Zakochana egzorcystka - Opowiesc wielu mozliwosci.docx

(92 KB) Pobierz

Zakochana egzorcystka - Opowieść wielu możliwości

Artykuł - Thomas French, Laureat Nagrody Pulitzera

Publicysta St.Petersburg Times, Floryda, USA

Piątek, 24 grudnia 2004 r.

 

Prolog

 

    Pomyśl o tym jak o historii miłosnej jak żadna inna. To co właśnie masz przeczytać, można bez zbytniej przesady opisać jako miedzygalaktyczną, międzygwiezdną opowieść o reinkarnowanej pasji. Kosmiczny romans rozwijający się podczas zmierzchu jednej ery oraz świtu kolejnej. A wszystko to przydarza się rzeczywistym ludziom. Cała historia osadzona w realiach okręgu Pasco na Florydzie w USA. W skrócie: Chłopak poznaje dziewczynę. Dziewczyna nie jest taka jak inne. Dziewczyna ma niezwykłe zdolności i zainteresowania -- delikatnie mówiąc -- ale optuje za konwencjonalnym stylem życia, a przynajmniej sprawia takie wrażenie z zewnątrz. Dziewczyna wychodzi za mąż za chłopaka, wychowuje rodzinę, usiłuje być zupełnie normalna. Wiele lat później, po wielokrotnych doświadczeniach z rzekomymi opętaniami demonicznymi, światłami na niebie i innymi fenomenami niewytłumaczonymi przez naukę, dziewczyna rezygnuje z całego normalnego życia. Decyduje, że chłopak jest nieodpowiedni, zupełnie niedopowiedni, i że siły ciemności prawdopodobnie zastąpiły go kopią oryginalnego męża. Dziewczyna rozwodzi się z chłopakiem/ciemną kopią chłopaka, popada w depresję, szuka pocieszenia w swojej karierze, która - tak się składa - polega na walce ze złem i channelingowych komunikacjach, jak sama uważa, z grupą Obcych. Rzekomych Obcych, którzy najwyraźniej wiedzą to i owo o koszmarze współczesnego romansu i współczują dziewczynie wrabiając ją w randkę w ciemno . . .

 

Zaczekajcie. Wybiegamy jednak zbytnio przed siebie.

Laura

 

Rozdział 1

 

Historia zaczyna się, kiedy egzorcystka jest jeszcze dzieckiem.

 

Było to na wiele lat zanim zaczęła rozmawiać ze zmarłymi i z istotami, które nigdy nie żyły w ciele. Zanim jeszcze zrozumiała, kim i czym jest, oraz zaakceptowała fakt, że nie pasuje do otoczenia. Było to także jeszcze przed złożeniem ślubów małżeńskich i sprowadzeniem na ten świat piątki dzieci. Zanim następnie zeskoczyła z klifu na skraju swego życia, zanim otworzyła się na wizje, zanim stanęła do konfrontacji z bezimiennymi bytami, żeby następnie zepchnąć je z powrotem w wieczną ciemność. Było to jeszcze zanim odebrała dyktando z innego zakątka galaktyki, zanim zawiozła swojego syna, żeby odwiedził swój grób z poprzedniego życia, zanim miała jakiekolwiek pojęcie, co myśleć o twarzy za oknem czy też o śnie o dziecku w lesie, zanim poświęciła lata na rozważanie tajemnic wszechświata, żeby w końcu odkryć, że nie ma niczego bardziej tajemniczego niż jej własne serce.

 

Dla Laury Knight wszystko zaczęło się długo przed jakąkolwiek z powyższych rzeczy. Zaczęło się kilka dekad wcześniej, kiedy była jeszcze dzieckiem dorastającym na zachodnim wybrzeżu Florydy. Nawet wtedy żyła na fali ciekawości. Oto od czego się to wszystko naprawdę zaczęło: od monstrualnej, zapierającej dech, epickiej ciekawości Laury. Od najmłodszych lat odmawiała wiary w przypadkowość. Była przekonana, że istnieją kosmiczne plany, jakaś leżąca u podstaw struktura znaczenia, i chciała się o tym dowiedzieć. Pochłaniała książki z wielu biblotek. Zanurzyła się w fizyce cząstek elementarnych. Przegryzła się przez Freuda oraz Junga. Studiowała grecki, żeby pomógł jej przy czytaniu Nowego Testamentu. Pragnęła zrozumieć strukturę macierzową przypływów, język układu okresowego i wabiącą progresję Sonaty Księżycowej Beethovena.

