7 Wallie stał oparty o cianę. Jja przytulała się do niego. Nie miaŹła wyboru, bo ramiona ukochanego oplatały jš ciasno. Głowę trzyŹmała na obojczyku Walliego. Mężczyzna czuł słodki, znajomy zaŹpach jej włosów. Może próbował ukryć się za niš, przestraszony tym, co zrobił. Zapewnił Jję, że już wszystko z nim w porzšdku, ale po prawdzie nadal był oszołomiony i niepewny nagłej decyzji. Omal nie uczynił z Nnanjiego kaleki, żeby nie dopucić do przysięgi. W ostatniej chwili ujrzał zapinkę Arganariego, srebrneŹgo gryfona. Władza mšdrze użyta! Bogowie chcieli, żeby Nnanji miał władzę. Dlatego Wallie oddał mu armię. Pragnę twojego królestwa... Ikondorina się zgodził... Honakura zapewnił go, że dokonał właciwego wyboru. Thana pierwsza podbiegła do Nnanjiego. Póniej do gratulacji przyŹłšczyli się szermierze i kapłani. Jednoczenie ukradkiem rzucali zdziwione spojrzenia na lorda Shonsu. Szermierz, który dobroŹwolnie oddawał miecz Bogini, musiał wydawać im się dziwny ponad wszelkie wyobrażenie. Lecz stary kapłan pospieszył z wyŹrazami uznania włanie do Walliego. Łzy radoci ciekły po poŹmarszczonych policzkach. Ale dlaczego? Dlaczego Bogini powierzyła dowództwo nad Swoimi szermierzami takiemu krwiożerczemu młodzieńcowi jak Nnanji? I nie tylko nad szermierzami, ale nad całym wiaŹtem! Oczywicie, Wallie nie znał odpowiedzi. Mylał jedynie o zreformowaniu miejskich garnizonów. Nie wiedział, co póniej nastšpi. Stopniowo w pokoju rady zapanował porzšdek. Kapłanom podziękowano i odprowadzono ich do wyjcia. W zamian za chioxina Nnanji sprezentował Walliemu swój miecz. Szybko nabierał pewnoci siebie w nowej roli. Ułożył tekst proklamaŹcji i wysłał heroldów, żeby poinformowali armię o rozejmie. Zwolnił minstreli, nakazujšc im surowo, żeby nie wspominali o chwilowym nieporozumieniu między suzerenami. Cenzura praŹsy, pomylał Wallie. Tyrani sš w tym dobrzy. W komnacie zostali tylko szermierze i czarnoksiężnik. Pokój rady był zastawiony krzesłami i stołkami, lecz nikt nie usiadł. Komnatę wypełniał zapach wina, płonšcych drew i woń ludzi. JeŹdwabny dywan był zrolowany. Statek czekał, ale Nnanji chodził niestrudzenie w tę i z powrotem, od czasu do czasu zerkajšc czujŹnie na Walliego i wypatrujšc oznak aprobaty lub dezaprobaty. Gdy odwracał się plecami, Wallie widział szafir siódmego miecza lnišcy obok rudego kucyka. Wtedy chciało mu się płakać. Nnanji wydawał rozkazy Siódmym. Był dobry w rozdzielaniu zadań. Zaczšł od siwowłosego Zoariyiego. - Czigodny Milinoni zna tożsamoć wszystkich szpiegów, których obserwowalimy. Aresztować ich! Rotanxi zmarszczył brwi. - Czy przypadkiem nie ma rozejmu, lordzie Nnanji? - Aha! Potwierdzasz, że oni sš czarnoksiężnikami, panie? -Nnanji spojrzał na niego triumfalnie. - W takim razie noszš niewłaciwe znaki na czołach i sš przestępcami! Lecz miałem inny zamiar. Lordzie wasalu, porozmawiasz z nimi. Trochę ich postraszysz! Niech im zęby szczękajš! Na koniec powiedz o roŹzejmie i wypuć ich! Siwowłosy szermierz zrobił zdziwionš minę, ale uderzył się pięciš w pier i ruszył do drzwi. Nnanji zerknšł na Walliego. Dostrzegł skinienie aprobaty i umiech. Szpiedzy oczywicie wylš gołębie z meldunkami. Sen i Vul dostanš ostrzeżenie, a jednoczenie ukrytš wiadomoć: Rozszyfrowałem wasz spoŹsób komunikacji i wykorzystani go". Sprytne! Na razie Nnanji dobrze sobie radził. Młody suzeren skinšł na uszczęliwionš Thanę. Gdy do niego podeszła, objšł jš ramieniem. - Lordzie Rotanxi, ilu członków rady trzynastu to kobiety? -spytał. Czarnoksiężnik zamrugał. Denerwowały go i niepokoiły poŹczynania tych gwałtownych szermierzy. - Tylko dwie, lordzie Nnanji. - Wiec jeli nie masz nic przeciwko drugiemu zakładnikowi, moja żona będzie mi towarzyszyć. Rotanxi zaniemówił. Szermierze gwałtownie wcišgnęli powieŹtrze i skierowali wzrok na lorda Shonsu. Wallie nie zamierzał interweniować. Był pod wrażeniem. ZaŹstanawiał się, czyj to pomysł. Prawdopodobnie Thany, ale mógł też wyjć od Tomiyano albo nawet od samego Nnanjiego. Druga powstrzyma męża od samobójczych uwag, oczaruje jedenastu mężczyzn. Rada przerażonych starców nie ujrzy diabolicznego młodzieńca, tylko księcia i księżniczkę z bajki. Trzeba by bardzo zgorzkniałego starego czarnoksiężnika, żeby wydać katom tak romantycznš i pięknš parę. Zabranie Thany było oczywicie braŹwurowym, ale jednoczenie bardzo sprytnym posunięciem. Uczeń rzeczywicie mógł przerosnšć mistrza! Pozostali Siódmi nie zrozumieli i nie pochwalali decyzji suzerena. Lecz jego następny pomysł wstrzšsnšł nimi jeszcze bardziej. - Lordzie Linumino, zaprowad omiu jeńców do portu i wyŹkup dla nich przejazd, najlepiej na ten sam statek co dla mnie. Boariyi poczerwieniał z gniewu. - Uwalniasz ich, suzerenie? Nnanji spojrzał na niego zimno. - Sprzeciwiasz się? Oczywicie, wasal nie mógł się sprzeciwić, choć ryzykował życie własne i swoich ludzi, żeby zdobyć jeńców. Nawet stracił jednego człowieka. Oddać zakładników to wspaniałomylny gest, sprytna taktyka i jeszcze większe ryzykanctwo. Wallie miał wštpliwoci, ale milczał, tulšc Jję. Nie zbity z tropu reakcjš Siódmych Nnanji kazał Linumino wezwać lektykę dla Rotanxiego. Na pożegnanie zasalutował czarnoksiężnikowi. Uszczuplone towarzystwo zmierzył wesołym wzrokiem. Najwyraniej dobrze się bawił. - Lordzie Boariyi, następne dwa miasta w dół Rzeki to Ki San i Dri. Masz dwadziecia dni do mojego powrotu. We tylu ludzi, ilu uznasz za konieczne, i wybierz się na inspekcję garnizonów. Ukarz winnych, a na ich miejsce wyznacz dobrych szermierzy. - Tak, suzerenie! Tyczkowaty Siódmy już nie łypał spode łba, tylko umiechał się szeroko. Dostał szczytne zadanie, lepsze od skradania się po nocy z maczugami. Wolni szermierze rzadko mieli okazję zaproŹwadzać porzšdek w dużych miastach. - Odbierz od garnizonów przysięgi i poinformuj króla Ki San oraz starszych Dri, że o wszelkich kłopotach z szermierzami maŹjš w przyszłoci donosić mnie albo lordowi Shonsu, tutaj w Casr. Boariyi energicznie pokiwał głowš. - Wiem, że dowódca Ki San, czcigodny Farandako, jest złodzieŹjem - kontynuował Nnanji. - Ukradł mi niewolnicę. Pozbšd się go! Sprzedaj jego majštek, a pienišdze oddaj do skarbca zjazdu. PrzyŹwie Farandako w łańcuchach do Casr. Sam się z nim rozprawię. A oskarżenie? Proces? Oczywicie, Nnanji wręczy aresztowaŹnemu miecz i rzuci mu wyzwanie, ale to nie będzie pojedynek, tylko ezgekucja, zupełnie jakby nieszczęnik położył głowę na pniu. Walliego dręczyły coraz większe wštpliwoci. - Co z szermierzami, którzy odmówiš złożenia przysięgi, suŹzerenie? - zapytał Boariyi. Nnanji wzruszył ramionami. - Niech wybierajš: głowy albo kciuki. Ani jeden sprawny szermierz nie może pozostać niezaprzysiężony! Boariyi zasalutował. W tym momencie Thana szepnęła co mężowi do ucha. Nnanji umiechnšł się do niej i spojrzał na Shonsu roziskrzonymi oczami. - Ile Casr wydało na zjazd, bracie? Po dłuższym namyle Wallie odparł, że około pięciu tysięcy, jeli liczyć opłaty portowe. Nnanji pokiwał głowš i spojrzał na Boariyiego. - Dri i Ki San sš dużo większe i bogatsze, ale pięć tysięcy od każdego na razie wystarczy. Dokładnie podliczymy je póniej. Umiechnšł się triumfalnie do Walliego. Szermierze będš mieŹli co jeć. - A jeli odmówiš, suzerenie? - zapytał Boariyi. Dowódca przygryzł wargę. - Wykonasz rozkazy, trzymajšc się kodeksu honorowego - Nnanji! - wyrwało się Walliemu. We wszystkich czasach i miejscach tyrani postępowali tak saŹmo. Boariyi otrzymał pozwolenie, żeby działać gorliwie i bez ograniczeń, ale suzeren mógł póniej wyprzeć się wszelkich okrucieństw popełnionych przez wasala. Klasyczne zepchniecie odpowiedzialnoci na podwładnych, sama istota despotyzmu. Wallie niemal czuł swšd płonšcych domów. - Bracie? - Nnanji miał niepewnš minę. Wallie nie zdecydował się na konfrontację. Powzišł decyzję i już nie mógł się wycofać. Publiczne kwestionowanie rozkazów noweŹgo dowódcy byłoby rażšcš nielojalnociš. Którego dnia poruszy sprawę na osobnoci, w nadziei że Nnanji posłucha rozsšdku. - Nawet bogate miasto może nie zebrać takiej sumy od razu - zauważył. Młody suzeren najwyraniej poczuł ulgę, że protest nie jest zbyt ostry. - Oczywicie możesz dać im czas na uiszczenie opłaty, wasalu. Lordzie Jansilui, Wo i Tau leżšce w górze Rzeki sš mniejsze, więc po dwa tysišce od każdego na razie wystarczy. Zaprzysięgnij tamtejŹszych szermierzy. Obawiam się, że nie wystarczy ci czasu na Shan. Jansilui zasalutował, umiechajšc się na myl o akcji. Wreszcie Nnanji skierował wzrok na Tivanixiego. Kasztelan już miał rozradowanš minę. - Quo, suzerenie? Siódmy skinšł głowš. Walliemu zrobiło się niedobrze. Jego strzemię po raz pierwszy miało sprawdzić się w działaniu... ale nie przeciwko czarnoksi꿏nikom. Kawaleria wyprawiała się do przyjaznego miasta, żeby je złupić w imieniu prawa. - Jak duże jest Quo? - zapytał Nnanji. - Mniejsza o to. Sam zadecyduj, ile od nich wzišć. Wallie zdusił w sobie kolejny protest. Carte blanche! Tivanixi był uczciwym człowiekiem, ale nie należało oczekiwać, że jakiŹkolwiek szermierz okaże cywilom litoć. Z nadgorliwoci i chęci wykazania się mógł zniewolić i ograbić nieszczęsne miasto. WyŹbacz mi, Bogini! Tivanixi zasalutował. Wreszcie przyszła kolej na Walliegou Odsunšł od siebie Jję i przybrał bardziej żołnierskš postawę, żeŹby dowiedzieć się o swoim losie. - Katapulty spełniły zadanie, bracie - stwierdził Nnanji. - Na tyle wystraszyły czarnoksiężników, że zgodzili się na traktat... Mówił tonem łagodniejszym niż przed chwilš do wasali, a rozŹkazy miały charakter prób, lecz musiały być spełnione. PrawdoŹpodobnie w taki sam sposób zwracał się do niego Wallie jako mentor. Budowanie katapult, łucznictwo, rzucanie nożem, wszyŹstkie te nowoci trzeba odrzucić, powiedział suzeren. Od tej pory zjazd potrzebuje tylko sutr i sztuki szermierczej. Nauki i treninŹgów nie wolno powierzyć niekompetentnym rednim rangom... należy uje...
sunzi