Pedersen Bente - Roza znad Fiordów 14 - Rozstania i powroty.pdf

(779 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Pedersen Bente
Roza znad Fiordów 14
Rozstania i powroty
Joe O'Connor, brat nieżyjącego Seamusa, wyprawia się w podróż do
Irlandii, by kontynuować tam przygotowania do zbrojnego oporu
przeciw Anglikom. Zadanie jest niebezpieczne - wokół czai się
zdrada i, jak się okazuje, ufać nie można nawet bliskim. Joemu
tawarzyszy Roza, która postanowiła wracać do Norwegii. Aby
ratować życie swoje i małej córeczki, musi uciekać pod osłoną nocy.
Rozdział 1
Nie musiałam tu przychodzić sama. Mattias zaoferował mi swoje
towarzystwo, zanim zdążyłam wyjaśnić, dokąd się wybieram, a i
Liisa odradzała mi samotną wyprawę. Jej troskliwość mnie
męczy, mimowolnie od niej uciekam. Podjęłam decyzję, by
przybyć tu samotnie.
Nastało ciepłe lato, w głąb fiordu zawiewa lekka bryza. Zbocza
gór zielenią się aż po szczyty i tylko dolatujący nawet tu zapach
siarki przypomina, gdzie naprawdę jestem i co skrywają te góry.
Odwrócona tyłem do kopalni, twarzą ku morzu łatwo daję się
unieść na skrzydłach fantazji. Zamykam oczy. Wyobrażam sobie,
że pieszczący mnie lekko wiatr przemyka przez skąpane w słońcu
bezkresne równiny Georgii. Często tęsknię za tamtymi stronami,
choć równocześnie oszałamia mnie świadomość, że nade mną
znów roztacza się klarowny nieboskłon.
Szerokim łukiem omijam grób Synneve. Zbieram w sobie siły.
Tym sposobem dowiaduję się, kto jeszcze odszedł do wieczności
w ciągu tych lat, gdy mnie tu nie było. Czytam nazwiska i
przypominam sobie twarze ludzi, ich głosy, a nawet gesty.
Zatrzymuję się na moment przy białej, kamiennej płycie Malene
Marii Crowe. Liisa wspominała
wczoraj, że pani Malene nie żyje, co napełniło mnie żalem i
smutkiem, mimo że dla tej wytwornej damy byłam właściwie
nikim. Tak samo jak dla wszystkich tutaj. Rallarroza...
Zona dyrektora umarła, osierociwszy dwoje dzieci, Hildę i
Henry'ego. Miała zaledwie czterdzieści pięć lat. Na skromnym,
białym kamieniu wyryto czarne litery i datę 13 listopada 1843.
Dyrektor Crowe nie lubi przesady. Zresztą ludzie naprawdę
majętni, jak sama się o tym przekonałam, bywając w takich
kręgach, nie afiszują się swoim bogactwem.
Pani Malene zmarła w listopadzie 1843 roku, a więc niedawno,
ubiegłej jesieni. Przypominam sobie, jak trudny był to dla mnie
czas. Okazuje się, że nie ja jedna wówczas cierpiałam.
Nigdy nie zobaczę już grobu Seamusa. Mam jednak wciąż w
pamięci jego urodziwą twarz i jestem pewna, że nigdy, przenigdy
nie zapomnę blasku, jaki od niego emanował.
Obraz mego męża nie rozmył się w mych wspomnieniach wraz z
upływem czasu. Przeciwnie, w Kildare, gdzie słuchałam
opowieści tych, którzy znali Seamusa jako dziecko i młodego
chłopca, nabrał jeszcze ostrości. Zwłaszcza mężczyźni, zapo-
minając często, że jestem w ich gronie, wyjawiali pilnie strzeżone
tajemnice.
Lakoniczne gorzko-słodkie uwagi Molly.
Poznałam innego Seamusa. Innego niż ten, który trzymał mnie w
ramionach i chronił przed wszelkim złem tego świata.
Pokochałam go jeszcze mocniej, gdy uświadomiłam sobie, że
chronił mnie także przed samym sobą. Seamus dotrzymywał ty-
sięcy danych mi obietnic. Nie miałam żadnego powodu, by go nie
kochać, i nadal tak pozostało.
„... okłamywał cię" - powtarzała Molly po wie-lekroć. „On
zresztą przeważnie kłamał, często nie zdając sobie z tego sprawy.
Przez całe swoje życie tkwił w kłamstwie. Nie w jednym, ale w
niezliczonej ich ilości, Rosi...".
Ale ja czuję, że tak naprawdę Seamus mnie nie okłamał.
Przemilczał jedynie to, co, jak sądził, mogło mi zaszkodzić.
Osłaniał mnie przed mrocznymi stronami swojej osobowości.
Czy mogłabym nie odczuwać przywiązania do takiego
mężczyzny?
Zataczam coraz mniejsże łuki. Odnajduję grób Jensa. Przystaję
na moment, prześlizgując się spojrzeniem po wyrytym w
kamieniu nazwisku, dacie urodzin i śmierci. Wydaje mi się, że
przestałam już go nienawidzić. Wciąż jednak na wspomnienie o
nim czuję złość i gorycz. Ale to nie ma nic wspólnego z
nienawiścią.
Przypominam sobie wszystkie dobre uczucia, jakie we mnie
budził. Wiem, że musiałam doświadczyć tej ślepej uległości
wobec niego, musiałam podążyć ścieżką, która krzyżowała się z
drogą jego losu, bo bez tego nigdy nie spotkałabym Seamusa.
Teraz już wiem na pewno, że Seamus stanowił sens mojego
życia. Miłość do niego to najwznioślejsze uczucie, na jakie mnie
było stać. Poza tym, że pokochałam go i urodziłam mu dzieci, nie
wydarzyło się w mym życiu nic ważniejszego.
Nie zatrzymuję się na długo przy grobie rodziców. Czas nie leczy
wszystkich ran. Nie każdy ból daje się ukoić. Nie przyszłam tu
zderzyć się z tym, co rwie na strzępy moje serce. Kiedy jednak
opuszkami palców muskam wspólną mogiłę moich
rodziców, przenoszę się z powrotem myślami do Irlandii, na inny
cmentarz, na grób innej matki...
- Nikt się nie spodziewał waszego powrotu -rzekł Frank
O'Shaughnessy oschle, a jego twarz pozostała nieprzenikniona. -
Ona też nie.
Od południowego zachodu od strony oceanu wiał chłodny wiatr,
w porywach tak silny, że bryzgał morską wodą. Zdawało się, że
to pada deszcz. Gruba warstwa ołowianych chmur zakryła niebo.
Chmury przesuwały się na wschód, zmieniały kształty,
rozciągały się i rwały, poddając się zachciankom wiatru. Trudno
było uwierzyć, że gdzieś pod tą grubą, szarą powłoką świeci
słońce.
Na cmentarzu hulał wiatr. Przy jednej z mogił przystanęło troje
dorosłych. Młody mężczyzna tulił do piersi dziecko, sprawiając
wrażenie, że utrzymuje się na nogach wyłącznie dzięki
maleńkiemu zawiniątku, którego się uczepił. Walczył ze łzami,
które cisnęły się mu do oczu od chwili, gdy przekroczyli
cmentarną bramę i przeszli wzdłuż kamiennego muru
oddzielającego cmentarz od pól.
- Przecież musiała wiedzieć, że wrócimy, skoro zginął Seamus -
odezwał się chrapliwym głosem Joe.
- Mówiła, że nie ma już na kogo czekać - odparł krótko wuj. -
Gdybym nie wiedział naprawdę, jak to się stało, sądziłbym, że
sama zadała sobie śmierć - dodał anglikański pastor.
Joe prześlizgnął się wzrokiem po prostym, ale pięknym
kamieniu, który matka sama wybrała po śmierci ojca. Teraz pod
nazwiskiem ojca jest wyryte także jej.
... Owen O'Connor...
... Charlotte O'Connor...
- Nie dożyła nawet pięćdziesięciu lat - odezwał się cicho Joe. -
Zabrakło paru tygodni... - Zacisnął usta w wąską kreskę, a potem
Zgłoś jeśli naruszono regulamin