Pedersen Bente - Roza znad Fiordów 18 - Brat i siostra.pdf

(799 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Pedersen Bente
Roza znad Fiordów 18
Brat i siostra
Mattias podejrzewa, że Roza coś przed nim ukrywa. Tyle jest
trudnych do wytłumaczenia zdarzeń, tyle zagadek. Czemu
córka Rozy, mała Lily, wspomina czas przed swoim
narodzeniem i upiera się, że nie jest sama, że ma brata?
Pożar w domu sprawia, że Mattias poznaje jeden z sekretów
Rozy. Dotychczas nie wiedział, że jego żona dysponuje
znacznym majątkiem. Teraz z jeszcze większą determinacją
niż kiedykolwiek wcześniej pragnie jej udowodnić, że jest jej
godzien, że w niczym nie ustępuje...
Rozdział 1
Znów tu jestem. Ten dom był niegdyś moim domem, ale teraz
czuję się w nim zupełnie obco. Jako dziecko nigdy nie
przypuszczałam, że tak się to wszystko potoczy. Samuelsborg był
i miał zawsze być moim domem. Ale teraz jestem dorosła, a moje
życie przybrało zupełnie inny kształt niż ten, który miało w
wyobraźni beztroskiego dziecka.
Mężczyźni zastawiają sieci na łososie na rzece Alta. To już
tradycja. Nie wiem, jak długo istnieje. Być może jacyś starzy
ludzie mogliby mi powiedzieć, ale oni ze mną nie rozmawiają.
Ole pomaga Mattiasowi, choć nie należy do spółki. Mattias i ja
mieszkamy nad rzeką, a zasady są takie, że tylko właściciele ziem
graniczących z Alta mają prawo do połowów. W każdym razie
takie było założenie. Potem jednak ludzie zaczęli stopniowo
dopuszczać też tych, którzy mieszkają dalej. Odkąd pamiętam,
zawsze słychać było głosy mówiące, że to niesprawiedliwe, aby
tylko ci, którzy mieszkają nad samą rzeką, mogli łowić.
I z reguły to tym, co najgłośniej domagają się wyrównania
krzywd, w następnym roku udaje się dostać do spółki. Nie wiem,
być może jest to swego rodzaju sprawiedliwość. Tylu rzeczy nie
wiem i nie rozumiem, zaś wielu nawet nie chcę zrozumieć.
W każdym razie mój brat nie posiada ani takiego majątku, ani
władzy czy wpływów, aby dostać się do spółki, niezależnie od
tego, co sam na ten temat sądzi. Jednak Mattias zawsze nałowi
więcej łososi, niż nam potrzeba, i zawsze chętnie dzieli się z
Olem.
Dziś jest noc świętojańska, zaś w najbliższą niedzielę wielkie
święto kościelne w Talvik. Cała okolica spotyka się w pierwszą
niedzielę po zastawieniu sieci. To również należy do tradycji.
Wtedy załatwia się też wszystkie sprawy, zarówno te duchowe,
jak i te całkiem przyziemne.
Prosiłam jednak brata, aby tam nie jechał. Ole tylko zaśmiał mi
się w twarz i spytał, czego się boję. Tak, jakbym nie znała jego
tajemnic.
A przecież Ole zdaje sobie sprawę, że o wszystkim wiem.
Wiem, że zachowuje się jak dawniej, że wrócił do dawnych
nałogów. Ludzie we wsi gadają. Ole śmieje się ze mnie, kiedy o
tym wspominam, gdyż mówię szeptem tak, aby Liisa nie
usłyszała. Ole śmieje się głośno. Może i racja - kto jak kto, ale
akurat ja nie powinnam przysłuchiwać się plotkom. Jednak pew-
nych rzeczy po prostu nie da się nie słyszeć.
Święto kościelne oznacza setki ludzi, a więc i setki okazji do
wypitki, setki toastów. Tam, gdzie jest tłum, jest też zabawa i są
takie kobiety, dla których nie ma znaczenia, że na mojego brata
czeka w domu żona.
Jego dziecko powinno przyjść na świat już dwa tygodnie temu.
Zaczynam niepokoić się o Liisę. Próbuję jej pomóc, ale ciepła w
dłoniach mam niewiele -dla mnie samej ledwie go starcza.
Wszystkie mądre baby opuściły nas w pośpiechu, kiedy ja się
zjawiłam
w Samuelsborg. Nie były zachwycone. Tylko matka Liisy
została. Zdarza się, że Eeva patrzy na mnie pytająco, ale to
wszystko. Nie boi się mnie. Chyba nie wierzy, że mogę być kimś
więcej niż ona, że mogę czymś się od niej różnić. Początkowo
moja obecność ją krępowała, ale z dnia na dzień jest lepiej. Poród
Liisy bardzo się opóźnia. Żadnej z nas się to nie podoba. Nie
rozmawiamy o tym, ale obie czujemy niepokój.
- Nie możesz się kłaść! - Eeva ostro upomniała córkę,
jednocześnie ściągając z niej kołdrę.
Liisa była blada, w dole pleców czuła ból, a w stopach
mrowienie. Nie mogła dojrzeć swoich nóg -ostatnio widziała je
kilka miesięcy wcześniej - ale czuła, jakie są ciężkie. Była pewna,
że przypominają wielkie kłody drewna. Chodzenie stanowiło dla
niej prawdziwe wyzwanie. Przy każdym kroku dokuczał jej ból w
nogach i w krzyżu. Miała wrażenie, że jest ciężka i gruba jak
beka. I pewnie równie ponętna. Liisa doskonale rozumiała,
dlaczego Ole jej unikał.
-Już dłużej nie mogę! - jęknęła i zacisnęła wargi. Ostry ból
przeszył jej plecy i lędźwia, gdy spróbowała zastosować się do
poleceń matki. - Nie dam rady!
- Słyszał no ktoś coś podobnego! - prychnęła matka Liisy, mając
nadzieję, że jej irytacja wywoła u córki jakąś reakcję, opór i wolę
walki, że dzięki temu Liisa nie podda się. Ze poczuje złość, która,
jak Eeva pamiętała, mieszkała niegdyś w jej córce - zanim Liisa
dała się zauroczyć temu mężczyźnie. Liisa i Ole Samuelsen -
całkiem niedobrana para.
-Ja wydałam na świat pół tuzina dzieciaków i nigdy
nie odpoczywałam, kiedy któreś miało się urodzić. Na kolanach
szorowałam podłogę, aż wody odeszły. Twój najmłodszy brat
omal się nie urodził w oborze, przy wieczornym obrządku.
Ledwo zdążyłam wejść do chałupy, a ten był na świecie.
Następnego ranka już byłam na nogach, bo ktoś musiał nakarmić
zwierzęta i krowę wydoić. Nigdy się nie kładłam i nie opowia-
dałam, że nie dam rady!
Liisa mocno zacisnęła powieki, czując napływające do oczu łzy.
Wiele potrafiła wytrzymać. Nikt nie wiedział, ile musiała w sobie
zdusić bólu, nie tylko w ciągu tych miesięcy, gdy nosiła w łonie
dziecko, ale i wcześniej. Nikt nie wiedział, ile musiała
wycierpieć. Ale teraz była na granicy wytrzymałości. Nie miała
siły znosić takiej pogardy, i to ze strony własnej matki.
-Nie trzeba na nią krzyczeć! - Roza stanęła w obronie Liisy. Tym
samym wkroczyła między matkę i córkę.
Wcale nie chciała tego robić i w miarę możliwości unikała takich
sytuacji. Przez cały ostatni tydzień spędzony w Samuelsborg
pozwalała rządzić matce Liisy. Zdawała sobie sprawę, że choć
był to jej dom rodzinny, przebywała w nim teraz jako gość.
Matka Liisy miała więcej lat i większe doświadczenie, nie
mówiąc już o tym, że między matką i córką istniały więzy
nieporównanie silniejsze niż między Rozą a Liisą.
- Trzeba się nią zająć, a nie krzyczeć - rzekła Roza spokojnie,
krzyżując na piersi ramiona jakby w rozpaczliwym geście obrony
przed atakiem, którego, jak przypuszczała, należało się
spodziewać. Skoro matka Liisy własną córkę traktowała tak
ostro, to
Zgłoś jeśli naruszono regulamin