Nowy65.txt

(5 KB) Pobierz
SZEĆDZIESIĽT TRZY 
Pham wysyłał Ezra Vinha na planetę jako negocjatora. 
- Dlaczego ja, Pham? - Była to najbardziej niezwykła sytuacja han 
dlowa w historii ludzkoci. Mogła stać się także zapowiedziš wojny. - Po 
winien... 
Nuwen podniósł rękę, przerywajšc mu w pół słowa. 
- Nie bez powodu wysyłam włanie ciebie. Znasz Pajški lepiej niż ktokolwiek 
inny sporód niezafiksowanych ludzi, z pewnociš lepiej niż ja. 
- Mógłbym być twoim asystentem, pomagać ci. 
- Nie, to ja będę twoim asystentem. - Umilkł na moment zatroskany. - 
Masz rację, synu, to bardzo trudna sytuacja. Wkrótce to oni będš 
 


nad nami przeważać, a majš mnóstwo powodów, by nas nienawidzić. Przypuszczamy, 
że frakcja Lighthill nadal cieszy się zaufaniem Króla, ale... 
W Akord istniały także inne frakcje. Niektóre z nich uważały zafiksowanych 
tłumaczy za cenny towar, który mógł stać się przedmiotem negocjacji. 
- Tym bardziej to ty powiniene tam polecieć, Pham. 
- Wybór nie zależy ode mnie. Widzisz, oni poprosili włanie o ciebie. - 
Co? 
- Tak. Uważajš pewnie, że dobrze cię już znajš, bo przez tyle lat 
współpracowałe z Trixiš. - Umiechnšł się. - Chcš zobaczyć cię z bliska. 
To wydawało się sensowne. 
- Dobrze. - Zamylił się na moment. - Ale nie dostanš Trixii. Polecę 
tam z innym tłumaczem. - Spojrzał wyzywajšco na Phama. - Trixia jest 
gwiazdš. Ludzie Undendlle na pewno chcieliby dostać jš w swoje łapska. 
- Hm. Może kto tam na dole rozumuje w ten sam sposób. Król prosił, 
żeby to Zinmin ci towarzyszył. - Spojrzał na Ezra. - Co jeszcze? 
- Tak. Chcę, żeby Trixia została zdefiksowana. Jak najszybciej. 
- Oczywicie. Dałem ci słowo. To samo obiecałem Annę. 
Ezr przyglšdał mu się przez chwilę. I zmieniłe się, zrezygnowałe ze 
swego marzenia. Po tym wszystkim, co się wydarzyło w cišgu ostatnich dni, 
Ezr nie miał już wštpliwoci. Nagle jednak nie mógł już czekać dłużej. 
- Przesuń jš na poczštek kolejki, Pham. Nie obchodzi mnie, że po 
trzebujesz tłumaczy. Przesuń jš. Chcę, żeby została zdefiksowana, zanim 
wrócę z Arachny. 
Pham uniósł lekko brwi. 
- Ultimatum? 
- Nie. Tak! 
Nuwen westchnšł. 
- Zgoda. Wkrótce zajmiemy się Trixiš. Przyznaję, trochę zwlekalimy 
z tłumaczami. Bardzo ich potrzebujemy. -Wydšł usta. -Ale nie spodziewaj 
się doskonałoci, Ezr. To jeszcze jedna sprawa, w której Nau nas okłamał. 
Niektórzy defiksaci sš prawie tak bystrzy jak Annę. Ale niektórzy... 
- Wiem. - Niektórzy zamieniali się w warzywa, proces defiksacji dawał 
poczštek ucieczce wirusa. - Ale wczeniej czy póniej będziemy musieli 
spróbować. Wczeniej czy póniej musimy przestać ich wykorzystywać. 
- Odbił się od ciany i opucił biuro Phama. Dłuższa rozmowa rozdarłaby 
im obu serca. 
Transport na Arachnę odbywał się w szalupie Jau Xina, zaopatrzonej w 
prowizoryczne oprogramowanie przygotowane przez Qiwi. Ludzie mieli 
wiedzę i resztki wysoko rozwiniętej techniki - i bardzo niewiele zasobów 
fizycznych czy automatyki. W miarę jak postępowała defiksacja kolejnych 
twardogłowych, oprogramowanie Emergentów stawało się bezużyteczne - a 
musiało minšć jeszcze trochę czasu, nim automatyka Queng 
 


Ho zostanie dostosowana do wymieszanych technologii, jakie pozostały na 
LI. Tkwili uwięzieni w niemal całkiem pustym układzie słonecznym - jedyna 
ekologia przemysłowa istniała na Arachnie. Mogli zrzucić na planetę 
trochę skał, a nawet kilka pocisków jšdrowych, ale praktycznie byli 
bezbronni. Pajški także na razie nie dysponowały żadnš siłš, ale to miało się 
wkrótce zmienić. Wiedzieli już o najedcach, wiedzieli, jak wykorzystać 
ich technikę - spora częć Niewidzialnej ręki" została nienaruszona. Za 
kilka lat mogli wyruszyć w kosmos i to w dużej sile. Pham uważał, że 
potrzebujš roku, by ustabilizować sytuację na planecie, zbudować jakie 
podstawy zaufania. Qiwi powiedziała, że gdyby to ona była Pajškiem, 
zajęłoby to jej znacznie mniej czasu. 
Główny korytarz kwater Queng Ho zatłoczony był na całej długoci, 
gdy Ezr i Zinmin wchodzili do luzy taksówek. Byli tam prawie wszyscy 
zdefiksowani ludzie z LI. 
Dostrzegł tam także Pham i Annę. Podlecieli bliżej; tych dwoje razem? 
- jeszcze przed rokiem byłoby nie do pomylenia. 
- Zaczęlimy przygotowania do defiksacji - powiedziała Annę. Nie 
musiała dodawać, o kim mówi. - Zrobimy, co w naszej mocy, Ezr. 
Qiwi życzyła mu powodzenia, wyjštkowo poważna i oficjalna. Zawahała 
się na moment, potem nagle ucisnęła mu dłoń - kolejna rzecz, której 
nie robiła nigdy dotšd. 
- Uważaj na siebie, Ezr. 
Rita Liao zdołała jako przecisnšć się do luzy i stanšć mu na drodze. 
Ezr wycišgnšł rękę, by jš pocieszyć. 
- Przywiozę Jau, Rito. - Zrobię, co będę mógł, pomylał, nie miał jed 
nak odwagi, by powiedzieć jej to wprost. 
Rita miała zaczerwienione oczy. Wyglšdała jeszcze gorzej niż kilka 
Ksekund wczeniej, kiedy rozmawiali o uwolnieniu Jau. 
- Wiem, Ezr, wiem. Pajški to dobre istoty. Na pewno wiedzš, że Jau 
nie chciał ich skrzywdzić. - Przez większš częć życia pasjonowała się ży 
ciem Pajšków, teraz jednak jakby straciła wiarę w to, co przekazywali 
tłumacze. -Ale gdyby nie chcieli ci go oddać... Proszę. Daj mu to... -Wci 
snęła mu w dłoń małe przezroczyste pudełko z zamkiem dotykowym, za 
programowanym zapewne na dotyk Jau Xina. W rodku tkwił klejnot pa 
mięci. Rita spojrzała nań raz jeszcze, odwróciła się i wmieszała w tłum.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin