Nowy32(1).txt

(17 KB) Pobierz
4

Pierwszš rzeczš, którš ujrzał Bóg Słońca, kiedy wrócił na wiat, był monstrualny grzyb wyrastajšcy nad RegiYul, optyczŹnie pomniejszajšcy góry. Dla zabawy pomalował go na czerwoŹno, póniej na złoto, a wreszcie na bladoniebiesko, lecz Bóg Ognia nadal ozdabiał spód grzyba różowymi smugami. Potem Bóg Słońca dostrzegł Szafir płynšcy do Ov.
Wallie spał mało i le. Liczył na to, że boska zagadka wskaŹże rozwišzanie problemu. Mylał sobie, że zatoczy kršg i wtedy bogowie mu objawiš, jak ma walczyć z czarnoksiężnikami. TeŹraz sprawa wyglšdała jeszcze gorzej niż do tej pory. Okazało się, że wrogowie posiedli umiejętnoć przekazywania informaŹcji na odległoć. Wallie już rozumiał, dlaczego dostał legendarŹny miecz. Wszyscy szermierze mieli teraz uwięcony obowišŹzek ruszyć do Casr, ale powrót do tego miasta byłby dla Shonsu samobójstwem. Mógł się spodziewać nie tylko oskarżenia, ale również wyzwania ze strony Siódmych, którzy niewštpliwie przybędš na zjazd.
W ciemnociach nocy wyrzucał sobie jeszcze jeden błšd. Nie powinien zwracać uwagi na głupie skrupuły Nnanjiego, tylko urzšdzić zasadzkę na czarnoksiężnika, Szóstego, gdy ten będzie wracał do Ov.
Czy w ogóle zatoczył kršg? W czasie rozmowy, która trwała prawie do witu, Honakura wyraził wštpliwoci. W ręce czarnoŹksiężników wpadło siedem miast, a Szafir zawitał tylko do szeŹciu. Droga powrotna wiodła przez Ov, więc uznano, że należy złoŹżyć w nim wizytę. Nikogo nie ucieszył ten pomysł, ale żaden z dyskutantów nie wpadł na lepszy. Czarnoksiężnicy bez wštpieŹnia byli teraz wyczuleni na obecnoć szermierzy. W dodatku załoŹga statku nie miała powodu, żeby zawijać do Ov, znanego orodŹka wydobycia cyny. Bršzowe sztaby, które Brota kupiła w Gi po okazyjnej cenie, pochodziły włanie z Ov. Oferowanie ich na sprzedaż akurat w tym miecie mogło wzbudzić podejrzenia.
Wallie zaproponował, że sam uici opłaty portowe, i obiecał, że pobyt będzie krótki. Brota zgodziła się bez protestów.
Ov okazało się większe nawet od Dri czy Ki San. Tak stwierdzili żeglarze. Leżało w wyższych partiach szarej równiny, której dużš częć zajmowały cuchnšce bagna. Domy były jednakowe, szare i brzydkie. Poród tej monotonii korzystnie wyróżniała się wieża czarnoksiężników, czarna, złowieszcza i ponura. Jak wszędzie, stała jeden kwartał od Rzeki. Zewnętrzna częć wyglšdała na ukończonš. Słońce odbijało się od szyb co najmniej jednego z wysokich okien.
Nabrzeże nie przypominało żadnego z tych, które Wallie dotšd widział. Długi pirs sięgał daleko w Rzekę, tutaj wyjštkowo płytŹkš, i tworzył literę T. Wszyscy kapitanowie próbowali zacumoŹwać jak najbliżej miasta, dlatego pionowa częć litery była zatłoŹczona, a poprzeczna niemal pusta.
Wallie, Nnanji i Tomiyano zebrali się w nadbudówce rufowej, a tymczasem Brota znalazła dla Szafira miejsce w połowie pirsu.
- Dobra pozycja na szybkš ucieczkę - stwierdził kapitan. -Wystarczy odcišć liny i pršd sam nas zniesie.
- I niezły teren do walki - dodał Wallie. - Żadnych magazyŹnów górujšcych nad statkiem. Wrogowie mogš nadejć tylko z jednej strony.
Podchwycił wzrok Trzeciego. Tomiyano zauważył, że Shonsu jest niespokojny. Szeć razy ryzykowali, przywożšc szermierza siódmej rangi do miasta czarnoksiężników i naruszajšc miejscoŹwe prawa. Gdyby wierzyć przesšdowi, co powinno się wydarzyć włanie teraz, za siódmym razem. Na wiecie przesšdy często się sprawdzały.
Nnanjiemu również udzielił się nastrój wyczekiwania. Przez pół nocy w głowie miał tylko zjazdy - Rofa, Za, Guiliko i Farhanderiego - honor, chwałę i niemiertelnoć. Przygnębiajšca brzydota Ov nie poprawiła mu humoru.
W pewnym momencie do nadbudówki wszedł jego brat przeŹbrany w strój niewolnika.
- Nie musisz, jeli nie chcesz - powiedział Nnanji.
O dziwo, nawet Katanji wydawał się przygaszony.
- To mój obowišzek, mentorze? - zapytał z wahaniem.
Nnanji przygryzł wargę i skinšł głowš.
- Pospiesz się - ostrzegł Wallie. - Tylko rzuć okiem na wieżę i wracaj, dobrze?
Szafir uderzył w odbijacze. Do nadbudówki wszedł Honakura.
- Do miasta za daleko na moje stare nogi - mruknšł i usiadł na skrzyni.
Wszyscy czuli, że wydarzy się co niedobrego, ale nikt nic nie powiedział.
Po drewnianych balach ułożonych na kamiennych pirsach przejechał z dononym turkotem wóz.
Droga była wšska i zastaŹwiona z obu stron towarami wyładowanymi ze statków.
- Fuj! - Nnanji się skrzywił. - Teraz wiemy, dlaczego trafiło się nam wolne miejsce!
Statek cumujšcy naprzeciwko Szafira przewoził bydło, o czym wiadczyło żałosne ryczenie i nieznony odór.
- Pewnie na pokładzie sš szermierze - zasugerował Tomiyano i zrobił unik przed pięciš Nnanjiego.
Przez chwilę obaj mocowali się na żarty. Wallie z rozbawieŹniem przypomniał sobie poczštek żeglugi. Na Szafirze było teraz dużo weselej.
Nnanji zakończył nierównš walkę i uderzył się w kark, mamŹroczšc pod nosem przekleństwo. Jeli komary na wiecie przenoŹsiły malarię, Ov nie należało do najzdrowszych miejsc. W kajuŹcie roiło się od insektów.
- Kršg zatoczony - powiedział z zadumš starzec. Wyglšdał na mocno zmęczonego. - Postanowiłe, co dalej, lordzie Shonsu?
- Tak. Nic.
Nnanji gwałtownie wcišgnšł powietrze.
- Nic, bracie?
- Powiedz mi w takim razie, jak walczyć z czarnoksiężnikami? - odparował Wallie.
- To oszuci! - stwierdził kapłan.
Obecni spojrzeli na niego ze wzburzeniem.
- Oszuci? - zdziwił się Wallie. - Jeli policzyć garnizony i inŹne historie... Ilu to już razem, Nnanji?
- Dwustu osiemdziesięciu jeden.
- Dwustu osiemdziesięciu jeden zabitych szermierzy. Jeden człowiek zginšł na tym pokładzie. Nazywasz to oszustwem?
- To akurat prawda - przyznał Honakura. - Ale mimo wszystŹko oni oszukujš. Jestem tego pewien. Dlaczego czarnoksiężnik zaproponował, że rzuci czar pomylnoci na towar, skoro wieŹdział, że i tak dostaniemy za niego bardzo korzystnš cenę? DlaŹczego kapitanowi pokazano ptaka wyfruwajšcego z garnka? Oni zwyczajnie się popisujš jak mali chłopcy. Wcale nie sš tacy poŹtężni, za jakich chcš uchodzić!
Kapłan już wczeniej zwrócił uwagę na tę słabostkę wroŹgów. Jednak czarnoksiężnicy posiedli również grone moce, których obecnoci w epoce żelaza Wallie nie potrafił sobie wyŹtłumaczyć.
- Co zamierzasz z nimi zrobić? - spytał Honakura.
- Odpowied nadal brzmi: nic. W każdym miecie powtarza się ta sama historia. Pojawiajš się czarnoksiężnicy, szermierze ich atakujš i ginš! Wszystko zaczęło się piętnacie lat temu w Wal i sytuacja powtarza się co kilka lat. Podejrzewam, że magowie wkrótce przekroczš Rzekę. Ale czy to ma znaczenie? Szermierze nie dowiedzieli się niczego przez piętnacie lat. Niczego! SpróbuŹjš odzyskać miasta tradycyjnymi sposobami, przez które zginęli. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego.
Stary kapłan zrobił znak Bogini.
-A edykt bogów?!
- Najwyższej nie podobajš się ołtarze Boga Ognia w Jej wišŹtyniach? Jakie to ma znaczenie? Nawet kapłani zbytnio się nimi nie przejmujš! Przez tysišce lat szermierze tłukli czarnoksiężniŹków jak pluskwy. Teraz wrogowie sš górš, a Bogini zaczyna zsyŹłać cuda.
- Blunierstwo! - wybuchnšł Honakura.
Wallie zaczynał tracić cierpliwoć. Poczucie klęski i frustracja w końcu zwyciężyły.
- Niech będzie blunierstwo! Wrzućcie mnie do Rzeki, oskarżŹcie przed Brotš. Nie wiem, co się wydarzyło piętnacie lat temu. Czarnoksiężnicy wynaleli lepsze pioruny czy może po prostu mieli doć pogromów z ršk szermierzy? Ludziom jest wszystko jedno. Równie le pod rzšdami czarnoksiężników jak kiedy pod rzšdami szermierzy. Z pewnociš nie chcš, żeby na ich ulicach toŹczono bitwy, zabijano cywili, palono domy. Widziałem w Gi, co potrafi zdziałać ogień. Nie. Nic nie zrobię.
Wallie wrócił do obserwowania widoku za oknem. Nnanji miał niedowierzajšcš minę. Był wyranie zaniepokojony.
- A zjazd, panie bracie?
- Mylę, że czarnoksiężnicy poradzš sobie z całš armiš szerŹmierzy tak samo jak z garnizonami. Będzie wielkie nieszczęcie.
Istniała jeszcze jedna tajemnica. Wywiadowcy z Szafira nie usłyszeli podczas swoich wypadów ani słowa na temat lorda Shonsu. Dowiedzieli się jedynie, że Siódmy był kiedy kasztelaŹnem zamku w Casr. Nie zdobyli żadnych informacji o rzeziach póniejszych niż ta, do której doszło po zdobyciu Ov. Nie wiadoŹmo było, dlaczego Shonsu opucił Casr i ruszył w pielgrzymkę do Hann, cigany przez demony.
- Pamiętacie zagadkę? - odezwał się Wallie. - Na koniec zwrócisz miecz". Złożę go w wištyni w Casr, a potem niech soŹbie o niego walczš. Kupię niebieskš przepaskę biodrowš i zoŹstanę szczurem wodnym. Potrzeba wam silnych ršk na statku, kapitanie?
- Kłamiesz, Shonsu - stwierdził Tomiyano pogodnie. - PrzyŹsięgniesz, że nie?
- Powiedz mi, jak walczyć z czarnoksiężnikami - burknšł Siódmy i odwrócił się do okna. - Urzędnik portowy!
Spuszczono trap. Weszła po nim stara, siwowłosa i pulchna kobieta w bršzowej wełnianej szacie Trzeciej. Miała różowe poŹliczki i przyjazny umiech. U jej pasa zwisała przytroczona duŹża sakiewka.
Wallie aż syknšł na widok dwóch czarnoksiężników, Trzeciego i Drugiego, którzy szli za urzędniczkš. Obaj stanęli na pokładzie niczym grone posšgi. Dłonie mieli schowane w rękawach, twaŹrze ukryte pod kapturami.
- Ooo! - szepnšł Nnanji.
- Jeli przeszukajš statek...
Wallie wycišgnšł nóż z buta.
- Ja biorę Trzeciš - powiedział Tomiyano; pamiętał, że sutry zabraniajš szermierzom walczyć z kobietami. - Shonsu bršzoweŹgo, Nnanji żółtego.
Oligarro występował jako kapitan. Brota stała obok niego. Częć załogi kręciła się po pokładzie, czujnie obserwujšc intruzów.
Urzędniczka zasalutowała.
- W imieniu króla i czarodzieja witam w Ov, kapitanie. Ilu szermierzy masz na pokładzie?
W tym momencie Brota wysunęła się przed Oligarro, pozdroŹwiła niższš rangš i przyjęła salut.
- Ja, Druga i Pierwszy.
- To wszyscy? - zapytał jeden z czarnoksiężników, chyba Trzeci. - Żadnych wolnych? Przysięgniesz na statek, kapitanie?
- Oczywicie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin