Knutsson Gosta - Filonek Bezogonek i Jamnik Janik.doc

(1064 KB) Pobierz

49

 

 

Przełożyła Halina Thylwe

Ilustrowała Jadwiga Abramowicz

Zeskanowała i opracowała

ciocia Ola

Rozdział pierwszy

Jamnik Janik

Rodzeństwo Lars i Gunilla przyjaź­niło się z opiekunami Filonka, Birgittą . jej bratem Olle. Oboje go lubili, on ich też, chociaż Lars potrafił być niekiedy przykry, wymyślał Filonkowi od bezogońców i takich tam, no, ale wiadomo, jacy są chłopcy.

Pewnego dnia Lars i Gunilla dostali w prezencie pieska. Prawdziwego żywego ­jamnika Janika. Fajnie się nazywał, jeśli ktoś wiedział, że to jamnik, od . razu przypominał sobie jego imię, a jeśli ktoś znał tylko imię, od razu wiedział, jakiej Janik jest rasy.

Janik nie był ot takim sobie zwyczaj­nym psem, wszędzie wzbudzał litość, a to dlatego, że miał tylko jedno ucho. Jak zapew-ne wiecie, jamniki najczęściej mają dwoje długich uszu, którymi bez­trosko majtają. Tymczasem bidula Ja­nik urodził się tylko z le-wym uchem! Nic dziwnego, że prawie zawsze chodził smutny i troszkę zapłakany. A ilekroć kogoś spotkał, bardzo się pilnował, żeby ukryć to swoje nieszczęście, i jeśli tylko mógł, stawał na przyk-ład pod ścianą prawym bokiem.

Janik, podobnie jak Filonek, przyje­chał ze wsi. Tata Larsa i Gunilli poje­chał raz w odwiedziny do jakichś krew­nych i tam właśnie zoba-czył jamniczka. Kiedy się okazało, że krewni nie chcą jednouchego psa, tata ulitował się nad nim i przywiózł do miasta. Lars i Gunil­la od razu zakochali się w smutnym jamniczku bez prawego ucha.

A teraz opowiem wam, jak Filonek i Janik się poznali.

Było to na początku marca, dzień po przyjeździe Janika do mias-ta. Filo­nek szedł właśnie na przyjęcIe do Fritza i Fridy, którzy mieszkali w Berdze. Kiedy z ulicy Zamkowej skręcił w ulicę Stromą, po przeciwnej stronie zobaczył człapiącego tuż przy ścianie domu psa.

- Nie jest to co prawda konieczne - mruknął Filonek - ale na wszelki wypadek zajrzę do najbliższej piwnicy.

I zajrzał. Ale ani na chwilę nie spusz­czał z oczu psa. A tym psem był jamnik Janik, o czym Filonek oczywiście nie wiedział.

W piwnicy było mu bardzo przytulnie, zwłaszcza że nagle pojawił się drugi, olbrzymi wilczur. Podbiegł do jamnika i zaczął go obwą-chiwać. Janik posmutniał jeszcze bardziej i przysunął się bliżej ściany.

 

 

- Coś ty za jeden? - warknął wilczur.

- Jestem Janik - wyszeptał jamniczek i dopiero teraz Filonek poznał jego imię.

Wkrótce dołączył do nich pudel Put­te.

- Ten mały długi nazywa się Kranik - poinformował wilczur.

Putte wybuchnął prawdziwym pud­lim śmiechem. Wilczur też zarechotał ze swojego dowcipu.

- Nie rozumiem, co ktoś o takim imieniu robi w naszym mieście - szydził pudel.

- Otóż to, powinien raczej wisieć nad zlewem - dodał wilczur.

Putte znów zachichotał, a wilczur miał bardzo rozradowaną minę.

Ależ on jest podobny do Monsa - pomyślał Filonek, patrząc na wilczura.


- Czemuś taki strachliwy? - powiedział pudel. - Odklej się od ściany, żebyśmy cię mogli lepiej obejrzeć. Nic na to nie pora-dzisz, że jesteś jamnikiem. l wilczur poczęstował Janika kuksańcem. Teraz się dopiero wydało, że Janik nie ma prawego ucha!

Wilczur z pudlem wyli ze śmiechu.

Jednouchy! - zawołał wilczur.

-  Opowiemy o tym wszystkim psom - cieszył się Putte.

- Niech się dowiedzą, że pojawił się w naszym mieście jednouchy Kranik - rzekł wilczur.

I odeszli. A w oczach Janika zalśniły łzy.

Filonek cichutko wypełznął z piwnicy. Dobrze widział i słyszał, co zaszło na chodniku po drugiej stronie ulicy.

Niektórym się wydaje, że koty nie znają psiego języka. To nie-prawda. Ko­ty i psy świetnie się rozumieją. Wpraw­dzie rzadko z so-bą rozmawiają, ale to już całkiem inna sprawa.

Filonkowi zrobiło się żal Janika. Wil­czur i pudel zachowali się okropnie! I chociaż Janik był psem, Filonek po­stanowił go troszkę pocieszyć .

Janik stał pod ścianą i mrużył oczy. Filonek zatrzymał się w bez-piecznej odległości, wolał za blisko nie podcho­dzić, bo nigdy nie wiadomo, czy jamnik nagle nie warknie albo nie zaszczeka. Ale Janik w ogóle nie zareagował.

- Dzień dobry! - przywitał się Filo­nek. - Nie mam ogonka.

- Dzień dobry - szepnął nieśmiało Janik i długo milczał. - A ja nie mam jednego ucha, co na jedno wychodzi - powiedział na koniec.

Filonek podszedł trochę bliżej.

- Ale to ucho, które masz, jest bardzo ­ładne - przyznał Filonek.

- Owszem. I mogę nim machać.

Rzeczywiście! Janik rozhuśtał lewe o, co wyglądało tak zabawnie, że Filonek głośno się roześmiał.

- Inne psy pewnie się z ciebie nabijają? - spytał Filonek.

- Tak. Nawet bardzo. - W oczach Janika zakręciły się łzy. - Przezywają mnie Jednouchy i wygadują mnóstwo przykrych rzeczy.

- Ze mnie też się nabijają powiedział ­Filonek. - I wiesz co? Myślę, że moglibyśmy zostać przyjaciółmi.

- Bardzo bym się cieszył. Bo czuję się tutaj samotny .

- Tylko musisz mi obiecać, że ani razu na mnie nie szczekniesz - zastrzegł się FiIonek.

- A ty mi obiecaj, że nie będziesz na mnie syczał.

- A ty - dodał Fi lonek - że mnie nie ugryziesz.

- A ty - dodał Janik - że mnie nie podrapiesz.

- Obiecuję - powiedział FiIonek.

- Obiecuję - powtórzył Janik.

Rozdział drugi

Przyjęcie na cześć Friskusa

Fritz i Frida urządzali tego dnia wspaniałe przyjęcie. Urodziło im się czwarte maleństwo. Fridolf, Fridolfma i Fridolina mieli teraz tyciego braciszka Friskusa. Friskus był żwawy, rozbrykany i zwinny jak fryga. Ale ledwie przy­szedł na świat, poważnie zachorował. Na szczęście doktor Burras szybko go wyleczył. Położył łapkę na brzuszku malca, powiedział pip i od tej chwili Friskus czuł się znakomicie. A teraz uśmiechał się do wszyst-kich ze swojego koszyczka.

- Wykapana Frida! - powiedział Ri­kard z Rikardowa.

- Ma Fridy oczy - przyznał Mruk z Kosówki.

- Cała Frida! - oświadczyła Dag­mara z Arkadii.

- Ale wąsy ma Fritza - zachichotała Frida. - I poduszeczki! Spójrzcie tylko!

- Brudne - mruknął Mons.

- Wcale nie są brudne! - oburzyła się Frida. - Te czarne plamki odziedziczył po pradziadku ze strony ojca.

- Po ojcu mojej mamy - poprawił ją Fritz.

- Tak czy owak, nasz przodek nazy­wał się Friko - wyjaśniła Frida.

- Fripo, moja droga - powiedział Fritz. - Masz móżdżek jak gąs-ka, nigdy niczego nie potrafisz dokładnie zapa­miętać.

- Pierwsze słyszę, żeby ktoś odzie­dziczył brudne poduszeczki - szyderczo zauważył Mons.

- My swojego brudu po nikim nie odziedziczyliśmy - z dumą stwierdził Bill.

- Jest naszą wyłączną zasługą - do­dał Bull.

- Powinniście już dać sobie spokój z dziećmi - orzekł Mons. - Aż się tu od nich roi. W każdym kącie jakiś brzdąc.

- Owszem, ale mamy dużo miejsca, a poza tym sprawiają nam wiele radości - powiedziała Frida. - Dlatego ani myś­lę poprzestać na tej czwórce. Następne nazwę Frytka. Albo Frytek.

Głupie imię - burknął Mons.

- Frytka, też coś! - burknął Bill.

- Przecież frytki się je - powiedział Bull.

- No właśnie - zniecierpliwił się Mons. - Zaczniemy wreszcie jeść? Nie przyszedłem tu tylko po to, żeby wga­piać się w tego małego urwisa.

- Zaraz podamy mnóstwo śledzi - powiedziała Frida. - Wczoraj z samochodu wypadła cała skrzynka.

- Ciekawe, czemu Filonka· jeszcze nie ma - zastanawiał się głośno Fritz.

- To tego gamonia też zaprosiliście? - prychnął Mons. - Spóźnialscy obejdą się smakiem.

Zasiedli do stołu. Frida rzeczywiście miała czym poczęstować swoich gości.

- Frida i ja ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin