Nowy5(1).txt

(19 KB) Pobierz
Rozdział 4
Renerei poprowadziła Erienne i Lyannę długim korytarzem o drewnianej podłodze i cianach ozdobionych obrazami i wyłożonych boazeriš. Miał ponad siedemdziesišt jardów długoci i prowadził do podwójnych drzwi strzeżonych przez strażników Gildii. Po lewej stronie cišgnęły się inne drzwi, a po prawej okna wychodzšce na owietlony latarniami ogród.
Lyanna zapomniała na chwilę o strachu i biegała od okna od okna, zauroczona widokiem kołyszšcych się na wietrze latarni, migoczšcych blaskiem pod gałęziami drzew i szerokimi lićmi.
Wcišż było bardzo ciepło, dlatego Erienne wybrała lekkš, sięgajšcš do kostek zielonš sukienkę, zwišzała też włosy w luny kok, by powietrze chłodziło kark. Lyanna założyła jasnoczerwonš sukienkę z białymi rękawami, włosy miała zawišzane w ulubiony kucyk, a w prawej ręce jak zwykle ciskała lalkę.
- Jak wielkie jest to miejsce? - zapytała Erienne, spoglšdajšc przez okno na oddalone o ponad sto jardów drugie skrzydło domu.
- Niełatwo odpowiedzieć na to pytanie - odrzekła Renerei. - Dom stoi od czasów Rozdzielenia i budowa właciwie nigdy się nie kończy, nawet teraz, kiedy mieszka tu tak niewiele osób. Musi zajmować większš częć wzgórza. Powinna polecieć nad nim i wtedy, jeli będziesz lecieć poniżej granicy iluzji, wszystko zobaczysz. Doć powiedzieć, że choć teraz mieszkajš tu tylko cztery elfy, niegdy ten dom gocił ponad osiemdziesišt osób.
- Co zatem się stało? - Erienne odcišgnęła Lyannę od okna i poszły dalej, mijajšc starodawne, wyblakłe malowidła przedstawiajšce płonšce miasta, wielkie uczty i biegnšcego jelenia. Dziwna to była kolekcja.
- Sšdzę, że nie przejmowali się kwestiš następców, dopóki nie było już za póno. Jak sama wiesz, wykształcenie prawdziwego adepta magii jest bardzo trudne. Ich liczba wcišż malała, a do tego niektórzy nie chcieli spędzać tutaj całego swojego życia. Zresztš, któż to może wyjanić?
Dotarły do drzwi, które dla nich otwarto. Znajdujšca się za nimi sala balowa, zdobiona czerwieniš i bielš oraz kandelabrami i zwierciadłami, zapierała dech w piersiach, choć pokrywajšcy wszystko kurz wiadczył o tym, że sala nieczęsto jest używana.
- Pozwolę im opowiedzieć resztę - rzekła Renerei, prowadzšc je przez ogromnš salę ku kolejnym drzwiom. Zapukała i otworzyła drzwi, wprowadzajšc do niewielkiej jadalni. Była wyłożona dębowš boazeriš i ozdobiona portretami elfów. Główne miejsce zajmował długi stół, na jednym krańcu siedziały cztery stare elfie kobiety. Rozmawiały ze sobš, dopóki nie weszły Erienne i Lyanna. Dziewczynka przytuliła się do nogi matki.
- Już dobrze, Lyanno, jestem tu, a one sš naszymi przyjaciółmi - wyszeptała Erienne, po raz pierwszy pojmujšc ogrom majestatu Al-Drechar.
Nie miała wštpliwoci, że stoi przed najpotężniejszymi magami Balai. Ich twarze wiadczyły o tym, że sš to osoby zmęczone życiem, lecz zdeterminowane, by przetrwać, wypełnić swe długie życie. I takimi je zapamięta na zawsze.
Wyglšdały na doć przyjazne stare elfki, choć mocno napięta na policzkach skóra powodowała, że ich twarze miały jakby dziki wyraz. Erienne przyjrzała się ich wzburzonym siwym włosom, kocistym palcom, długim szyjom i przenikliwym oczom, a zaraz potem jedna z nich odezwała się. Jej głos był jak balsam na otwartš ranę.
- Siadajcie, siadajcie. Musicie co zjeć. Ty, moje dziecko, po tak długiej podróży jeste na pewno zmęczona i przerażona. Nie będziemy więc długo cię zatrzymywać. Jeli pozwolisz, chciałybymy porozmawiać nieco dłużej z twojš matkš.
Lyanna zdołała lekko się umiechnšć, kiedy Erienne odsunęła krzesło na drugim końcu stołu i kazała jej usišć, sama siadajšc obok. Renerei zajęła neutralnš pozycję między obiema grupami.
- Nie skrzywdzicie mojej mamy? - zapytała Lyanna, patrzšc na błękitny obrus.
- Och, wręcz przeciwnie, moje dziecko - zaprzeczyła druga elfka. - Czekałymy zbyt długo, aby zrobić komukolwiek krzywdę. - I klasnęła w dłonie.
- Pora na prezentację przyjdzie póniej. Teraz co do jedzenia.
W drzwiach po lewej stronie pojawiła się szczupła kobieta w rednim wieku niosšca parujšcš wazę o zdobionych drewnianych uchwytach. Za niš wszedł może dwunastoletni chłopiec, trzymajšc w rękach tacę z miskami i talerzami pełnymi kromek chleba. Zaczynajšc od Lyanny, szybko podali gęstš zupę o wspaniałym, bogatym zapachu, od którego Erienne aż zaburczało w brzuchu. Zobaczyła pływajšce na wierzchu warzywa, w nozdrza uderzył jš ich wieży aromat.
- Jedz, drogie dziecko - powiedziała jedna z Al-Drechar. Lyanna zanurzyła kawałek chleba w swoim talerzu, podmuchała na niego i ostrożnie włożyła do ust. Uniosła brwi.
- Dobre - ucieszyła się.
- Nie bšd taka zdziwiona, Lyanno - skarciła jš Erienne. - Jestem pewna, że majš tu wietnych kucharzy.
- Mam nadzieję. - I dziewczynka nieco niezgrabnie nabrała zawiesistego bulionu na łyżkę. Przez jaki czas wszyscy milczeli, zajadajšc zupę, która smakowała tak samo wybornie, jak wyglšdała i pachniała, aż wreszcie Renerei chrzšknęła.
- Sšdzę, że nadszedł już czas na prezentację - przypomniała. - Erienne, Lyanno, mam wielki zaszczyt i przyjemnoć przedstawić wam Al-Drechar.
Erienne umiechnęła się na widok szacunku w jej oczach.
- Od mojej prawej zaczynajšc: Ephemere-Al-Erama, Aviana-Al-Ysandi, Cleress-Al-Heth i Myriell-Al-Anathack - mówiła, kłaniajšc się każdej z nich.
- Och, Renerei, nie bšd taka oficjalna! - rozemiała się Cleress-Al-Heth. - Przez ciebie wydajemy się całkiem nieprzystępne.
Druga z Al-Drechar również się rozemiała, a Renerei poczerwieniała, choć kšciki jej ust również lekko drgały.
- Erienne, Lyanno - cišgnęła stara elfka - jestemy Ephemere, Aviana, Cleress i Myriell, choć zwracamy się do siebie także innymi imionami, których, rzecz jasna, również możecie używać.
Erienne poczuła ulgę, jakiej nie odczuwała już od wielu dni. Aura otaczajšca Al-Drechar nieco osłabła, choć wcišż miała wiadomoć ich mocy i czystej, magicznej witalnoci. Były, przynajmniej w tej chwili, tylko czterema starymi elfkami, i?ta myl jawiła się jej jako pocieszajšca.
Kiedy tak im się przyglšdała, zajadajšc zupę, doszła do wniosku, że sš do siebie bardzo podobne. Przypuszczała, że toEnie do uniknięcia, aby po tylu latach życia tak blisko siebie nie przejšć pewnych gestów, sposobu ubierania się, a nawet cech fizycznych. I choć różnił je kształt nosa, krój ust czy kolor oczu, ???dzi??ała ??ę, ?e prze? kilka d?i Lyann??b??zie miała kłopoty z odróżnieniem ich od siebie.
- Mieszkacie razem od dłuższego czasu, prawda? - zapytała. Cleress umiechnęła się.
- Bardzo długo - odparła. - Ponad trzysta lat.
- Co takiego? - Erienne była zaskoczona. Wiedziała, że elfy mogš żyć bardzo długo, ale trzysta lat to co wyjštkowego. I niemożliwego.
- Czekałymy tu, skanujšc spektrum many, zachowujšc siły i przygotowujšc się na nadejcie kogo, kto mógłby przejć Drogę - powiedziała Aviana i umiechnęła się smutno. - Byłymy już nieco zdesperowane.
- Od jak dawna czekacie?
- Trzysta jedenacie lat. Od czasu narodzin dzieci: Myriell i Septerna - odparła Aviana.
Erienne westchnęła. To, że Septern należał do Al-Drechar, nie zaskoczyło jej, ale tak nikła liczba adeptów - jak najbardziej. - I od tego czasu nikt się nie pojawił?
- Och, czasem słyszałymy jakie plotki, nasze nadzieje rosły i były tłumione więcej razy niż ty masz lat - odpowiedziała Cleress. - Lecz zostawmy to na póniej. Widzę, że twoja córka jest znużona, a musimy z niš porozmawiać, nim unie. To był długi dzień.
Erienne spojrzała w bok. Lyanna bawiła się resztkami zupy, wodzšc po jej powierzchni kawałkiem chleba.
- Lyanno, te panie chcš z tobš porozmawiać. Czy chcesz tego?
Dziewczynka kiwnęła głowš.
- Wcišż się ich boisz, dziecko?
- Trochę. Jestem zmęczona.
- Wiem, maleńka. Zaraz pójdziesz do łóżka. - Erienne kiwnęła głowš, pozwalajšc Al-Drechar mówić.
- Lyanno? - Z drugiego krańca stołu dobiegł łagodny głos Ephemere. Mała uniosła głowę, by popatrzeć w przyjaznš twarz. - Witaj w naszym domu, Lyanno. Pragniemy, by przez jaki czas był on także twoim domem. Czy ty też tego chcesz?
Lyanna skinęła głowš.
- Tak, jeli będzie ze mnš mama.
- Oczywicie, że zostanę z tobš - zapewniła jš Erienne.
- A teraz, Lyanno - głos Ephemere stał się nieco twardszy - czy wiesz, że jest w tobie magia?
Lyanna znów kiwnęła głowš.
- W twoim poprzednim domu ona zaczynała cię ranić, a twoi nauczyciele byli bezradni, dlatego weszłymy do twojej głowy i twoich snów, aby ci pomóc. Rozumiesz?
Kolejne kiwnięcie. Lyanna spojrzała na Erienne, a ta umiechnęła się i pogładziła jš po głowie.
- Dobrze - zgodziła się Ephemere. - To bardzo dobrze. Jak sšdzisz, w jaki sposób możemy ci pomóc?
Lyanna rozemiała się.
- Sprawicie, że złe sny odejdš.
- Zgadza się! - Myriell, klasnęła w ręce. - Zrobimy nawet więcej. Wiemy, że ten ból wewnštrz ciebie czasem cię złoci. Nauczymy cię, jak go koić i sprawiać, by magia robiła to, czego ty sobie zażyczysz.
- Masz wielki dar, Lyanno - dodała Cleress. - Czy pozwolisz, bymy pomogły ci uczynić go bezpiecznym?
Erienne nie miała pewnoci, czy Lyanna zrozumiała ostatnie pytanie, choć kiwnęła głowš.
- Dobrze. Grzeczna dziewczynka. - zakończyła Ephemere. - Czy jest co, o co pragniesz nas zapytać?
- Nie. - Lyanna pokręciła głowš i ziewnęła. - Mamo?
- Tak, kochanie. Sšdzę, że już pora do łóżka. - Kucharka i chłopiec zaczęli zbierać talerze, więc Erienne wzięła Lyannę na ręce.
- Położę jš i wrócę. To może trochę potrwać.
Cleress wzruszyła ramionami.
- Nie spiesz się. Będziemy dalej tu siedzieć. Sšdzę, że po tylu latach możemy jeszcze chwilę poczekać, by z tobš pomówić.
Lyanna usnęła w ramionach Erienne, nim dotarły do pokoju, i nawet nie obudziła się, gdy matka przebierała jš w nocnš koszulę.
- Za dużo tego wszystkiego dla ciebie, moja mała - wyszeptała Erienne, wkładajšc lalkę pod kołdrę obok dziewczynki i czujšc nadchodzenie kolejnej fali poczucia winy. - pij dobrze. - Po...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin