Nowy33.txt

(11 KB) Pobierz
*
Bates pchnęła wyłšczonego trepa w niebo, gdy tylko dotarlimy w próżnię. Kiedy 
zapinalimy pasy, koledzy użyli go jako celu treningowego, strzelajšc i strzelajšc, aż 
został tylko stygnšcy obłoczek pary. Rorschach nawet ten niewyrany obłoczek rozbił 
w filigran, zanim zdšżył się rozwiać. 
W połowie drogi na Tezeusza Sascha odwróciła się do pani major. 
- Czy ty... 
- Nie. 
- Ale... one robiš rzeczy same, nie? Sš autonomiczne. 
- Nie w trybie zależnym. 
- Awaria? Impuls? 
Bates nie odpowiedziała. 
Uprzedziła górę. Zanim wrócilimy, Cunningham zdšżył już wyhodować na 
kręgosłupie Tezeusza kolejny guzek, zdalnš salę operacyjnš wypchanš czujnikami i 
manipulatorami. Jeden z ocalałych trepów chwycił trupa i przeskoczył tam, gdy 
wchodzilimy pod skorupę. Gdy dokowalimy, towar był już na miejscu. 

Urodzilimy się na nowo tuż przed uzyskaniem wstępnych wyników sekcji. 
Holograficzny duch rozciętego obcego uniósł się z ConSensusa jak jaka olbrzymia, 
obdarta ze skóry tusza przyniesiona nam na ucztę. Rozpostarte ramiona wyglšdały jak 
ludzkie kręgosłupy. Usiedlimy wokół stołu i czekalimy, kto wemie pierwszy kęs. 
- Musiała strzelać do tego mikrofalš? - sarknšł Cunningham, stukajšc w stół. - 
Jest kompletnie ugotowane. Wszystkie komórki rozsadziło od rodka. 
Bates pokręciła głowš. 
- To była awaria. 
Rzucił jej kwane spojrzenie. 
- Awaria, której przypadkowym skutkiem jest precyzyjne wycelowanie do 
ruchomego obiektu. Jak dla mnie to mało przypadkowe. 
Bates patrzyła nań niewzruszona. 
- Co przestawiło autonomiczne celowanie z wyłšczonego na włšczone. Jak rzut 
monetš. Traf. 
- Traf to... 
- Cunningham, odpuć sobie. Nie potrzeba mi teraz twoich pierdół. 
Oczy w tej gładkiej martwej twarzy przewróciły się i nagle skupiły na czym nad 
głowš. Poszedłem za jego wzrokiem. Sarasti gapił się na nas jak wypatrujšca nornic 
sowa, dryfujšca powoli pod siłš Coriolisa. 
Tym razem też nie ma osłony. Wiedziałem dobrze, że jej nie zgubił. 
Wbił wzrok w Cunninghama. 
- Wnioski. 
Ten przełknšł linę. Stuknšł palcami, przed nami zamigotały fragmenty obcej 
anatomii, pooznaczane kolorami. 
- No dobra, jedziemy. Obawiam się, że na poziomie komórkowym mogę 
powiedzieć bardzo mało. Pomiędzy błonami niewiele ocalało. I samych błon, prawdę 
mówišc, zostało niedużo. W kwestii morfologii ogólnej: okaz jest spłaszczony 
grzbietowo-brzusznie i promienicie symetryczny, co zresztš widzicie. Wapniowy 
egzoszkielet, skeratynizowany plastikowy naskórek. Nic szczególnego. 
Bates spojrzała na niego sceptycznie. 
- Plastikowa skóra to nic szczególnego? 
- W takim rodowisku właciwie spodziewałem się plazmy Sanduloviciu. Plastik 
to po prostu rafinowana ropa. Węgiel organiczny. A to co jest oparte na węglu. A 
nawet na białkach, chociaż ma je o wiele mocniejsze, niż my. Liczne krzyżowe 

wišzania siarkowe, wzmacniajšce poprzecznie, o ile dało się poznać z tego, czego nie 
zdenaturowały twoje trepy. - Oczy Cunninghama patrzyły przez nas na wskro, jego 
wiadomoć ewidentnie przebywała daleko na rufie, mieszkała w zdalnych 
czujnikach. - Tkanki ma przesycone magnetytem. Na Ziemi znajdujemy go w 
mózgach delfinów, ptaków wędrownych, nawet niektórych bakterii - we wszystkim, co 
się orientuje lub nawiguje na podstawie pól magnetycznych. Wracajšc do struktur 
makro, jest pneumatyczny szkielet wewnętrzny, jak mi się zdaje, robišcy także za 
układ mięniowy. Kurczliwa tkanka przepycha gaz przez układ pęcherzy, które 
napinajš lub rozluniajš poszczególne segmenty ramienia. 
wiatło wróciło do oczu Cunninghama na doć długo, by zdšżył skupić wzrok na 
papierosie. Uniósł go do ust, zacišgnšł się głęboko i znów odłożył. 
- Zwróćcie uwagę na wgłobienia u nasady każdego z ramion. - Na wirtualnym 
trupie żarzyły się pomarańczowo sflaczałe balony. - Kloaki, można by rzec. Tam sš 
wszystkie wloty i wyloty: jedzš, oddychajš i wydalajš przez tę samš komorę. Poza tym 
nie ma żadnych istotniejszych otworów. 
Banda zrobiła minę, majšcš oznaczać: Zbrzydzona Sascha. 
- A czy to się nie... zatyka? Wydaje się nieefektywne. 
- Jeli jeden się zatka, jest jeszcze osiem innych. Następnym razem, jak zadławisz 
się kostkš kurczaka, pożałujesz, że nie jeste tak nieefektywna. 
- A co on je? - zapytała Bates. 
- Nie wiem. Wokół kloak znalazłem tkanki przypominajšce żołšdki mięniowe, co 
oznacza, że one co żujš. Albo żuły w jakich punktach dziejów. Co jeszcze... - Rozłożył 
ręce, papieros zostawił za sobš bladš smugę. - Odpowiednio je napišć i mamy 
hermetyczne zamknięcie. Razem z naskórkiem pozwala to temu organizmowi na 
przetrwanie przez pewien czas w próżni. Wiemy już, że radzi sobie z 
promieniowaniem tła, choć nie pytajcie w jaki sposób. Jego odpowiedniki genów 
muszš być o wiele twardsze niż u nas. 
- Czyli może przeżyć w próżni - rzuciła z namysłem Bates. 
- W takim sensie, jak delfin pod wodš. Przez pewien ograniczony czas. 
- Jak długo? 
- Nie jestem pewien. 
- Centralny system nerwowy - powiedział Sarasti. 
Bates i Banda nagle znieruchomiały. Ciało James zionęło jej aspektami, 
zastępujšcymi Saschę. 

Z ust i nosa Cunninghama wydobyły się kręte strużki dymu. 
- Jak się okazuje, nie ma w nim niczego centralnego. Niewykształcona głowa, 
brak nawet skupisk organów zmysłowych. Całe ciało jest pokryte czym podobnym do 
plamek ocznych, chromatoforów - może to jedno i drugie. Wszędzie sš szczecinki. O 
ile zdołałem zauważyć - jeli te rozgotowane włókienka, które udało mi się poskładać 
do kupy po tej twojej awarii, to faktycznie nerwy, a nie co całkiem innego - każda z 
tych struktur jest niezależnie sterowana. 
Bates usiadła prosto. 
- Serio? 
Kiwnšł głowš. 
- Co jakby niezależnie sterować ruchem każdego z włosów na twojej głowie, 
chociaż to stworzenie jest całe pokryte małymi włoskami. To samo dotyczy oczu. Setki 
tysięcy oczu na całej powłoce. Każde z osobna to zaledwie kamera z otworkowym 
obiektywem, ale ma niezależne ogniskowanie i domylam się, że gdzie po drodze te 
wszystkie dane się integrujš. Całe ciało działa jak jedna, rozproszona siatkówka. 
Teoretycznie powinno to dawać ogromnš ostroć wzroku. 
- Teleskop w układzie rozproszonym - mruknęła Bates. 
- Pod każdym okiem jest chromatofor... pigment to rodzaj kryptochromu, więc 
pewnie ma co wspólnego z widzeniem, ale miejscowa tkanka potrafi go także 
rozcišgać i kurczyć. Sugeruje to umiejętnoć dynamicznej pigmentacji, jak u 
kałamarnicy albo kameleona. 
- Dopasowanie wzorem do tła? - zapytała Bates. - To może tłumaczyć, dlaczego 
Siri tego nie widział? 
Cunningham otworzył nowe okno i pucił zapętlony, zaszumiony filmik 
przedstawiajšcy Siriego Keetona i jego niedostrzegalnego partnera do tańca. 
Stworzenie, którego nie widziałem, dla kamer było nieprzyjemnie namacalne: 
pływajšca tarcza dwukrotnie szersza od mojego tułowia, ramiona odchodzšce od 
brzegów jak grube, węlaste liny. Po jego powierzchni falami przechodziły wzory, jak 
gra wiateł i cieni na wodnej płycinie. 
- Jak widzisz, wzory nie pasujš do tła - odparł Cunningham. - Ani trochę. 
- Możesz wyjanić, dlaczego Siri był na niego lepy? - zapytał Sarasti. 
- Nie - przyznał Cunningham. - To wykracza poza standardowš krypsis. Ale 
Rorschach sprawia, że widzicie różne rzeczy, których nie ma. Niewidzenie czego, co 
jest, sprowadza się do tego samego. 

- Kolejna halucynacja? - zapytałem. 
Kolejne wzruszenie ramionami i zacišgnięcie się dymem. 
- Jest wiele sposobów na oszukanie ludzkiego układu wzrokowego. Ciekawe, że 
złudzenie zawiodło, gdy pojawiło się kilku obserwatorów, ale jeli chcecie naprawdę 
poznać mechanizm, musicie mi zapewnić do pracy co lepszego niż to. - Dgnšł 
zwęglone szczštki dłoniš z papierosem. 
- Ale... - James wzięła głęboki wdech. - Mowa o czym... solidnie 
zaawansowanym. Bardzo złożonym. O ogromnej mocy przetwarzania. 
Cunningham znów skinšł głowš. 
- Na moje oko tkanka nerwowa to około trzydziestu procent masy ciała. 
- Czyli to jest inteligentne. - Jej głos brzmiał prawie jak szept. 
- Ani trochę. 
- Ale... trzydzieci procent... 
- Trzydzieci procent okablowania sensorycznego i motorycznego. - Znów się 
zacišgnšł. - Co jak omiornica: ogromna liczba neuronów, ale połowa schodzi na 
obsługę przyssawek. 
- Mnie się wydawało, że omiornice sš całkiem inteligentne - wtršciła James. 
- Jak na mięczaki, to na pewno. Ale masz pojęcie, ilu przewodów by 
potrzebowała, gdyby fotoreceptory z twojego oka były rozrzucone po całym ciele? Na 
poczštek tak ze trzysta milionów przedłużaczy, od milimetra do dwóch metrów 
długoci. To oznacza, że sygnały przychodzš jak popadnie, kompletnie 
niezsynchronizowane, czyli miliardy kolejnych bramek logicznych do uspójniania 
tych danych. A dostajesz w ten sposób tylko jeden statyczny obraz, zero filtrowania, 
interpretacji, integracji po szeregu czasowym. - Wzdrygnięcie. Haust dymu. - Teraz 
pomnóż to przez dodatkowy osprzęt, potrzebny, żeby zogniskować na czym te 
wszystkie oczka, dodaj moc obliczeniowš, umiejšcš sterować każdym chromatoforem 
z osobna. Trzydzieci procent może i na to wszystko wystarczy, ale mocno wštpię, czy 
cokolwiek zostanie na filozofię i naukę. - Machnšł rękš w kierunku ładowni. - Ten... 
to... 
- Wężydło. 
Cunningham obrócił to słowo na języku. 
- wietne. To wężydło jest absolutnym cudem ewolucyjnej inżynierii. Ale jest 
głupie jak but. 
Chwila ciszy. 

- No to czym ono jest? - zapytała wreszcie James. - Czyim zwierzakiem? 
- Kanarkiem w kopalni - podsunęła Bates. 
- Albo nawet i nie kanarkiem - odparł Cunningham. - Może to tylko krwinka biała 
z manipulatorami. Może robot naprawczy. Sterowany zdalnie albo napędzany 
odruchami. Ale zaraz, ludzie, przeskoczylimy poważniejsze pytanie: jak beztlenowiec 
może wykształcić złożone, wi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin