Jerzy Łojek - Wiek markiza de Sade.rtf

(1747 KB) Pobierz

Łojek Jerzy

WIEK MARKIZA DE SADE

 

 

 

ŚWIAT ROZWIĄZŁOŚCI UMYSŁÓW I OBYCZAJÓW

L’amour, tel qu’il existe dans la société, n’est que l’échange de deux fantasies et le contact de deux épidermes.

Chamfort

^Rozwiązłość czasów Regencji przekształci­ła galanterię dworu Ludwika XIV w rozpasany liber- tynizm. W początkach panowania Ludwika XV męż­czyźni zajęci byli tylko powiększaniem listy swoich kochanek, kobiety zaś zdobywaniem amantów z jak największym rozgłosem... Mężowie skazani na znosze­nie tego wszystkiego, czemu nie mogli zapobiec bez okrycia się największą śmiesznością, decydowali się najrozsądniej nie żyć po prostu ze swoimi żonami. Małżonkowie razem mieszkając, nigdy prawie nawza­jem się nie widywali; nigdy nie spotykano ich w tym samym powozie, w tym samym domu czy w jakimś miejscu publicznym. Jednym słowem, małżeństwo po­zostało aktem użytecznym dla fortuny, ale jednocześ­nie stało się niewygodą, od której nie można było się uwolnić inaczej, jak przez odrzucenie wszystkich wy­nikających stąd obowiązków. Obyczaje wielce na tym traciły, ale życie towarzyskie nieskończenie zyskiwało. Swoboda dam, uwolnionych od żenującej i mrożącej obecności mężów, przekraczała wszelkie granice; wza­jemna kokieteria mężczyzn i kobiet utrzymywała stale towarzyskie ożywienie i co dzień dostarczała okazji do pikantnych przygód. Powab rozkoszy, który leżał u podstaw tych obyczajów, odpędzał precz wszelki prze­syt i znużenie; ciągle nowe przykłady niesłychanej rozwiązłości ośmielały do lekceważenia zasad i porzu­cenia powściągliwości.

Wiedząc to, łatwo uwierzyć, że wzajemne skłonno­ści nie rodziły się bynajmniej w oparciu o miłość, a jeszcze rzadziej o szacunek. Dla mężczyzny po­

siąść, dla kobiety uwieść — oto były prawdzi­we motywy, które skłaniały jednych do ataku, a dru­gie do kapitulacji. W rzeczy samej oddawano się z ta­ką łatwością, z jaką i odważano się na atak. Często szło tylko o przygodę na przeciąg jednego dnia czy dni kilku [...] w intencjach mężczyzny po to tylko, by móc następnie się przechwalać, w intencjach kobiety — by zyskać okazję do chwili rozkoszy i zabawy. Czasami (ale rzadko) rozkosz kojarzyła się z głębszym upodo­baniem; decydowano się wówczas na dłuższy wspólny związek, przy zachowaniu pewnych wzajemnych obo­wiązków. Takie uczucia uważano za godne szacunku, ale w towarzystwie obawiano się ich bardzo, jako że dwie osoby zajęte wyłącznie wzajemnymi sentymen­tami nie mogły w końcu uniknąć znudzenia i popadały nieuchronnie w poczucie przymusu...” 1 Tak wspominał obyczaje wyższych warstw społe­czeństwa francuskiego w połowie XVIII stulecia uro­czy gawędziarz, hulaka i libertyn, baron Pierre-Victor de Besenval, piół-Polak zresztą, bowiem urodzony z Bielińskiej, dworak z powołania, z zawodu oficer gwardii, pod koniec życia nie cieszący się we Francji dobrą sławą, jako że w początkach Rewolucji był do­wódcą znienawidzonej przez lud Paryża nadwornej gwardii szwajcarskiej. Besenval przeżył pół wieku w świecie, który w pełnym blasku i w radosnym na­stroju zbliżał się do upadku i zagłady, możemy więc mu wierzyć, gdyż był świadkiem naocznym i dosko­nale z obyczajami swego środowiska obeznanym. Co prawda, moraliści każdej epoki narzekali na zepsucie i demoralizację społeczeństwa swoich czasów, Besen- val wszelako moralistą nie był (można by nawet do­rzucić: wręcz przeciwnie), a świadectwo jego zgadza się całkowicie z „obrazem obyczajów tamtych czasów”, jaki w dziełach swych przekazali nam inni pamiętni- karze i liczni autorzy śmiałych, libertyńskich opowie­ści obyczajowych, w które francuska lite.ratura wieku XVIII nadzwyczaj obfitowała.

Skąd pochodziła ta wyjątkowa swoboda obyczajowa, która opętała wyższe warstwy społeczeństwa francus­kiego, a przenikała szybko do stanu trzeciego, która wyciskała charakterystyczne piętno na życiu codzien­

nym i na literaturze, która prowadziła do coraz więk­szego upowszechnienia perwersyjnych i orgiastycznych form życia seksualnego? Ówcześni chrześcijańscy mo­raliści nie mieli żadnych wątpliwości co do przyczyn i źródła tego straszliwego zła, które rozpanoszyło się i pociągało coraz więcej ludzi słabych i o zbawieniu wiecznym nie myślących. To libertynizm, ohyd­ny, wyuzdany libertynizm zarażał serca i umysły, wiódł ku demoralizacji, zepsuciu i rozpuście...

Użyliśmy tu słowa, które w XVIII stuleciu zrobiło we Francji (i w całej Europie) niezwykłą doprawdy karierę. Padało i ambon w czasie kazań i odczytywa­nia listów pasterskich; pojawiało się na łamach cza­sopism; wymawiane było z pobożną zgrozą przez mat­ki dorastających córek i prostodusznych pobożnych starców, a z przymrużeniem oka i żartobliwym uśmie­chem przez wytwornych sceptyków i eleganckie damy; najczęściej zaś występowało na kartach realistycznych powieści obyczajowych, które — jak twierdzili auto­rzy — ku przestrodze nierozważnej cnoty ukazywały podstępne zakusy występku.

Libertynizm (libertinage), libertyn (le lifaertin), li- bertynka (la libertine) — jako że żeńskie okazy tego gatunku mnożyły się wówczas w zastraszającym tem­pie — wszystkie te określenia oderwały się w XVIII wieku od swego pierwotnego sensu. W wieku XVII mianem libertynizmu określano nurt myśli i idei dą­żący do uwolnienia umysłu ludzkiego z więzów tra­dycji, autorytetów i uprzedzeń, postulujący rozumną i sceptyczną analizę rzeczywistości, poddający wszech­stronnej, ale dość łagodnej w końcu krytyce tradycję chrześcijańską i naukę Kościoła. W nurcie tym prze­jawiały się (choć nie dominowały) tendencje epikurej- skie, a zasada rozumnego i swobodnego decydowania człowieka o celu swego istnienia umożliwiała wyznaw­com tych idei zwrócenie się przede wszystkim ku na­turalnym, zmysłowym przyjemnościom życia doczes­nego 2. Chrześcijańscy apologeci atakowali doktryny libertynizmu z niezwykłą gwałtownością, utrzymując, iż ten nurt intelektualny ma na celu zniszczenie wszel­kiej moralności i wtrącenie społeczeństwa w piekło nieokiełznanej rozpusty. Propagandowy kontratak

»

przyniósł pewne sukcesy. W XVIII wieku libertynizni był już określeniem potocznym i jak najbardziej pejo­ratywnym. Piętnowano tym mianem wszelkie występ­ki przeciwko moralności i przejawy rozwiązłości oby­czajowej; nikt już oczywiście do libertyńskiej posta­wy sam się nie przyznawał, chyba że w przystępie skruchy i żalu, jak Klitander ze słynnego dialogu Crébillona Noc i chwila, gdy w rozmowie z uroczą Cy- dalizą wyznaje, że uległ pokusom, na jakie wystawi­ła go pewna rozpustna dama, mając na swoje uspra­wiedliwienie jedynie to, że — jak stwierdza — „wszy­scyśmy libertyni...” |

Jeszcze i dzisiaj w potocznej francuszczyźnie le li­bertin oznacza rozpustnika i hulakę, 'bez skrupułów oddającego się zaspokajaniu zmysłowych namiętności. Podobnie rozumiano określenie libertyn w wieku XVIII. Podobnie, ale nie identycznie... Bowiem w ra­mach potocznych pojęć XVIII stulecia libertyn to roz­pustnik szczególnego rodzaju: sceptyczny niedowiarek, który bez żenady zaspokaja swoje wyrafinowane na­miętności seksualne, nie mając żadnych moralnych ha­mulców wskutek utraty wiary w Boga, wskutek od­rzucenia nakazów chrześcijańskiej moralności, i dla specyficznego celu: zademonstrowania swojej przeko­ry wobec nakazów Kościoła i okazania pogardy dla „czystości”, wstrzemięźliwości i ascezy; co więcej, wzmacniający swoje przeżycia właśnie wskutek per­wersyjnego połączenia praktyk seksualnych z jedno­czesnym obrażaniem moralności chrześcijańskiej i drwi­ną z nauki Kościoła.

U podstaw libertyńskiej rozwiązłości obyczajów le­żało więc (w pojęciu współczesnych) wyzwolenie umy­słu od wszelkich ograniczeń narzuconych przez doktry­nę chrześcijańską. .Ponieważ zaś — jak głosili chrześ­cijańscy moraliści — tylko wiara w życie pozagrobo­we i ostateczny wymiar sprawiedliwości w postaci zbawienia lub potępienia wiecznego mogła powstrzy­mywać łudzi od występku, więc libertyńscy sceptycy, czy wręcz bezbożnicy, z natury rzeczy nie mający żad­nych powodów do powściągania swych niecnych skłon­ności, gotowi byli na wszystko, byle tylko osiągnąć maksymalne natężenie rozkoszy zmysłowej.

Libertynizm był określeniem wybitnie pejoratyw­nym, ale — fakt to znamienny — w środowisku ra­cjonalistów i propagatorów ideologii Oświecenia nie spotkał się nigdy z potępieniem. Źródło bardzo auto­rytatywne, słynna Diderotowska Encyklopedia tak de­finiowała owo rozpowszechnione zjawisko obyczajowe: „Libertynizm to zwyczaj zdawania się na instynkt, który wiedzie nas do zmysłowych przyjemności; nie zważa na dobre obyczaje, ale nie stawia sobie za cel ich zwalczania. Wiąże się z nim brak drażliwości su­mienia [...) gdy jest skutkiem młodości lub wybujałe­go temperamentu, nie wyklucza ni talentów, ni do­brego charakteru...” * W rzeczy samej każdy z wybit­nych myślicieli XVIII stulecia w większym czy mniej­szym stopniu był libertynem i łączył twórczość inte­lektualną ze swobodą obyczajów. W namiętnych oskar­żeniach, głoszonych przez apologetów chrześcijańskiej moralności, nie wszystko było więc nonsensem. Może­my się zgodzić z ich rozumieniem źródeł libertyńskiej postawy obyczajowej, trudno nam jednak podzielać dzisiaj ich oburzenie i boleć nad rozpowszechnianiem światopoglądu, który siłą rzeczy wyzwalał przecież umysły od więzów fideistycznej doktryny, chociaż czasanłi był również usprawiedliwieniem dla zwykłej nieobyczajności.

Badając XVIII-wieczny światopogląd libertyński i li- bertyńską obyczajowość stwierdzamy rzeczywiście ścisłą wzajemną zależność obu tych zjawisk. Libertynizm był swobodą (może nawet — zgódźmy się 1— rozwiązłością) jednocześnie umysłu i obyczajów, wynikłą ze sceptycznego, chłodnego, krytycznego poglądu na świat, odrzucającego tradycyjną moralność i obycza­jowość, opartą o wiarę i chrześcijańskie koncepcje eschatologiczne. Był gwałtownym protestem przeciwko irracjonalnemu ograniczaniu dążenia do pełnego szczę­ścia i drwiną z ustalonego od wieków porządku obo­wiązków człowieka wobec Boga, bliźniego i swej włas­nej dusz^; był przekreśleniem pogardy dla świata do­czesnego, ciała ludzkiego i ziemskich rozkoszy, którą usilnie propagowały wszystkie wyznania chrześcijań­skie. Nie należy oczywiście dopatrywać się w liberty- nizmie jakiegoś postępowego programu ideologicznego.

Byi on po prostu żywiołową postawą światopoglądowo- -obyczajową polegającą na negacji wszystkiego, co krępowało swobodę myśli i czynów jednostki. Nie two­rzył jakiejś ogólnej doktryny, normującej stosunek człowieka do zasadniczych zjawisk epoki. Libertynizm kształtował się na płaszczyźnie indywidualnego stosun­ku człowieka do Natury i jednostki do jednostki, omi­jał problemy społeczne. Skoro jednak obyczaje liber- tyńskie wiązały się zawsze ze sceptycznym i antyfi- deistycznym światopoglądem, libertynizm obyczajowy musiał się wydawać zewnętrznym jego wyrazem i ce­lową manifestacją, miał pozory ideowego programu. W praktyce oczywiście rzadko chodziło o zamierzoną demonstrację stosunku do religii i chrześcijańskiej mo­ralności (choć zdarzały się i takie wypadki). O stylu życia libertyna decydowała najczęściej żądza rozkoszy i nasycenia wyrafinowanych potrzeb zmysłowych; by­ła to również czasem poza i po prostu naśladownictwo obyczajów środowiska, a nie skutek samodzielnej de­cyzji odrzucenia przesądów i wewnętrznych skrępo­wań. Obiektywne skutki ideologiczne upowszechnienia tej postawy obyczajowej były jednak bardzo poważne; coraz szerszy zasięg praktyk obyczajowych, zasadni­czo sprzecznych z nakazami religii, i moda na kpinę z religijnych dogmatów i zasad moralności chrześci­jańskiej, tworzyły stopniowo atmosferę ogólnej nega­cji doktryny, włączonej przecież integralnie w dotych­czasowy porządek społeczny.

Na Ubertyńską postawę światopoglądowo-obyczajo- wą składało się oczywiście wiele elementów. Funda­mentem był tu racjonalistyczny sceptycyzm nakazujący odrzucenie zasad, których rozumowe udowodnienie by­ło niemożliwe. W miejsce „objawionych” norm kon­wencjonalnej moralności libertyn stawiał prawo Natu­ry, nakazujące dążenie za wewnętrznym głosem wro­dzonych upodobań. Natura nie może działać przeciwko samej sobie, jeżeli więc obdarzyła człowieka potrzeba­mi i skłonnościami choćby nawet najdziwniejszymi, to realizacja tych potrzeb i skłonności jest jej nakazem. Zakazy moralne stojące na przeszkodzie pełnemu za­spokojeniu wszelkich upodobań człowieka są — zda­niem libertynów — tylko przesądami wynikłymi z ludz­

kiej niewiedzy, które należy obalić i unicestwić. Ce­lem i sensem istnienia jest maksymalne i najwszech­stronniejsze przeżycie rozkoszy zmysłowych (la jouis­sance), a zasada ta określa podstawowe obowiązki czło­wieka wobec samego siebie. Poszukiwanie rozkoszy było w świecie libertynów głównym motywem dzia­łania, a dążenie do jej różnorodności i wszechstronno­ści wyzwalało inwencję i mobilizowało do czynów cza­sami zgoła heroicznych. „Rozkosz — powiadał Casa­nova — jest aktualnym radosnym przeżyciem zmysłów; jest to całkowite zaspokojenie, które zmysły nasze znajdują we wszystkim, co je pociąga. Gdy zaś zmysły nasze, wyczerpane lub przesycone, pragną chwili od­poczynku dla wytchnienia lub odrodzenia swej wrażli­wości, rozkosz nasza przenosi się w sferę imaginacji; wystarcza dla jej przywołania wyobrażenie szczęścia, które ta chwila spokoju właśnie przygotowuje. Albo­wiem prawdziwym filozofem jest ten, kto nie odma­wia sobie żadnej rozkoszy, nie powodującej oczywiś­cie niewspółmiernie wielkich przykrości, i kto umie jednocześnie rozkosz tę dla siebie przygotowywać”5.

Epikureizm i hedonizm był najistotniejszą cechą li- bertyńskiego światopoglądu. Poza indywidualnym prze­życiem rozkoszy zmysłowej i pogłębionym dzięki wy­rafinowaniu zmysłów kontemplowaniem piękna nie znajdował libertyn wartości, które uznałby za godne większego zainteresowania i jakiegokolwiek poświęcenia.

Libertynizm akcentował silnie prawa jednostki; był postawą zdecydowanie indywidualistyczną i elitarys- tyczną; w skrajnej postaci był programowym, egoiz­mem postulującym całkowite lekceważenie doznań i przeżyć innych jednostek ludzkich, jeżeli tylko nie szkodziło to wrażeniom przeżywającego podmiotu. Li­bertyn był moralnym relatywistą, stosującym zupeł­nie różne wartościowanie tych samych zjawisk, postaw j czynów w zależności od tego, kogo one dotyczyły; najbliższe były mu koncepcje etyczne utylitaryzmu, cenił więc przede wszystkim skutek ludzkiego działa­nia, a nie najlepszą nawet intencję. Pogarda dla obie­gowej normy moralnej i zasad etycznych „dobrych dla gminu” skłamała libertyna do przyznawania nie­licznym tylko, sobie podobnym jednostkom ludzkim

pełnych praw i do traktowania ich jako partnerów; istoty, które nie dorosły umysłowo i moralnie do wy­zwolenia się i przesądów i wzniesienia się ponad oby­czajowe konwencje, mogły być dlań tylko przedmio­tem lub narzędziem działania. Uczucia erotyczne były w ramach tej konwencji czymś bardzo nieużytecznym i niepotrzebnym; jeżeli jednak udawało się wzbudzić je w przedmiocie, który posłużyć miał dla zaspokoje­nia potrzeby zmysłów, mogły stać się wygodnym na­rzędziem, służącym do podporządkowania wybranej ofiary swej bezwzględnej władzy...

W praktyce życia codziennego postawa libertyńska przejawiała się najczęściej w braku wszelkich skru­pułów etycznych i stosowaniu zasady: „nic świętego”. W tym właśnie punkcie spotykała się drwina z dogma­tów i zasad moralnych religii z pogardą dla wszelkich konwencji obyczajowych uniemożliwiających pełne za­spokojenie zmysłowych namiętności.

W ciągu XVIII stulecia libertynizm zyskiwał coraz gorszą opinię. Stawał się synonimem coraz większego zatwardzenia w występku i gotowości do coraz więk­szych zbrodni przeciwko prawom boskim i ludzkim. Doszło w końcu do tego, że jawną, prostą, pospolitą rozpustę, wynikającą z nadmiernego temperamentu i słabości charakteru, przeciwstawiano jako zjawisko pozytywne libertynizmowi, który uważano za dogłęb­ne zepsucie moralne i praktykowanie wyuzdania prze­de wszystkim dla jak największej obrazy Boga. Samo słowo „libertyn” stawało się obelżywym epitetem. Ciekawym przypadkiem tej ewolucji pojęć są rozważa­nia księcia de Ligne (1735—1814), zresztą właśnie wy­rafinowanego, eleganckiego libertyna bez skrupułów i zasad moralnych, który wszelako zdecydował się bro­nić obyczajowości swego środowiska w dość szczegól­ny sposób, byle tylko odrzucić oskarżenie o liberty­nizm. W swym szkicu czy eseju, zatytułowanym Roz­pustnik a libertyn, próbował dowodzić wyższości (este­tycznej raczej niż moralnej) „zwykłej” rozpusty nad libertynizmem. Nie potrafił oczywiście wykazać, na czym ta wyższość polega, i ograniczył się do rozpra­wiania o „czystej rozpuście” w tonie pogodnym i po­chwalnym, a o libertynizmie z odrazą i pogardą.

„Libertyn rodzi się libertynem — pisał z emfazą — rozpustnik dopiero się nim staje. Libertyn jest często obłudnikiem, rozpustnik chwali się jawnie swą roz­pustą. Znajdziecie wielu libertynów wśród mnichów, księży, nauczycieli, ojców rodzin czy szefów urzędów. Kryją się, by nasycić swoje haniebne żądze. Rozpust­nik wystawia śmiało na światło dzienne wszystkie swoje rozkosze; opowiada, co zdziałał, przesadza na­wet; libertyn natomiast, jeżeli nawet do czegokolwiek się przyznaje, wyzna najwyżej połowę. Występek bije z oczu libertyna, gdy wspomni się o nim w jego obec­ności; rozpustnik, zobojętniały na swe wszelkie orgie, słucha o nich z zimną krwią i ożywia się zaledwie wtedy, gdy znowu je podejmuje. [...) Również kobieta swobodna jest w stosunku do libertynki tym samym, czym rozpustnik wobec libertyna. Kobiety swobodne, aczkolwiek łatwe do zdobycia, nie są przecież z tego powodu libertynkami; to kokieteria zbyt daleko posu­nięta doprowadza je do tego stanu niepojętymi dro­...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin