Magia kobiecosci - Krentz, Jayne Ann.rtf

(470 KB) Pobierz
PROLOG

 

Krentz Jayne Ann

 

 

Magia kobiecości

 


Prolog

Z dziennika Alice Cork:

Sprzedałam dzisiaj mleczną krowę. Nie będę jej już potrzebować. Oddałam ją za nieduże pieniądze Mintonom. Zaopiekują się nią jak należy. Ostatniej zimy stracili swoją, a przecież będą potrzebowali mleka. Spodziewają się dziecka. Powiedziałam Abby Minton, żeby porozumiała się z lekarzem z miasta, bo tym razem chyba nie będzie mnie już tutaj, kiedy nadejdzie termin porodu; Nie chciała mi wierzyć, ale ja wiem, że tak jest. Mam przeczucie. Nie zobaczę już następnej zimy w tej dolinie. Krowa była ostatnią rzeczą, jakiej się pozbyłam. Wczoraj rozmawiałam z tym adwokatem z Denver. Powiedział, że załatwi wszystkie moje sprawy tak, jak sobie tego życzę, i ogłosi moją ostatnią wolę w lokalnej gazecie.

Dolina Harmonii jest zabezpieczona. Kyle Stockbridge i Glen Ballard oszaleją, kiedy się dowiedzą, że ziemia przechodzi w ręce mojej dalekiej kuzynki, ale nic na tonie poradzą. Tylko w ten sposób mogę się zemścić. Ciekawa jestem, jak ta Rebeka Wade wygląda. To trochę dziwne uczucie, gdy pozostawia się swoją ziemię komuś, kogo się nie widziało na oczy. Ale mam dobre przeczucia. Mam je od miesięcy, od chwili gdy odtwarzając drzewo genealogiczne w zeszłym roku, natknęłam się na jej nazwisko. Po prostu coś mi mówi, że Rebeka jest odpowiednią osobą.

Gdyby było więcej czasu, spróbowałabym ją odnaleźć i przygotować na to, co ją tutaj czeka~ Ale jestem już u kresu. Nie mam ani siły, ani czasu, by jej szukać. Pozostawiam tę sprawę adwokatowi. On to załatwi, gdy mnie już nie będzie. Bóg mi świadkiem, że dobrze mu zapłaciłam. Rebeka Wade, niezależnie od tego, kim jest, będzie z pewnością miała niemało kłopotów ze Stockbridge’em i Bal1ardem. Z zionącym ogniem smokiem i elokwentnym czarownikiem.

Nie ułatwią jej niczego. Coś mi jednak mówi, że Rebeka da sobie z nimi radę. Kiedyś, gdy byłam znacznie młodsza, przysięgłabym, że mężczyźni z rodu Stockbridge’ów czy Ballardów nie mają żadnej przyszłości. Powiedziałabym nawet, że wszyscy są od przyjścia na świat napiętnowani przez los. Teraz nie jestem już tego taka pewna. Kyle i G1en nie są wierną kopią swoich ojców i dziadków, choć chyba nie zdają sobie z tego sprawy. Właściwa kobieta mogłaby zmienić wszystko”.

 

Rozdział  1

Nagły przypływ pożądania sprawił, że zadrżał. Nie spodziewał się czegoś podobnego, kiedy zaczynał szukać Rebeki. Odnalazł ją przed dwoma miesiącami. Wtedy był jeszcze pewien, że panuje nad sytuacją. Był z siebie zadowolony. Nie ma co, szczęście mu sprzyjało.

Od chwili jednak, gdy ją zobaczył, zaczął jej gwałtownie pragnąć. Minione dwa miesiące były torturą. Najpierw mówił sobie, że jakoś się z tym upora. Coś jednak wymknęło mu się spod kontroli. Nie potrafiłby . nawet wskazać momentu, w którym sytuacja stała się beznadziejna. Wiedział tylko, że tego wieczoru owładnęła nim niszczycielska namiętność, której nie mógł dłużej tłumić.

Kyle Stockbridge przyznał w końcu, że złapał się we własne sidła. Dotąd był myśliwym - pewnym siebie, przebiegłym, nieustraszonym. Teraz jednak wiedział, że sam znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie. Jeśli nie zachowa najdalej posuniętej ostrożności, stanie się ofiarą. A Kyle Stockbridge nie występował jeszcze nigdy w roli ofiary.

Wpatrywał się w kobietę o bursztynowych oczach, obserwując, jak rozmawia ze współpracownikami i klientami po drugiej stronie wypełnionej gośćmi sali bankietowej. Wokół słychać było gwar głosów, brzęk lodu w szklankach, w tle pobrzmiewała dyskretna muzyka. Stockbridge nie zwracał na nic uwagi. Utkwił wzrok wRebekę Wade.

Wciąż jeszcze zachowywał się jak drapieżnik, któgt’ czuje niepohamowany głód. I ten głód właśnie, jak mu się wydawało, obezwładniał go. Będzie musiał mieć się na baczności. Bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Przez dwa miesiące igrał lekkomyślnie z kobietą, która podniecała go jak żadna inna. Rebeka nie była oszałamiającą pięknością. Nie była czarującą kusicielką, której tajemniczy magnetyzm przyciąga mężczyzn. Była po prostu Rebeką i pracowała dla niego.

Przebywała w Flaming Luck Enterprises zaledwie dwa miesiące, ale jej obecność już dawała się zauważyć. Doskonale zorganizowana, pracowita i inteligentna zmieniła w okamgnieniu wszystko w firmie. Miała talent do zarządzania. Jako asystentka Kyle’a sprawiła, że wszystko zaczęło tutaj chodzić jak w zegarku. A co najważniejsze, jak stwierdzili pracownicy, świetnie radziła sobie z szefem.

Porywczość Kyle’a była legendarna, ale w obecności Rebeki zawsze zachowywał spokój. Zawsze. Owszem, nieraz się z nią spierał, czasami okazywał zniecierpliwienie, gdy był z czegoś niezadowolony, niekiedy warknął, gdy posunęła się za daleko. Nigdy jednak nie stracił panowania nad sobą, tak jak to bywało w kontaktach z innymi.

Wiedział, że współpracownicy nazywają ją Damą z Czarodziejską Różdżką. Bawiło go to, ale musiał przyznać, że określenie miało uzasadnienie. Gdy ział ogniem i nikt nie ważył się wejść do jego gabinetu, Rebeka mogła spokojnie wkroczyć do jaskini smoka i opuścić ją cała i zdrowa. Przypomniał sobie pewne zdarzenie pod koniec pierwszego tygodnia jej pracy w firmie. Wpadła do jego gabinetu, z nieodłącznym notatnikiem w ręku i oznajmiła, że wprowadza zwyczaj składania cotygodniowych raportów. Poinformowała go, że te piątkowe raporty są nieodzownym elementem właściwego zarządzania.

- Pańskie techniki zarządzania są barbarzyńskie - stwierdziła. - Jestem pewna, że pańska bezkompromisowość i bezceremonialność przyciąga klientów, którzy cenią sobie szczerość i bezpośredniość. Z pracownikami jednak trzeba postępować trochę inaczej.

- Czyżby nie powinienem być wobec nich szczery?

- Powinien pan być lepszym dyplomatą.

- Dyplomacja, panno Wade, nie jest moją mocną stroną.·

- A więc będzie pan musiał popracować nad sobą, panie Stockbridge - odparła z czarującym. uśmiechem. - A skoro już przy tym jesteśmy, zacznie pan również pracować nad innymi technikami zarządzania. Czas, by przestał pan pilnować wszystkiego osobiście, panie Stockbridge.

- Lubię wiedzieć, co robią moi ludzie - próbował się bronić.

- Są inne sposoby, by się tego dowiedzieć, nie trzeba zaglądać im przez ramię - odrzekła i pochyliła się nad notatnikiem. - A więc przechodząc do rzeczy, pierwszym punktem raportu w tym tygodniu jest ...

- Moje imię.

- Słucham? - Spojrzała na niego z rozbawieniem.

- Pierwszym punktem jest moje imię. Jeśli już ma pani zamiar przejąć moją firmę, Rebeko, nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy przeszli na ty.

- Zapewniam pana, że nie zamierzam podrywać pańskiego autorytetu, panie Stockbridge - oburzyła się.

- A więc proszę spróbować wykonać od czasu do czasu któreś z moich poleceń. Będzie mi to dawało złudzenie, że wciąż jeszcze jestem tu szefem. Proszę mówić do mnie Kyle.

- Świetnie, Kyle - uśmiechnęła się trochę figlarnie, a trochę nieśmiało.

Ten uśmiech jakoś szczególnie na niego podziałał. Obserwował ją, gdy przedstawiała mu swój tygodniowy raport, i nie mógł myśleć o niczym innym, tylko o tym, żeby ściągnąć z niej czarno-biały kostium i położyć ją na skórzanej kanapie w rogu pokoju. Coś mu mówiło, że kremowe ciało Rebeki Wade będzie bardzo dobrze wyglądać na eleganckiej brązowej skórze.

W ciągu następnych dni Rebeka zaczęła wprowadzać zmiany w pracy jego biura. Po raz pierwszy w życiu Kyle przekonywał się na własnej skórze, co to znaczy przekazać komuś władzę. Nie był pewien, czy podoba mu się to, co robiła, ale wyglądało na to, że wszystko działa bez zarzutu.

Jest wystarczająco atrakcyjna, mówił sobie, starając się być obiektywny, ale na pewno niczym szczególnym się nie wyróżnia. W jego firmie jest wiele kobiet atrakcyjniejszych od niej, choć nie potrafiłby na poczekaniu wymienić ich imion.

Dzisiejszego wieczoru zauważył, że gęste, ciemne włosy Rebeki są wyjątkowo gładkie i lśniące. Upięła je w klasyczny kok, odsłaniając delikatne płatki uszu ozdobione małymi złotymi kolczykami. Uczesanie obnażało kark, który nie wiadomo dlaczego wydawał się Kyle’owi niewiarygodnie podniecający. Odczuwał przemożną chęć, by go pogłaskać.

Obiektywnie rzecz biorąc, nie było w twarzy Rebeki nic nadzwyczajnego, z wyjątkiem bursztynowych oczu. Prosty nos, mała broda, usta skore do uśmiechu - ot, miła powierzchowność, ale nie zapierająca tchu w piersiach. Zrozumienie i uwaga, z jaką słuchała każdego, kto się·do niej zwracał, sprawiały, że ludzie czuli się przez nią wyróżnieni.

Niekłamane zainteresowanie rozmówczyni ożywiało ich i pobudzało. Rebeka była średniego wzrostu, choć bardzo wysokie obcasy sprawiały, że wydawała się znacznie wyższa. Srebrzysta suknia opinająca jej smukłą figurę uwydatniała jędrne piersi i ponętnie zaokrąglone biodra.

Kyle myślał właśnie o tym, jaka subtelna kobieca siła kryje się w tym smukłym ciele, gdy nagle zauważył znajomą postać w ciemnej marynarce zmierzającą w stronę Rebeki. Zobaczył jeszcze uśmiech na jej twarzy, gdy zwróciła się, by przywitać przybysza, ijuż zasłoniły ją jego szerokie ramiona. Poczuł, jak ogarnia go prymitywna żądza posiadania. Ruszył ku niej, by upomnieć się o swoje prawa.

Był przekonany, że tej nocy musi ją posiąść. Musi położyć kres męczarniom, w jakich żył przez ostatnie dwa miesiące. To jedyny sposób, by zaznać spokoj~. Później wyzna jej wszystko. Będzie miał dostatecznie dużo czasu, aby powiedzieć jej całą prawdę. Ona zrozumie. Musi zrozumieć. Rebeka spostrzegła zbliżającego się Kyle’a. Obserwowała kątem oka, jak przepycha się przez zatłoczoną salę. Kroczył z arogancką pewnością siebie dziewiętnastowiecznego rewolwerowca z Dzikiego Zachodu, który przemierza saloon pełen oszustów i awanturników.

Zauważyła, że nikt go nie zatrzymywał. Uśmiechnęła się, gdy stanął obok.

- Cześć, Harrison - powiedział. - Nie wiedziałem, że będziesz tu dzisiaj. Myślałem, że unikasz takich imprez.

Rick Harrison, młody, wybijający się pracownik działu marketingu w firmie Flaming Luck Enterprises, spojrzał na szefa z należnym mu szacunkiem. Później uśmiechnął się do Rebeki.

- Becky mnie namówiła. Powiedziała, że powinienem częściej spotykać się z klientami.

Dała mi też słowo, że inna firma organizowała to przyjęcie. Ostatnim razem chyba się zatrułem.

- Skoro przyszedłeś tu po to, żeby się najeść, to czemu nie spróbujesz czegoś z bufetu? - zapytał Kyle. - Co prawda, sporo mnie to kosztowało, zostaw więc trochę dla klientów.

Chyba zjawili się tu dzisiaj wszyscy co do jednego. Tylko wyżerka i picie mogą ich do tego skłonić.

- Widzę, że nie może przeboleć tego niewielkiego szaleństwa. - Rick uśmiechnął się porozumiewawczo do Rebeki.

- Krzyczy od miesiąca. - Roześmiała się. - Można by pomyśleć, że wynajęłam czterogwiazdkowego szefa kuchni i podaję wyłącznie kawior z szampanem. Jestem pewna, że będzie mi robił wymówki aż do następnego przyjęcia urodzinowego firmy. A później zacznie od nowa zrzędzić.

- Masz szczęście, że nie jesteś jego żoną - powiedział Rick głośnym szeptem. - Musiałabyś się pewno spowiadać z każdego centa.

Rebeka poczuła, że się czerwieni. Sama myśl o stałym przebywaniu z Kyle’em, nie mówiąc już o małżeństwie, wystarczyła, by poczuła w sobie jakąś tęsknotę i podniecenie. Próbowała stłumić emocje, unikając starannie wzroku Kyle’a. Pociągnęła łyk wina.

Kyle przerwał milczenie, jakie zapadło po ostatnich słowach Ricka.

- Nigdy nie krzyczę - powiedział łagodnym tonem. Zielone oczy błyszczały mu dziwnym blaskiem.

- Może należałoby powiedzieć, że wrzeszczysz - rzuciła Rebeka.

- Ostatnio wszyscy załatwiają ze mną sprawy za twoim pośrednictwem. Szybko to poszło, prawda? Pracujesz jako moja asystentka dopiero dwa miesiące, a już każdy, od sekretarki począwszy na woźnym skończywszy, zdaje się na ciebie. Zostałaś wybrana na poskramiacza dzikiej bestii.

- Nonsens.

Kyle wzruszył ramionami i pociągnął whisky.

- Wcale nie. Zauważyłem, że zanim ktoś wejdzie do mego gabinetu, stara się najpierw wysondować u ciebie, w jakim jestem nastroju. I nie myśl, iż nie wiem, że co bardziej tchórzliwi proszą, abyś się za nimi wstawiła albo załatwiła sprawę w ich imieniu.

Rebeka zmartwiała. Kyle był bardzo bliski prawdy. Nieraz już proszono ją, by załagodziła sytuację·

- Nie wiem, dlaczego wszystkim się wydaje, że mam na ciebie jakiś szczególny wpływ.

Prawda wygląda tak, że niekiedy zaczynasz wrzeszczeć, przepraszam, podnosisz głos, ale ostatecznie okazujesz się człowiekiem całkiem rozsądnym. Kyle rzucił jej spojrzenie na poły zdziwione, na poły rozbawione.

- Są tu dzisiaj osoby, które umarłyby ze śmiechu, słysząc te słowa - powiedział.

- Dlaczego? - spytała. Wydawało jej się, że chodzi tu o jakiś dowcip, którego pointę znali we Flaming Luck wszyscy oprócz niej.

- Niech ci wystarczy, że mam opinię człowieka trudnego.

- Większość ludzi na twoim stanowisku bywa trudna we współżyciu - stwierdziła filozoficznie Rebeka. - Co nie znaczy, że to, iż jesteś szefem usprawiedliwia twoją gwałtowność lub nieuprzejme zachowanie - dodała.

- Zapamiętam to. Doceniam lekcję dobrych manier, madame - uśmiechnął się z lekką ironią.

Rebeka przez chwilę się zawahała, po czym podjęła decyzję. Musiała to wiedzieć.

- A więc? - spytała zaczepnie.

- A więc co?

- Dlaczego ludzie myślą, że mam na ciebie jakiś magiczny wPływ? Czy zanim zjawiłam się we Flaming Luck, rzeczywiście tak trudno było się z tobą porozumieć?

Kyle chwilę się zastanawiał.

- Richardson z kadr bardzo trafnie to ujął. Powiedział, że wniosłaś ze sobą powiew cywilizacji.

- Miło to słyszeć. - Rebeka uśmiechnęła się ciepło.

- Oryginalna ocena jak na kadrowego, ale sympatyczna. Mam nadzieję, że nie omieszka wpisać jej do moich akt.

- Inni określają to w sposób mniej dyplomatyczny - dodał Kyle.

- A cóż takiego mówią? - Rebeka spoważniała.

Popatrzyła na Kyle’a z niepokojem.

- Mówią, że owinęłaś mnie dookoła małego palca, bo ze mną sypiasz.

Omal nie upuściła kieliszka z winem. Chwilę stała jak sparaliżowana. Wydawało jej się, że Kyle czyta w jej myślach i odkrył jej najskrytsze marzenia. Kyle i najwidoczniej inni pracownicy.

- Nie - wyszeptała przerażona, co z tego może wyniknąć. Jeśli ludzie rzeczywiście opowiadają takie rzeczy, będzie miała potworne problemy. Nie pozostanie jej nic innego, jak odejść z firmy. - Nie - powtórzyła zgnębiona. - Dlaczego ktoś miałby mówić coś podobnego?

Przecież my ... Przecież my nawet nie umówiliśmy się nigdy, nie mówiąc już o innych rzeczach. Nie pojmuję. To niemożliwe. Oni nie mogą czegoś podobnego mówić. Nasze stosunki mają przecież wyłącznie służbowy charakter. Jak ktoś może impli...? - zająknęła się nagle.

Oczy Kyle’a zwęziły się, gdy obserwował jej wzburzoną twarz.

- A czy to byłoby takie złe? - spytał z typową dla siebie szczerością.

- Jak możesz mówić coś podobnego? To byłoby straszne. Tego rodzaju plotki są niszczące i niebezpieczne. - Rebeka zaczynała tracić panowanie nad sobą. - Trzeba im położyć kres.

- Dlaczego?

- Bo to nieprawda - powiedziała z rozpaczą. - Co się z tobą dzieje? Naprawdę nic nie rozumiesz?

- Powiem ci coś, Becky. W obecnych czasach romanse biurowe to zwykła rzecz.

- Mnie to nie dotyczy.

- Nie, ciebie nie - roześmiał się. - Wyjątkowo pruderyjnie pojmujesz właściwe zachowanie w miejscu pracy. Twój dawny szef wszystko mi o tobie powiedział. Twierdził, że nie umówiłabyś się z kolegą z pracy. A ja sam widzę, jak postępujesz z męską połową mego personelu. Ale kiedyś trzeba zacząć. Powiedz, czy randka ze mną byłaby czymś okropnym? .

- Na litość boską, jak możesz zadawać mi takie pytania?

Nie odpowiedział, patrząc na przysadzistego mężczyznę przechodzącego właśnie przez salę.

- Właśnie zauważyłem Cliftona Peabody’ego. Biorąc pod uwagę, ile dzięki niemu zarobiliśmy w zeszłym roku, muszę się z nim przywitać. Wybacz, Becky. Wrócę za chwilę.

Odszedł, ale odwrócił się jeszcze na sekundę. - Wiesz, Harrison się mylił - rzucił.

- Co do czego? - Rebeka nie miała pojęcia, o co chodzi.

- Gdybyś żyła ze mną, nie wściekałbym się z powodu każdego centa. Dla ciebie byłbym wspaniałomyślny, Becky.

Była bliska histerii.

- Mam swoje własne pieniądze - wycedziła przez zęby. - Nie potrzebuję od ciebie niczego.

Nie była pewna, czy ją usłyszał. Odwrócił się już i szedł w stronę Cliftona. Patrzyła, jak się oddala. Mąciło jej się w głowie. W najdzikszych fantazjach nie wyobrażała sobie, że dojdzie między nią a Kyle’em Stockbridge’em do takiej rozmowy.

Już sam fakt, że w rozmowie nawiązał do jej najskrytszych marzeń, był dostatecznie denerwujący. Gdy na dodatek dał jej do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko romansowi z nią, poczuła się tak, jakby dostała obuchem w głowę. Rzeczywistość bowiem zaczęła niebezpiecznie przybliżać się do jej marzeń.

“Harrison się mylił. Gdybyś żyła ze mną·... ”

Rick Harrison wspomniał coś o małżeństwie, a nie o życiu ze sobą, pomyślała. Kyle zręcznie ominął słowo “małżeństwo”, gdy zacytował uwagę Ricka. Nagle Rebeka uprzytomniła sobie, że miał po temu powody. Był po prostu ostrożny. Zresztą tylko lekko dotknął tematu, jakiego oboje skwapliwie unikali przez minione dwa miesiące. Dzisiaj po raz pierwszy napomknęli o tym, co do siebie czują.

Dzięki Bogu wzajemnie, pomyślała Rebeka. Najwidoczniej Kyle był świadomy tego, że się jej podoba. I ona podoba się jemu. Nie był to tylko wytwór jej wyobraźni. Do tej chwili nie była pewna, czy pragnął jej tak samo, jak ona jego.

Najbardziej niepokoiło ją, że Kyle nie tylko ją pociągał. Bała się, że się w nim zakocha. Miała przeczucie, że szuka sobie kłopotów przez duże K. Mimo dobrze skrojonych garniturów i śnieżnobiałych koszul, jakie najczęściej nosił, Kyle Stockbridge przypominał jej niektórych legendarnych mężczyzn rodem ze starego Zachodu.

Pewny siebie, wyniosły, agresywny, często tajemniczy. Równie dobrze mógłby się urodzić sto lat wcześniej, gdy tę część Kolorado opanowali kowboje, oszuści i rewolwerowcy. Pasował do takiej scenerii.

Nie znaczy to, że. nie pasował do dzisiejszego Denver, przyznała w duchu. Bardzo dobrze radził sobie w tutejszych kręgach biznesu. W czasie dwóch miesięcy pracy u niego miała okazję się przekonać, z jaką wprawą prowadził interesy.

Flaming Luck Enterprises było dobrze prosperującą firmą związaną z handlem nieruchomościami. Miała opinię przedsiębiorstwa działającego na właściwym miejscu i we właściwym czasie. Kyle Stockbridge był nie tyle przystojny, ile męski.

Wyrazista twarz o surowych, jak rzeźbionych rysach, zielone, nakrapiane złotem oczy zdradzające bystrą inteligencję. Miał prawie sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, szczupłą, ale muskularną sylwetkę. Pomyślała, że lepiej nie mieć w nim wroga. Ona w każdym razie znała go tylko jako przyjaciela, rozważnego szefa i wymarzonego kochanka. Od chwili gdy się poznali, był wobec niej uprzejmy, zaproponował jej pracę, gdy tylko straciła poprzednią.

Słyszała, że jest człowiekiem wybuchowym, ale nie rozumiała, czemu tyle o tym mówiono. Chwilami bywał przewrażliwiony, zbyt wymagający i uciążliwy dla innych, ale nigdy nie stwierdziła, by postępował nieuczciwie.

- Hej, Becky. Co słychać? Wygląda na to, że obchody pięciolecia Flaming Luck Ęnterprises zaczynają się rozkręcać. Dzięki Bogu, że udało ci się namówić Stockbridge’a, by w tym roku zmienił menu.

Rebeka odwróciła się z uśmiechem do przystojnej kobiety w średnim wieku. Natalie Penn zaczęła pracować w dziale kadr przedsiębiorstwa przed dwoma laty. - Witaj, Natalie. Bez przerwy słyszę coś na temat jedzenia. Zaczynam wierzyć, że wszystko, co złego mówiono o zeszłorocznym bufecie, jest prawdą.

- Oczywiście. Podano tylko jakieś paskudne wilgotne kanapki. Trudno było poznać z czym. Ale teraz wszystko wygląda wspaniale. Wreszcie Stockbridge zaczął doceniać korzyści wynikające z kontaktów z ludźmi.

- Myślę, że przez ostatnie pięć lat za bardzo był pochłonięty rozkręcaniem firmy - odparła spokojnie Rebeka. - Na inne rzeczy nie miał po prostu czasu. Wiesz przecież, jaki on jest, gdy się na jakiejś sprawie koncentruje. Wtedy nic innego dla niego nie istnieje.

- Wiem - roześmiała się Natalie. - Nie pozwala, by cokolwiek rozpraszało jego uwagę.

Kyle Stockbridge jest niezwykle konsekwentny, gdy dąży do wyznaczonego celu.

Natalie ma rację, pomyślała Rebeka. Gdy Kyle czegoś chce, nie ma dla niego żadnych przeszkód. A dzisiejszego wieczoru wyraźnie dał do zrozumienia, że chce jej.

- Mówisz tak, jakby trudno ci było pracować u Kyle’a. A przecież jesteś już w firmie dwa lata. Ze swoimi kwalifikacjami mogłabyś znaleźć pracę wszędzie.

- Być może. Nigdzie jednak nie miałabym lepszej pensji. Wierz mi. Kiedyś przez cały miesiąc przeglądałam oferty. To było wtedy, gdy Stockbridge wpadł pewnego ranka do mego pokoju i chciał wiedzieć, skąd wzięłam tych kretynów, których posłałam do niego na rozmowę jako kandydatów do księgowości.

- Nie powinien sam rozmawiać z kandydatami na urzędników - potrząsnęła głową Rebeka.

- Wiem, ale zanim ty tu przyszłaś, sam zajmował się sprawami administracyjnymi.

Nikomu nie ufał.

- No cóż, powoli się uczy, że Flaming Luck jest za dużym przedsiębiorstwem, by szef mógł ingerować osobiście we wszystkie najdrobniejsze sprawy.

- Jestem dokładnie tego samego zdania - powiedziała Natalie. - Ale jeszcze dwa miesiące temu mieliśmy szefa wciąż na karku. Zjawiał się w najbardziej nieoczekiwanych momentach.

Był wszechobecny i dawał nam się nieźle we znaki. Wiesz, że takt i delikatność nie są jego mocną stroną. Nie jestem nawet pewna, czy wie, co znaczą te słowa, - Przyznaję, że bywa za bardzo bezpośredni.

- Łagodnie powiedziane. Potrafi nieźle dać w kość, jeśli ktoś mu się narazi. Powiem ci szczerze, Becky, to dobrze, że teraz mamy najpierw z tobą do czynienia.

- To taką rolę mi wyznaczyliście? Bufora? Przecież zaangażowano mnie jako asystentkę, a nie ...

- Gladiatora? Albo rycerza w srebrnej zbroi? - zachichotała Natalie. - Wiesz co?

Stockbridge nigdy nie miał asystenta. Nie wiedziałby, co z kimś takim robić. Miał sekretarkę, to wszystko. Ale dwa miesiące temu wszedł nagle do mego pokoju i powiedział, żebym przygotowała kwestionariusz dla asystenta. Powiedział, że nie będzie żadnych rozmów sprawdzających kandydata. On już sam znalazł właściwego.

- Ach tak. - Rebeka była trochę zakłopotana.

- Nie muszę ci chyba mówić, że byłam dość

sceptycznie nastawiona. Nie mogłam sobie tego wyobrazić. Po co Stockbridge’owi nagle asystent, i to kobieta? Nigdy nie łączył życia prywatnego ze służbowym. Prawdę mówiąc, nie wiem nawet, czy ma jakiekolwiek życie prywatne. W każdym razie nie jest kobieciarzem, to pewne. Właściwie mieszka w biurze.

- Sądzisz, że utworzył dla mnie to stanowisko z przyczyn osobistych? - Rebeka wyglądała na zmartwio.

- Przyznam, że pomyślałam o tym - roześmiała się Natalie. - Od kiedy tu jesteś, działasz cuda. Naprawdę, większość zespołu uważa, że jesteś właśnie taką kobietą, jakiej Kyle potrzebuje. Przecież on ciebie słucha, Becky.

- Nic nas nie łączy - ucięła Rebeka. A więc jest gorzej, niż myślała. Najwyraźniej wszyscy sądzą, że ma romans z Kyle’em. Teraz zrozumiała; o co chodziło w tych żartach, jakie krążyły wokół nich. Podstawą była jej wyimaginowana zażyłość z Kyle’em.

- Jeśli tak mówisz ... - rzuciła niefrasobliwie Natalie. - Myślę, że to nie jest najistotniejsze, dopóki masz a niego tak magiczny wpływ. Po prostu nadal trzymaj Stockbridge’a z dala od nas, a będziemy ci dozgonnie wdzięczni. O, widzę Richardsona. Chyba mnie woła. Zobaczę, czego chce. Na razie, Becky.

Rebeka nie odpowiedziała. Przeszła do zacisznego kąta sali. Chciała być z dala od tłumu gości. W głowie jej się kręciło, i to wcale nie z powodu tej niewielkiej ilości wina, jaką wypiła.

Nawet gdyby chciała, nie wymyśliłaby bardziej skomplikowanego scenariusza. Wszyscy jej koledzy z firmy byli przekonani, że została kochanką szefa. Stockbridge najwyraźniej nie miałby nic przeciwko temu. Ona natomiast była w nim zakochana. Jakaś jej cząstka rozpaczliwie chciała, by wszystkie te plotki i domysły stały się prawdą.

Miała już trzydzieści lat i zajęta karierą zawodową, nigdy nie pozwoliła sobie na przygodę w miejscu pracy. Zbyt często widziała, jak fatalne są tego skutki. Niewiele biurowych romansów kończyło się ślubem, znacznie częściej dochodziło do niemiłych, kłopotliwych sytuacji, a jedno z kochanków musiało szukać innej pracy. I najczęściej w zdominowanym przez mężczyzn świecie biznesu była to kobieta.

Rebeka przyrzekała sobie, że nigdy nie znajdzie się w takiej sytuacji.

Nigdy przedtem jednak nie zakochała się w szefie. Nerwowo rozejrzała się po sali. Kyle właśnie rozmawiał z ważnym klientem, którego usiłował przekonać, by zmienił plany. A jeśli Kyle coś sobie postanowi, na pewno tego dopnie. Jest pełen niespożytej energii i ma ogromną zdolność koncentracji. Tego wieczoru po raz pierwszy uzmysłowiła sobie, że całą tę energię i koncentrację zamierza poświęcić jej. Musi być ostrożna i rozważna.

Ale jakaś jej cząstka nie chciała być ani ostrożna, ani rozważna. Chciała, by jej marzenia stały się rzeczywistością. Przyjęcie ciągnęło się w nieskończoność. Rebeka zmusiła się, by porozmawiać z paroma klientami i współpracownikami. Widziała, że każdy uznał przyjęcie za udane i że ma w tym swój udział, ale nie potrafiła cieszyć się z sukcesu. Myślała tylko o tym, co będzie, gdy wreszcie goście się rozejdą.

Kyle zamierzał odwieźć ją do domu. Zapowiedział jej to jeszcze w biurze. Nie protestowała. Uprzejmie podziękowała i posłała mu wdzięczny, służbowy uśmiech. Skinął głową i szybko wyszedł.

Teraz ta z pozoru niewinna propozycja nabrała całkiem innego znaczenia. Wkrótce potem stała obok Kyle’a i patrzyła, jak żegna ostatnich gości. Małymi grupkami opuszczali salę bankietową hotelu wynajętą specjalnie na ten wieczór. Gdy wyszła ostatnia osoba, znikając w letniej nocy, Kyle rozejrzał się po sali pełnej pustych kieliszków i półmisków. Pokiwał głową z zadowoleniem.

- Świetnie się spisałaś, Becky, ale cieszę się, że mamy to już za sobą aż do następnego roku.

- Nie zapominaj o przyjęciu bożonarodzeniowym.

- Bożonarodzeniowym? Nigdy takich nie urządzamy.

- Być może zechcesz jednak zmienić swą dotychczasową opinię.

- Nie zamierzam teraz zawracać sobie tym głowy.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin