Pedersen Bente - Roza znad Fiordów 10 - Ulubieniec Elfów.pdf

(778 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Pedersen Bente
Roza znad Fiordów 10
Ulubieniec Elfów
Seamus O'Connor ucieleśniał wszelkie pokusy, jakim Roza
nie potrafiła się oprzeć. Jego ciemne szare oczy wabiły ją na
nieznane ścieżki. Był jednak człowiekiem wyjętym spod
prawa i wielu najchętniej widziałoby go na szubienicy. Roza
zdawała sobie sprawę, że jeśli nie dostaną się na statek
płynący do Ameryki, życie z Seamusem będzie oznaczało
ciągłą ucieczkę, bezustanny strach. Czuła jednak, że musi mu
towarzyszyć. Poza tym wesprą go nieznane moce, był wszak
ulubieńcem elfów...
PROLOG
Kafjorden, czerwiec 1843
- Coś chyba miał do powiedzenia? - spytał Mattias, siedząc na
schodach Samuelsborg.
W powietrzu panował spokój. Wiatr zdawał się wstrzymywać
oddech. Nawet mewy zamilkły. Liście ani drgnęły na gałęziach, a
schody nie zatrzeszczały pod ciężarem dwóch mężczyzn. Między
nimi stał dzban z piwem, a każdy z nich trzymał w ręku kubek.
Słońce barwiło niebo złotoczerwonymi pasami, przemieszanymi
z fioletem. Tarczy słonecznej nie było widać zza gór, lecz mimo
to w powietrzu wyczuwało się ciepło. W środku zapłakał
chłopczyk i Mattias uśmiechnął się leciutko, gdy Liisa cicho
zanuciła. Bardziej domyślał się, niż słyszał, że z jej ust wyrwała
się fińska piosenka.
- Nic nie wiedział - odparł Ole. Szczęki miał zaciśnięte. Z taką
miną chodził już od chwili, gdy tego samego dnia po południu
rozmawiał z Davidem Warrenem.
- Mówił, że Andersowi dobrze idzie w szkole, a konno jeździ tak,
jakby się do tego urodzil.Wyobrażasz sobie, że mój młodszy brat
miałby się urodzić do konnej jazdy?
Ole pokręcił głową.
- W każdym razie jemu nic nie powiedzieli - dodał
z westchnieniem. - Warren twierdzi, iż wygląda na to, że Anders
zapomniał o swojej siostrze, że pogodził się z sytuacją i
dostosował do nowego życia i do otaczających go ludzi. Jak
można coś takiego mówić?
- Dobrze mu tam? - spytał Mattias, lecz Ole tylko wzruszył
ramionami.
Opróżnili kubki i oblizali pianę z kącików ust.
- Ona nie żyje - oświadczył Ole z ponurą miną. -Inaczej by nam
tego nie zrobiła. Nie zrobiłaby tego Andersowi. Nie mogła ot, tak
po prostu zniknąć...
Mattias znów napełnił kubki po brzegi, aż piana się przelała.
Myślał o Rozie, wciąż miał w głowie jej obraz. Najlepiej
zapamiętał jej spojrzenie. To przeklęte ostre niebieskie
spojrzenie, które potrafiło ciąć jak nożem. Wiedział, jak gorące
potrafią być jej uczucia.
- Roza mogła to zrobić - powiedział. - I właśnie z tym tak trudno
się pogodzić. Ze świadomością, że mogła ze wszystkim zerwać.
Nikt z nas już jej nie przytrzymuje, Ole. Nawet Anders. Roza
mogła obrócić się plecami do wszystkiego i ruszyć dalej przed
siebie. Wydaje mi się, że nawet za bardzo by się nie oglądała.,
- To moja siostra - rzekł z naciskiem Ole.
- Ja ją kochałem - przypomniał Mattias cierpko. -Być może ciągle
ją kocha, lecz nawet gdyby o tym wiedziała, to i tak za mało dla
niej znaczy. I tak by jej to nie powstrzymało.
- Dokąd miałaby iść w obcym kraju? Mattias wzruszył
ramionami.
- Nie zadawaj mi takich pytań, Ole. Pytaj Davida Warrena. Dam
sobie uciąć palec albo i dwa, że nie wszystkimi swoimi myślami
się z tobą podzielił...
- Na przykład jakimi? - dopytywał się Ole Samuelsen, brat Rozy.
- Musi być w to wplątany jakiś mężczyzna - stwierdził Mattias
nie bez goryczy. - Roza nie zniknęłaby sama! Wydaje mi się, że
to musi mieć związek z mężczyzną. Z kimś, kto przebił się przez
wszystkie mury, które wzniosła wokół siebie. Ktoś, kto naprawdę
jej potrzebował...
- A mnie się wydaje, że ona nie żyje - powiedział Ole.
- Wiedziałbym, gdyby umarła - zaprotestował Mattias.
- Pomimo że jest jakiś inny mężczyzna?
- Pomimo że jest jakiś inny mężczyzna.
- Coś mi się zdaje, że ty ją ciągle kochasz. - Ole wypił jeszcze łyk
piwa.
- To nie jest wykluczone - odparł Mattias. - Ale niewiele mi teraz
przyjdzie z zastanawiania się nad tym, jak jest. Dlatego też staram
się nie myśleć. Wiem tylko, że ona żyje...
Rozdział 1
Clonakilty, Irlandia,
dzień świętego Patryka, 17 marca 1842
- Nie jestem tą, za którą mnie bierzesz - powiedziała Roza cicho,
żałując, że poprosił, by go poślubiła. Oświadczyny były
jednocześnie świadectwem zaufania, które sprawiło, że coś w
niej gwałtownie drgnęło i wprawiło ją w oszołomienie, uczyniło
niemal głuchą na ostrzegawcze głosy, których szept rozlegał się
dokoła.
... a może one istniały w niej?
- Jesteś tą, którą kocham - utrzymywał z mocą Seamus 0'Connor.
Jego silny uścisk niemal zgniótł konwalie, których dla niej
nazbierał.
- Zapomnę, że mnie o to prosiłeś - mówiła dalej Roza z powagą,
tuląc wargi do gorącej skóry, odsłoniętej w rozcięciu koszuli.
Wargi miała wilgotne i z każdym wypowiadanym przez siebie
słowem mogła też czuć jego smak. - Chciałabym, żebyś ty
również o tym zapomniał, Seamus - dodała błagalnie. - Najpierw
musisz wszystkiego się o mnie dowiedzieć, a dopiero potem
prosić mnie o rękę, albo nie prosić. Ale nie możesz mówić, że
mnie kochasz, zanim mnie nie poznasz. Niewykluczone, że
zmienisz zdanie, a ja nie mogę ukrywać, kim jestem. Nie chcę już
nigdy niczego budować na kłamstwie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin