Aldona Anisimowna maszerowała energicznie luksusowo urzšdzonym korytarzem. Nie przemierzała go po raz pierwszy, ale tym razem nie czuła ani zdenerwowania, ani niepokoju, jak to miało miejsce zawsze do tej pory. I to nie dlatego, że towarzyszył jej genetycznie zmodyfikowany ochroniarz, choć jego obecnoć była najlepszym dowodem na to, jak zmieniła się w cišgu pół roku standardowego nie tylko jej pozycja, ale i cały jej wiat. Nie zdawała sobie z tego sprawy owego dnia, gdy poznała prawdę, podobnie jak cała reszta wszechwiata nie miała pojęcia, że już wkrótce ich wiat także ulegnie drastycznej zmianie. Dotarli do drzwi na końcu korytarza, które rozsunęły się bezszelestnie, i na drodze stanšł mężczyzna, który mógłby być kuzynem Taliadorosa. W pewnym sensie zresztš nim był. Po paru sekundach wnikliwej obserwacji odsunšł się z lekkim ukłonem. Odpowiedziała lekkim skinieniem głowy, ale tak naprawdę cały czas obserwowała z uwagš wysokiego mężczyznę siedzšcego za biurkiem i dwóch młodszych, bardzo doń podobnych, zajmujšcych miejsca z obu krańców mebla. - Aldona! - Albrecht Detweiler umiechnšł się i wstał, wycišgajšc ku niej rękę. - Mam nadzieję, że podróż powrotna była przyjemna? - Owszem. - Ucisnęła jego dłoń. - Kapitan Maddox jak zwykle był nader troskliwy, a Bolide to wspaniały jacht. I naprawdę szybki. Detweiler umiechnšł się szerzej, doceniajšc dowcip, po czym wskazał jej stojšcy przed biurkiem fotel. Obaj ochroniarze nalali obecnym kawy, wykazujšc w tym dużš wprawę, i wycofali się z gabinetu. - Cieszę się, że doceniasz szybkoć Bolidea - powiedział Benjamin Detweiler. -1 dobrze, że zjawiła się z powrotem tak prędko. Nowy napęd był czym, o czym pół roku temu także nie wiedziała i czego nie spodziewałaby się po naukowcach z Mesy. Właciwie to napęd nie tyle był nowy, bo zasady pozostały te same, ile bardzo poważnie zmodyfikowany, niemniej stanowił duże osišgnięcie. Jej samej, podobnie jak reszcie ludzkoci, Mesa kojarzyła się z naukami biologicznymi, a głównie genetycznymi, choć wiedziała, że nie tylko w tych dziedzinach prowadzone sš intensywne badania. Skoro ona została zaskoczona, to zaskoczenie wszystkich innych będzie znacznie większe, co da się wykorzystać w najbliższych latach. Modyfikacja oznaczała poważny postęp w międzyplanetarnych podróżach, ale nie była przełomem, choć nic nie wskazywało na to, by ktokolwiek inny był bliski tego rozwišzania. Od stuleci pasmo theta było graniczne dla hiperna- pędów, choć wszyscy wiedzieli, iż teoretycznie możliwe jest osišgnięcie wyższych pasm. Nikomu jednak nie udało się zaprojektować napędu ani jednostki, które zdołałyby przetrwać wejcie w pasmo jota. Powięcono temu wiele wysiłku i czasu w poczštkowym okresie prac nad usprawnianiem hi- pernapędu, po czym zrezygnowano jako z czego, co wbrew teorii jest praktycznie nieosišgalne. Równanie nie porzuciło badań i w końcu znalazło rozwišzanie. Ujmujšc rzecz krótko, było to podejcie siłowe możliwe jedynie dzięki stosunkowo nowym osišgnięciom w pokrewnych dziedzinach nauki, z których potencjalnego wykorzystania w tej kwestii nikt inny nie zdał sobie sprawy. W efekcie powstał większy gabarytowo i o wiele silniejszy hipernapęd, który pozwalał wejć nie tylko w pasmo jota, ale także i kappa. A to oznaczało, że przelot z New Tuscany do Mesy, klasycznej jednostce kurierskiej zajmujšcy 45 dni standardowych, trwał niespełna 31. - Zapoznalimy się z twoim raportem. - Albrecht spoważniał. - Ale chcielibymy także usłyszeć twojš relację. - Oczywicie, tylko... przepraszam, ale sšdziłam, że będę jš składać Isabel. - Obawiam się, że to nie będzie możliwe - odezwał się dziwnie twardo Collin, i widzšc jej spojrzenie, dodał: - Isabel nie żyje. Zginęła trzy miesišce temu... wraz ze wszystkimi przebywajšcymi w tym czasie w Centrum Gamma. Anisimowna wytrzeszczyła oczy zszokowana. Mimo przynależnoci do w pełni wtajemniczonych z braku czasu miała o niektórych sprawach mgliste pojęcie. O Centrum Gamma wiedziała tylko tyle, że w przeciwieństwie do pozostałych znajdowało się na Mesie, co znaczyło, że jest ważniejsze niż inne. - Mogę spytać, co się stało? Spodziewała się negatywnej odpowiedzi, bo nie musiała tego wiedzieć, ale Isabel była dla niej kim więcej niż tylko współpracownicš. Najwyraniej Collin wiedział o tym, bo odparł: - Nadal nie wszystko wiemy i nie dowiemy się zresztš nigdy. Wiemy, kto uruchomił procedurę samozniszczenia, ale nie znamy wszystkich faktów, które do tego doprowadziły. Wiemy też, dlaczego to zrobił: dowiedział się, że przybyła, by go aresztować. Anisimowna kiwnęła głowš ze zrozumieniem - gdyby miała wybór między samobójstwem a rygorystycznym przesłuchaniem, jak to oficjalnie nazywano, bez wahania wybrałaby to pierwsze. - Nie mamy natomiast pojęcia, co planował, choć domylilimy się jego intencji dzięki ródłom wtórnym i agentowi polowemu, który jako jedyny w pełni wykonał to, co doń należało. ródła oryginalne przestały istnieć razem ze wiadkami, ale wszystko wskazuje na to, że w sprawę wmieszany był Balet, choć jedynie porednio. - Balet dowiedział się o Centrum Gamma? - Anisimowna zaniepokoiła się, bo skoro dowiedział się tego, mógł również odkryć istnienie Równania. - To wštpliwe - uspokoił jš Collin. - Mamy zeznania kilku sprawców i na ich podstawie oraz na podstawie ledztwa można wnioskować, że na Mesie pojawili się Cachat i Zilwicki, a o istnieniu Centrum dowiedzieli się przypadkiem, bo skontaktował się z nimi jego szef ochrony. Anisimowna ponownie wytrzeszczyła oczy - nawet linia alfa nie była odporna na zaskoczenie, a tym razem niespodzianek było zbyt wiele. - Wiemy, że zdrajca przypadkiem dowiedział się o ich obecnoci i z jakich nieznanych nam powodów skorzystał z okazji kontynuował Collin. Mamy nagranie jego spotkania z Zilwickim. To ono skłoniło Isabel do działa- nia, choć nie rozpoznała Zilwickiego. Podobnie zresztš jak agent, który nagrania dokonał. Uznał go jednak za współpracownika Baletu i dlatego zameldował o wszystkim przełożonemu. Którym niestety okazał się włanie zdrajca, czyli szef ochrony Centrum Gamma. To się nazywa zbieg okolicznoci, prawda? Wpadł tylko dlatego, że agent zostawił pluskwę w lokalu, w którym spotkał Zilwickiego, i ona nagrała spotkanie zdrajcy z nim. Mielimy szczęcie, że ów agent wykazał inicjatywę i miał doć odwagi, by pójć prosto do Isabel. Tyle że żadne z nich nie zameldowało, że majš do czynienia z Zilwickim, bo był dobrze przebrany. Isabel postšpiła słusznie, chcšc położyć kres sprawie szybko i dyskretnie, zaczynajšc od najgroniejszego, czyli od zdrajcy. Ten, gdy się zorientował, odpalił ładunek umieszczony pod Centrum i zginšł razem ze wszystkimi, którzy tam przebywali, w tym z Isabel. Oraz z jednym z centrów handlowych w Green Pines, bo pod nim zlokalizowane było Centrum Gamma. Na szczęcie była sobota rano i większoci personelu naukowo-badawczego nie byłŠ w pracy. Zdrajca zabezpieczył się przed oszustwem ze strony Zilwickiego i Cachata i zdšżył zabić obu, tyle że użył do tego kolejnego ładunku jšdrowego. A skurwiel z Baletu zdetonował trzeci w parku Pine Valley. W sobotę rano. Anisimowna zbladła - wiedziała, gdzie Collin mieszkał i że tam włanie bawiły się w weekendy jego dzieci... - Alexis i dzieciakom nic się nie stało - uspokoił jš. - Nie było ich w miecie. Ale większoć ich kolegów i przyjaciół była. Złapalimy dwóch tutejszych pomagierów Zilwickiego i Cachata, wypiewali wszystko, co wiedzieli, ale obaj zarzekali się, że wybuch w parku był samodzielnš decyzjš ich kolegi, który najwyraniej się wciekł i postanowił zemcić się na wszystkich. Jestemy skłonni im uwierzyć. Niestety trzech eksplozji nuklearnych w jeden dzień w tej samej okolicy nie da się ukryć. Ogłosilimy więc, że przeprowadzimy bardzo dokładne ledztwo, nim podamy nazwiska winnych do publicznej wiadomoci, ale nie ma wštpliwoci, że musimy to zrobić, i to wkrótce. Nie byłoby dobrze przyznać, że to sprawka Baletu, ale po zeznaniach pomocników uznalimy, że najlepiej będzie oskarżyć o wszystko Zilwickiego. W końcu gdyby się tu nie zjawił, do niczego by nie doszło. Z dodania do niego Cachata zrezygnowalimy, gdyż po pierwsze był o wiele mniej znany, a po drugie i ważniejsze trudno byłoby wytłumaczyć, jakim cudem dwaj agenci z toczšcych ze sobš wojnę państw współpracowali tu bez żadnych problemów. Na szczęcie nikt w Lidze Solarnej nie spodziewa się po terrorystach racjonalnego postępowania, a my od poczštku rozgłaszamy, że Torch to planeta terrorystów wbrew temu, co oficjalnie twierdzš jej władze. O powišzaniach Zilwickiego z Baletem za wiedzš wszyscy, uprawdopodabnia to więc naszš wersję. Anisimowna przytaknęła, doskonale rozumiejšc, o co chodzi. Taka propagandowa gratka trafiała się naprawdę rzadko, toteż należało jš w pełni wykorzystać. A we wspólnš operację wywiadów Królestwa Manticore i Republiki Haven nawet obywatele Ligi Solarnej by nie uwierzyli. - W każdym razie dochodzenie zamknęlimy tydzień temu - kontynuował Collin. - A ponieważ ani Zilwicki, ani Cachat nie mogš zaprzeczyć naszej wersji, ogłosilimy, że odpowiedzialnym za te trzy eksplozje jest Zilwicki, a był to celowy atak terrorystyczny Baletu i Królestwa Torch, które ledwie powstało, wypowiedziało nam wojnę. To ostatnie przypomnienie ułatwiło zadanie naszym i solarnym specom od propagandy. Przecież wiadomo, że terrorysta do mierci pozostaje terrorystš, a w tym ataku zginęły tysišce niewolników i dwójkarzy. Tak naprawdę zginęło kilkuset, ale nikt poza Mesš tego nie wie, a kiedy zaczęło się dochodzenie, dwójkarzy zniknęło doć, by liczba brzmiała prawdopodobnie. To zdecydowanie nie zwiększy popularnoci Baletu wród nich i niewolników. Oficjalnie był to atak terrorystyczny na cywilne cele z użyciem broni masowego rażenia i to będš do znudzenia powtarzały solarne media. W ten sposób oberwie się też Królestwu Manticore. W...
sunzi