Paul Yonngi Cho - Grupy domowe a rozwój Kościoła.pdf

(649 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
GRUPY DOMOWE A ROZWÓJ KO CIOŁA Paul Yonggi Cho
© by Instytut Wydawniczy Agape, Warszawa 1992
GRUPY DOMOWE
A
ROZWÓJ KO CIOŁA
Paul Yonggi Cho
Tytuł oryginału: Successful Home Cell Groups
Przekład: Piotr Cie lar
Redakcja: Ludmiła i Kazimierz Sosulscy
Copyright for the Polish edition:
© 1992 by Instytut Wydawniczy Agape
ul. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa, Poland
tel. 022 729 13 07; e-mail: agape@kz.pl
Cytaty biblijne zaczerpni to:
Pismo wi te Starego i Nowego Testamentu,
Towarzystwo Biblijne w Polsce, Warszawa 1981
Wydanie pierwsze
ISBN 83-85427-02-3
Warszawa, 1992
Spis tre ci
Wst p
Rozdział 1: Osobiste ambicje – kluczem do katastrofy……………………………3
Rozdział 2: W Bo ej szkole……………………………………………………….6
Rozdział 3: Przekazanie programu zborowi……………………………………….9
Rozdział 4: Kontrataki szatana – siedem przeszkód………………………………12
Rozdział 5: Bezpiecze stwo grup domowych…………………………………….17
Rozdział 6: Grupy domowe kluczem do ewangelizacji…………………………...20
Rozdział 7: Nowy rodzaj posługiwania……………...……………………………24
Rozdział 8: Ko ciół cudu………………………………………………………….27
Rozdział 9: Autorytet i miło …………………………………………………….29
Rozdział 10: Mi dzynarodowa Organizacja Rozwoju Ko cioła…………………..31
Rozdział 11: Jak zakłada grupy domowe………………………………………...34
Rozdział 12: Za yło z Duchem wi tym………………………………………..38
Rozdział 13: Motywowanie liderów……………………………………………….43
Rozdział 14: Posługiwanie w rozwijaj cym si zborze…………………………….46
Rozdział 15: Nieograniczone mo liwo ci rozwoju zboru………………………….51
1
GRUPY DOMOWE A ROZWÓJ KO CIOŁA Paul Yonggi Cho
© by Instytut Wydawniczy Agape, Warszawa 1992
Wst p
Dlaczego grupy domowe?
Od wielu lat podró uj po całym wiecie i, przemawiaj c na konferencjach i seminariach,
opowiadam histori cudu, który Bóg uczynił w naszym ko ciele w Seulu.
Zacz li my prac w małym namiocie misyjnym, w biednej dzielnicy miasta w 1958 roku, a
stali my si najwi kszym zborem na wiecie. Aby jednak mogło si to urzeczywistni , Bóg musiał
zmieni mnie i moj postaw . Tradycyjne modele rozwoju zboru i duchowego przywództwa po
prostu nie sprawdzaj si na tak wielk skal . Jednak Bóg ma sposób, który przynosi efekty; On zna
tajemnic powodzenia i chce, aby posiadał j ka dy zbór. Przekazał nam j po to, aby my mogli
podzieli si ni z innymi.
Dzisiejszy wiat bardzo potrzebuje poselstwa o Jezusie jako Zbawicielu i Panu. Nasze ko cioły i
nasze miasta potrzebuj przebudzenia nie tylko od czasu do czasu, lecz przez 365 dni w roku. Wiem,
e takie przebudzenie jest mo liwe, poniewa ma ono teraz miejsce w naszym ko ciele – Centralnym
Ko ciele Pełnej Ewangelii (Full Gospel Central Church). Dzieje si tak, poniewa zastosowałem
zasady, o których mowa na stronach tej ksi ki.
Nie było to Bo ym zamiarem, abym tajemnic tego powodzenia zachował tylko dla siebie.
Przeciwnie – w roku 1976 pobudził mnie do zało enia organizacji CHURCH GROWTH
INTERNATIONAL (Mi dzynarodowa Organizacja Rozwoju Ko cioła) po to, abym mógł
rozpowszechnia zasady rozwoju ko ciołów w ród pastorów i działaczy wieckich na całym wiecie.
Jednak e w seminariach mo e wzi udział jedynie ograniczona liczba ludzi, natomiast wiedza o
tym powinna dotrze do wielu chrze cijan. Nie s to moje, ale Bo e zasady i to Bóg je nam
przekazał, aby my wszyscy mogli z nich korzysta .
Wierz , e rozwój zborów b dzie jednym z głównych działa Ducha wi tego w latach
osiemdziesi tych. Ksi ka ta dotyczy rozwoju zborów, chocia nie jest to zawarte ani w jej tytule,
ani nie jest jej głównym tematem. Rozwój zboru to produkt uboczny, natomiast prawdziw
tajemnic s grupy domowe.
Wiele zborów powstało i istniało kiedy dzi ki silnym osobowo ciom pastorów, kiedy za ich
zabrakło – zacz ły zamiera . Zwiedzałem wspaniałe katedry, w których obecnie modli si garstka
wiernych. Znani kaznodzieje przemawiali z kazalnic, lecz „(...) zgin li pasterze i owce si
rozproszyły (...)”.Tak by nie powinno. Ko cioły nie powinny by uzale nione od wybitnych
duchownych. Jest inny sposób – grupy domowe.
Grupy domowe daj mo liwo ka demu członkowi bra udział w słu bie zboru i przyczynia si
do przebudzenia w ród najbli szych. Nasi członkowie przekonali si , e tego rodzaju praca jest
bardzo efektywna i z tego powodu ewangelizowanie nabrało wi kszego rozmachu.
Aby za grupy domowe przyniosły oczekiwane rezultaty, musz by przestrzegane pewne zasady.
Rozwój konkretnej społeczno ci i ewangelizacja nie s automatycznym produktem ubocznym.
Próbowało tego wiele ko ciołów i zawiodło si , poniewa zlekcewa ono pewne podstawowe zasady.
Id c za wskazówkami, które przedstawiam w tej ksi ce mo ecie sprawi cud rozwoju grup
domowych i zborów w waszych ko ciołach. W czasie czytania tej ksi ki, pro cie Ducha wi tego o
wskazówki dotycz ce pełnienia przez was przyszłej roli. Rezultaty s ograniczone tylko wtedy, gdy
zabraknie całkowitego otwarcia si na Jego działanie.
Dr Paul Yonggi Cho, Pastor
Full Gospel Central Church
Seul, Korea Płd.
Listopad 1980
Nota od wydawcy:
Od kilkunastu lat zbór nosi nazw : Yoido Full Gospel Church, a pastor Cho zamienił imi Paul na David.
Informacje szczegółowe dost pne pod adresem http://fgtv.com/
2
GRUPY DOMOWE A ROZWÓJ KO CIOŁA Paul Yonggi Cho
© by Instytut Wydawniczy Agape, Warszawa 1992
Rozdział 1
OSOBISTE AMBICJE – KLUCZEM DO KATASTROFY
W 1961 roku zdecydowałem si zbudowa najwi kszy budynek ko cielny w Korei Płd. Wtedy
my lałem, e robi to dla Boga, lecz teraz rozumiem, e tak naprawd , czyniłem to ze wzgl du na
własne ambicje. Okazało si to katastrof . Pan pozwolił, abym upadł, po to a ebym mógł zwróci si
do Niego w potrzebie i pozwolił Jemu budowa Jego Ko ciół, na swój własny sposób.
W tym czasie mieli my zbór licz cy 600 członków. Wła nie przenie li my si z bardzo
oryginalnego „namiotowego ko cioła”, z najgorszej dzielnicy Seulu, do lepszego rodowiska, do
zachodniej cz ci ródmie cia. Był to rozwijaj cy si zbór, a ja byłem dumny z pracy, jak
wykonałem w ci gu trzech lat. Byłem a nadto pewny siebie i rozumowałem tak: Je eli w ci gu
trzech lat pozyskałem 600 członków, to dlaczego nie mógłbym mie najwi kszego zboru w mie cie?
W tym czasie Yong Nak Presbyterian Church (Ko ciół prezbiteria ski) był najwi kszym zborem
w Seulu. Posiadał około 6000 członków i ten fakt stał si dla mnie najwi kszym wyzwaniem.
Zdarzyło si , e pewnego dnia, nie mówi c nikomu, wzi łem ta m miernicz i poszedłem do
ko cioła prezbiteria skiego, aby go dokładnie zmierzy . Zmierzyłem długo i szeroko budynku
oraz policzyłem ilo ławek. Mie ciły one ponad 2000 osób. Pod wpływem własnej ambicji
powiedziałem wtedy: Zbuduj ko ciół wi kszy od tego i Pan go wypełni.
Na pocz tku mojej słu by Bóg mi pokazał jak wa n rzecz jest stawia sobie cele i wierzy , e
Bóg da rozwój, o którym marzysz. Nauczył mnie modli si w okre lony sposób o własne potrzeby.
A kiedy słu ba moja rozwijała si , nauczył mnie ogl da w wizji liczb osób, które b d przychodzi
do mojego ko cioła. Kiedy modliłem si i rozmy lałem, Duch wi ty cz sto potwierdzał przez
Pismo wi te, e da mi t liczb członków, o któr prosiłem.
W pierwszym roku prosiłem Boga o 150 członków i otrzymałem 150 członków. W drugim roku
prosiłem Go o podwojenie tej liczby i otrzymałem 300 osób. W trzecim roku ponownie prosiłem Go
o podwojenie liczby członków i pod koniec roku mieli my 600 członków. Nast pnie zdecydowałem
si prosi Pana o pi ciokrotny wzrost liczby członków, i eby nam ich dodał w ci gu trzech lat.
Miało to da naszemu ko ciołowi 3000 członków do 1964 roku – i to była liczba, co do której, je li
chodzi o mo liwo jej osi gni cia, posiadałem, wystarczaj c doz wiary.
W czasie modlitwy otrzymałem potwierdzenie, e naprawd Bóg zbuduje przeze mnie ko ciół
wi kszy, ni Yong Nak Presbiterian Church. Byłem tym podekscytowany!
Nie czekałem dłu ej na jakie inne objawienia, co do sposobu, którego Pan chciałby abym u ył,
by tego dokona ; zacz łem po prostu jeszcze wi cej pracowa , aby przyprowadzi nowych
członków. My lałem, e Bóg aprobuje to, co robi . Przecie On błogosławił nasz prac przez cuda i
uzdrowienia; to przede wszystkim przyci gało ludzi do zboru. Byłem przekonany, e Bóg uczynił z
Yonggi Cho kogo szczególnego. On uczynił to wszystko przeze mnie! Nic w ko ciele nie działo si
beze mnie.
Po przeniesieniu siedziby zboru w inne miejsce, dotychczasow jego nazw – Taejo Dong Full
Gospel Church (Taejo Dong Ko ciół Pełnej Ewangelii) zamienili my na Centralny Ko ciół Pełnej
Ewangelii. Ja byłem pastorem, ja byłem administratorem, ja byłem odpowiedzialny za szkółk
niedzieln . I cz sto byłem tak e od wiernym. Centralny Ko ciół Pełnej Ewangelii po prostu nie
mógł funkcjonowa bez Czcigodnego Paula Yonggi Cho – tak uwa ałem. Ja byłem osi , wokół
której kr cił si cały zbór.
Nie było to przeze mnie zamierzone. Wychowywałem si w okresie okupacji japo skiej, podczas
której zmuszony byłem do ycia w bardzo n dznych warunkach. Niewiele brakowało, bym zmarł na
gru lic . Reakcj na moj przeszło była szalona ambicja, aby zosta kim sławnym, odnosi
sukcesy i zarobi mnóstwo pieni dzy. Zanim poznałem Jezusa Chrystusa jako mojego Zbawiciela,
zamierzałem zosta lekarzem.
Tak wi c, kiedy rozpocz łem słu b Ewangelii, w moim sercu powstało ciche pragnienie, aby
sta si sławnym kaznodziej i mie du e osi gni cia. Kochałem Boga i chciałem pracowa dla
3
GRUPY DOMOWE A ROZWÓJ KO CIOŁA Paul Yonggi Cho
© by Instytut Wydawniczy Agape, Warszawa 1992
Niego, lecz moje ukryte motywy chciały sukcesów. Byłem wielkim egoist i wszystko chciałem
robi po swojemu.
Bóg to wszystko musiał zniszczy ; inaczej zbór byłby moim dziełem, nie Jego. Bóg musiał mnie
złama , abym stał si godnym „prowadzi trzod ”. Wtedy o tym jeszcze nie wiedziałem i dlatego,
we wszystkich wysiłkach dla Pana, zawsze biegałem w l ku, a ponadto byłem coraz bardziej
wyczerpany.
W roku 1964 daleko nam było do osi gni cia celu zgodnego z moj pro b do Boga o 3000
członków. Nasz zbór osi gn ł liczb 2400 członków, a ja byłem ju wtedy w wielkim kłopocie. I
chocia w dalszym ci gu s dziłem, e wykonuj wielk prac dla Pana, biegaj c od wczesnego
ranka do pó nego wieczora, to nerwy odmówiły mi posłusze stwa. Cierpiałem na ustawiczne
znu enie, a mimo to nadal zmuszałem si do pracy w kierunku dalszego rozwoju ko cioła.
Wygłaszałem kazania, udzielałem porad, odwiedzałem chorych, zapraszałem obcych – ci gle byłem
w ruchu.
Kryzys rozpocz ł si pewnej niedzieli, po drugim porannym nabo e stwie. Ustalili my, e
odb dzie si chrzest 300 osób – według naszego zwyczaju chrzest tych, którzy uwierzyli
urz dzali my tylko dwa razy w roku. Dr John Hurston – misjonarz z Ameryki, który pomagał mi w
pracy pastorskiej – był tam równie , aby mi asystowa . Ze wzgl du na postaw , jak wypracowałem
w sobie wierz c, e wszystko musz robi sam, powiedziałem Johnowi, e ka dego nowego członka
zboru ochrzcz osobi cie. Uwa aj c siebie za „szczególne naczynie Bo e” my lałem, e Bóg b dzie
mógł błogosławi tych ludzi tylko przeze mnie. Lecz John widział, e byłem zm czony ju w chwili,
kiedy wszedłem do wody, aby ochrzci pierwszego człowieka. – Cho, pozwól, e ci pomog
powiedział. – Nie, nie, czuj si zupełnie dobrze – zaprotestowałem. Lecz nie odwa yłem si nawet
pomy le o tym tłumie ludzi oczekuj cych chrztu. Brałem jednego po drugim, mówi c gło no
podczas zanurzania w wodzie: chrzcz ci w imi Ojca i Syna i Ducha wi tego. Potem, oczywi cie,
musiałem ka dego podnie . Z kilkoma pierwszymi poszło mi bardzo dobrze, ale dalej było kilka
t szych pa i aby je podtrzyma , a nast pnie wynurzy z wody, trzeba było wiele energii. Po chwili
zacz łem odczuwa wyczerpanie i mi nie moich r k zacz ły dr e . W tym momencie John Hurston
powiedział: – Cho, jeste blady. Czy dobrze si czujesz? Wszystko w porz dku – powiedziałem z
o ywieniem, aby podkre li moje zdecydowanie. – Nie, uwa am, e potrzebujesz chwili odpoczynku
– nalegał. – Wyjd z wody i pozwól mi zaj twoje miejsce, dopóki nie odzyskasz sił. Powiedziałem
ci, e czuj si dobrze – odparłem stanowczo. Pokiwał głow z niedowierzaniem. Wiedziałem, e nie
był przekonany. W my lach, prosiłem Pana o wzmocnienie.
Do dzisiaj nie wiem, czy On rzeczywi cie mnie wzmocnił, czy te ja sam zmuszałem si do stania
na nogach, lecz wytrzymałem i ochrzciłem wszystkie trzysta osób. W chwili, gdy ostatnia osoba
wychodziła z wody trz słem si cały i o mało co nie majaczyłem.
Cho byłem tak wyczerpany, nie był to koniec mojej pracy. Tego popołudnia byłem umówiony
na spotkanie z ewangelist ze Stanów Zjednoczonych, a wieczorem miałem by jego tłumaczem.
Ponownie John wyraził zaniepokojenie o moje zdrowie i powiedział: – Wygl dasz na bardzo
zm czonego. Prosz , odpocznij sobie tego popołudnia, a ja pojad na lotnisko . – Pokr ciłem
przecz co głow . – On spodziewa si mnie – powiedziałem. Nie chciałem przekaza komu innemu
ani jednego obowi zku pastorskiego. Tak wi c, bez obiadu pojechałem na lotnisko, spotkałem
ewangelist i zawiozłem go do hotelu. Za ka dym razem, kiedy tylko wstawałem, nogi zaczynały mi
dr e . Potem miałem tylko chwilk odpoczynku, zanim pojechałem ponownie, aby go przywie do
ko cioła.
Przed wieczornym nabo e stwem, niektórzy z diakonów, tak jak John, wyrazili zaniepokojenie o
moje zdrowie. – Pastorze Cho – powiedział jeden z nich – jeste bardzo wyczerpany. Nie s dz , aby
mógł dzi wieczorem tłumaczy . Pozwól, e znajd innego tłumacza.
Lecz ja my lałem: Któ mógłby przetłumaczy kazanie tego człowieka tak jak ja? Przecie
przepływa przeze mnie Bo a moc, wi c tylko ja mog to dobrze zrobi . – Nie, wszystko b dzie
dobrze – zapewniłem ich.
4
GRUPY DOMOWE A ROZWÓJ KO CIOŁA Paul Yonggi Cho
© by Instytut Wydawniczy Agape, Warszawa 1992
W chwili, gdy ewangelista zacz ł przemawia , od razu wiedziałem, e jest ze mn le. Był to
typowy, ruchliwy, zielono wi tkowy kaznodzieja. Zacz ł skaka , chodzi i wykrzykiwa tak gło no,
e miałem trudno ci ze zrozumieniem słów. Mówił pod namaszczeniem, a ja nie. Aby
zrekompensowa brak namaszczenia zacz łem nadrabia intonacj , a po chwili wykrzykiwałem
tłumacz c ka de zdanie. Ewangelista spojrzał na mnie spod oka i zacz ł mówi jeszcze gło niej, a
nawet krzyczał. Po chwili ju obaj krzyczeli my i skakali my po całym podium.
Po pół godzinie kazania poczułem okropny ucisk w okolicy serca i zacz ło mi brakowa tchu.
Kolana mi si trz sły. W ko cu, ciało moje nie mogło ju wi cej wytrzyma i, mimo wielkich
wysiłków woli, zacz łem po prostu osuwa si na podłog . Chocia nadal słyszałem krzycz cego
ewangelist , to kolana moje zwiotczały i wygl dało na to, e nagle moje oczy zostały wył czone.
Wszystko wokół stało si czarne.
Padaj c na ziemi , zapami tałem słowa wypowiedziane do Boga: – Panie, dlaczego mnie karzesz
publicznie? Mogłe to zrobi na osobno ci, w moim biurze. Kiedy tak le ałem, po jakim czasie
otworzyłem oczy, a gdy zobaczyłem Johna powiedziałem: – John, umieram . Serce mi dr ało i nie
mogłem złapa tchu, cały mój organizm wołał o tlen. W ko cu straciłem przytomno .
W tym czasie cały zbór modlił si o mnie, a ewangelista stał na podium zapomniany. Patrzył w
bezsilnym zakłopotaniu i nie mógł nic zrobi , stracił swoje „usta”.
Kiedy odzyskałem przytomno , zmobilizowałem wszystkie siły i wszedłem ponownie na
podium. Jedyn rzecz , któr potrafiłem wtedy zrobi , to ogłosi koniec nabo e stwa. Nast pnie
diakoni zanie li mnie do karetki, po czym zabrano mnie do szpitala. Na oddziale intensywnej opieki
medycznej zostałem bardzo upokorzony. Byłem pastorem, który modlił si o chorych, a chorzy
bywali uzdrawiani. Có ja tu robi ? Moje „ja” nie mogło si z tym pogodzi . Zacz łem wyznawa
swoje uzdrowienie; my lałem, e to wła nie powinienem czyni . Spodziewałem si , e Pan uczyni
cud i wy le mnie ze szpitala do domu. „Zabierz mnie z tego szpitala – wołałem. – Ufam Bo emu
Słowu! Si cami Jego zostałem uzdrowiony! Nie przyjm adnego zastrzyku. Nie dawajcie mi
adnych lekarstw”. W ko cu lekarze poddali si i diakoni zawie li mnie do domu.
Lecz Bóg nie spieszył si z uzdrowieniem. Nadal wypowiadałem wszystkie obietnice
uzdrowienia z Biblii. Je eli kto kiedykolwiek powoływał si na Bo e Słowo – to wła nie ja. Byłem
wtedy jeszcze kawalerem i siedz c w łó ku w moim pokoju, cytowałem wszystkie miejsca Pisma
wi tego mówi ce o uzdrowieniu. Cytowałem je ci gle na nowo mówi c: „Bo e, to s Twoje
obietnice. Przecie nie mo esz zaprze si samego siebie! Ja trzymam si tego! W imieniu Jezusa
jestem uzdrowiony”.
Mimo to nie czułem si lepiej. Moje serce nadal ciskał kurcz i z trudem łapałem oddech. W ród
diakonów naszego zboru było kilku lekarzy, którzy oferowali mi pomoc, lecz odmówiłem. – Ja stoj
na Bo ym Słowie – odpowiedziałem.
Teraz widz , e miałem wtedy wiar tylko w głowie, a nie w sercu. Wiara w głowie nie mo e
niczego si chwyci . Trzymałem si tylko LOGOS, co ogólnie oznacza Słowo Bo e. Odt d
nauczyłem si , e tylko wtedy, kiedy Duch wi ty da nam szczególne potwierdzenie, tzw. REMA –
Słowo Bo e objawione danemu człowiekowi osobi cie, mo emy trzyma si danej obietnicy, jak
własnej. Wtedy nasza wiara pochodzi z serca, a tego rodzaju wiar mo emy góry przenosi .
W tym czasie jeszcze o tym nie wiedziałem, dlatego te trzymałem si tych obietnic, z wiar w
głowie. Usiłowałem ignorowa symptomy choroby. Nie zwracałem uwagi nawet na to, e nie mog
wsta z łó ka. Próbowałem zignorowa obecno mierci, któr odczuwałem w moim pokoju.
Zdecydowałem, e si nie poddam.
Nast pnej niedzieli poprosiłem diakonów o zawiezienie mnie do ko cioła, abym mógł wygłosi
kazanie. Byłem tak słaby, e w obawie przed zemdleniem nie mogłem sam wyj z domu.
Potrzebna mi była pomoc domowa, która troszczyłaby si o mnie, lecz nadal usiłowałem
wywi zywa si z moich obowi zków wobec zboru. W czasie mojej nieobecno ci dr John Hurston i
kobieta, która miała zosta moj te ciow , Jashil Choi, wypełniali wiele moich pastorskich
obowi zków.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin