Gielda - Praca studenta.pdf

(138 KB) Pobierz
„OSZCZĘDZAJ I INWESTUJ EFEKTYWNIE”
"Konkurs na artykuł o giełdzie i rynku kapitałowym" - IV edycja
Jarosław Nowacki
Prawo, III rok
UMK w Toruniu
OSZCZĘDZAJ I INWESTUJ EFEKTYWNIE
989937139.001.png
Czym jest oszczędzanie i inwestowanie w XXI wieku?
Czy my, młodzi epoki rewolucji informatycznej, możemy sobie pozwolić na tradycyjne interpretowanie tych
dwóch słów? Czy oszczędzanie i inwestowanie sprowadzać się może dla nas tylko do systematycznego odkładania
kilku złotych na rachunek bankowy? Dzisiejsze czasy zdają się być już tak szybkie, iż pozostawiają tradycyjne,
kultywowane jeszcze często przez naszych rodziców definicje tych dwóch słów daleko w tyle...
Nasze pokolenie, przeglądające Wikipedię zamiast tradycyjnych kartek legendarnej encyklopedii PWN, w
jednej chwili dzwoniące za darmo przez Skype’a do poznanego dzień wcześniej na japońskim forum internetowym
studenta Uniwersytetu Tokijskiego, by w 5 minut później za pośrednictwem google earth przyglądać się okiem satelity
budynkowi opery w Sydney nie może pozwolić sobie na „tradycyjność” w kwestii finansów.
Oszczędzanie i inwestowanie to coś więcej niż efektywne odkładanie pieniędzy. To umiejętność wybierania
właściwych form lokowania naszych pieniędzy. To umiejętność wybierania najkorzystniejszych warunków na rynku, to
umiejętność wyboru właściwego dla siebie ryzyka...
Giełda, dla naszych rodziców ciągle bardziej przypominająca kasyno, dla nas jest już czymś tak naturalnym,
jak banki czy towarzystwa ubezpieczeniowe. Kiedy dorastałem, ciągle była jeszcze w powijakach – początek lat 90 to
okres kształtowania się gospodarki wolnorynkowej w Polsce; dzisiaj giełda wygląda już zupełnie inaczej –
funkcjonujący od 1998 roku system Warset, nieporównywalnie większa liczba spółek giełdowych, bogatsza gama
dostępnych instrumentów...
Jestem studentem – z racji ograniczeń budżetowych i ciągłej zależności od rodziców, nie mam możliwości
systematycznego odkładania większych kwot pieniędzy – pieniądze na ogół na bieżąco wydaję na naukę i życie...
Oszczędzam tyle, ile mi się uda - raczej dla wyrobienia w sobie nawyku oszczędzania i umiejętności kierowania
strumieniem pieniędzy, który przechodzi przez moje ręce... Staram się także rozwijać swoją finansową wiedzę – to
akurat najczęściej na szczęście nie kosztuje nic – wiedza dostępna jest w bibliotekach, zaś głównie w internecie.
Także giełda jest dostępna dla tych, którzy chcą się z nią zmierzyć, nie mają jednak jeszcze możliwości
zainwestowania prawdziwych pieniędzy. Jedną z takich możliwości jest inwestowanie wirtualne, które kilka miesięcy
temu stało się moją prawdziwą pasją.
Inwestowanie wirtualne jest oczywiście uproszczoną wersją rzeczywistości. Inwestując pieniądze, których tak
naprawdę nie mamy, kierujemy się inną logiką, podświadomie czujemy się bezpieczniejsi – o wiele bardziej, niż gdyby
chodziło o nasze prawdziwe pieniądze. Jednak inwestowanie wirtualne jest najlepszą formą praktycznej edukacji
finansowej, jaką można sobie wyobrazić. Nie jest bowiem czystą teorią, nie męczy tak, jak oderwane od rzeczywistości
reguły, które ciężko nam połączyć z czymś naprawdę istniejącym. Jest swego rodzaju przymiarką przed przyszłym, już
rzeczywistym inwestowaniem na giełdzie.
Wirtualne systemy giełdowe przedstawiają rzeczywistą sytuację – tak więc wszelkie spadki czy wzrosty cen
wirtualnych akcji, odpowiadają ich rzeczywistym odpowiednikom, także relacje popytu i podaży akcji mają swoje,
ograniczone oczywiście, ale jednak odbicie w rzeczywistości. Rzeczywiste są notowane na wirtualnej giełdzie spółki –
ich kondycja finansowa, wyniki, kłopoty z płynnością, nadprodukcją – to wszystko ma wpływ na ich walory – systemy
wirtualne, podłączone do bieżących wyników prawdziwej giełdy, pozwalają za pomocą wirtualnych pieniędzy
zakosztować prawdziwego inwestowania.
W momencie rejestracji w jednym z portali oferujących wirtualną grę giełdową nie miałem jeszcze
określonego planu zainwestowania wirtualnych czterdziestu tysięcy złotych, które były do dyspozycji. Posiadałem
jednak coś innego, o wiele ważniejszego – wiedzę o pewnej części rynku, konkretnie o polskim rynku odzieżowym.
