24 Odnalezieni przez milosc - Butler Nancy.pdf

(1169 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Nancy Butler
Odnalezieni przez miłość
Dla Eileen V., Chris R. i Mary R. N. - trzech
kobiet, które siłą swego charakteru mogłyby
obdzielić cały tłum!
Od zachodniej granicy młody Lochinvar bieży:
Konia równie pięknego nie ma żaden z rycerzy...
Walter Scott: Marmion
Dość to człek mądry, by grać błazna rolę,
A na to trzeba dowcipu niemało;
William Szekspir: Wieczór Trzech Króli,
Akt III, sc. 1, przeł. L Ulrich
1
W jaki sposób Roderick Kempthorne znalazł się
na dnie głębokiego, błotnistego rowu, długo by opo­
wiadać... Ale, prawdę mówiąc, zawsze jakieś niezwy­
kłe historie czepiały się poły wymiętego surduta Rod-
dy'ego Kempthorne'a!
Panna Lucy Parnell, która natknęła się na niego
przypadkiem podczas wędrówki przez wrzosowisko,
nie miała oczywiście pojęcia o suto zakrapianym przy­
jęciu urodzinowym młodego hrabiego Steyne'a, które
odbyło się poprzedniego wieczora w znajdującej się po
przeciwnej stronie wrzosowiska posiadłości. Panna Lu­
cy nie była również świadoma tego, iż biesiadnicy, znu­
dziwszy się rychło bilardem i brandy, pełni urazy do
gospodarza o to, że nie zadbał o damskie towarzystwo,
wtargnęli na poddasze i przetrząsnęli niezliczone kufry
pełne starych ubrań. Spoczywały one tam spokojnie od
dziesiątków lat. Takie postępowanie młodych ludzi nie
spotkałoby się z aprobatą panny Parnell, gdyby o nim
wiedziała. Uważała się ona bowiem za poważnie myślą­
cą kobietę: warunki życia zmusiły ją do tego, by okieł­
znała swą bujną imaginację.
Niemniej jednak, gdy Roddy wyłonił się z ciemnej
czeluści (odgłos kroków zbudził go z pijackiego snu),
z piersi panny Parnell wyrwał się przenikliwy krzyk,
jakiego nie powstydziłaby się słynna aktorka drama­
tyczna, pani Siddons.
9
- Do diaska! - rzucił Roddy głosem pełnym uznania;
ściągnął z głowy szerokoskrzydły, przyozdobiony pió­
rami kapelusz i pokłonił się nieznajomej, wychylając
się zza kępy uschłych paproci. - Ale ma pani płuca!
Lucy przycisnęła rękę do piersi, starając się uspo­
koić rozszalałe serce. Młody człowiek o upaćkanej
błotem twarzy, który pojawiając się tak nagle, omal
nie przyprawił jej o przedwczesną śmierć, spoglądał
na nią z dobrotliwym uśmiechem.
- Myślałam, że to duch! - powiedziała cierpko,
chcąc usprawiedliwić niezwykły u niej napad pa­
nieńskiej trwożliwości.
- Żaden duch! - zaprzeczył. Walnął się w piersi
i w barki, by udowodnić, że jest jak najbardziej ma­
terialny. - Widzi pani? - pochwalił się. - Jak skała!
Zdaniem Lucy bynajmniej nie przypominał skały.
Bardzo niepewnie trzymał się na nogach; wyglądało
na to, że w każdej chwili może się przewalić.
- Widzę, że nie jest pan duchem... ale po jakiego licha
wystroił się jak główny bohater komedii Congreve'a*?
- Congreve'a?... - Młodzieniec zrobił wielkie oczy.
- To słynny dramaturg.
- Ach, dramaturg... - mruknął, marszcząc brwi. -
Nie znoszę tych facetów. Ciągle tylko coś gryzmolą,
a potem człowiek marnuje piękny wieczór na wysłu­
chiwanie nudziarstw!
Lucy, która była miłośniczką teatru, a szczególnie
twórczości Congreve'a, naburmuszyła się.
*William Congreve (1670-1720) autor dowcipnych komedii obycza­
jowych z czasów tzw. Restauracji, czyli powrotu na tron i rządów
Karola II Stuarta. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza.)
10
Zgłoś jeśli naruszono regulamin