Major Downar przechodzi na emeryturę - Zygmunt Zeydler-Zborowski.pdf

(1282 KB) Pobierz
1004754790.001.png
ZYGMUNT ZEYDLER ZBOROWSKI
MAJOR DOWNAR
PRZECHODZI NA
EMERYTURĘ
Część pierwsza
Rozdział I
Mediolan
Białe, puszyste chmury przypominają starannie ubitą pianę.
Jaskrawy błękit nieba błyszczy agresywnie w promieniach
słońca. Martwa, przerażająca swym ogromem pustka. Żadnego
ruchu, żadnego wstrząsu. Jedynie miarowy warkot motorów
uświadamia istnienie maszyny, zawieszonej na ogromnej
wysokości.
Świetlny napis: „Proszę zapiąć pasy, proszę nie palić”, zgasł.
Z megafonu płyną słowa: „Lecimy na wysokości dziesięciu
tysięcy metrów, z szybkością dziewięciuset kilometrów na
godzinę”. Po tym komunikacie rozmowy na chwilę milkną. Ten
i ów, obdarzony przez naturę nieco większą wyobraźnią,
poważnieje. Dziesięć tysięcy metrów to nie żarty.
Refleksyjny nastrój przerywa przystojna stewardesa,
częstująca pasażerów owocowymi cukierkami, zawiniętymi w
szeleszczące papierki. Jej łagodny uśmiech działa kojąco,
dodaje otuchy.
Downar wziął cukierek, przechylił w tył głowę i przymknął
oczy. Czuł, jak ogromne zmęczenie spływa z niego wszystkimi
porami ciała. Cudowny relaks, całkowite odprężenie. Ostatnie
dni upłynęły mu w dużym napięciu nerwowym. Nie
przypuszczał nawet, że tak intensywnie będzie to wszystko
przeżywał.
Uroczystość była naprawdę wzruszająca, przemówienia,
toasty, prezenty, przyjacielskie poklepywania po ramieniu, nie
kończące się uściski dłoni. Sam niejeden raz brał udział w
pożegnaniach kolegów odchodzących na emeryturę i właściwie
wszystko odbywało się tak samo, ale... Uśmiechnął się. Każdy
swoje sprawy, swoje przeżycia uważa za nietypowe, niebanalne
- pomyślał. - Każdy chce, żeby to, co go dotyczy, było jakieś
inne, odmienne od tego, co już było. Zakochany chłopiec sądzi,
że jego miłość jest jedyna, niepowtarzalna, niezwykła. Żołnierz
na froncie wyobraża sobie, że takim bohaterem jak on nikt
jeszcze nie był i nikt nie będzie. Artysta jest przekonany, że jego
sztuka jest wielkim odkryciem, czymś zupełnie nowym i że
przejdzie do historii. Człowiek tak już jest ukształtowany, że
pragnie wyróżnić się wśród swych bliźnich, być kimś znanym,
sławnym, godnym powszechnego uznania i podziwu. No,
dobrze, a emerytowany oficer milicji?... O mało nie parsknął
śmiechem.
I znowu stanęła mu przed oczami uroczystość pożegnalna.
Chyba go jednak lubili. Chyba te wszystkie serdeczne, miłe
słowa były szczere. Starał się być dobrym kolegą. Zawsze
przecież chętnie służył pomocą, radą. Nigdy nikomu nie zrobił
żadnego świństwa. Nie pchał się, nie ubiegał o awansy, o
odznaczenia. Wykonywał, jak umiał najlepiej, swoją robotę i
nie chwalił się osiągniętymi sukcesami. Wprost przeciwnie,
raczej zawsze usuwał się w cień, unikał pochwał przełożonych,
rozgłosu. Wydawało mu się, że naprawdę go lubili, że chyba
byli mu życzliwi i że te przemówienia, toasty nie miały w sobie
nic z fałszywej oficjalności.
Zadźwięczały mu w uszach słowa Karola Walczaka: „No i cóż
ty, Stefan, teraz będziesz robił? Może masz zamiar gołębie
hodować albo chodzić na ryby, a może znaczki pocztowe?
Podobno na filatelistyce nawet nieźle niektórzy zarabiają”.
Na razie nie zastanawiał się nad tym, co będzie robił. Przede
wszystkim pragnął się nacieszyć swobodą, wolnością. Tyle lat
ciężkiej odpowiedzialnej, nerwowej pracy. Ileż nie przespanych
nocy. Ile wahań, wątpliwości, obawy, żeby kogoś nie
skrzywdzić. Ileż to razy zapytywał sam siebie: a może facet
rzeczywiście jest niewinny, może to tylko fatalny zbieg
okoliczności? Jakżeż różniła się jego praca od niebywałych
przygód prywatnych detektywów z powieści kryminalnych.
Perry. Mason, Herkules Poirot, stary, poczciwy Sherlock
Holmes.
Tak, był już zmęczony. Należał mu się odpoczynek. Dosyć
miał zbrodni, trupów, sekcji zwłok, wielogodzinnych, a nieraz
wielodniowych przesłuchań, telefonów w nocy, że trzeba
wstawać i natychmiast jechać na miejsce przestępstwa.
Wyczerpująca, bardzo wyczerpująca nerwowo praca. Co za
rozkosz nie myśleć teraz o niczym, odetchnąć pełną piersią,
cieszyć się swobodą, być panem swego czasu, robić to, na co się
ma w danej chwili ochotę!
Spełniają się jego pragnienia. Od lat marzył o tym, żeby
zwiedzić Italię. Ten kraj zawsze go pociągał. Przeczytał dużo
książek o dziejach Cesarstwa Rzymskiego. Miał sporo fotografii
z Włoch, albumów, slajdów. Teraz zobaczy na własne oczy
Koloseum, bazylikę Świętego Piotra, Watykan, kaplicę
Sykstyńską, plac Hiszpański, fontannę di Trevi. A przedtem
Mediolan, Werona, Wenecja, Florencja, Siena i na koniec
Sycylia. Ileż wspaniałości. Piękna wycieczka. Kupa forsy, to
prawda, ale w końcu raz się żyje. Poza tym nie co dzień
awansuje się na emeryta. Trzeba to przecież jakoś uczcić.
Warszawa, komenda, koledzy, akta spraw, wreszcie
mieszkanie na Koszykowej stały się nagle jakieś nierealne,
odległe, bardzo dalekie. Przeszłość. Zaczyna się zupełnie nowe,
emeryckie życie. Jakie to będzie życie? Nie warto w tej chwili o
tym myśleć.
- Właściwie to wszystko jedno, czy się leci na wysokości
dziesięciu tysięcy metrów, czy na wysokości stu metrów. Jak się
gruchnie w dół, to rezultat taki sam.
Downar drgnął i otworzył oczy Dopiero teraz przyjrzał się
uważniej pasażerowi, który siedział koło niego. Wyraźnie
zarysowująca się łysina, zaokrąglone kształty, twarz pogodna,
różowa, ozdobiona parą dużych, ciemnych oczu, w których
Zgłoś jeśli naruszono regulamin