Od kilku lat, początkowo jako zwykły konsument, później jako obserwator i domowy komentator rozwoju tego
rynku w Polsce, obserwowałem dynamiczny rozwój polskich firm odzieżowych i ich marek: restrukturyzację tych,
które istniały już kiedyś (Wólczanka, Vistula, Bytom) i powstawanie nowych (LPP, Artman, CCC). Od samego
początku więc inwestowanie w tą branżę wydawało mi się najlogiczniejsze.
Sama decyzja o rozpoczęciu „wirtualnego’ inwestowania nie jest trudna – nie musimy się przecież martwić,
skąd wziąć pieniądze... Problem dopiero zaczyna się przy konstruowaniu portfela. Mimo iż wszystko odbywa się
wirtualnie, to 40 tysięcy złotych na rachunku jest dostępne tylko dla nas i to tylko my decydujemy, co się z nim w
najbliższej przyszłości będzie działo. Jak więc konstruować portfolio walorów? Czy inwestować w takie „pewniaki” jak
LPP, czy może, zakładając inwestycję długofalową, lub próbując spekulować na krótkoterminowych wahaniach,
zainwestować np. w akcje Próchnika? Tylko jak przewidzieć rozwój tej firmy w najbliższych latach? Czy pójdzie ona
śladem Wólczanki i Vistuli, czy może zakończy swoją działalność bankructwem, a marką zajmie się ktoś, mający jasną
wizję jej rozwoju?
Moja pierwsza decyzja: kupno kilkuset akcji Wólczanki i kilkudziesięciu LPP. Może Artman? Marka "house"
rozwija się dynamicznie, koncept jest bardzo dobry, grupa docelowa zawsze głodna modnych ciuchów, więc sukces
wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Co jednak z wynikami finansowymi, które jeszcze jakiś czas temu dosłownie
„ścięły” kurs akcji? Jakie wyniki będzie miała ta firma w 2005 roku i co stanie się po ich opublikowaniu w początku
2006 roku?
Może jeszcze Próchnik? Przeglądając informacje dostępne o Próchniku, zauważam kilka ciekawych
szczegółów: według dostępnych informacji, zarząd firmy ogłosił niedawno plany wykupu sieci sprzedaży luksusowej
galanterii skórzanej marki Deni Kler, należącej do notowanego na giełdzie Kruka.
Przyznam szczerze, że brzmiało to dla mnie bardzo optymistycznie – dodatkowa sieć sprzedaży, dobra marka,
dodatkowy segment odzieżowy, w którym będzie obecny Próchnik – inwestorzy powinni to docenić! Dodatkowo za
kupnem akcji Próchnika przemawiała analiza całego rynku odzieżowego, a w szczególności sektora producentów
odzieży z wyższej półki. Próchnik, po odpowiedniej restrukturyzacji, zmianie podejścia marketingowego, wyraźnym
brandingu potencjalnie bardzo mocnej marki, teraz nieco zakurzonej, skłania do prognozowania rozwoju w niedalekiej
przyszłości. Ważna jest także kwestia obecnych zleceń: Próchnik szyjąc na zlecenie luksusowych marek zachodnich
nabywa odpowiedniego know-how, które potem może procentować...
Pokusić się można o analogię z Wólczanką, która po zmianie całego konceptu prowadzenia tego typu biznesu,
postawieniu na odważny branding, święci triumfy, a jej walory są na GPW kilkudziesięciokrotnie więcej warte niż
walory Próchnika.
Postanawiam kupić 8000 akcji Próchnika, płacąc 1,22 zł za sztukę oraz kilka procent prowizji, jako że system
zarządzający wirtualną giełdą wylicza każdorazowo prowizję od dokonywanych transakcji. Dopełnieniem mojego
portfela stają się także akcje CCC, Vistuli oraz Bytomia. Na rachunku pozostało kilka tysięcy wolnych środków, które
postanowiłem pozostawić jako rezerwę na „specjalne okazje”.
Mój pierwszy w życiu wirtualny rachunek zadziwił mnie samego – w ciągu 2 tygodni jego wartość wzrosła o
prawie 10 tysięcy złotych, a ja w tym czasie z racji egzaminów na moim macierzystym kierunku – prawie – nie
robiłem kompletnie nic! Najbardziej zaś zadziwił mnie Próchnik, który to jak się okazało, wzrósł w tym czasie o ponad
60%!
Po początkowym zachwycie przyszła chwila refleksji – Próchnik, gdy spojrzało się na miesięczny wykres
analizy technicznej, niewiarygodnie wręcz wywindował do góry, tworząc linię niemal pionową – dodatkowo
zastanawiały bardzo duże obroty; rynek gorączkowo skupował walory tej firmy! Pojawiło się w związku z tym
oczywiste pytanie – czy taki trend wzrostowy jest możliwy do utrzymania na dłuższą metę? Przeczucie mówiło mi, że
nie, że przecież teoretycznie po każdym wzroście nadchodzi korekta, a co dopiero po takim wzroście? I chyba bardziej
ze strachu przed utratą wirtualnych zysków, niż przez wnikliwą analizę powodu tej gorączki, sprzedałem ponad połowę
akcji po cenie 2 zł za sztukę.
Dwa tygodnie później ekstremalny trend wzrostowy był już tylko wspomnieniem. Cena akcji spadła do 1,30 zł
Co się stało? Skąd tak dramatyczna korekta?
Z informacji prasowych wyłaniał się prawdziwy charakter tego, co zaszło: spekulacja. Ja miałem szczęście,
gdyż bardziej przypadkowo niż świadomie kupiłem akcje, gdy były jeszcze relatywnie tanie; wielu jednak inwestorów
poddało się „owczemu pędowi” zakupów, kupując akcje gdy trend wzrostowy trwał już w najlepsze – mało kto
natomiast zwrócił uwagę na charakter informacji dotyczących planowanego wykupienia Deni Kler, które to informacje
najprawdopodobniej oprócz mnie wprawiły w entuzjazm pokaźną liczbę inwestorów. Jak się okazało, władze
właściciela Deni Kler, spółki Kruk, o „planach” Próchnika dowiedziały się z mediów!
Uświadomiłem sobie, że dokonałem swojej pierwszej w życiu spekulacji, na której zarobiłem w ciągu kilku
tygodni kilka tysięcy złotych. Ilu jednak inwestorów straciło?
Giełda nie zna litości – nagradza tych, którzy ją rozumieją i stosują się do kilku uniwersalnych reguł takich jak: kupuj
tanio, sprzedawaj drogo, uważaj na spółki spekulacyjne, zaakceptuj możliwość strat, zabezpiecz inwestycję
dywersyfikując portfel czy to w obrębie akcji, czy poprzez inwestycję w obligacje, lub, jeśli jesteś na to przygotowany,
poprzez kontrakty terminowe, bądź konsekwentny w realizowaniu swojego planu.
Dzisiaj, a piszę te słowa w styczniu 2006 roku, Próchnik znowu obecny jest w mediach – tym razem z powodu
większościowego inwestora, co do którego formułowanych jest wiele zastrzeżeń ze strony regulatora giełdy. Akcje
Próchnika lecą w dół – część inwestorów zareagowała nerwowo i pozbywa się ich – ja zaś korzystam z „wyprzedaży” i
wirtualnie je skupuję...
Równocześnie zacząłem inwestować swoje prawdziwe pieniądze, tym razem nie za pośrednictwem wirtualnej
giełdy, lecz.... internetowego banku, za pomocą którego bez problemów otworzyłem darmowy rachunek maklerski...
Moją pierwszą „prawdziwą” inwestycją, jest oczywiście firma odzieżowa – Artman, w którego inwestowałem już
wcześniej wirtualnie. Po tygodniu od inwestycji, moje skromne 7 akcji jest droższe o ponad 10% i mimo że sama
inwestycja jest śmiesznie wręcz niska, to i tak odczuwam z niej dumę – sam bowiem wybrałem tą firmę, sam
zdecydowałem o momencie w którym zakupiłem akcje. Nie jest przecież sztuką wykupić jednostkę uczestnictwa w
funduszu inwestycyjnym inwestującym w akcje. Sztuką jest samemu w akcje zainwestować...
Giełda nie gryzie – jeśli nie podstawi się jej całej ręki – wirtualne inwestycje, w różnego rodzaju papiery
wartościowe, w różnych kombinacjach, nauczyły mnie, że trzeba wiedzieć, jakie ryzyko jest się w stanie zaakceptować,
trzeba wiedzieć w jakiej perspektywie czasowej chce się inwestować, jaką stopę zwrotu chce się osiągnąć i na jakie
straty można sobie pozwolić. Ślepe wpatrywanie się w rosnący „procent”, bez żadnej konkretnej strategii, bez żadnych
wiadomości o firmach, w które się inwestuje, bez elementarnej wiedzy o giełdzie, ekonomii, gospodarce, może
skończyć się głośnym i bolesnym upadkiem, o czym zresztą przekonało się wielu inwestorów.
Wirtualne inwestowanie nie nauczy nas może wszystkiego, ale pozwala poznać niezbędne podstawy dzięki
którym będziemy potrafili lepiej poradzić sobie w prawdziwym świecie. Jest także „motorem” poznania i sprawia, że
po jakimś czasie odczuwamy prawdziwy „głód” informacji, z istnienia których wcześniej nie zdawaliśmy sobie nawet
sprawy. Oszczędzanie i inwestowanie jawi się nam wtedy jako coś krańcowo różnego od tradycyjnego postrzegania
tych słów; układa się w jedną logiczną całość, której jedyną brakującą częścią jesteśmy my sami.
Pomyślnych giełdowych wiatrów!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin