Czerniawski Czesław - Jak tylko wróci z morza.pdf

(739 KB) Pobierz
CZESŁAW CZERNIAWSKI
JAK TYLKO
WRÓCI
Z MORZA
WYDAWNICTWO MINISTERSTWA
OBRONY NARODOWEJ
Okładkę projektował
WITOLD CHMIELEWSKI
Redaktor
WANDA STEFANOWSKA
Redaktor techniczny
RENATA WOJCIECHOWSKA
Pięć
tysięcy osiemset sześćdziesiąta dziewiąta publikacja
Wydawnictwa
MON
Printed in Poland
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1976 r.
Wydanie I
Nakład 120 000+ 350 egz
Objętość 6,81 ark, wyd., 5,76 ark, druk.
Papier druk, sat. VII kl. 69 g, z roli 63 cm
z Myszkowskich Zakładów Papierniczych
Oddano do składu 29 06.1976 r
Druk ukończono w październiku 1976 r
w Wojskowych Zakładach Graficznych w Warszawie.
Zam 616
z dnia 1.07.76 r.
Cena zł13.-
J-120
1.
Meldunek Komendy Dzielnicowej MO -
Śródmieście
dotyczący zaginięcia Stefanii Pawelec, przekazany zgodnie
z podziałem kompetencji do Wydziału Służby Kryminalnej
Komendy Miejskiej, znalazł się na biurku kapitana Doliń-
skiego pewnego styczniowego dnia.
Dzień ten, jak to się często w Szczecinie o tej porze roku
zdarza, był bardziej jesienny, listopadowy niż zimowy. Od
wczesnego rana nad całym miastem wisiała gęsta biaława
mgła, którą daremnie usiłowały przebić
żółtawe,
grzęznące
w niej jak w wacie,
światła
samochodów i tramwajów suną-
cych wolno i ostrzegawczo podzwaniających. Od niedale-
kiego portu, nawet przez zamknięte szczelnie okna pokoju,
wdzierało się gęste pobekiwanie holowników i zalęknione,
pełne bezradności zawodzenie statków.
W taki dzień...
kapitan Doliński powiesił płaszcz i
czapkę ha wieszaku, zapiął pas na brzuchu, który ledwie mu
się mieścił pod mundurem, i po drodze do swego ulubione-
go, szerokiego krzesła z wygodnym oparciem, zatrzymał się
5
przy oknie.
Taki dzień gdzieś w dalekiej Anglii mordercy
wybierają dla zadania
śmierci
swoim ofiarom, w taki dzień
rabusie dokonują napadów, w ogóle w taki dzień dzieje się
tam masa zbrodni i różnych makabrycznych historii. Przy-
najmniej tak to wynika z tych wszystkich kryminalnych
powieści, jakie przeczytałem.
Uśmiechnął się, bo rozbawił go ten naiwny schemat tak
często nadużywany przez wielu autorów. No tak... Szeroką i
pulchną dłonią poklepał się leciutko po brzuchu. Czuł jesz-
cze w
żołądku
obfite i smakowite
śniadanie,
które spożył w
domu. I to napełniało go zadowoleniem i dobrym humorem.
Ten dobry humor poprawił mu się jeszcze, gdy nawie-
dziła go myśl, zresztą nienowa, gdyż pojawiająca się od lat
przy takich okazjach. Myśl o tym,
że
mądrze uczynił po-
dejmując pracę w służbie kryminalnej, a nie w „drogówce”.
A dosłownie na siłę ciągnął go tam stary i dobry kumpel
jeszcze z „woja”. „To nic,
że
nie jesteś szoferak
tłumaczył.
Pójdziesz do szkoły i zrobią
ż
ciebie fachmana całą gębą.
A
świat
się motoryzuje i nasza służba...”
Doliński machał wtedy niecierpliwie ręką, jakby odga-
niał uprzykrzoną muchę.
Bo samochodów nie znosił. Nie znosił ich od tamtych
czasów, gdy już po zakończeniu wojny musieli tłuc się
przez kilka lat po różnych wertepach w rozlicznych akcjach
przeciwka bandom grasującym na terenie kraju. Od tego
czasu pozostał kapitanowi Dolińskiemu głęboko zakorze-
niony wstręt do samochodów i do wszelkiej jazdy, choćby
6
Zgłoś jeśli naruszono regulamin