Gorsze twory Boga, rozmowa z dr. Maciejem Szaszkiewiczem.pdf

(179 KB) Pobierz
niedziela, 05, luty 2012 16:19
Z dr. Maciejem Szaszkiewiczem , autorem „Tajemnic grypserki”, psychologiem pracującym w
Instytucie Ekspertyz Sądowych, synem Ireny Kiki Szaszkiewiczowej, gwiazdy Piwnicy pod
Baranami, rozmawia Maciej Gunia:
W jakich okolicznościach zainteresował się Pan grypserką?
Po studiach przez osiem lat pracowałem w więzieniu jako psycholog penitencjarny. Tam zetknąłem
się z grypserką i zauważyłem, że nikt z pracowników więzienia się tym nie zajmuje, a to bardzo
istotne. Na przykład z punktu widzenia resocjalizacji jest to o tyle ważne, że grypserka to
najpoważniejszy czynnik przeszkadzający w resocjalizacji więźnia. Krótko mówiąc, podkultura ta
polega na tym, żeby przestępcy nawzajem się wspierali. Czasem nazywam grypserkę „rodzajem
związków zawodowych” – przestępcy wspierają się, gdyż są w trudnej sytuacji; chodzi im o to,
żeby się nie dać tej represyjnej instytucji, nie poddać się zabiegom resocjalizacyjnym. Więc kiedy
zorientowałem się, że funkcjonariusze nic o tym nie wiedzą, a to jest realne i funkcjonuje, to ja się
za to wziąłem. Tym bardziej że dobrze poznałem się na mechanizmach funkcjonowania grup
marginesowych. Wychowałem się w domu dziecka. Nie brakowało w nim złodziei i innego rodzaju
przedstawicieli marginesu, agresja była tam bardzo silnym czynnikiem regulującym pozycję
społeczną.
Jako psycholog penitencjarny pracował Pan jedynie z więźniami czy z personelem służby
więziennej także?
Dobre pytanie! Tylko z więźniami. Tam nie ma psychologów zajmujących się klawiszami, chociaż
by im się przydał. Ale w więzieniu taki nie funkcjonuje, odwrotnie niż w policji.
Chyba nie mógł Pan liczyć na przychylność więźniów, jako osoba z zewnątrz?
Oczywiście, byłem pracownikiem personelu więziennego, więc z tego powodu od razu
zachowywali dystans. Siebie jednak widziałem w roli człowieka sypiącego piasek w te tryby
mielące człowieka, tak by z jednej strony osłabić ten represyjny system, a z drugiej jakoś wspomóc
więźniów, z wiarą w to, że jak wspomogę człowieka, żeby sobie radził w tej trudnej sytuacji, w
jakiej się teraz znalazł, a nie każdy sobie radzi – dużo jest przypadków depresji, a nawet i prób
samobójczych – to jest szansa, że na wolności, gdzie trudne warunki wpędziły go do tego więzienia,
też sobie poradzi. Jak ktoś jest załamany, jak ktoś podejmuje próby samobójcze, jak ktoś ciągle się
tnie, a ja swoją interwencją mu pomagam i on przestaje to robić, to w oczach przełożonych widać,
że jestem skuteczny, a w oczach tych, którym pomogłem, widać, że jestem po ich stronie, że nie
jestem dla nich represyjnym katem-klawiszem, tylko kimś, kto może pomóc. Nie mam ambicji,
żeby mnie lubili z jakichkolwiek powodów. Chcę tylko, żeby doceniali moją profesję, trochę inną
niż ten represyjny klawiszowski poziom nastawienia do nich.
Możemy mówić o tajności grypserki, skoro ogólnodostępne są książki na ten temat?
Dzięki mnie! (śmiech) Moim zamysłem było zdemaskowanie jej. Siłą grypsujących była tajność, a
nagle pojawiło się coś, co ją ujawnia. Więźniowie tego nie czytają, zresztą tak jak klawisze. Niby
wszystko jest ujawnione, ale komu by się chciało takie dzieło czytać? Dlatego dalej uważają, że coś
jest tajne, a coś innego nie. Ale sankcje wewnątrzgrupowe są coraz słabsze.
Każdy język się zmienia, więc w jakim stopniu „Tajemnice grypserki” są aktualne? (książka
została wydana w 1997 r. – przyp. red.)
Jest aktualna w coraz mniejszym stopniu, tak jak kondycja samej podkultury. Grypserka nadal
istnieje i pewnie będzie istnieć, dopóki będzie istnieć instytucja więzienia. Powstała pod koniec lat
sześćdziesiątych, wtedy gdy szalała komuna. Służba więzienna była poza jakąkolwiek kontrolą
społeczną. Traktowanie więźniów było poniżające. Istnieje taka zależność: im więcej represji, im
mniej uprawnień ma więzień, tym lepsza grypsera, tym silniej funkcjonuje. Ona zawsze w pewien
sposób będzie funkcjonować, ale im więcej uprawnień i mniej represji dla więźnia, tym ona jest
słabsza. Ma siłę dopiero wtedy, gdy jest przeciwko komu walczyć. A gdy pojawia się służba
więzienna „z ludzką twarzą”, to czasem trudno jest wymyślić, dlaczego mamy przeciwko nim
walczyć. To, że pilnuje, bo mu sąd kazał, nie wystarcza.
Kara za ujawnienie tajemnic grypserki to prawda czy fikcja? Nie obawiał się Pan?
Kara funkcjonuje po jednej stronie bariery. Nie mogą mieć pretensji do mnie, że ja się
dowiedziałem i to publikuję. Mogą mieć pretensje do swoich, którzy mi to zdradzili. Oczywiście
nie ujawniałem nikogo. To jest gra, każdy robi swoje. Ale czasem zdarzy się dureń, który myśli
odwrotnie.
Materiały zdobywał Pan podczas rozmów z więźniami czy klawiszami?
Z więźniami! Klawisze nie wiedzą prawie nic!
Nie uwierzę, że osadzeni byli skorzy do rozmów…
Przeważnie nie, bo to tajemnica. Ale nie brakowało takich, którzy wylecieli z grupy. Taki jest
bardziej skłonny opowiadać. Poza tym oni dawali się podpuszczać. Często stosowałem metody,
1007248839.001.png
które potem opisałem w swojej rozprawie doktorskiej opartej na grypserce. Na przykład widzę, że
ma tatuaż – tu kropkę, a tu rozetę, gwiazdę recydywy, a tu ma skorpiona. Mówię: jak często
więźniowie się bezmyślnie tatuują! Ludzie coś tatuują, bo drugi wytatuował, a nawet nie wiedzą, co
on ma wytatuowane. Ty siedzisz za oszustwo, a masz wytatuowane, że jesteś złodziejem
kieszonkowym. On często nie wytrzymywał i mówił mi, co wiedział, żeby nie wyjść na głupka, że
nie ma pojęcia, co dany tatuaż oznacza. Nie wiedziałem, czy nie kłamie. Jeśli trzy razy
zweryfikowałem coś, czego nie wiedziałem, to przyjmowałem, że takie ma znaczenie. Potem już
sami wiedzieli, że mają do czynienia z kimś, kto zna to wszystko. Wtedy mniej się kontrolowali i
chętniej mówili ze mną o czymkolwiek. Poza tym, gdy ktoś mówi cały czas w grypserce między
sobą, to trudno mu się powstrzymać, dlatego znaczenie niektórych słów można wywnioskować z
kontekstu. Czasem zdarzali się kapusie, co chętnie opowiadali; i tak pomału szło.
Dlaczego mimo wielu nielogiczności więzienna obrzędowość rytualno-magiczna ma się tak
dobrze?
Dziś już nikt nie rozumie, dlaczego te formy w ogóle
powstały. Funkcjonują i koniec. Na przykład zasada
niedotykania klucza od cel. Absurd! Lepiej byłoby mieć
klucz, pootwierać cele i wypuścić kumpli. Kiedyś to był
symbol radykalnego oddzielenia od kultury klawiszy. Poza
tym jest to chyba nieświadomy mechanizm, podobny do
gryzienia przez psa kija, którym jest bity. Nie człowieka,
który go bije, tylko kija. Klucz jest symbolem zamykania
ludzi do więzienia, a przecież zamknięcie nie zależy od
klawisza, a już bynajmniej nie od tego klucza. Normy
rytualne mają to do siebie, że są mało zrozumiałe, ale bardzo
silnie represjonowane.
Czym jest spowodowana degrengolada grypserki?
W strukturze przestępczości nastąpiła generalna zmiana.
Przede wszystkim rząd dusz w przestępczości sprawuje
przestępczość zorganizowana: gangi, rozmaite ugrupowania,
które są silnie podporządkowanymi i związanymi ze sobą
grupami, tak wyspecjalizowanymi w operowaniu przemocą,
że jak taki gang wpadnie, to nagle do więzienia wchodzi grupa na przykład piętnastu osób
doskonale ze sobą zgranych. Nie obchodzą ich jakieś grypserskie zasady, na przykład, że masz
gardzić warunkowym zwolnieniem, bo nie będziesz od „pieprzonych klawiszy” brał łaski, bo masz
swój honor. Oni mają to gdzieś. Uważają, że jak się dostali do więzienia, to jest to przerwa w ich
funkcjonowaniu biznesowym, w interesie. Ich gang zarabia, a oni trafili do pudła i tracą przez ten
czas zyski, więc chcą jak najszybciej wyjść. Są grzeczni wobec klawiszy, spełniają wszystkie
wymogi, a z drugiej strony nikt im nie podskoczy, bo wiadomo, że są osadzeni w grupie. Oni
zaczynają rządzić, ale nie opierają się na „honorowych” zasadach grypserskich. Te grupy nie stoją
w opozycji do sobie, ale dla gangsterów ktoś „honorowy”, kto z powodu obrazy przez
funkcjonariusza popełnia samookaleczenie, jest śmiesznym durniem. Z drugiej strony –
grypserskiej – ten, który jest gotów skomleć przed klawiszami, żeby tylko wyjść, przez
grypsujących traktowany jest z pogardą.
Grypsujący nie mogą wytrzymać też presji pieniądza. Coraz trudniej jest poniewierać kimś i
traktować go jako cwela czy frajera, gdy jest bardzo bogaty. Dawniej nie było tego bogactwa,
wszyscy byli biedni tak naprawdę. Stąd pojawiły się w grypserskiej obyczajowości pomysły, by
pieniądz też znaczył coś więzieniu – szykanowany może się wykupić. Dotychczas mąciciele –
1007248839.002.png
przywódcy grypserki – nie brali tego pod uwagę, ale wyczuli okazję, że siedząc w więzieniu, można
zarobić. Więc czemu nie? I to jest ta degrengolada, na bok odchodzą zasady, z których czerpali
dumę. Zaczyna dominować pieniądz.
Istnieją inne odmiany podkultury więziennej?
Tak, na przykład w Iławie funkcjonuje jeszcze podkultura więzienna festów. Z punktu widzenia
resocjalizacji czy administracji więziennej nie ma znaczącej różnicy. Ale podkultura festów stara się
wyciągać z sytuacji więziennej więcej dla siebie niż grypserka. Co za absurd, żeby klucza nie
można było dotknąć, bo się przecwelisz; odwrotnie – łap za klucz i już! Co za absurd, żeby
klawiszowi ręki nie podawać, czy z nim nie porozmawiać; a może się go przekupi albo przekabaci,
może wzruszy… I oni starali się z tego korzystać. Ale w ostatecznym rozrachunku nie
rozprzestrzeniła się ta idea na całą Polskę, bo jednak oddzielenie od klawiszy powoduje, że nie ma
niejasnych sytuacji. Nigdy do końca nie wiadomo, jak twój kolega rozmawia z klawiszem, to
kapuje czy nie. A tak sprawa jest jasna: rozmawiasz – koniec, już po tobie.
Napisał Pan, że osadzeni są przekonani o pokrzywdzeniu przez organy prawne, a pobyt w
więzieniu „wzbogaca” ich o nowe doświadczenia przestępcze. Jak w takim razie można
takiego więźnia resocjalizować?
Zależy jak się spojrzy na resocjalizację. Jeśli spojrzy się na to tak jak większość ludzi, to
resocjalizacja nie może istnieć, bo – trochę przerysowując – nie może być tak, żeby z diabła zrobić
anioła. Jeśli ktoś myśli, że przestępca trafia do więzienia, a wyjdzie uczciwy człowiek i nigdy nic
nie ukradnie – to jest to błędne myślenie. Taka resocjalizacja teoretycznie jest możliwa, ale
praktycznie nie, nie w tych warunkach. To są skrajne warunki, człowiek znalazł się tam wbrew
swojej woli, jest poddany rozlicznym represjom, przebywa w towarzystwie zdemoralizowanych
typów oddziałujących na niego dzień w dzień przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, w
ciasnocie, kiepskich warunkach. Co dobrego można wtedy wykrzesać z człowieka? Natomiast na
resocjalizację można popatrzyć inaczej – nie ma przekształcić umysłu z tego złego na ten dobry,
tylko daje więźniowi nowe możliwości, na przykład w nauce czy opanowaniu agresji. Najpierw cię
badamy, analizujemy, potem dajemy możliwości, a ty poradzisz sobie na zewnątrz. Będziesz
mocniejszy, nie poddasz się tak łatwo, wyleczymy cię z narkomanii, masz zwiększone szanse
przystosować się, wiedząc, że określony zestaw warunków tego człowieka doprowadził go jednak
do tego więzienia, a po wyjściu trafi w te same warunki. Ale jest wyposażony w nowe możliwości,
których do tej pory nie miał, i być może sobie poradzi. To
jest resocjalizacja.
Czy w przypadku długiej odsiadki więzień nie staje się
niejako automatycznie jednostką w pewien sposób
wykluczoną ze społeczeństwa? Załóżmy, że ktoś poszedł
siedzieć dwadzieścia pięć lat temu… Odzyskuje wolność
już w innej epoce. Nie zechce jak najszybciej wrócić do
więzienia, świata, który zna?
Jest wykluczony, do szczętu. Proszę Pana, rozmawiałem z
ludźmi, którzy dobiegali dwudziestopięcioletnich wyroków
w zakładzie dla długowyrokowców w Strzelcach Opolskich.
Zdumiewające, ale od takiego człowieka bije psychiczna
pustka. Z nim bardzo trudno rozmawiać, bo nie ma żadnych
przemyśleń, niczym się nie poruszy, nie jest w stanie się z
1007248839.003.png
czegokolwiek śmiać ani z czegokolwiek smucić. Jedyne, co jest w stanie go poruszyć – wtedy się
nagle wścieka albo gwałtownie reaguje – to rozmowa o sprawie, w związku z którą on te
dwadzieścia pięć lat odbywa. Każdy oczywiście uważa, że niesłusznie. Najpierw mi się zdawało, że
to jest cyniczna gra, ale potem zrozumiałem, że w psychice rzeczywiście mają poczucie krzywdy.
Czym ono jest spowodowane?
Tym, że według jego oceny sąd nie rozważył wszystkich dowodów, nie przesłuchał tego świadka,
którego on podstawił, nie rozważył tych zaświadczeń, które on przedstawił, a gdyby je rozważył, to
wyrok byłby inny. A sądowi wystarczyły te dowody, które miał, nie musiał rozpatrywać wszystkich.
Ale w nim i tak pozostaje forma krzywdy. To, czy on to zrobił , to druga sprawa, tylko czy sąd miał
dostateczne dowody, żeby mu taki wyrok dać. Po drugie: tyle lat za to? A tam inny dostał mniej –
rodzi się drugi składnik poczucia krzywdy, niesłusznego skazania. Co? Tyle? Prawie całe życie za
zabójstwo? Rozumiem, że zabójstwo, ale tyle? W gruncie rzeczy on to poczucie krzywdy w sobie
tak hoduje, że w końcu każdy z nich uważa, że siedzi za niewinność.
Czy współczesny system penitencjarny, szczególnie zachodnioeuropejski, nie jest zbyt
łagodny? W internecie można zobaczyć zdjęcia austriackiego więzienia, w którym więźniowie
mają lepsze warunki niż studenci w niektórych akademikach.
(śmiech) Tak jest. Byłem w kilku więzieniach europejskich, niektóre są takie, że u nas by tylko
marzyć można było. Na przykład w norweskim więzieniu jest tak, że więzienie ma trzy
kondygnacje. Trafiając do więzienia, trafiasz na najniższy poziom. Siedzisz sam w celi, nie ma
toalety – gdy chcesz z toalety skorzystać, musisz pukać, przychodzi klawisz, otwiera drzwi i z tobą
tam idzie. Po kilku tygodniach awansujesz, jeśli nie dzieje się nic specjalnego, a obserwują cię i
mają rozeznanie, czy nie sprawiasz kłopotu. Jak nie, to standardowo – przenoszą cię na piętro
wyżej. A piętro wyżej na całym oddziale są pootwierane wszystkie cele, dostępna świetlica,
kumple. Jeśli nadal nie sprawiasz kłopotów, to po trzech miesiącach wędrujesz na trzecie piętro.
Tam masz otwarty cały teren więzienia, dostępne boiska, chodzisz, gdzie chcesz. Nawalasz – z
powrotem w dół. Klawisze nie mają w ogóle broni. Pytam więc: co robicie, jak ktoś przeskakuje
mur? Szybko powiadamiamy policję i obserwujemy kierunek ucieczki.
Nie za kolorowo?
Proszę Pana, u nas jest przegięcie pod kątem „pozbawienie wolności”. Oprócz tego trzeba jeszcze
dopieprzyć więźniowi, bo to wyrzutek społeczny. Samo pozbawienie wolności według kodeksu nie
wystarczy? No co, do cholery, więcej, czemu go jeszcze dręczyć? Po to, żeby robić z niego
człowieka wściekłego, upokorzonego, gotowego do popełnienia różnych przestępstw? Przecież nie
o to chodzi! Kiedy człowiek jest wyrwany od swoich kolegów, swojej rodziny, pracy, od
wszystkiego, co go dotyczy, to choćby w więzieniu miał dobre warunki, będzie to ogromne
obciążenie dla jego psychiki.
Cały czas rozmawiamy o mężczyznach, a czy na oddziałach kobiecych również spotyka się
formy rozwiniętej podkultury?
Też, tylko zupełnie innej. W sumie niby chodzi o to samo, ale u kobiet oparta jest bardziej na
uczuciach. Wśród mężczyzn w więzieniach nie wypada wyrażać uczuć, bo to objaw
mięczakowatości. Natomiast u kobiet wypada. U mężczyzn, jeśli ktoś ma do czynienia z cwelem,
może go zgwałcić, dla poniżenia, a nie dla przeżycia satysfakcji seksualnej. Ale tak naprawdę tego
Zgłoś jeśli naruszono regulamin