 

Rozumienie tych rzeczy nie wystarczało jej. Laura pragnęła nie tylko samego zrozumienia, ale doświadczenia, więc pewnego dnia wpakowała się w oko cyklonu.

 

Był rok 1966, a huragan Alma kręcił kołami od wozu w Zatoce Meksykańskiej. W tamtym czasie Laura miała 14 lat i mieszkała wraz z rodziną na farmie na północy okręgu Pasco, nieopodal Hudson, mniej niż pół mili od wybrzeża. Usłyszała w radiu, że huragan Alma powodował powstawanie wysokich jak góry fal i chciała zobaczyć ich potęgę na własne oczy. Poprosiła matkę, żeby ta zabrała ją na plażę, ale odpowiedź brzmiała: nie.

 

Jak przypomina sobie Laura, wyruszyła późnym popołudniem. Matka przysnęła podczas rozwiązywania krzyżówki -- wiele lat później Laura ciągle się dziwi, że ta kobieta była w stanie zajmować się na czymś tak przyziemnym w tak spektakularnym dniu -- a Laura złapała jakąś lornetkę i wymknęła się na zewnątrz. Skierowała się ku ulubionemu drzewu, górującemu kamforowcowi, na które się często wspinała, żeby wpatrywać się w zatokę. Idealne do tego, co miała teraz zrobić. Powoli parła po drodze w kierunku drzewa, opierając się całym ciałem naporowi wiatru i deszczu, idąc jak pijana przez morze błota i różnych przywianych rzeczy. Wokół siebie wyczuwała rozpoznawalny zapach ozonowych perfum pachnących ziemią, kłujących, prawie siarkowych -- huraganu Alma, który zaznaczał w ten sposób swoją obecność.

photo

 

Kiedy Laura dotarła wreszcie do drzewa, wspinała się tak długo, aż dotarła do swojego punktu obserwacyjnego - rozgałęzienia trzech konarów, które formowały blisko szczytu naturalną kołyskę, jakieś 30 stóp nad ziemią. Zaklinowując się, zajęła swoje miejsce w samym sercu wiru. Kamforowiec kołysał się gwałtownie, wiatr gwizdał i wył, deszcz walił prosto w nią napierając na jej powieki i usta. Spoglądając na zachód przez zbryzganą deszczem lornetkę, mogła jedynie wypatrzyć czarny, kipiący obszar zatoki.

 

Laura zmusiła się do zachowania spokoju. Kiedy wychodziła z domu, jakaś jej część bała się, ale teraz wzniosła się ponad strach. Podczas gdy huragan kołysał ją w jej kołysce, otaczając ją i resztę widzialnego świata, została przeniesiona w podwyższony stan jednczesnego doskonałego spokoju oraz absolutnego uniesienia. Stała się okiem burzy, świadomością wewnątrz chaosu. Nie bała się już umrzeć.

 

W tamtym momencie pytania dotyczące życia Laury, pytania które towarzyszyć jej miały przez wszystkie następne lata, pojawiły się raz i na dobre. Czy zapuszczanie się w ten huragan był z jej strony oznaką odwagi, czy było to po prostu głupie? Czy stanowiło dowód na istnienie w niej czegoś wspaniałego, czy pierwszą oznakę, że nie wszystko z nią w porządku?

 

Laura nie miała czasu zastanawiać się nad takimi pytaniami. Ujeżdżała burzę w jej całej furii, przecierała wodę z oczu, czuła wzrastające uniesienie. Zwróciła twarz ku czarnemu niebu, poddając się mocy i urokowi oraz chwale rzeczy będących poza jej kontrolą.

 

* * *

 

Kolejne pytanie:

 

Co może przydarzyć się komuś, kto zechce ujeżdżać burzę? Dokąd zabierze ją wiatr? Czy rozerwie ją na strzępy, czy uniesie ją w jakieś miejsce ponad chmurami? A co z ludźmi, którzy się do niej zbliżą? Czy burza pozostawi ich nietkniętych? Czy zostaną także zmieceni?

 

Laura już znalazła odpowiedź. Przynajmniej znalazła swoją odpowiedź. Mieści się ona gdzieś w szczegółach, które tworzą resztę jej życia. W świadectwie, którym mam zamiar się z Wami podzielić.

Kilka zdań wyjaśnienia - śledziłem życie Laury, z bliska i z daleka, przez pięć lat. Spotkałem ją w Clearwater na zjeździe grupy ludzi, którzy interesują się tematem UFO i spotkań z obcymi. Większość kariery poświęciłem na pisanie historii, jakich oczekuje się od reportera, pisałem o prawnikach, nauczycielach, policjantach. Poszedłem na to spotkanie szukając odmiany w mojej pracy. Chciałem teraz śledzić losy innego rodzaju osoby, kogoś niezwykłego, kogoś odmiennego. Liczyłem, że może ktoś taki będzie tam, na tym spotkaniu.

 

Nigdy wcześniej nie słyszałem o Laurze. Jak się okazało, była tam w charakterze zaproszonego wykładowcy. Jeśli poszedłbym na inne spotkanie, innego popołudnia, nigdy bym jej nie spotkał. Nazwałbym to zbiegiem okoliczności. Jednak Laura tak by tego nie nazwała.

 

Stojąc przed grupą wyłożyła zasadnicze elementy swojej historii. Powiedziała, że jest medium psychicznym i channelingowym oraz hipnoterapeutką pracującą z ludźmi, którzy prawdopodobnie zostali porwani przez obcych. Przelotnie, prawie bez namysłu wspomniała, że jest także egzorcystką. Jakby tego było mało powiedziała, że wraz z dziećmi widziała kiedyś dwa statki UFO szybujące po niebie nad ich domem w New Port Richey.

 

Siedziałem na widowni próbując pojąć to, co słyszałem. Bardziej niż jej historia, zwróciła moją uwagę sama kobieta. Była autentyczna, bystra i zabawna. Kobieta, którą można bardzo polubić. Nie twierdziła, że rozumie wszystko, co opisuje. Przyznała bez śladu usprawiedliwiania się, że była daleko, daleko w polu jeśli chodzi o pełne zrozumienie. Powiedziała nam, że nie była nawet pewna w co ma wierzyć, a w co nie.

 

- Dotąd byłam i dalej będę sceptykiem w tych sprawach, jednak czuję, że jesteśmy na dobrym tropie - powiedziała widowni.

 

W następnych latach wielokrotnie przeprowadzałem z Laurą wywiady, jeździłem za nią na konferencje UFO, brałem udział w niektórych sesjach channelingowych, podczas których próbowała komunikować sie z istotami z innej części naszej galaktyki, jednakże ciągle nie wiem, co z nią zrobić. Wiele z tego, co według Laury zdarzyło się jej, jest szokujące, dziwne i więcej niż poruszające. I mimo że sam byłem świadkiem części scen, które opisuje, to jednak większość tego świadectwa oparta jest z konieczności na wspomnieniach Laury. Na jej słowach i jej spostrzeżeniach. Dosłownie całość tego świadectwa, jak sami zobaczycie, jest otwarta na dyskusję i interpretację.

 

Nie mam pojęcia, czy Laura jest naprawdę medium parapsychicznym. Nie mogę nawet rozpocząć udowadniania bądź obalania tego, czy kiedykolwiek naprawdę stanęła twarzą w twarz z demonem, czy rozmawiała z istotami pozaziemskimi. Prawdę mówiąc, zdaję sobie sprawę, że mogła zmyślić wiele spraw dotyczących jej życia, o których mi opowiadała. W dalszym ciągu jednak nie wierzę, że tak właśnie jest. Spędziłem wystarczająco dużo czasu z Laurą, żeby ufać jej autentyczności. Nie wiem czy naprawdę widziała dwa statki UFO lecące nad jej domem. Jestem wszakże przekonany, że widziała.

 

Jednak dla mnie ta historia nigdy nie była historią o duchach zmarłych, demonach czy też o UFO. Od początku postrzegałem ją jako świadectwo pewnej kobiety, próbującej poznać i zrozumieć to co jest niemożliwe do poznania, szukającej czegoś, co jest poza zasięgiem.

 

Wielu z nas po swojemu kroczy ścieżką podobnych poszukiwań. Fizycy na przykład pracują nad zrozumieniem pochodzenia kosmosu. Jak dotąd najlepszym wytłumaczeniem, które wymyślili, jest teoria, że na początku była jedynie pustka, a potem w jednej chwili cała materia wszechświata, która dzisiaj tworzy nasze ciała, naszą planetę, nasze słońce, każdy układ słoneczny i każdą galaktykę we wszechświecie, nagle zaistniała w efekcie potężnej eksplozji. Taka jest ich teoria. W jednym momencie nic, a w następnym wszystko.

 

Osobiście uważam to wytłumaczenie za zbyt daleko idące i głęboko niesatysfakcjonujące, ale niekoniecznie oznacza to, że nie jest ono prawdziwe.

 

Miliony Amerykanów każdej niedzieli chodzi do kościoła i kontempluje historię pewnego człowieka, który urodził się 2000 lat temu, syna boskiego ojca i ludzkiej matki. Tradycja podaje, że człowiek ten wyrósł, żeby wskrzeszać zmarłych i dokonywać innych cudów, aż w wieku 33 lat został poddany torturom i zabity, następnie powstał z grobu, żeby dołączyć do swojego ojca w niebie. Od tamtej pory jednym z najświętszych rytuałów dla wyznawców tej historii jest symboliczne picie krwi i spożywanie ciała tego syna bożego.

 

Moją intencją nie jest okazanie braku szacunku względem tych, którzy wierzą w tę szczególną historię. Sam dorastałem w tej wierze. Podczas lekcji katechezy w czasie mojego katolickiego dzieciństwa uczono mnie, że komunia nie jest wcale symboliczna, że każdej niedzieli na mszy naprawdę konsumujemy ciało Chrystusa. W każdej mierze jest to zwariowana historia.

 

O ile bardziej niesamowite są możliwości, które dopuszcza Laura?

 

Jeśli wierzysz w istnienie duszy, na ile trudno jest zaakceptować możliwość, że duchy mogą przechadzać się między nami? Wiedząc to, czego dowiedzieliśmy się dotąd o ewolucji życia na Ziemi. Jak wielki skok myślowy jest wymagany, żeby wziąć pod uwagę możliwość powstania życia na innych planetach, które krążą wokół innych gwiazd, i że niektóre z form życia tam zamieszkujących mogą faktycznie zapuszczać się w nasze okolice?

photo

 

Kto to może stwierdzić?

 

Każdego z nas pociąga nieznane. Tajemnice trzymają nas przy życiu tak samo jak jedzenie czy woda. Wyciągają nas z łóżka, dają nam coś do roboty, nadają naszemu życiu jakąś głębię, wyraz i znacznie. Jest dla mnie oczywistym, że Laura wyniosła te poszukiwania na zupełnie inny poziom. Wielu ludzi jest skłonnych zaakceptować możliwość istnienia obcych, niewielu jednak spróbowałoby tak jak Laura prowadzić z nimi pogawędki podczas seansów przeprowadzanych w salonie, których celem byłaby zmiana na lepsze sytuacji na świecie.

 

Kiedy zacząłem spędzać z nią czas, zacząłem zastanawiać się, co jej poszukiwania odpowiedzi oznaczały dla niej samej i jej rodziny. Dokąd prowadziło to wszystko, co jej się przydarzało, czego doświadczała lub też wydawało się jej, że doświadcza? Jeśli chcecie, możecie wątpić w to, co Laura - w swoim przekonaniu - widziała. Możecie wątpić w jej wnioski, jej logikę, jej stan umysłu. Jednak musicie wiedzieć, że sama Laura jest realna. Posiada prawo jazdy i płaci podatki. Ma rodzinę i jak wielu z nas próbuje po prostu zrozumieć siebie, swoje życie i swoje miejsce na tym świecie.

 

Oto jej historia.

 

Opowieść o tym, co się stało, kiedy egzorcystka zeszła z drzewa.

Rozdział 2

 

Jest tuż przed świtem, a przedrzeźniacz już nawołuje z lasu za domem. Zapach kawy, bardzo mocnej, z toną śmietanki wypływającej na brzegi filiżanki trzymanej przez Laurę. Nie odzywa się jeszcze dzięki Bogu ten przygłupi cap sąsiadów.

 

Laura, w siódmym miesiący ciąży, odczuwająca już jej trudy, powoli przechadzała się po ogrodzie. Kąpała się w bezruchu wczesnego poranka, czekając na słońce, rozmawiając ze swoimi różami.

 

- Witajcie - powiedziała do nich swoim najdelikatniejszym i kojącym głosem. - Tęskniłyście za mną?

 

Laura ceniła te chwile w ogrodzie. Jej mąż, Lewis Martin, zajęty był szykowaniem się do pracy w tartaku. Czwórka starszych dzieci spała jeszcze w domu, piąte cichutko pływało w jej łonie. Jeśli chodzi o capa sąsiada, czworonożnego terorystę z wielkimi rogami i nabrzmiałymi krwią oczami, lubiącego przeciskać się przez wszystko, co znalazło się na jego drodze, to zwykle czekał do wschodu Słońca. Dopiero wtedy po cichu przypuszczał jeden ze swoich ataków.

 

Wszystko to oznaczało, że przełom nocy i dnia stanowił dla Laury najlepszą szansę na złapanie kliku chwil dla siebie. Każdego ranka zrywała się więc około 5:30 i wymykała się na zewnątrz, żeby zająć się kwiatami, popijać kawę i myśleć.

 

Było lato 1989 roku. Laura mieszkała z rodziną w pobliżu Hudson w wiejskiej okolicy niedaleko domu, gdzie jako dziewczynka wspinała się na wspomniane wcześniej drzewo. Miała teraz 37 lat, przenikliwe zielone oczy, gęste brązowe włosy opadające prawie do pasa i szczery wyraz twarzy, jakby ciągle poszukiwała czegoś więcej. Nie wiedziała czego właściwe szuka. Wiedziała tylko, że czuje wewnętrzną, desperacką potrzebę zrozumienia. Tę samą ciekawość, która napędzała ją w młodym wieku. Jednak teraz Laurze towarzyszyła pustka, której nie potrafiła nazwać. Niejasne poczucie, że nie wszystko w jej życiu było w porządku.

 

Po latach małżeństwa Laurę nachodziło czasami uczucie, że Lewis nie jest tym mężczyzną, z którym miała spędzić życie, że istnieje ktoś inny i gdzieś na nią czeka. Wmówiła sobie, że te uczucia były warte śmiechu, romantyczne fantazje uczennicy. A jednak trwały, napędzając ją. Laura była podekscytowana rosnącym w niej dzieckiem. Dzięki niemu miała wrażenie, że może mimo wszystko sprawy poukładają się dobrze. Doszła do wniosku, że nie była po prostu w ciąży z jakimś tam dzieckiem. Była w ciąży z szansą na nowe życie, także dla siebie samej.

 

Tak wiele się już Laurze przydarzyło. Dorastała w Tampa na Florydzie na farmie dziadków. Tej z drzewem, na które się wspinała. Jej ojciec pracujący w rodzinnej aptece odszedł zanim się urodziła, a matka - księgowa - robiła co mogła dla dobra Laury i jej starszego brata. Po rozwodzie rodziców rodzina przeprowadzała się z miejsca na miejsce, czasami mieszkając u rodziców Laury matki albo u innych członków rodziny. W kolejnych latach matka wychodziła za mąż i rozwodziła się jeszcze cztery razy.

 

Laura walczyła, żeby znaleźć swoje miejsce. Rozwijała się za szybko. Matka mówi, że Laura umiała czytać i pisać już w wieku 3 lat i radziła sobie dobrze w szkole. Co najwyżej uważała, że szkoła była zbyt łatwa. Przy całym jej nadobowiązkowym czytaniu przewyższała innych w nauce bez poświęcania minuty na zadania domowe. Jednak wraz z dorastaniem zaczęły się u niej problemy z dopasowaniem się. Inne dzieci w jej wieku skupiały się na meczach piłkarskich i spotkaniach z rówieśnikami. Dla Laury stymulującym popołudniem było przekopywanie się przez jakąś książkę z historii. Rówieśnicy chcieli umówić się na randkę w sobotni wieczór, a ona chciała zrozumieć podstawy biochemii...

 

- Z nią nie ma żadnego problemu - Laura i jej matka pamiętają jego słowa. - Faktem jest, że Laura jest bystrzejsza od nas wszystkich tutaj razem wziętych i od wszystkich swoich nauczycieli.

 

Jednak było coś jeszcze. Laura od dziecka czuła, że jest zupełnie inna. Była przekonana, że wie rzeczy, których w żaden sposób nie mogła się dowiedzieć. Umiała zaglądać ludziom do wnętrza, czuć ich esencję, odczytywać wzory energii odgrywane w ich życiu. Miała dziwne sny, które wydawały się spełniać. Przejeżdżając przez osiedle wyczuwała, że może widzieć, słyszeć i odbierać wrażenia zapachowe fragmentów tego, co działo się wewnątrz każdego z mijanych domów. Jej matka, zapytana później o te sprawy, potwierdziła, że córka miała jakiś dar.

 

- Miewała coś, co my nazywaliśmy przeczuciami - wspomina Pani Knight. - Rozumiała pewne sprawy obecne w życiu różnych ludzi.

 

Było to dość przytłaczające dla Laury i jej matki. Inne epizody były jeszcze bardziej przerażające. Kiedyś w wieku 3 lat Laura obudziła się ze snu z poczuciem, że coś się wydarzy. Usłyszała zbliżające się kroki na żwirze przed domem i zastanawiała się, czy powinna pobiec do szafy, czy wczołgać się pod łóżko. Zanim jednak zdążyła się ruszyć, za oknem sypialni pojawiła się dziwna twarz, podobna do twarzy dużej jaszczurki. W myślach słyszała, jak ta twarz do niej przemawia:

 

- Nie ma sensu myśleć o ukryciu się - powiedziała. - Kiedy nadejdzie czas, znajdziemy cię, nie ważne gdzie pójdziesz i co zrobisz.

 

Podobne przypadki zdarzały się Laurze częściej. Kiedyś zobaczyła otwierające się okno sypialni, jakby coś próbowało ją dopaść. Innym razem obudziła się tuż po zaśnięciu i zobaczyła scenę, w której przerażające stwory podobne do jaszczurek, właśnie takie jak ta twarz w oknie, zabrały ją do lasu i pokazały jej płytki grób z ciałem dziecka z odciętymi rękami i stopami. Stwory ostrzegły ją, że może łatwo skończyć w ten sam sposób.

 

Gdy rozmawiała z matką o tych sprawach, matka mówiła jej, że jest niemądra.

 

- Po prostu sobie to wyobrażasz - stwierdziła pani Knight.

 

Laura sama chciała w to uwierzyć. W miarę dorastania wmówiła sobie, że wszystkie tamte momenty były po prostu snami na jawie, fantastycznymi wytworami jej wyobraźni. Nauczyła się nie rozmawiać z nikim na temat tych incydentów, a zwłaszcza z dorosłymi. Jednak te epizody się nie skończyły. Trwały dalej, gdy chodziła do szkoły średniej w okręgu Hillsborough i później, kiedy spotkała Lewisa, poślubiła go i zaczęła wychowywać dzieci.

 

Robiła co mogła, żeby być kimś zwyczajnym. Miała dzieci. Najpierw dwie córki, potem syna, a następnie kolejną córkę. Pracowała z przerwami w różnych miejscach, żeby pomóc opłacić rachunki. Chodziła do kościoła. Choć Laura została wychowana jako metodystka, to teraz wraz z Lewisem uczęszczała do kościoła zielonoświątkowców. Dbała o swój ogród, kupowała artykuły spożywcze oraz martwiła się o finanse rodziny, jak każdy inny człowiek.

 

Niezależnie jednak jak usilnie próbowała, Laura po prostu nie mogła się dopasować. W dalszym ciągu postrzegała świat w inny sposób, tak jak widziała go będąc dzieckiem. Dalej czytała całą masę tekstów na każdy możliwy temat, poczynając od mitologii a kończąc na astronomii, szukając odpowiedzi. Ciągle spotykały ją tajemnicze, niewytłumaczalne doświadczenia.

 

Zdarzały się noce, kiedy Laura budziła się i wyczuwała, że coś było w pokoju razem z nią i z Lewisem. Często źle się czuła po takich incydentach, przechodziła infekcje uszu i miewała inne dolegliwości. Czasami część domu dziwnie się wychładzała. Szklane przedmioty pękały w jej obecności, albo tłukły się, gdy była zdenerwowana albo przestraszona, i działo się to, mimo że ich nie dotykała. Dotyczyło to szklanek, lampy, okna nad jej łóżkiem a nawet szyby w nowym BMW należącym do jej koleżanki.

 

Aż nadeszła noc, kiedy Laura obudziła się obok męża, żeby odkryć, że cały dom skąpany jest w białym świetle. Wciąż na wpół śpiąca powiedziała sobie, że to nic takiego, po prostu jacyś ludzie na zewnątrz w swoich furgonetkach świecą przednimi światłami w okna. Poszła z powrotem spać. Jednak gdy się obudziła, była obrócona w łóżku głową w miejsce nóg i z nogami na poduszce. Spód jej koszuli nocnej był przemoczony i zabrudzony chwastami, jakby spacerowała gdzieś na zewnątrz.

 

W końcu Laura zaczęła akceptować, że nigdy w najmniejszym choćby stopniu nie będzie kimś zwyczajnym. Życie byłoby o wiele prostsze, gdyby była taka jak każdy, ale zdała sobie wreszcie sprawę, że takie życzenie nie mogło się spełnić. Wtedy właśnie, gdy otworzyła się na nowe kierunki, zaczęła przeprowadzać sesje uwalniania od duchów oraz egzorcyzmy.

 

- Och, czy to jakiś niedobry robak siedzi na tobie? - mówiła, spoglądając na liście kolejnego krzaku róży w swoim ogrodzie. - Zdejmijmy go natychmiast.

 

Lubiła bywać tutaj o brzasku, gdy poświata nowego dnia przesączała się między drzewami, a na źdźbłach trawy ciągle jeszcze była rosa - mogła zagubić się wtedy między kwiatami. Wsłuchiwała się w bzyczenie przelatujących pszczół, przyglądała się kolibrom zawieszonym w powietrzu nad kwiatami i przypominała sobie, że istnieje na tym świecie równowaga. Uwielbiała swoje lilie, lilie doliny, lilie dzienne, filiżankowe, spodkowe i nagietki, które eksplodowały oszałamiającą ścianą żółci. Jednak to róże były jej ulubienicami. Były tak delikatne, tak wymagały jej opieki i czasu, że myślała o nich jak o swoich dzieciach. Hodowała je po wschodniej stronie domu, tuż obok swojej sypialni. W nocy pogrążała się we śnie otoczona ich wonią....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin