Aleksandra Marinina - Płotki giną pierwsze.pdf

(1146 KB) Pobierz
Aleksandra Marinina
Płotki giną
pierwsze
przeło yła
Aleksandra Stronka
Tytuł oryginałuŚ
Szestiorki umirajut pierwymi
Copyright © A. Marinina, 1995
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo W.A.B., 2009
Copyright © for the Polish translation
by Wydawnictwo W.A.B., 2009
Wydanie II
Warszawa 2011
PrzekładŚ Aleksandra Stronka
RedakcjaŚ Wiesława Karaczewska
KorektaŚ Krystyna Kiszełewska, Beata Wójcik,
Filip Modrzejewski
Redakcja techniczna: Katarzyna Resiak
Projekt okładki i stron tytułowychŚ
Magdalena Krajewska-Ferenc
Żotografia wykorzystana na I stronie okładkiŚ
© Chase Jarvis/Corbis/FotoChannels
Wydawnictwo W.A.B.
02-386 Warszawa, ul. Usypiskowa 5
tel./fax (22) 646 01 74, 646 01 75, 646 05 10,646 05 11
wab@wab.com.pl
www.wab.com.pl
Skład i łamanieŚ Komputerowe Usługi Poligraficzne
Piaseczno, ółkiewskiego 7a
Źruk i oprawaŚ ABźŹIK S.A., Poznań
ISBN 9783-7747-500-3
Rozdział 1
1
Przyciskając do piersi grubą teczkę z dokumentami,
Irina Korolowa gwałtownym szarpnięciem otworzyła
szeroko drzwi do pokoju wydziału protokolarnego i sta-
nęła jak wryta. Biurko, za którym przesiedziała blisko
pięć lat i na którym w ci le ustalonym porządku przez
wszystkie te lata le ało piętna cie teczek z ró nymi do-
kumentami, zszywacze, dziurkacze, klej, przybornik z
markerami oraz inne niezbędne do pracy akcesoria,
biurko, na którym z zamkniętymi
oczami mogła znale ć
dowolne, nawet najbłahsze pisemko, a z uło onych na
kupce teczek ręka sama wyciągała bezbłędnie wła ciwą,
bo porządek zawsze był niewzruszony i idealny, to wła-
nie biurko l niło dziewiczą czysto cią. Niczego na
nim
nie było, prócz pary nienowych męskich butów, stoją-
cych na troskliwie podesłanej gazecie.
Irina powoli podniosła wzrok i upewniła się, e z bu-
tów wystają męskie nogi, w lad za nimi podą a niedu y
mocny tułów, a całą konstrukcję wieńczą uniesione do
góry ręce, zręcznie przecierające klosze ładnego sied-
mioramiennego yrandola. Zastępca naczelnika wydzia-
łu protokolarnego Centrum Obsługi Cudzoziemców,
Jurij Jefimowicz Tarasow, był pochłonięty swoim ulu-
bionym zajęciemŚ porządkami.
- Juriju Jefimowiczu! -
krzyknęła zrozpaczona Irina.
-
Co pan wyprawia!
5
-
Iroczko, pani zupełnie nie dba o swoje zdrowie
- od-
rzekł Tarasow, ani na chwilę nie przerywając pasjonują-
cej pracy. -
Proszę spojrzeć, ile się zebrało
kurzu na
yrandolu. Widzi pani, ciereczka zrobiła się całkiem
czarna. Przecie pani o lepnie. Nie wolno tak traktować
swoich oczu. A teraz wiatło będzie jasne i pokój stanie
się weselszy.
-
żdzie są moje dokumenty?
-
wymamrotała Irina,
nie mając siły ruszyć się z miejsca.
-
Zaraz, Iroczko, chwileczkę.
Pomimo masywnej budowy ciała Tarasow zręcznie
zeskoczył ze stołu i pociągnął Irinę w stronę du ej szafy
we wnęce.
-
O, tutaj wygospodarowałem dla pani osobną półkę i
uło yłem wszystkie rzeczy.
Półka była przykryta czystym białym papierem, w
nienagannym porządku jedna na drugiej le ało równiut-
ko wszystkie piętna cie teczek, a tu obok stały przybory
biurowe. Szkopuł tkwił jednak w tym, e szafa znajdowa-
ła się w sporej odległo ci od biurka Iriny Korolowej.
- Juriju Jefimowiczu, kochany -
jęknęła Irina
- prze-
cie nie mogę po ka dy dokument biegać na drugi ko-
niec pokoju, to niepraktyczne. Zamiast zająć się pracą,
będę przez cały dzień kursować tam
i z powrotem.
Tarasow ze zdumieniem spojrzał na podwładną.
-
żłupstwa pleciesz, Iroczko. Biurko musi wyglądać
porządnie.
Wyglądać porządnie! Tarasow pracuje w wydziale
protokolarnym raptem czwarty dzień, a ju swoją pe-
danterią zdą ył doprowadzić współpracowników do
białej gorączki. Zaraz pierwszego dnia zaskoczył Irinę i
jej kole ankę Swietłanę „doprowadzaniem do porządku”
kwiatów dostarczonych przez dział zaopatrzenia do
oprawy protokolarnych imprez. Starannie przyciął łody-
gi, zanurzywszy ich końce w napełnionej wodą umywal-
ce, spryskał li cie, rozpu cił w wazonach tabletki aspiry-
ny i kostki cukru.
6
-
Nauczę was, jak trzeba dbać o kwiaty, eby bukiety
wyglądały porządnie...
-
tłumaczył zaaferowany, raz po
raz popatrując dobrodusznie na osłupiałe ze zdziwienia
Irinę i Swietłanę.
Źrugim ciosem, który spadł na pracowników wydzia-
łu protokolarnego Centrum Obsługi Cudzoziemców,
było generalne sprzątanie, zarządzone przez nowego
zastępcę. Tarasow uganiał się wszędzie ze szmatką,
przecierając wszystko jak leci, nie pomijał kwiatów w
doniczkach i aparatów telefonicznych, dono nie ob-
wieszczał plany oddania do pralni cię kich, długich za-
słon i obiecywał przynie ć
nazajutrz specjalny proszek
do czyszczenia kafelków.
-
Nauczę was, dziewczęta, jak trzeba dbać o czysto ć
w łazience, eby wszystko wyglądało porządnie...
Wydział protokolarny mie cił się w du ym aparta-
mencie hotelowym, w którym obok łazienki była jeszcze
kuchnia. Irina z przera eniem pomy lała, e kuchnia na
pewno stanie się terenem działania Tarasowa, który ją
te zechce „doprowadzić do porządku”.
Następnego dnia, słysząc, jak Irina pyta przez telefon
syna, czy wyprowadził ju psa na spacer, Jurij Jefimo-
wicz natychmiast zareagowałŚ
- Jakiego ma pani psa, Iroczko? Ja mam trzy owczar-
ki, nauczę panią, jak trzeba dbać o psy.
Trzy owczarki, to nie do wiary! Czy jest w ogóle jakie
pole aktywno ci yciowej, na którym
Jurij Jefimowicz
Tarasow nie czułby się ekspertem? Kiedy Swietłana ła-
pała katar, instruował ją szczegółowo, jak powinna le-
czyć przeziębienie, kiedy Irina dzwoniła do domu do
syna, robił jej uwagi i pouczał, jak nale y rozmawiać z
siedemnastolatkiem,
eby trzymać go w ryzach i nie
zadręczać zarazem nadopiekuńczo cią, a kiedy naczelnik
wydziału Igor Siergiejewicz Szulgin zasiadał przy kom-
puterze, jego zastępca zjawiał się jak na zawołanie, nie
7
szczędząc po ytecznych rad w kwestii gimnastyki, którą
mo na i trzeba wykonywać na krze le co czterdzie ci
minut.
-
A có to za paskudztwo jecie?
-
oburzał się Tarasow,
patrząc, jak panie spędzają przerwę obiadową na piciu
kawy i pogryzaniu chipsów. -
Przecie mamy kuchenkę.
Przyniosę garnek i ugotuję wam zupę.
- Co to, to nie! -
uniósł się Szulgin.
- Jeszcze czego.
Nie zezwalam na rozsiewanie nieprzewidzianych proto-
kołem zapachów. Przecie cały dzień kręcą się tutaj cu-
dzoziemcy, klienci, biuro
musi wyglądać porządnie.
Ten argument przekonał Tarasowa, który nawet nie
zauwa ył szyderczego u miechu na twarzy szefa.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin