04-Felix, Net i Nika-Pulapka niesmiertelnosci.odt

(1371 KB) Pobierz
Pułapka nieśmiertelności



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Spis treści

         1.              Drzwi .........................................................3

         2.              Wszystkich Świętych................................33

         3.              Goście....................................................... 40

         4.              Zadanie .....................................................54

         5.              Makulatura ................................................71

         6.              Cebulowa radość po rozstaniu...................96

         7.              Podstęp.....................................................128

         8.              Nocna ucieczka .......................................144

         9.              Nawiedzony dom ....................................155

       10.              Patologia savoir-vivre'u...........................195

       11.              Musical ....................................................215

       12.              Instytut......................................................264

       13.              Babcia Lusia.............................................301

       14.              Podwójna ściema .....................................334

       15.              Wyprawa...................................................357

       16.              Dnionoc w podmieście ............................405

       17.              Bazyliszek ...............................................422

       18.              Bratosiostra ..............................................437

 

 

 

 

 

 

 

 

 

1.

Drzwi

 

Lśniący metalicznie robot ciężkim krokiem wspinał się po schodach prowadzących do szkoły. Było już ciemno, a chyba nie najlepiej widział w ciemnościach, bo srebrną dłonią chwilę macał drzwi, nim odnalazł klamkę. Z trudem wkroczył do hallu. Stróż nocny, pan Sylwester, spojrzał na niego znudzonym wzrokiem i powrócił do oglądania telewizji - widział tego wieczoru tyle niezwykłych postaci, że kanciasty robot nie był w stanie go zdziwić.

Stojący obok drzwi Spiderman podał robotowi złożoną na pół kartkę, a Robin Hood odhaczył pozycję na trzymanej w dłoni liście. Robot rozpoczął powolną wspinaczkę po schodach. Wyprzedził g0 astronauta w białym kombinezonie, a Terminator w skórzanej kurtce i okularach przeciwsłonecznych zarzucił sobie na ramię shot guna.

Robot dotarł wreszcie na trzecie piętro, skąd roznosiła się po całym budynku głośna muzyka. Nikogo nie zdziwił widok wchodzącego do sali gimnastycznej człekokształtnego robota. Przed chwilą, na schodach, wydawał się jak z innej bajki, tutaj jednak stracił całą swoją niezwykłość i nikt nie zwrócił na niego uwagi. Sala pełna była podskakujących do rytmu Smoków Wawelskich, szturmowców

Imperium Galaktycznego, Batmanów, Supermanów, Harrych Potterów, goblinów, śpiących królewien, złych macoch, wampirzyc i czarownic. Jedynie Pszczółka Maja smętnie siedziała w kącie.

Felix rozejrzał się. Z wnętrza głowy robota, przez małe otwory w tekturze, niewiele mógł dostrzec. Nie potrafił rozpoznać nikogo znajomego. Sytuację pogarszał fakt, że wszyscy byli poprzebierani, a za oświetlenie służyły stroboskopy i kolorowe, migające reflektory. Na zmianę kostiumu było oczywiście za późno.

Ktoś go potrącił. Felix obejrzał się i zobaczył tylko plecy... czegoś zielonego. Zachwiał się i nadepnął na ogon dinozaura, który w odpowiedzi groźnie warknął.

              Sorki — rzucił Felix i oddalił się prędko.

Na podwyższeniu, za barykadą z głośników i wzmacniaczy, DJ rytmicznie kiwał głową. Jedną ręką poprawiał ustawienia na konsoli, drugą przerzucał winylowe płyty w aluminiowym kufrze. Zza niego co kilka sekund wydobywał się dym. Spływał na podłogę i snuł się między nogami tańczących.

Felix znów kogoś nadepnął. Z tyłu rozległ się dziewczęcy pisk. Chłopak odwrócił się gwałtownie i tekturowym ramieniem strącił z głowy małej stewardesy błękitną czapeczkę.

              Sorki — powiedział przepraszającym tonem. — Naprawdę sorki.

Drobna blondynka o twarzy lalki patrzyła na niego z wściekłością. Nachylił się po jej czapkę, niestety ona zrobiła to w tym samym momencie. Zderzyli się głowami. To znaczy głowa stewardesy uderzyła w tekturowe pudło udające głowę robota. Wyprostowali się oboje, a Felix zdjął pudło i wyjaśnił:

              Bardzo ogranicza widoczność.

Schylił się, a dziewczyna ponownie zrobiła to samo. Puknęli się głowami.

              Robisz to celowo? — zapytała ze złością.

Masując czoło, ostrożnie przykucnęła i, nie spuszczając Felixa z oczu, po omacku odszukała czapeczkę. Ktoś go trącił i, żeby złapać równowagę, chłopak przestawił nogę. Blondynka znów pisnęła, a Felix poczuł, że stoi na jej dłoni. Cofnął się szybko i rzucił:

              Niesamowicie mi przykro!

              Nie zbliżaj się więcej do mnie! — pogroziła mu palcem, energicznie się odwróciła i odeszła.

Felix wdział głowę robota i po raz kolejny pomyślał, że nie znosi balów przebierańców. Dopóki nie rozpozna kogoś znajomego, może tylko chodzić i obijać się o wszystkich. A nieprędko kogoś rozpozna przez te małe otworki.

W jego polu widzenia pojawili się Oskar i Wiktor. Nie byli zamaskowani, udawali braci syjamskich. Mieli wielkie spodnie z trzema nogawkami - ta środkowa była szersza i mieściła po jednej nodze obydwu „braci" - oraz sweter z dwoma rękawami i dwoma otworami na głowy. Poruszali się z trudem, utykając na środkową nogę, ale wyglądali na całkiem zadowolonych.

Zamienili parę słów z duchem „zrobionym" z prześcieradła, zauważyli Felixa i pokuśtykali w jego stronę.

              Cześć, Felix. Myślisz, że mamy szansę na wygraną? — zapytał Oskar. — Będziesz na nas głosował?

              Nie spełniacie wymogów formalnych — odparł Felix. — Mają być król i królowa balu.

              E tam... Żyjemy w wolnym kraju.

              A tak w ogóle... skąd wiecie, że to ja?

— A kto inny mógł się przebrać za robota? — odpowiedzieli razem, spojrzeli na siebie, parsknęli śmiechem i odeszli lobbować* dalej.

Felix rozejrzał się i zaczął się zastanawiać, za kogo mogli się przebrać Net i Nika. Głupio by było mijać się przez cały wieczór.

Parapety zdobiły szczerzące się groźnie dynie. Świeciły na pomarańczowo. Halloween, noc duchów. Rok temu, dokładnie w Halloween, Felix, Net i Nika mieli' bliskie spotkanie trzeciego stopnia z prawdziwym duchem. W tym roku liczyli na dobrą zabawę. I na nic więcej.

Felix zauważył Aurelię. Klasowa piękność była ubrana w strój... królowej balu. Ciągnąca się po ziemi biała suknia błyskała dżetami.

              Samospełniająca się przepowiednia — mruknął pod nosem i odprowadził ją wzrokiem.

Zdołał rozpoznać jeszcze Klemensa, przebranego za Supermana. Bluza była za duża i logo „S" znajdowało się na samym środku okazałego brzuszka. Felix dopchał się do rogu sali, zdjął głowę robota i multitoolem wyciął większe otwory na oczy. Gdy wrócił w podskakujący tłum, poczuł pukanie w ramię, a raczej w wierzch kartonowego pudła udającego korpus robota. Odwrócił się, natrafiając spojrzeniem na zakapturzoną postać z kosą w dłoni.

              Uważaj! — Felix spojrzał na całkiem realnie wyglądające ostrze. — Możesz tym kogoś ciachnąć.

              Niewykluczone — odparła postać i pchnęła lekko kosę, tak że jej szpic przebił tekturę głowy robota.

Felix, zezując, zerknął na podłużną szczelinę, przez którą przeświecały kolorowe reflektory, potem na cień pod postrzępionym kapturem. Nie mógł dojrzeć twarzy.

              Marcel? — zapytał ostrożnie.

              Jestem Ponurym Żniwiarzem — odparł chropowatym głosem zakapturzony.Felixowi przeszedł po plecach dreszcz. Zamrugał nerwowo, zastanawiając się, co powinien powiedzieć.

Żniwiarz stał chwilę nieruchomo, po czym wyciągnął przed siebie coś płaskiego i czarnego.

              To dla ciebie — wychrypiał.

 

* Lobbowanie - nie do końca oficjalne przekonywanie innych do swoich racji

Felix wziął wymiętą czarną kopertę. Obejrzał ją ze wszystkich stron i zamierzał właśnie otworzyć, gdy został potrącony przez rudowłosą mumię.

              Hej! — zawołała mumia.

Jeśli Felix miał jakieś wątpliwości co to tego, kto przebrał się za mumię, to wystarczyło, że spojrzał w dół, a wątpliwości ulotniły się. Była to z pewnością jedyna mumia na świecie, która nosiła martensy.

—W tym stroju nie zostaniesz królową balu — trzeźwo zauważył Felix.

              Nie zależy mi — Nika wzruszyła ramionami, wciąż podrygując do rytmu.

Felix przypomniał sobie o Ponurym Żniwiarzu, ale tamten już rozpłynął się w tłumie.

              Widziałaś Neta? — zapytał.

              No, przecież tu jestem — oznajmił Net.

Felix odwrócił głowę. Za nimi stał wodnik Szuwarek w masce do nurkowania, płetwach i zielonym kombinezonie przeciwchemicznym.

              Cześć — uśmiechnął się pod pudłem Felix. — Już myślałem, że to ja mam najgłupsze przebranie.

              Zmartwię cię — pokiwał głową Net. — Masz najgłupsze przebranie.

              Nie cierpię balów przebierańców...

              Nie znasz się. Ciekawych rzeczy można się naoglądać. — Net zerknął na bandaże Niki i uśmiechnął się. — Strój może i nie wyjściowy, ale za to jaki obcisły!

Muzyka nieco przycichła i z głośników dobiegł głos dyrektora magistra inżyniera Juliusza Stokrotki:

              Przypominamy, że do wyboru króla i królowej balu została tylko godzina! Jeszcze można zgłaszać kandydatów!

Muzyka wróciła do poprzedniej głośności, a dyrektor, przebrany za... hrabiego Draculę, zszedł z podium DJ-a i porwał do tańca Ekierkę, nauczycielkę matematyki, przebraną za rusałkę. Przy jej tuszy efekt był nieco inny od zamierzonego. Zresztą Dracula z wielkim brzuchem też wyglądał dość osobliwie.

              Wampir tłuszczowy — podsumował Net.

              Przed chwilą spotkałem dziwnego gościa — Felix wciąż ściskał w dłoni czarną kopertę. — Powiedział, że jest Ponurym Żniwiarzem.

              A dlaczego ponurym? — rzucił beztrosko Net. — Kombajn mu się zepsuł?

              Chyba nie chodziło o takiego żniwiarza...

              Wiem przecież, ale bawimy się i udajemy, że się nie boimy.

              A czego mielibyśmy się bać? — ze sztucznym luzem zapytał Felix. — On był tylko przebrany.

              No... tak ogólnie. Jest Halloween. Dzień, kiedy wypada się bać i straszyć innych.

              Wystarczy o tej porze zajrzeć do pracowni Butlera — zauważyła Nika. — To byłoby znacznie straszniejsze niż wszystko, co wymyślimy

              Mam taki pomysł — Net uniósł palec. — Nie zaglądajmy do pracowni Butlera. A ten list lepiej... wyrzucić. Inaczej znów się w coś władujemy.

Patrzyli w milczeniu na kopertę w dłoni Felixa. Wokoło tańczyły bajkowe postacie.

              Albo władujemy się, jak nie przeczytamy — przypuścił Felix.

              Może to dodatkowa karta do głosowania na króla i królową balu — podsunęła bez przekonania Nika.

              Nie rób sobie nadziei — Net nagle spoważniał. — To są kłopoty. Ja to czuję.

Felix musiał kręcić głową, bo naraz w polu widzenia mieściła mu się tylko jedna osoba.

              Otwieram — oświadczył.

Wodnik Szuwarek skrzywił się, a wyrazu twarzy mumii nie można było poznać zza bandaży Wewnątrz koperty była złożona na czworo czarna kartka. Bez napisów.

              Hm... — mruknął Felix. Uniósł list pod światło. — Coś tu jest, jakby się błyszczało... Wyjdźmy na korytarz.

Ruszył, obijając się o Pokemona, Freddiego Krugera, topielicę i Frankensteina. Mumia i wodnik podążyli za nim. Zostawili za sobą grzmiącą muzykę i stanęli pod ścianą korytarza, po kolana w rozrzedzonym dymie, wśród paru innych, chcących chwilę spokojnie porozmawiać kreatur.

Felix ustawiał kartkę pod różnymi kątami, aż ujrzał błyszczące, jakby napisane lakierem bezbarwnym, litery.

              „Oczekujcie więcej" — przeczytał.

              I wręczył ci to Ponury Żniwiarz? — upewnił się Net. — Pan Śmierć? Taki z kosą?

              Tak wyglądał.

              Niezły tekst, zważywszy na osobę posłańca — Net nachylił się nad kartką. — Oczekujcie więcej... I pewnie jeszcze napisany krwią?

              Szczerze mówiąc, wolę nie sprawdzać — mruknął Felix.

Złożył kartkę, wsunął do koperty i z trudem wepchnął do kieszeni spodni pod tekturową obudowę nogi robota.

              Eee... wyrzućmy to — nieudolnie próbował bagatelizować Net. — To pewnie reklama supermarketu: Oczekujcie więcej! 100 g salcesonu świętokrzyskiego gratis. Nie warto sobie zawracać tym głowy.

              Nie powinniśmy tego lekceważyć — oświadczyła Nika. — Myślę, że otrzymamy następną wiadomość.

              Przecież to bez sensu — rozpaczliwie ciągnął Net. — To tak, jakby listonosz przychodził do ciebie i mówił, że jutro przyniesie list, bo dziś ktoś go dopiero pisze.

              To ma sens — zaprzeczyła Nika. — To gwarancja, że właściwą wiadomość potraktujemy poważnie.

              Co ty powiesz?! — Net przechylił głowę. — Nie odbieram żadnych listów! Będę robił pospieszny transfer ze skrzynki do zsypu. Niczego nie zamierzam traktować poważnie.

              Już traktujesz to poważnie.

Net spojrzał na nią przeciągle i powiedział:

              Rozwijasz się.

              W sensie? — zapytała Nika.

              W sensie bandażowym. Lewa noga ci się rozwija.

              Aha... — Nika schyliła się i zaczęła owijać bandaż wokół łydki. Net przyglądał się jej uważnie, wreszcie zapytał:

              Co masz pod tymi bandażami?

              Niewiele...

              To jak tu przyjechałaś? — zaniepokoił się lekko. — I jak masz zamiar wrócić?

              Mam w szatni płaszcz po tacie — skończyła mocować materiał i wyprostowała się. — Sięga mi prawie do kostek. A bandaż z głowy odwinę.

              No cóż... — Net przyjrzał się jej krytycznie. — Zapewne wyglądasz w tym płaszczu jak kloszard nowicjusz. Może weźmiemy taxę? Pytanie o kasę pojawi się na końcu. A ostatni wysiada Felix...

Nika zachichotała pod nosem.

              Tata przyjedzie po nas o dziewiątej — odparł Felix.

              Jak miło.

              Jest jedno wyjście ze szkoły — wrócił do tematu Felix. — Ponury Żniwiarz musiał tamtędy wyjść, albo gdzieś się schował.

              Spytajmy Sylwestra — zgodziła się Nika. — Albo tych dwóch, co rozdają karty do głosowania.

              To wyjaśni, że ci się przywidziało — dodał Net — i zakończy temat. Bo nie zamierzam przeszukiwać szkoły.

Niezdarny robot, płetwiasty wodnik i rozwijająca się mumia zeszli na parter, ale nie znaleźli ani Spidermana, ani Robin Hooda. Oparli się o blat recepcji. Robot chrząknął. Pan Sylwester niechętnie odwrócił wzrok od telewizora. Byłby chyba szczęśliwszy, gdyby całe zamieszanie z balem już się skończyło.

              Przepraszam, czy widział pan zakapturzoną postać w postrzępionej szacie? — zapytał robot. — Miała w ręku kosę.

Stróż nocny powiódł po nich zmęczonym spojrzeniem.

              Nie powinniście się dziś bawić — oznajmił.

              Przecież dziś jest Halloween — zauważył wodnik.

              A jutro jest Wszystkich Świętych — Sylwester wycelował w niego palcem. — I to jest prawdziwe święto, nie te amerykańskie wymysły*.

              Wszystkie polskie święta są smutne i nudne — Szuwarek wzruszył zielonymi ramionami. — Zresztą to dopiero jutro.

              Róbcie jak chcecie, ale to się źle skończy.

              A ta postać z kosą? — nalegał robot. — Czy wychodziła przez ostatnich parę minut?

              Nie pamiętam nikogo takiego — pan Sylwester odwrócił się do telewizora, tym samym dając do zrozumienia, że rozmowa dobiegła końca.

Przyjaciele wiedzieli, że niczego więcej nie wskórają. Zerknęli jeszcze w stronę sklepiku, otwartego o tej porze z powodu imprezy, ale sprzedawca, pan Robert, nie darzył ich szczególną sympatią. Woleli nawet nie pytać. Wolno odeszli w kierunku schodów.

              Więc nie wyszedł — ocenił Net. — Zakładając oczywiście, że nie nawąchałeś się farby z tego robota i Ponury Żniwiarz nie wymyślił ci się sam.

              Podczas prezentacji kandydatów na króla i królową balu na sali gimnastycznej będzie włączone światło — stwierdził robot. — Odnajdziemy Ponurego Żniwiarza i zapytamy, o co chodzi — zerknął na zegarek. — To za pięćdziesiąt minut.

 

* Ściślej mówiąc, Halloween to święto, które powstało w Irlandii. Dopiero stamtąd zostało przeniesione do USA i dalej.

 

              Chodźmy poskakać — zaproponował wodnik. — W tych płetwach mam zajeniezłe wybicie.

              A ja w tej tekturze... lepiej nie mówić. Jak zawracam, to przewracam wszystkich wokoło.

              To też jakiś efekt... Ale, szczerze mówiąc, myślę, że przebrałeś się tak właśnie po to, żeby nie musieć tańczyć.

Z wnętrza tekturowej głowy dobiegło tylko niewyraźne mruknięcie.

W milczeniu wspinali się po schodach. Wodnik człapał niezdarnie w płetwach, trzymając się poręczy.

              Spróbuj tyłem — zaproponował robot.

Net odwrócił się i faktycznie szło mu się lepiej.

              Mózg w służbie człowieka... — mruknął.

Dotarli na trzecie piętro. Kilka osób ze śmiechem przebiegło obok i zniknęło za drzwiami najbliższej sali. Po chwili dobiegły stamtąd ściszone chichoty. Wodnik tęsknie zerknął na mumię, ale nic nie powiedział. Robot za to patrzył w głąb korytarza.

              Czy tam coś nie błyska? — zapytał.

              Pożar? — wodnik spojrzał we wskazanym kierunku. — Aż dreszcz człowieka przechodzi. Uwielbiam atmosferę Halloween.

              To raczej zwarcie elektryczne. Ale... może spowodować pożar.

Przyjrzeli się dokładniej dalszej części korytarza. Coś faktycznie

nieregularnie błyskało zza rogu, oświetlając płożący się przy ziemi sztuczny dym.

              Może komuś o tym powiemy? — W głosie wodnika dawało się wyczuć nadzieję.

              A jak to tylko zepsuta świetlówka?

              Wtedy... wyjdziemy na idiotów — przyznał wodnik.

              Więc zerknijmy, zanim wezwiemy straż pożarną, policję i wojsko.

              Nie wiem, czyja nie wolę wyjść na idiotę — przyznał się wodnik zza maski do nurkowania.

              Dlaczego tak lubisz horrory, skoro potem się boisz? — zapytała mumia.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin