Nowy4(1).txt

(20 KB) Pobierz
4

Z poczštku niadanie przebiegało w miłej atmosferze. Gocie zasiedli w jednym z domków przy kilku zsuniętych stołach, a koło nich krzštało się szeć czy siedem wieniaczek, przeciskajšc się między krzesłami a cianami. W małej izbie wkrótce zrobiło się tłoczno i duszno, zwłaszcza gdy wliznšł się do niej z tuzin dzieci. Tak, jak uprzedziła Quili, jedzenie było proste, ale wieży chleb i chuda szynka okazały się smakowite. Podano do nich wiejskie masło, warzywa, ciepłe piwo w glinianych kuflach i tajemniczy gulasz, więc nikt się nie skarżył.
Nikt również nie mógł narzekać na obsługę. Wszystkie kobiety były farmerkami trzeciej rangi, poczynajšc od dwóch siwowłosych matron w bršzowych sukniach z długimi rękawami, po najmłodszš Nię, która miała na sobie tylko skšpy pas materiału. Prezentowała się w nim bardzo ponętnie. Strój jej rówieniczki o imieniu Nona wyglšdał tak prowokujšco i niepraktycznie, że z pewnociš został skrócony specjalnie na tę okazję.
Poczštkowo gospodynie zachowywały rezerwę wobec szermierzy, ale wkrótce Nona wyranie się omieliła i nawet pochłonięty jedzeniem Nnanji zauważył, że kobieta tylko czeka na skinienie. Oboje zaczęli umiechać się do siebie głupio, przerzucać miałymi żartami, niemal krzesać iskry. Wallie stwierdził z ulgš, że Quili już nie grozi niebezpieczeństwo. Spostrzegł, że Nia trzepocze do niego rzęsami, ale zniechęcił jš, udajšc zainteresowanie kapłankš. Tylko jeden znak szermierczy miał być plonem tej wizyty.
Zastanawiał się, czy zwrócić uwagę nowicjuszowi Katanjiemu, który robił szybkie postępy z kilkoma podlotkami, nagimi, o płaskich piersiach i zdecydowanie za młodymi nawet dla Pierwszego. Brakowało tu dziewczšt w jego wieku, więc może chłopak po prostu nawišzywał przyjanie... a może nie. W pewnym momencie Katanji zaczšł uważnie się rozglšdać, a potem spojrzał na Walliego, który dokonał tego samego odkrycia. Co było nie w porzšdku. W izbie panowało wyrane napięcie.
Do tego momentu Wallie był całkiem zadowolony. On i jego towarzysze nareszcie doprowadzili się do porzšdku. Gospodynie wyprały im ubrania, a w zamian przyniosły inne. Z poczštku Wallie czul się nieswojo w kusej bršzowej przepasce biodrowe}, ale zapomniał o tym, kiedy siadł za stołem i z prawdziwym apetytem wzišł się do ucztowania.
W pewnym momencie poczuł się dziwnie senny. Honakura zaczšł ziewać. Wkrótce znużenie udzieliło się Jji oraz Nnanjiemu i to w trakcie ożywionego flirtu. Czwarty potarł oczy, zdumiony, i kontynuował zaloty. Wallie stłumił ziewnięcie. Ostatnia noc była krótka, ale... Zakłócenie rytmu biologicznego! Dzięki Bogini przemierzyli drogę odpowiadajšcš kilku strefom czasowym. Walliemu zachciało się miać na myl o próbie wyjanienia komukolwiek tego zjawiska. Rzecz była jednak warta zapamiętania, bo psychiczne rozbicie przez dwa albo trzy dni mogło mieć poważne konsekwencje.
Drugi problem wišzał się z Jjš.
Osada była skupiskiem małych i w większoci nędznych chat, poprzedzielanych stodołami, szopami i grzšdkami warzywnymi. Pod nogami pałętały się kury i winie, z oddali dobiegało szczekanie psów i ryk co najmniej jednego osła. Wioska leżała nad stawem, który służył do mycia, nawadniania i pojenia bydła, a ze wszystkich stron otaczały jš niewysokie nagie wzgórza i rzadkie zagajniki.
Mieszkańcy tej biednej osady byli skromni, ale stali wyżej w hierarchii społecznej od niewolników właciciela majštku, więc czuli się niewyranie, podejmujšc Jję, Krówkę i Vixiniego. Krówka zupełnie nie zdawała sobie sprawy z napiętej atmosfery. Wyglšdała na zadowolonš od pierwszej chwili, kiedy Wallie jš zobaczył. Opychała się jedzeniem, najwyraniej nie odczuwajšc skutków długiej podróży i zmiany czasu. Jja zachowywała się bardzo cicho. Siedziała przy lordzie Shonsu i pilnowała synka. Odzywała się tylko wtedy, gdy zadano jej pytanie. Wallie złocił się w duchu, ale nic nie mógł zrobić. Gospodynie starały się, jak mogły. Bez wštpienia Quili je uprzedziła, więc tłumiły wrogoć, ale mimo wszystko można jš było wyczuć. W wištyni Wallie nie spotkał się z tego rodzaju uprzedzeniami. Nnanji tak samo traktował kobiety wolne i niewolnice. Lecz ci ludzie mieli innš mentalnoć. Nie potrafili ukryć pogardy wobec niewolników, choć nie istniały między nimi różnice rasowe, tylko wynikajšce z urodzenia. wiat Bogini nie był idealny.
Wallie starał się dodać Jji otuchy, nie obrażajšc goszczšcych ich kobiet. Jednoczenie rozmawiał z Quili siedzšcš po jego prawej stronie. Dziewczyna miała na sobie żółtš spranš suknię, która podkrelała rozkoszne kršgłoci. Udawanie zainteresowania nie wymagało od mężczyzny wysiłku.
Wallie ustalił, że dwór stoi na zboczu wzgórza, ukryty za drzeŹwami. Obok niego znajdowały się zagrody dla bydła, szopy niewolników i chaty parobków. Mieszkańcy osady nie byli farmerami ani najemnymi robotnikami rolnymi, tylko dzierżawcami. Spłacali czynsz dzierżawny, pracujšc dla właciciela ziemi, ale sami hodowali warzywa na sprzedaż. Potwierdziło się przypuszczenie Walliego, że towary sprowadzane, takie jak gwodzie i sznurki, albo miejscowe produkty, takie jak drewno, wieniacy musieli kupować od zarzšdcy czcigodnego Garathondiego, adepta Motipodi. Pienišdze w końcu i tak wracały do wielmożnego pana.
Szynka. zniknęła ze stołów. Pojawiły się wieże truskawki ze mietanš gęstš jak masło. Nie po raz pierwszy Wallie żałował, że na wiecie nie ma kawy.
Honakura z entuzjazmem zaatakował deser, jednoczenie próbujšc dowiedzieć się jak najwięcej o włacicielu ziemi i jego matce, lady Thondi. Katanji czarował wszystkich, nie tylko młode panienki. Jja nadal odpowiadała monosylabami. Krówka nie komunikowała się z nikim. Nnanji demonstrował, jak najlepiej jest przebić człowieka mieczem, i opowiadał, co się wtedy czuje, a Nona podziwiała jego odwagę i szlachetnoć.
Wallie zauważył, podobnie jak Katanji, że Quili i pozostałe kobiety sš wyranie zdenerwowane. Może chodziło o makabryczne uwagi Nnanjiego albo który z goci powiedział co niestosownego. Już wczeniej awanse Czwartego wprawiały w zakłopotanie kapłankę. Starsze kobiety, które z szacunkiem odnosiły się do uczennicy mimo jej młodego wieku, też wierciły się niespokojnie, Oczywicie miały prawo czuć się niepewnie. Były zwykłymi chłopkami, które raptem musiały zabawiać Siódmego i jego witę, Nie mogły liczyć na pomoc mężczyzn, bo adept Matipodi wezwał ich do wyrębu lasu, a przynajmniej tak poinformowano Walliego. I choć gocie nie zgwałcili ani nie zamordowali nikogo, chwalili jedzenie i gocinnoć, napięcie nie malało. Wręcz przeciwnie.
Wallie próbował tym czasem rozeznać się w miejscowej geografii. Na wschodzie leżała Rzeka. Na jej przeciwległym brzegu nie było widać żadnych zabudowań. Po zachodniej stronie osady zwykle majaczyły góry RegiVul, ale dzisiaj zakryły je deszczowe chmury. Na północy leżała wioska Poi, a dalej miasto Ov. Waliemu przyszło do głowy, że może powinni wyruszyć do Ov, ale postanowił odłożyć wszelkie decyzje do czasu spotkania z lady Thondi.
Na południu nie było nic. Czarna Kraina, powiedziała Quili tajemniczo. Bezludna. Starsze kobiety wyjaniły, że teren jest niedostępny z powodu urwisk. Czyżby znaleli się w zakštku odciętym od wiata? Wallie nie potrzebował sutr, by wiedzieć, że odludne miejsca mogš być pułapkš. Zwykła przezornoć nakazywała jechać do Ov, ale oprócz Nnanjiego nie miał nikogo, kto by strzegł chioxina przed złodziejami. Trudna sytuacja!
- Nie macie tutaj łodzi, uczennico?
-W tej chwili nie, panie. Jego lordowska moć ma oczywicie jednš, ale teraz jest w Ov.
Kapłanka wspomniała jeszcze o paru kutrach rybackich, statku do przewożenia bydła i dwóch innych łodziach, ale z takiego czy innego powodu...
Walliego przebiegł dreszcz. Za dużo zbiegów okolicznoci. Zanosiło się na kolejnš próbę. Bogini zapędziła Shonsu w matnię. Widocznie miała swój powód.
Wtedy przypomniał sobie o deszczu i domylił się wszystkiego. Zerknšł na towarzyszy. Honakura wyczuł napięcie, ale był bardziej zaintrygowany niż zaniepokojony. Nie wiedział nic o tutejszym klimacie. Nie słyszał komentarzy Quili. Bardziej znał się na Ludziach, więc w przeciwieństwie do Walliego nie zwrócił uwagi na półpustynny krajobraz ani na systemy nawadniajšce, które oznaczały niedostatek opadów.
Katanji był podejrzliwy, ale jako chłopakowi z miasta brakowało mu wiedzy przyrodniczej, nie wspominajšc o znajomoci sutr. Stary kapłan też nie znał dokładnie słów akurat tej sutry, ale wystarczała mu przenikliwoć. Quili najwyraniej celowo wprowadziła ich w błšd.
Czwarty oczywicie niczego nie podejrzewał, i dobrze... W tym momencie Wallie pomylał o przysiędze, którš niedawno złożył. Moje sekrety sš twoimi sekretami". Nie mógł teraz niczego ukrywać przed Nnanjim.
Bogowie znowu spłatali mu figla.
Nie! Nie zamierzał dokonać kolejnej masakry. Poprzedniego dnia zabił szeciu... nie, siedmiu ludzi. Udowodnił, że potrafi być krwiożerczy, jeli musi. Ilu jeszcze mordów oczekuje Bogini od Swojego orędownika?
Nie miał zamiaru pozbawiać życia niewinnych ludzi.
Do licha z Boginiš!
Dopiero teraz zorientował się, że w izbie zapadła grobowa cisza. Spiorunował wzrokiem Nnanjiego. Chłopak aż się skulił ze zdenerwowania. '
- Nie chcesz, żebym opowiedział o bitwie, panie bracie? - zapytał niepewnym głosem.
Obejmował ramieniem Nonę stojšcš obok jego krzesła.
Wallie nie usłyszał ani słowa z niedawnej rozmowy toczšcej się przy stole. Pozbierał myli.
- Nie mam nic przeciwko temu, choć wštpię, czy miłe panie będš zainteresowane takš opowieciš. Po prostu przypomniała mi się inna bitwa.
Wszyscy odetchnęli, łšcznie z Nnanjim. Czwarty łypnšł pożšdliwie na Nonę.
- Więc na razie nie będziesz mnie potrzebował, panie bracie? Farmerka Nona zaproponowała, że pokaże mi swój dom.
Nagłe zainteresowanie wiejskš architekturš było jak na niego zaskakujšco taktownym pretekstem.
- Owszem, potrzebuję. Przekazuję ci dowództwo... na jaki...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin