Hamilton Laurell - Meredith Gentry 06 - Odrobina mrozu.pdf

(681 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Laurell K. Hamilton
A LICK OF FROST
Jestem Meredith Gentry, księżniczka i następczyni tronu w królestwie
faerie, a równocześnie prywatny detektyw w świecie śmiertelników. Żeby zostać
ukoronowaną na królową, muszę najpierw przedłużyć królewską linię krwi, dać
życie swojemu własnemu następcy tronu. Jeżeli mi się to nie uda, moja ciotka,
Królowa Andais, będzie mogła zrobić to, czego pragnie najbardziej: umieścić
swojego pokrętnego syna, Cela, jako panującego… i zabić mnie.
Otaczają mnie moi królewscy strażnicy, a ci, których ukochałam
najbardziej- moja Ciemność i Zabójczy Mróz, są zawsze obok mnie. Przysięgli
bronić mnie i kochać. Ale groźba nadal rośnie. Wbrew wszystkim moim wysiłkom,
nadal nie oczekuję dziecka. Złowroga, sadystyczna Królowa i jej sprzymierzeńcy
pozostają niestrudzeni w knuciu swoich intryg. Moi strażnicy i ja powróciliśmy do
Los Angeles, mając nadzieję wyprzedzić cienie dworskich intryg. Ale nawet
wygnanie nie jest wystarczającą ucieczką przed tymi, którzy mają ciemne
zamiary.
Teraz Król Taranis, potężny i chełpliwy władca Dworu Seelie, rzucił na
moich strażników oskarżenie o ohydną zbrodnię. Poszedł tak daleko, że wniósł
oskarżenie przed ludzkimi władzami. Jeżeli uda mu się, moi mężczyźni zostaną
wygnani do faerie i czeka ich tam przerażająca kara. Ale wiem, że oskarżenia
Taranisa są bezpodstawne i przeczuwam, że to ja jestem jego prawdziwym
celem. Próbował zabić mnie, kiedy byłam dzieckiem. Obawiam się, że teraz jego
intencje są dużo bardziej przerażające.
Rozdział 1
Siedziałam w eleganckiej sali konferencyjnej, na szczycie jednej z tych błyszczących wież,
które zostały wybudowane w dolnej części Los Angeles. Odległe ściany pokoju były prawie
całe zrobione ze szkła, więc widok niemalże przyprawiał o lęk przestrzeni. Pomyślałam, że
jeżeli wielkie trzęsienie ziemi, naprawdę wielkie, uderzy kiedykolwiek w tą część L.A.
zostaniemy pokryci szkłem na jakieś osiem do piętnastu stóp. Cokolwiek będzie na ulicy pode
mną, zostanie pocięte na kawałki, zmiażdżone, lub uwięzione pod lawiną szkła. Nie za wesołe
myśli, ale to był odpowiedni dzień na pesymizm.
Mój wujek, Taranis, Król Światła i Iluzji, oskarżył moich trzech królewskich strażników.
Poszedł do ludzkich władz z oskarżeniem, że Rhys, Galen i Abe zgwałcili jedną z jego dworek.
W długiej historii jego rządów na Dworze Seelie nigdy nie zwrócił się do ludzkiego
wymiaru sprawiedliwości. Rządy faerie oznaczają prawo faerie. Czy, prawdę mówiąc, rządy
sidhe oznaczają prawa sidhe. Sidhe rządzili faerie dłużej, niż ktokolwiek mógł zapamiętać. A
skoro pamięć niektórych sięgała o tysiące lat w przeszłość, to może sidhe zawsze byli u władzy,
chociaż to wygląda na kłamstwo. Sidhe nie kłamią, za kłamstwo można zostać wyrzuconym z
faerie, wygnanym.
Skoro wiedziałam, że moi trzej strażnicy są niewinni, przeniosłam swoje zainteresowanie
na problemy z zeznaniem Lady Caitrin. Dzisiaj byliśmy tylko złożyć oświadczenie, reszta
zależała od tego, jakie stanowisko zajmą przedstawiciele Króla Taranisa. To był powód, dla
którego Simon Biggs i Thomas Farmer, obaj z Biggs, Biggs, Farmer & Farmer, siedzieli obok
mnie.
- Dziękuję za wyrażenie zgody na dzisiejsze spotkanie, Księżniczko Meredith –
powiedział jeden z garniturów siedzący przy stole. Przy szerokim, lśniącym stole siedziało
siedem garniturów, za ich plecami rozpościerał się uroczy widok.
Ambasador Stevens, oficjalny ambasador przy dworach faerie, siedział po naszej stronie
długiego stołu, ale po przeciwnej stronie blatu, niż przedstawiciele Biggs&Farmer.
- Odnośnie etykiety faerie – odezwał się Stevens - proszę nigdy nie mówić dziękuję do
ludzi faerie, panie Shelby. Księżniczka Meredith jest jedną z najmłodszych z rodziny
królewskiej, więc prawdopodobnie nie obrazi się, ale będziecie rozmawiać z niektórymi
arystokratami, którzy są znacznie starsi. Niektórzy z nich uznają podziękowanie za obrazę. –
Stevens uśmiechał się, kiedy to mówił, jego przystojna twarz była szczera, od brązowych oczu
do idealnie obciętych włosów. Powinien być naszym głosem na świecie, ale prawdę mówiąc
spędzał cały swój czas na Dworze Seelie podlizując się mojemu wujkowi. Dwór Unseelie, gdzie
rządziła moja ciotka, Królowa Powietrza i Ciemności, i gdzie może ja będę rządzić pewnego
dnia, był za bardzo przerażający dla Stevensa. Nie, nie lubiłam go.
- Przepraszam, Księżniczko Meredith - powiedział Michael Shelby, pełnomocnik rządu
amerykańskiego w L.A. – Nie zdawałem sobie sprawy.
Uśmiechnęłam się.
- W porządku. Ambasador ma rację, podziękowania nie obrażą mnie.
- Ale mogą urazić pani ludzi? – Zapytał Shelby.
- Tak, niektórych z nich – powiedziałam. Spojrzałam za siebie, na Doyle’a i Mroza. Stali
za mną, jak uosobienie ciemności i śniegu, co, prawdę mówiąc, nie było dalekie od prawdy.
Doyle miał czarne włosy, czarną skórę, czarny szyty na miarę garnitur, nawet jego krawat był
czarny. Tylko koszula była w kolorze królewskiego błękitu, na prośbę naszego prawnika.
Powiedział, że czerń wywiera złe wrażenie, sprawia, że wydaje się być przerażający. Doyle,
którego nazywano też Ciemnością, odrzekł „Jestem kapitanem straży księżniczki. Powinienem
być przerażający”. Prawnik nie wiedział, co na to powiedzieć, ale Doyle włożył jednak niebieską
koszulę. Jej kolor prawie lśnił przy głębokiej, idealnej czerni jego skóry, która była tak czarna,
że odbijała się purpurą i błękitem przy mocnym świetle. Jego oczy były ukryte za czarnymi
okularami słonecznymi.
Skóra Mroza była tak biała, jak Doyle’a czarna. Tak biała, jak moja własna. Ale jego
włosy były unikalne, srebrne, jakby metal przekuto na włosy. Błyszczały w gustownym świetle
sali konferencyjnej. Lśniły jak coś, co mogłoby stopić się i stać się biżuterią. Na krawacie miał
srebrną spinkę, która była starsza od samego miasta Los Angeles. Gołębioszary garnitur był od
Ferragamo, a jego koszula była w bieli niewiele ciemniejszej od jego skóry. Krawat miał
ciemniejszy niż garnitur, ale niewiele. Delikatne, szare oczy były wpatrzone w odległą część
pokoju, przyglądał się badawczo oknom. Doyle robił to również, ukryty za swoimi okularami.
To, że miałam strażników, było uzasadnione, niektóre istoty, które chciały mnie zabić, mogły
latać. Nie wydawało mi się, żeby Taranis był jednym z tych, którzy pragnęli mnie zabić, ale
dlaczego poszedł na policję? Dlaczego przedstawił te fałszywe zarzuty? Nigdy nie robił nic bez
planu. Po prostu nie wiedzieliśmy, jaki jest jego plan, więc na wszelki wypadek obserwowali
okna, wypatrując rzeczy, których ludzcy prawnicy nie mogli sobie nawet wyobrazić.
Spojrzenie Shelbiego powędrowało za mnie, do strażników. Nie był jedynym, który
musiał zmuszać się, by nie spoglądać nerwowo na moich ludzi. Asystentka pełnomocnika
rządu, Pamela Nelson, miała największe problemy z utrzymaniem spojrzenia, umysłu i
obowiązków. Mężczyźni przy stole spoglądali na strażników takim spojrzeniem, które
mężczyźni wymieniają, kiedy widzą innego mężczyznę, o którym są pewni, że może ich
pokonać fizycznie i nawet się nie spocić. Pełnomocnik rządu, Michael Shelby, był wysoki,
atletyczny i przystojny, z lśniącymi białymi zębami. Wyglądał na kogoś, kto ma większe plany
niż tylko być pełnomocnikiem rządu U.S. na terenie Los Angeles. Miał sześć stóp 1 wzrostu,
jego garnitur nie mógł ukryć faktu, że poważnie pracował nad sobą. Prawdopodobnie nie
spotkał jeszcze mężczyzny, który by sprawił, że poczuł się fizycznie słaby. Jego asystent,
Ernesto Bertram, był smukłym mężczyzną, który wyglądał na zbyt młodego jak na swoją pracę,
wyglądał też za poważnie ze swoimi krótkimi, ciemnymi włosami i okularami. To nie okulary
sprawiały, że wyglądał za poważnie, raczej wyraz jego twarzy, jakby skosztował czegoś
gorzkiego.
1 Ok. 183 cm
Był tutaj również pełnomocnik rządu amerykańskiego na terenie St. Louis, Albert
Veducci. Nie był tak opalony jak Shelby. W rzeczywistości był trochę otyły i wyglądał na
zmęczonego. Jego asystentem był Grover. Przedstawił się tylko jako Grover i nie wiedziałam,
czy to było jego imię, czy nazwisko. Uśmiechał się więcej niż pozostali, był atrakcyjny w ten
przyjacielski sposób. Przypominał mi kolegów z college’u, którzy byli równocześnie mili i na
takich wyglądali, lub zupełnych gnojków, którzy chcieli tylko seksu, pomocy w zaliczeniu zajęć,
lub, jeżeli chodzi o mnie, zbliżenia się do prawdziwej księżniczki faerie. Nie wiedziałam w tej
chwili, którym rodzajem „miłego faceta” jest Grover. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, nigdy się
nie dowiem, bo najpewniej nigdy w życiu już go nie zobaczę. Jeżeli coś pójdzie źle, to pewnie
będę widywać Grovera aż za często.
Nelson była asystentką okręgowego pełnomocnika prawnego dla Hrabstwa Los Angeles.
Jej szef, Miguel Cortez, był niski, ciemny i przystojny. Wyglądał dobrze przed kamerami.
Widywałam go wystarczająco często w wiadomościach. Problemem było, że on, podobnie jak
Shelby, był ambitny. Lubił być w wiadomościach i chciał w nich bywać częściej. Oskarżenie o
gwałt, jakie ciążyło na moich mężczyznach, było tym rodzajem sprawy, które może pomóc
twojej karierze, lub ją złamać. Cortez i Shelby byli ambitni, a to znaczyło, że będą równocześnie
bardzo ostrożni, jak i bardzo nieostrożni. Nie byłam pewna, które z tych nastrojów bardziej mi
pomoże. Jeszcze nie byłam pewna.
Nelson była wyższa niż jej szef, miała prawie sześć stóp 2 w swoich nie za wysokich
szpilkach. Miała włosy w kolorze jaskrawej czerwieni, opadające falami na ramiona. To był
bardzo rzadki odcień, głęboki i bogaty, zbliżający się tak bardzo do prawdziwej czerwieni, jak
tylko mogą się zbliżyć ludzkie włosy. Miała garnitur bardzo dobrze uszyty, ale konserwatywnie
czarny, białą koszulę i gustowny makijaż. Tylko błysk włosów niszczył prawie męski wizerunek,
jaki starała się stworzyć. Wyglądało to, jakby równocześnie ukrywała swoją kobiecość i
przyciągała do niej uwagę w tym samym czasie. Ponieważ była piękna. Rozproszone piegi
widoczne pod jasnym makijażem nie umniejszały jej nieskazitelnej cery, ale ją podkreślały.
Miała oczy zielononiebieskie, zmieniające się w zależności od tego, jak padło na nie światło. Te
niezdecydowane oczy nie mogły przestać patrzeć na Mroza i Doyle’a. Starała się skoncentrować
na swoim prawniczym notesie, w którym przypuszczalnie coś notowała, ale jej spojrzenie ciągle
błądziło i spoczywało na nich, nic na to nie mogła poradzić.
To sprawiło, że zastanowiłam się, czy tutaj chodziło tylko o przystojnych mężczyzn
i roztargnioną kobietę.
Shelby odchrząknął.
Podskoczyłam i spojrzałam na niego.
- Przepraszam, panie Shelby, czy pan mówił coś do mnie?
- Nie, ale powinienem – spojrzał w dół na stół po swojej stronie. – Przyszedłem tutaj
jako najbardziej neutralny głos, ale proszę pozwolić mi zapytać moich współpracowników, czy
mają kłopoty z sformułowaniem pytań do księżniczki.
2 Ok. 183 cm
Kilku prawników odezwało się równocześnie. Veducci podniósł po prostu ołówek w
powietrzu. Skinął głową.
- Moje biuro miało więcej kontaktów z księżniczką i jej ludźmi niż reszta z was. To
dlatego posiadam niezawodne środki przeciwko magii.
- Jaki rodzaj środków? – Zapytał Shelby.
- Nie powiem wam, co dokładnie przywiozłem, ale wiem, że działają: hartowana stal,
żelazo, czterolistna koniczyna, dziurawiec, jesion - zarówno drzewo, jak i jagody. Niektórzy
mówią, że dzwony mogą przerwać urok, ale nie wydaje mi się, żeby arystokraci sidhe
przejmowali się dzwonami.
- Czy pan mówi, że Księżniczka używa przeciwko nas magii? – Zapytał Shelby, jego
przystojna twarz nie była już dłużej przyjemna.
- Mówię tylko, że czasami, kiedy rozmawiam z Królem Taranisem czy Królową Andais,
ich powierzchowność przytłacza ludzi – odpowiedział Veducci. – Księżniczka Meredith jest po
części człowiekiem, chociaż jest wyjątkowo piękna… – skinął głową w moją stronę.
Skinęłam głową w podziękowaniu za komplement.
- … nigdy nie oddziaływała na nikogo tak mocno, ale wiele zdarzyło się na Dworze
Unseelie w ciągu kilku ostatnich dni. Ambasador Stevens poinformował mnie o tym, jak i inne
źródła. Księżniczka Meredith i niektórzy jej strażnicy zyskali dodatkową moc, dlatego o tym
wspominam.
Veducci nadal wyglądał na zmęczonego, ale teraz jego oczy pokazywały, że za nadwagą
krył się bystry umysł, a otyłość służyła mu za kamuflaż. Zorientowałam się, że są tutaj inne
niebezpieczeństwa, poza nadmierną ambicją. Veducci był mądry i rzucił aluzję, że wie coś o
tym, co stało się na Dworze Unseelie. Wiedział, czy blefował? Czy o coś nas podejrzewał?
- Używanie magii przeciwko nam jest nielegalne – powiedział Shelby rozzłoszczony.
Spojrzał na mnie teraz, tym razem już nie przyjacielsko. Odwzajemniłam spojrzenie. Użyłam
całej siły moich trójkolorowych oczu: płynnego złota na zewnętrznym okręgu, jadeitowej
zieleni i szmaragdu na wewnętrznym okręgu, który owijał się dookoła źrenic. Shelby pierwszy
odwrócił spojrzenie, opuszczając wzrok na swój notes. Jego głos był gęsty od kontrolowanego
gniewu.
- Moglibyśmy aresztować panią i deportować do faerie za wykorzystywanie magii na
wpłynięcie na to dochodzenie, Księżniczko.
- Nic panu nie robię, panie Shelby, nie celowo – spojrzałam na Veducciego. – Panie
Veducci, czy pan twierdzi, że to, że kontakty z moją ciotką i wujkiem są ciężkie, oznacza, że ja
będę teraz kłopotliwa?
- Sądząc po reakcjach moich współpracowników, wierzę, że tak jest.
- Czy reakcje te są takie, jak przy wpływie, jaki Król Taranis i Królowa Andais ma na
ludzi?
- Podobne – powiedział Veducci.
Musiałam się uśmiechnąć.
- To nie jest zabawne, Księżniczko – powiedział Cortez, jego słowa były pełne gniewu,
ale kiedy spojrzałam w jego brązowe oczy, odwrócił wzrok ode mnie.
Spojrzałam na Nelson, ale to nie ja ją rozpraszałam, jej problem był za mną.
- Który z nich bardziej przyciąga pani wzrok? – Zapytałam. – Mróz czy Doyle, jasny czy
ciemny?
Zaczerwieniła się w bardzo ludzki sposób.
- Ja nie…
- Ej, pani Nelson, proszę się przyznać, który?
Przełknęła tak mocno, że mogłam to usłyszeć.
- Obaj – wyszeptała.
- Oskarżamy panią i tych dwóch strażników za bezprawne magiczne oddziaływanie na
legalne dochodzenie, Księżniczko Meredith – powiedział Cortez.
- Zgadzam się – dodał Shelby.
- Ani ja, ani Mróz i Doyle nie robimy nic celowo.
- Nie jesteśmy głupi – powiedział Shelby. – Urok jest magią aktywną, a nie pasywną.
- W większości tak, ale nie zawsze – powiedziałam. Spojrzałam w dół stołu na
Veducciego. Odsunął się jak najdalej od środka stołu, podobnie jak jego współpracownicy. A
może to ja stałam się zbyt wrażliwa po powrocie do domu.
- Czy wiecie - odezwał się Veducci - że kiedy ktoś spotyka się z Królową Anglii, nazywają
to przebywaniem w obecności majestatu? Nigdy nie spotkałem Królowej Elżbiety, ani nawet
bym nie chciał, więc nie wiem, jak to u niej wygląda. Ale stwierdzenie „przebywać w obecności
majestatu”, spotkać się z królową, oznacza więcej, kiedy jest to królowa Dworu Unseelie.
Spotkać się z królem Dworu Seelie jest również rozkoszą.
- Co to oznacza? – zapytał Cortez. – Że jest rozkoszą?
- Oznacza to, panowie i panie, że bycie królem i królową w faerie daje unikalną aurę
mocy czy atrakcyjności. Żyjecie w L.A. Widzieliście jak to działa, w mniejszym stopniu, przy
popularnych gwiazdach czy politykach. Moc zdaje się wywoływać moc. Prowadzenie interesów
z dworami faerie sprawiło, że uwierzyłem, że dotyczy to także zwykłych ludzi. Skupianie się
przy potężnych, bogatych, pięknych, czy utalentowanych nie jest powodowane wyłącznie
ludzkimi słabostkami. Myślę, że to rodzaj magii. Myślę, że sukces jest podobnym zjawiskiem,
jakim jest magia, jest się atrakcyjnym dla ludzi. Chcą być przy tobie. Chcą więcej cię słuchać.
Robią, co powiesz. Ludzie mają cień prawdziwej magii, a teraz pomyślcie o kimś, kto jest
najpotężniejszą istotą w faerie. Pomyślcie o poziomie mocy, jaka go otacza.
- Ambasadorze Stevens – odezwał się Shalby - czy to nie pan jest osobą, która powinna
nas ostrzec o tym efekcie?
Stevens wygładził swój krawat, bawiąc się Rolexem, który podarował mu Taranis.
- Król Taranis jest potężną postacią, po wiekach rządów. Ma pewną godność, która jest
imponująca. Nie zauważyłem, żeby Królowa Andais była równie imponująca.
- Ponieważ rozmawia pan z nią jedynie na odległość, przez lustra, z Królem Taranisem u
boku – odezwał się Veducci.
Byłam pod wrażeniem faktu, że Veducci o tym wiedział, ponieważ była to całkowita
prawda.
- Jest pan ambasadorem faerie – powiedział Shelby - a nie tylko Dworu Seelie.
- Tak, jestem ambasadorem Stanów Zjednoczonych przy dworach faerie.
- Ale nigdy nie postawił pan stopy na Dworze Unseelie? – Zapytał Shelby.
- Och – powiedział Stevens przesuwając palcami dookoła paska od zegarka. –
Zorientowałem się, że Królowa Andais jest mniej niż pomocna.
- Co to ma znaczyć? – Zapytał Shelby.
Patrzyłam na niego bawiącego się zegarkiem i trochę koncentracji pokazało mi, że na
Zgłoś jeśli naruszono regulamin