Hoffmann E.T.A. - Piaskun.pdf

(237 KB) Pobierz
897389843.001.png
Ta lektura , podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fun-
E. T. A. HOFFMANN
ś 
Piaskun ¹
ł.  
I. Nathanael do Lotara
Pewnie jesteś niespokojny, że tak dawno nie pisałem. Matka musi się gniewać, a Klara
myśli, że się tu bawię, zapominając o niej. A przecież nie ma dnia, nie ma godziny, żebym
nie myślał o was wszystkich, a piękna twarzyczka mojej Klary wydaje mi się zawsze jak
słodkie, uśmiechnięte marzenie, choć wiem, że naprawdę istnieje i że mnie z utęsknieniem
wygląda. Doprawdy, nie wiem nawet, jak ci wypowiedzieć wrażenia, od których jeszcze
w tej chwili zmysły mi się plączą. Coś straszliwie dziwnego zdaje się targać wątek mojego
życia. Ponure przeczucia jakiejś przeszłości pełnej grozy gromadzą się zewsząd koło mnie,
podobne do nawału czarnych i nieprzenikliwych obłoków, nie dopuszczając ani płomyka
jasności do skołatanej głowy. Jakimiż słowy zdać ci sprawę z tego, co mi się w tych
dniach zdarzyło? Umiem wiele wymóc na sobie, ale na samą myśl o tym, co ci mam
opowiedzieć, słyszę we własnej duszy śmiech gorzki i szalony. O mój drogi Lotarze, jak
ci tu dać pojąć całą okropność tego wydarzenia? Gdybyś przynajmniej sam na to patrzył,
nie zadałbyś mi fałszu w oczy; ale z daleka wziąć mnie możesz za jasnowidza i szaleńca.
Jednym słowem,wypadek, z którego wpływem złowróżbnym dotąd się jeszcze daremnie
mocuję, jest po prostu następujący:
Dni temu kilka (stało się to  października), około południa, wszedł do mnie pewien
optyk wędrowny, częstując mnie przedmiotami swojej sztuki. Nie kupiłem nic i zagro-
ziłem mu nawet, że go wypchnę za drzwi. Na te słowa wyniósł się z dobrej woli.
Zgadujesz, że tylko pewne okoliczności, ściśle związane z moim życiem, mogą nadać
niejakie znaczenie temu, tak z siebie powszedniemu wypadkowi, dowiesz się zaś niebawem,
ile zgubnego wpływu wywiera na mnie osoba owego przeklętego włóczęgi. Potrzebuję
niemało sił i władzy nad sobą, żebym ci mógł z jako takim ładem opowiedzieć jeden
ustęp z wspomnień mego dzieciństwa; wyjaśni ci to całą okropność obecnego mego z tym
człowiekiem spotkania.
Wyobrażam sobie, jak się oboje z Klarą śmiejecie z tej przedmowy. Co za dziecinada,
Śmiech
mówicie z politowaniem. Śmiejcie się, proszę was; żartujcie sobie, ile wam się podoba,
owszem, błagam was o to. Bo co do mnie, Boże wielki! śmierć gości w mojej duszy i jeśli
wyśmianym być pragnę, to nie inaczej, jak Franciszek Moor², który się o to sam Danie-
la dopraszał. Przyśnił mu się straszliwy obraz sądu ostatecznego i obudził się oszalały od
trwogi. — Nieprawdaż, powiada on, że sny są wierutną niedorzecznością? Danielu, śmiej
się ze mnie. Dlaczego się nie śmiejesz? — Panie, rzecze Daniel pełny trwogi, a Franci-
szek dodaje: — O, przez Boga, Danielu, powiedz mi, żem jest półgłówek. O mój dobry
Danielu! Zaklinam cię na wszystko, śmiej się ty ze mnie!
Ale przystąpmy do rzeczy.
W dzieciństwie naszym nigdy prawie w ciągu dnia nie widzieliśmy ojca, niekiedy
Ojciec
tylko jadał z nami obiad. Było rzeczą wiadomą, że obowiązki urzędowania zajmowały mu
¹ Piaskun — tytuł polskiego tłumaczenia, stanowiącego podstawę niniejszej publikacji, brzmi ik
iasku . Późniejsza tradycja utrwaliła jednak nazwę Piaskun . Piaskun, zwany też piaskowym dziadkiem, to
postać z niemieckich baśni. Sypie dzieciom piaskiem w oczy, aby zasnęły.
² anisk — bohater dramatu Friedricha Schillera.
897389843.002.png 897389843.003.png
 
wszystkie chwile. Po wieczerzy, która stosownie do dawnego obyczaju bywała o siódmej,
szliśmy z matką do pokoju ojca i zasiadaliśmy przy okrągłym stole. Wtedy ojciec palił
sobie fajkę i popijał piwo z dużej szklanki. Często opowiadał nam dziwne zdarzenia i to
z takim zapałem, że raz wraz gasła mu fajka. Do mnie zaś należało zapalać ją bezustannie,
co czyniłem z wielkim upodobaniem. Niekiedy znowu dawał nam tylko do oglądania
książki pełne obrazków, sam zaś siedział w krześle, milczący i bez ruchu, puszczając tak
ogromne kłęby dymu, żeśmy się zdawali pływać w obłokach. Wtedy matka bywała smutna
i zadumana, i skoro zegar wybił dziewiątą:
— Chodźcie już, chodźcie, dzieci, — mówiła do nas — czas spać iść, czas do łóżka.
Piaskun idzie. Słyszycie?
W istocie, słychać było wtedy kogoś idącego po schodach krokiem powolnym i cięż-
kim. Był to zapewne iaskun .
Pewnego dnia głuche to stąpanie przestraszyło mnie bardziej niż zwykle, rzekłem więc
do matki, podczas kiedy mnie wyprowadzała:
— Mateczko, co za jeden ten brzydki iaskun , co nas zawsze wypędza od ojca? Jak on
wygląda?
— Nie ma żadnego piaskuna — odpowiedziała mi matka. — Kiedy wam powiadam:
Strach, Obyczaje,
Dzieciństwo
iaskun idzie, to znaczy po prostu: że wam się spać chce i że nie możecie więcej trzymać
oczu otwartych, tak właśnie, jakby wam kto w nie piaskiem rzucał.
To objaśnienie nie zadowoliło mnie bynajmniej: wyobraziłem sobie tylko, że matka
nie chce nas straszyć, ale że iaskun istnieje rzeczywiście, skoro go co dzień słychać, jak
idzie po schodach.
Dziwnie spragniony dowiedzieć się czegoś prawdziwego o nim i jego do nas stosunku,
począłem raz wypytywać o to starą służącą naszego domu.
Piaskun ? — rzekła — To ty nie wiesz jeszcze, co to za jeden? To taki niegodziwiec,
który przychodzi na zawołanie, kiedy dzieci spać iść nie chcą, i rzuca im garściami piasek
w oczy, aż dopóki z głowy nie wyjdą; wtedy je pakuje do worka i niesie na księżyc dla
swoich dzieci. Te zaś nie wyłażą nigdy z gniazda, i mają jak sowy ogromne dzioby zakrzy-
wione, którymi łapczywie zjadają owe oczy, powydzierane nieposłusznym dzieciom.
Ten obraz okrutnego stracha z piasku niezmiernie utkwił mi w głowie. Wyobraźnia
moja z dniem każdym dodawała do niego szczegóły, coraz bardziej przerażające. Odtąd,
na sam odgłos kroków po schodach, drżałem i robiło mi się niedobrze. Żadne najczul-
sze słowa matki nie były w stanie uspokoić mojej obawy i na wszystko odpowiadałem
tylko ze łkaniem: iaskun ! Ja nie chcę iaskuna . Po czym uciekałem co prędzej do łóż-
ka i, nakrywszy głowę, przez całą noc umierałem ze strachu, dręczony prześladowaniem
widziadła nawet we śnie.
Z czasem sam własną głową zastanawiać się począłem nad tym, że objaśnienia sta-
rej sługi niewiele przedstawiały prawdopodobieństwa. Zawsze jednak iaskun przestraszał
mnie niemało. Czułem dreszcz po wszystkich członkach, nie już od stąpania po scho-
dach, ale słysząc jak się z trzaskiem otwierają drzwi pokoju mego ojca i jak ktoś do niego
wchodzi. Niekiedy ten k czas jakiś nie przychodził wcale, niekiedy znów bardzo często.
Trwało tak lat kilka i, pomimo że już podrastałem, ani podobna mi było oswoić się
z tym wrażeniem. Obraz iaskuna nie dawał się zatrzeć niczym w świecie. Stosunki jego
z moim ojcem dręczyły mnie coraz mocniej, a jednak za nic pod słońcem nie byłbym
się odważył stawiać mu w tym względzie pytania. Opanowała mnie żądza wyjaśnienia
tej tajemnicy własnym pomysłem i ujrzenia własnymi oczyma straszliwego widziadła;
żądza ta wzmacniała się we mnie z biegiem lat. Przeczuwałem w tym cały świat tajemnic,
dziwnych wpływów i zagadkowych cieni, który zgłębić wyrywała się moja dusza. Lubiłem
wprawdzie i dawniej opowiadania o czarownikach, wilkołakach i upiorach, ale od czasu jak
mnie opętał iaskun , nie było stołu, ściany, sza, na której bym go nie rysował bezwiednie
kredą lub węglem, nadając mu rysy najosobliwsze, a zawsze bardzo straszne.
W dziesiątym roku życia przeniesiono mnie z izby dziecinnej. Matka przeznaczyła mi
osobny pokoik niedaleko. Zawsze o dziewiątej, tak jak i wprzódy, ile razy dały się słyszeć
kroki nieznajomego na schodach, trzeba się było wynosić co najprędzej. Z izdebki mojej
słychać było, jak wchodził do pokoju ojca, i wkrótce dolatywała mnie woń jakichś gęstych
wyziewów, którymi niebawem wypełniał się dom cały. Wtedy budziłem w sobie odwagę,
którą i tak już coraz więcej podsycała żądza dowiedzenia się jakimkolwiek kosztem, kto to
. . .  Piaskun
jest ten iaskun . Niekiedy po wyjściu z matką zakradałem się w korytarzu; zawsze jednak
bezskutecznie. Piaskun był już zawsze u mego ojca, zanim zdążyłem stanąć na miejscu.
Wreszcie, nie mogąc sobie dać już rady, wymyśliłem skryć się w pokoju ojca.
Pewnego wieczora milczenie ojca i smutek matki zapowiedziały mi znowu odwiedziny
iaskuna . Udając zmęczenie, wymknąłem się przed dziewiątą i zakradłem się w kącie tuż
przy drzwiach. Zaraz zaskrzypiały drzwi od ulicy i ktoś zaczął powoli, ciężkim krokiem,
iść po schodach. Podczas kiedy matka odchodziła z dziećmi młodszymi, ja, ostrożnie
drzwi otworzywszy, wśliznąłem się nazad do pokoju. Ojciec siedział jak wprzódy, tyłem
ku drzwiom, milczący, nieruchomy, zadumany. Przekonawszy się, że nie wie o niczym,
schowałem się pomiędzy firankę i szafę od sukien, kroki zbliżały się ciągle. Idący pokasz-
liwał, chrząkał, szedł bardzo powoli, zdawało się, że nigdy nie nadejdzie. Umierałem ze
strachu i niecierpliwości.
Wreszcie usłyszałem kroki już w korytarzu. Po chwili silnie uderzono w klamkę
i drzwi się otworzyły z trzaskiem. Zebrałem całą przytomność i wytknąłem głowę, jak
mogłem najostrożniej. Otóż i iaskun stoi na środku pokoju, blask świec w twarz mu
uderzył. Cóż widzę! Piaskun , ów straszny piaskun, toż to nie kto inny, tylko stary adwo-
kat Koppelius, często na obiad do nas przychodzący.
A jednak najbardziej przerażająca postać nie tyle mnie trwożyła, co ten przeklęty
Gość
Koppelius. Wystaw sobie niewielkiego człowieka z szerokimi ramionami, ogromną gło-
wą, twarzą żółtą, jakby z piasku, krogulczym nosem oraz gęstymi, szarymi brwiami, pod
którymi błyszczały zielone, jakby kocie oczy. Wpadnięte jego usta otwierały się czasem
do uśmiechu i wtedy szczękały w nich zęby, a na policzkach wykrawały mu się wy-
pieczone, nie większe od złotówki rumieńce. Nosił on nieodmiennie suknię popielatą,
staroświeckiego kroju, podobnież spodnie i kamizelkę oraz czarne pończochy i trzewi-
ki ze sprzączkami. Maleńka jego peruka, ujęta w worek mocno skrępowany, sterczała
z przodu, jak dwa skrzydła, z tyłu zaś jak ogon podniesiony w górę. W ogóle był okropny
i odrażający, ale osobliwszy wstręt w nas pobudzały porosłe włosem i guzowate palce
tego człowieka; tak że uważaliśmy za rzecz do wyrzucenia, czego się tylko raz dotknął.
Spostrzegł to, i odtąd uwziął się obmacywać z jakiego bądź powodu ciasta lub owoce,
które nam matka wydzielała przy obiedzie lub chowała na podwieczorek. Pobudzało nas
to do ostatniej rozpaczy. Robił podobnież z winem, któreśmy od ojca dostawali w dni
świąteczne. Dotykał kieliszków, albo je brał i przytykał sobie do swojej szkaradnej, si-
nej paszczęki, śmiejąc się po szatańsku, kiedy widział, żeśmy się wzdrygali. Nie nazywał
nas inaczej jak akai . W jego obecności nie śmieliśmy nieledwie oddychać, prze-
klinając w duszy obrzydliwca, śmiertelnego naszego wroga, który się uwziął zatruwać
nam wszelkie przyjemności życia. Matka zdawała się równie go nienawidzić. Ile razy się
pojawił, traciła wesołość, stawała się zamyślona, posępna. Co do ojca, to ten wyraźnie
uważał w nim jakąś wyższą istotę; skwapliwie uprzedzał wszystkie jego chęci, zdawał się
nieledwie czytać w jego oczach. Niech tylko wspomniał przypadkiem o jakiej ulubionej
potrawie, zaraz mu ją sporządzano; najrzadsze wina, najzbytkowniejsze łakocie, wszystko
było na jego usługi.
Widząc w tej chwili owego Koppeliusa, uczułem straszliwe światło w duszy. Tak jest,
on tylko jeden mógł być tym iaskun . Tylko że nie było to już więcej straszydło z bajki,
wydzierające dzieciom oczy dla zjedzenia ich na księżycu. Nie, tym razem to jest okrop-
ne, niezmyślone widmo, wszędzie noszące ze sobą grozę, nieszczęście i zgubę doczesną
i wieczną.
Byłem jak przykuty do miejsca. Jakkolwiek mogłem być dostrzeżony i, jak mniema-
łem, ukarany surowo, żadnym sposobem nie byłem w stanie głowy cofnąć z powrotem.
Mój ojciec przyjął przybysza nader uroczyście.
— No! Do roboty — zawołał tenże głosem chrypiącym, zdejmując suknię.
Ojciec, nie odpowiedziawszy słowa, zdjął także szlaok i obaj wdziali na siebie długie
Obrzędy
szaty czarne. Skąd je wzięli? Nie mogłem dociec. Za chwilę otworzyły się w ścianie drzwi
od sza, to jest sądziłem dotąd, że istotnie były drzwiami od sza; ale z nagła pokazało
się, że stanowiły wejście do ciemnej jakiejś alkowy, wyglądającej jak czarna pieczara, na
której środku ustawiony był piecyk. Zbliżył się do niego Koppelius i niebawem rozniecił
płomień błękitnawy. Stało tam Bóg wie ile przyrządów po wszystkich kątach. Boże miło-
sierny, jakże mój ojciec wyglądał pośród tego wszystkiego. Jakiś straszliwy, konwulsyjny
. . .  Piaskun
niepokój zdawał się tak dziwnie wykrzywiać jego rysy zwykle słodkie i szlachetne, że wy-
glądało, jakby miał na twarzy złośliwą maskę kusiciela szatana. Stał się nawet podobny do
Koppeliusa. Ten ostatni tymczasem krzątał się nieustannie wokoło piecyka, mając w rę-
ku rozpalone obcęgi, którymi wyciągał stamtąd bryłki jakieś iskrzące w gęstym dymie,
a następnie kuł je na kowadle z wielkim pośpiechem i bardzo bystrą uwagą. Zdawało mi
Oko
się, że widziałem wokoło wiele porozrzucanych twarzy ludzkich, ale bez oczu; głębokie,
czarne, straszliwe dziury zastępowały ich miejsce.
— Oczu! oczu! — wołał ciągle Koppelius, głosem zarazem głuchym i grzmiącym.
Przejęty niewypowiedzianym strachem, krzyknąłem i padłem na ziemię. W oka mgnie-
niu schwycił mnie Koppelius.
— Ach! przeklęty robaku — zawołał, zgrzytając. I porwawszy mnie w powietrze,
rzucił na ognisko piecyka tak, że płomień zaczął mi zajmować włosy.
— Ach! Mamy przecie oczy, śliczne, wyborne oczy! — mruknął do siebie, biorąc
w palce rozżarzone węgle, które się zabierał przytknąć mi do oczu.
Wtedy doskoczył ojciec i zatrzymał mu rękę.
— Mistrzu, mistrzu, zostaw mu oczy, nie bierz ich, zaklinam cię!
Koppelius wybuchnął okropnym śmiechem.
— Ha! ha! To niech je sobie ma wreszcie, ten łobuz, żeby mógł płakać co najwięcej.
Ale za to zbadamy przynajmniej mechanizm rąk i nóg.
To powiedziawszy, schwycił mnie tak silnie, że mi trzasły wszystkie stawy. Zaczął mi
wykręcać ręce i nogi, to tam, to nazad, to w tę stronę, to w drugą, cierpiałem okropnie,
alem ani pisnął.
— Nie, to się na nic nie zdało, przedtem było daleko lepiej; cóż ty na to mówisz,
stary?
Tak prawił Koppelius. Co do mnie, uczułem wokoło gęste ciemności, przebiegł mnie
dreszcz i wkrótce nie wiedziałem już o niczym.
Kiedym się ocknął, matka stała przy mnie.
— Czy iaskun jest tu jeszcze? — szepnąłem.
— Nie, moje dziecko, poszedł już dawno, już ci nie zrobi nic złego.
Mówiąc to, uściskała mnie czule, ze łzami w oczach.
Koniec końcem, oto, co się pokazało w następstwie. Z przestrachu dostałem niebez-
piecznej gorączki, która mnie zatrzymała w łóżku przez kilka długich tygodni. Zapytanie
moje było pierwszym słowem, które wymówiłem od czasu powrotu do rozumu, do zdro-
wia, jednym słowem — do życia. Pozostaje już tylko do opowiedzenia jeden z najstrasz-
liwszych ustępów mojej młodości. Wtedy przekonasz się, Lotarze, że to nie jest żadne
przywidzenie z mej strony, ale że istotnie coś większego zwiesza ponad moim życiem tę
zasłonę chmur złowróżbnych, której może nie zdołam przedrzeć do śmierci.
Koppelius nie pokazał się więcej. Mówiono, że się wyniósł z miasta.
Tak upłynął z rok może. Pewnego wieczora siedzieliśmy po dawnemu wokoło stołu.
Ojciec był bardzo ożywiony i opowiadał rozmaite zajmujące szczegóły z podróży, któ-
re odbył w młodości. W tym uderzyła dziewiąta. Nagle drzwi od ulicy skrzypnęły na
zawiasach i wkrótce ktoś po schodach iść zaczął krokiem ciężkim i powolnym.
— To Koppelius! — szepnęła matka, blednąc.
— Tak, to Koppelius — powtórzył ojciec głosem słabym i złamanym. Łzy błysnęły
w oczach matki.
— Ależ, mój mężu — ośmieliła się zrobić uwagę — czyż to znowu powraca?
— Ostatni to już raz, przyrzekam ci. No, odejdź i zabierz dzieci. Idźcie spać, dobranoc
wam.
Zdawało mi się, jakby mi kto zwalił na piersi całe brzemię zimnych kamieni; tchu mi
zabrakło. Widząc to, matka wzięła mnie na ręce.
— Chodź, chodź, Natanaelu, chodź, mój mały.
Kiedyśmy już byli w sypialni, zaczęła mnie całować i pieścić.
— Uspokój się, uspokój, moje dziecię, mówiła, zmów pacierz, połóż się i zaśnij.
Ale dręczony niepokojem i niewypowiedzianą trwogą nie mogłem zmrużyć oka. Od-
rażający, straszliwy Koppelius uparcie stał przede mną, z błyszczącymi jak próchno oczy-
ma, z drwiącym swoim uśmiechem. Na próżno się starałem oddalić od siebie to widmo.
. . .  Piaskun
Zgłoś jeśli naruszono regulamin