104 - Pożyczyć narzeczoną i umrzeć.pdf

(1409 KB) Pobierz
Ewa wzywa 07... nr.104
Pożyczyć narzeczoną i umrzeć – Aleksander Gabrusiewicz
1
959598878.002.png
Ewa wzywa 07... nr.104
Pożyczyć narzeczoną i umrzeć – Aleksander Gabrusiewicz
2
959598878.003.png
Ewa wzywa 07... nr.104
Pożyczyć narzeczoną i umrzeć – Aleksander Gabrusiewicz
Wczesna jesień tego roku była wyjątkowo ciepła, jak gdyby przyroda chciała
potwierdzić dobrą opinię o polskim babim lecie. Mimo popołudnia na lotnisku
było prawie upalnie i mechanikom bardzo już nie chciało się pracować. Sezon
trwał w pełni, a do zmierzchu pozostało jeszcze trochę czasu.
- To co, panie inżynierze, dzisiaj szykujemy „jaka"?
Szef mechaników - Bartkowiak zwrócił się do mężczyzny, który właśnie wszedł
do hangaru. Ubrany był w krótką, podniszczoną skórzaną kurtkę lotniczą z
przewieszoną przez ramię raportówką.
- Tak. Dawno już co prawda na tym truposzu nie latałem, ale potrenować
lądowanie na punkt akurat na nim można.
Wkrótce zbliżały się okręgowe zawody samolotowe i inżynier Ryszard Wolniak
kilka razy w tygodniu zjawiał się na lotnisku. Pomimo dobiegającej czterdziestki
ciągle zaliczał się do „ścisłej czołówki krajowych pilotów", jak określał to pewien
dziennikarz sportowy.
Samolot wytoczono z hangaru. Bartkowiak sprawdzał jeszcze iskrownik, więc
Wolniak zapalił papierosa, niecierpliwym gestem gasząc zapałkę.
- Może pan kołować na start - rzekł mechanik zeskakując ze skrzydła.
- Dzisiaj to kawałek drogi - Wolniak spojrzał na rękaw - wieje z przeciwnej
strony. Trzeba będzie podjechać aż pod tamta kępę brzózek...
- Po co tak daleko, miejsca starczy i z połowy lotniska.
Wolniak w kabinie starannie dopinał hełmofon. Na moment schylił się poniżej
owiewki kabiny, widocznie poprawiał coś przy orczyku. Szef chwycił za śmigło i
po chwili silnik pulsował rytmicznie. Przez pewien czas trwało rozgrzewanie
motoru, zanim maszyna z wolna ruszyła na przeciwległy skraj lotniska. Mimo
sugestii szefa mechaników „jak” podkołował aż pod brzezinę, gdzie powoli
obrócił się dziobem pod wiatr i zatrzymał.
- Czemu on nie startuje? - zdziwiony szef zwrócił się do swego pomocnika.
- Pewnie czeka na pozwolenie z wieży.
- Tak długo?
Rozległ się wreszcie głośniejszy warkot i samolot ruszył nabierając szybkości.
Poderwał ogon i po chwili był już w powietrzu.
- Coś musiało zdenerwować Wolniaka - pokiwał głową pan Janek - ostro idzie w
górę.
- Moim zdaniem takie świece mogą się źle skończyć.
Maszyna dochodziła gdzieś do dwustu metrów i przechyliła się na prawe
skrzydło, żeby okrążyć lotnisko, kiedy nagle, jakby napotkawszy jakąś
3
959598878.004.png
Ewa wzywa 07... nr.104
Pożyczyć narzeczoną i umrzeć – Aleksander Gabrusiewicz
niewidzialną przeszkodę, bezwładnie zwaliła się na plecy. Mechanicy stali z
otwartymi ustami nie mogąc wykrztusić słowa. „Jak" zrobił dwie zwitki i pół
trzeciej, gdy rozległ się huk eksplozji i płomień wystrzelił w górę na kilkanaście
metrów.
- Rany boskie, Janek, po samochód, prędko!
Kiedy mechanicy wraz z dyżurnym lotniska dojechali na miejsce wypadku
terenowym gazikiem - wóz strażacki musiał pokonać kawał świeżo zaoranego
pola - nie było już co ani tym bardziej kogo ratować. Pogruchotane szczątki
kadłuba i prawego skrzydła paliły się jeszcze - lewe leżało o kilka metrów dalej -
a żar bił taki, że nie można było bliżej podejść.
* * *
W „Niespodziance" było jak zwykle tłoczno o tej porze, ale nie przeszkadzało to
efektownej, długonogiej i jasnowłosej dziewczynie powszechnie zwanej Panonią.
Przezwisko to wzięło się ponoć stąd, że zawsze skwapliwie podkreślała swój
panieński stan, wyrażając tym samym dezaprobatę dla łatwych do zdobycia
mężatek.
Panonia siedziała przy służbowym stoliku kelnerek i denerwowała się bardzo.
Należała bowiem do osób, którym brak pieniędzy bardzo przeszkadza żyć.
Wprawdzie letnia eskapada na Wybrzeże, a potem do Zakopanego z pewnym
zasobnym, finansowo obywatelem USA polskiego pochodzenia przyniosła jej
profit w postaci paru wąskich banknotów z wizerunkami różnych prezydentów
Stanów Zjednoczonych, ale to było mało.
Już niedługo powinien zjawić się tu Wiesiek, zwany Długim, wraz z kumplami, a
Izy nie ma. Panonia niecierpliwiła się oczekując na swą dawną koleżankę, Izę
Kamińską. Po półtorej godzinie podeszła do automatu w szatni i zatelefonowała
do szpitala, w którym pracowała Kamińska, ale okazało że dzisiaj ona nie ma
dyżuru.
* * *
Porządek posiedzenia Rady Wydziału Humanistycznego przewidywał referat
adiunkta katedry literatury Janusza Wilmańskiego. Ponieważ adiunkt w ogóle
na posiedzenie nie przyszedł, dziekan Hering zainteresował się jego
nieobecnością, wysyłając jednego ze studentów na poszukiwanie. Wyszło
wówczas na jaw, że od dwóch dni Wilmańskiego nie widziano na uczelni, mimo
iż miał zajęcia programowe z drugim i trzecim rokiem filologii, do których
zazwyczaj podchodził bardzo sumiennie. Indagowana telefonicznie o niego
właścicielka mieszkania, u której Wilmański wynajmował pokój, również nie
potrafiła nic powiedzieć. Sama zaniepokojona była jego nieobecnością, zwykle
bowiem informował ją o każdym wyjeździe (bez przeszkód mogła wtedy
sprzątnąć pokój swego sublokatora).
4
959598878.005.png
Ewa wzywa 07... nr.104
Pożyczyć narzeczoną i umrzeć – Aleksander Gabrusiewicz
Ktoś z zebranych zastanawiał się nad możliwością wyjazdu Wilmańskiego w
góry - wycieczki wysokogórskie były ulubioną formą wypoczynku adiunkta - ktoś
inny wspomniał o jego niedawnym rozwodzie, związanych z nim przeżyciach i w
konsekwencji (co było tajemnicą poliszynela) skłonnością do kieliszka.
Dziekan jednak wykluczył pijaństwo twierdząc, że od pewnego czasu nie
wchodzi to w rachubę.
Postanowiono rozpocząć poszukiwania po szpitalach, skontaktować się z
rodziną, a w ostateczności powiadomić władze.
Po krótkiej przerwie zajęto się następnym punktem porządku dziennego.
* * *
Śmierć inżyniera Wolniaka wywołała wielkie poruszenie w Fabryce Aparatury
Precyzyjnej!
Całe biuro następnego dnia po wypadku o niczym innym nie mówiło, czemu
trudno się dziwić. W gabinecie dyrektora Kaczmarka zebrał się aktyw
zakładowy.
Rozpoczął dyrektor:
- Przykro mi, towarzysze, że taka okoliczność zmusiła nas do zebrania się w tym
gronie. Znaliśmy wszyscy dobrze inżyniera Wolniaka, chociaż pracował u nas
dopiero dwa lata. Ale już w tym czasie dał się poznać jako ofiarny pracownik.
uczynny kolega... (w tym miejscu Kaczmarek uświadomił sobie, że nie
przemawia na pogrzebie, tylko wśród swego aktywu). Czy znalazł się ktoś z jego
rodziny?
Kadrowiec zerknął do teczki osobowej:
- Po długich poszukiwaniach telefonicznych odnaleźliśmy jedynie ciotkę
mieszkającą o trzysta kilometrów stąd. Jest to staruszka, niestety częściowo
sparaliżowana i w dodatku przebywająca w domu opieki.
- Tak przypuszczałem. Na nas więc spoczywa obowiązek organizacji pogrzebu.
Zreferujcie koleżanko Wcisła, co postanowiono w tej sprawie.
Przewodnicząca rady zakładowej zaczęła swoim wysokim, dziewczęcym
głosikiem:
- A więc tak. Miejsce na cmentarzu komunalnym załatwione. Trumna na
samochodzie ciężarowym z opuszczonymi burtami. Przed samochodem
orkiestra zakładowa i poczet sztandarowy. Oczywiście wieńce od dyrekcji i
organizacji społecznych, które poniesie młodzież z naszej szkoły przyzakładowej.
Również poduszki z odznaczeniami...
- No, tak wiele to on tych odznaczeń nie miał zauważył prezes NOT-u.
- Miał srebrny krzyż zasługi - stwierdził dyrektor.
- Ja bardzo przepraszam - w uchylonych drzwiach ukazała się głowa asystenta
dyrektora, magistra Piaska - ale sprawa jest pilna, panie dyrektorze...
- Czy aż tak pilna, że musi pan nam przerywać ważne zebranie?
5
959598878.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin