska w piątkowe popołudnie i wieczór, wydaje mi się ważne. Jest to w każdym
razie czynność podejmowana z reguły przy każdym śledztwie.
— Nie jest to takie śledztwo jak każde. Ale zgoda. Ustalajcie.
— W kalendarzyku Wasilewskiej pod datą 25 marca znajdują się dwie notatki. Pierwsza:
„Godz. 15.
Mój wspaniały Boj. Przyszpilić". Druga: „Godz. 19.30. M. D. Nareszcie". Po słowie
„nareszcie"' trzy wy-krzykniki. A więc na pół godziny przed śmiercią widziała się z kimś i do
spotkania tego przykładała dużą wagę.
— Notatka w kalendarzyku oznacza zamiar. — Kapitan nie wydawał się przekonany. —
Nie wiadomo, czy do zamierzonego spotkania doszło.
— Co szkodzi sprawdzić?
— Nic. Daj wam Boże zdrowie.
959589095.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin