Dziewczęta z Nowolipek - Gojawiczyńska Pola.pdf

(916 KB) Pobierz
Pola Gojawiczyńska
Dziewczęta
z Nowolipek
TOWER PRESS, 2001
894011621.007.png 894011621.008.png 894011621.009.png 894011621.010.png 894011621.001.png 894011621.002.png
Pola Gojawiczyńska
CZĘŚĆ PIERWSZA
PIEŚŃ
Strona nr 2
894011621.003.png
 
DZIEWCZĘTA Z NOWOLIPEK
Strona nr 3
894011621.004.png
 
Pola Gojawiczyńska
NIEZNANYMI ULICAMI
Nie posuwały się dalej niż do Leszna, tej połowy Leszna od Karmelickiej
do Żelaznej i dalej do Nowolipek w głąb, uliczkami w smrodliwych
rozgałęzieniach biegnącymi ku Powązkom i Nalewkom. Plac Bankowy, tak
bliski, już nic nie oznaczał i wcale nie można go było sobie wyobrazić. Ich
ciekawość świata została tu nasycona, och! – nie starczało dnia, miesiąca,
roku, aby wchłonąć wszystko, co się działo, co się stawało! Tu była ojczyzna,
zanim się dostrzegło i uznało wielką ojczyznę z „Historii w dwudziestu
czterech obrazach”; tu była ojczyzna, dzielnica warsztatów stolarskich i
tokarni żydowskich. Drzewo, pachnące deski, góry wiórów i trocin z
obfitością pcheł o każdej porze roku. Dla sióstr Mossakowskich centrum
ogromnego świata stanowi oficyna w głębi podwórza, z malutkim placykiem,
kasztanami i ławką. Dla grubej Kwiryny sklepik jej rodziców w cichym
zaułku ulicy Mylnej. Dla całej gromady Raczyńskich – frontowy parter
dawnej pracowni tapicerskiej.
Tylko Franka była bez domu. Franka nie miała ojczyzny. Nie była domem
suterena ciotki, gdzie sypiała, i nie była domem kuchnia matki na służbie.
Franka – tak. Franka widziała coś więcej z tego ogromnego miasta. Ale
przechodziła obojętnie tak samo Lesznem jak i Marszałkowską. Jedynie okna
na tej drodze, okna cudzych mieszkań, gorejące – to było coś warte uwagi.
Przystawała i wspinała się na palce, jeśli parter był wysoki. Tam był czyjś
dom, lampa wisiała nad stołem. Tam było czyjeś ciepło.
To samo można by pomyśleć o Rózi, Sabinie i Reginie Rubinrot, choć
mieszkały na pierwszym piętrze od frontu. Ale wisiały cały dzień u żelaznych
kwiatów balkonu, tyłem do ojcowskiego domu, do pokojów z pluszowymi
portierami, i jęczały w głąb podwórza:
– Bronia! Oj, chodź do nas! Czy przyjdziesz do nas? My cię tak prosimy!
Z dołu odpowiadano:
– A czy twoja mama pozwala?
Trzy siostry Rubinrot wrzeszczały teraz już radośnie:
Strona nr 4
894011621.005.png
 
DZIEWCZĘTA Z NOWOLIPEK
– Co znaczy?! Mama bardzo prosi! Będziemy się bawić w przyjęcie!
Odwracały się i wołały w głąb mieszkania:
– Mama, powiedz, żeby ona przyszła!
Pani Rubinrot trzęsła się nad swymi dziećmi, nie chciała ich puszczać na
podwórze; z dwojga złego niech lepiej tamte dzieci, z podwórza, przyjdą na
górę. Wychodziła naprzeciw małego gościa w szlafroku, zwanym chlamidą, i
prosiła boleśnie i nieśmiało:
– Moje dziecko, umyj ręce, dobrze? Ja cię bardzo proszę, umyj ręce.
I od tego psuła się zabawa. Wiadome już było wszystko. Umyje się ręce,
siądzie się koło stołu, podadzą na podwieczorek kakao i obwarzanki z
masłem. Nudno i mdło. Więc trzy blade siostry Rubinrot znów wisiały u
żelaznych kwiatów balkonu i jęczały:
– Frania! Bronia! Janka! Oj, chodźcie do nas!
Pierwsza wyprawa na Chłodną odbyła się z racji interesu u tokarza. W
czasie gorącej roboty przy końcu tygodnia ojciec otworzył drzwi do pokoju i
krzyknął na Jankę:
– Idź mi zaraz do tokarza i dowiedz się, czy te nogi będą dziś obtoczone,
czy nie?!
Ale Janka nie chciała iść sama, przeto wypchnięto razem z nią i młodszą
Bronię. Ile razy czegoś potrzeba, dzieciaki okazują się bezużyteczne, nie
słuchają. Nawet posłuszna zwykle Bronia odęła się, ale matka bezlitośnie
wypchnęła je za drzwi.
– Czy chcecie, żeby ojciec się rozzłościł?
Tego nikt nie chciał. Najwięcej tego nie chciał brat Mietek, więc
krzyknął:
– Pójdziecie wy, czy nie?
Janka próbowała się stawiać:
– Mamo, a dlaczego Mietek nie pójdzie, co?
– Czy nie wiesz, że on ma lekcje?
– A czy my nie mamy lekcji?
Bronka najchętniej teraz poszłaby po te nogi, nawet sama, ale już było za
późno, bo oto Janka rzekła:
– Znów przyniesie dwóje w sobotę.
Wszyscy naraz rozgniewali się, matka i Mietek, i Janka. Bronka milczała,
stojąc w drzwiach. Jeśli Mietek przyniesie dwóje w sobotę, dzień ten będzie
okropny. Matka go będzie osłaniać sobą i ojciec uderzy matkę. Matka
wyciągnie ręce, będzie chciała powstrzymać ojca i wszystkie uderzenia
spadną na te ręce.
Bronka krzyknęła:
– Ja pójdę po nogi, mamo!
Na ulicy dopędziła ją Janka.
Strona nr 5
894011621.006.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin