Bożek Renata - Madame Sinobroda.pdf

(797 KB) Pobierz
Renata Bożek
MADAME SINOBRODA
Czwartek. Wieczór
Sinobrody i jego bezimienne żony. Seryjny morderca żon.
Klucz, którego nie wolno użyć. Pokój, do którego nie można
wejść. Nieposłuszna żona. Zakrwawiona komnata. Klucz,
który krwawi i zdradza nieposłuszeństwo. Mąż, który wraca i
wymierza karę.. Karą jest śmierć. Kolejne kobiece ciało
wrzucone do zakazanej komnaty. Ostatnia żona, która zdoła
się uratować. Śmierć Sinobrodego. Takie są ogólne ramy tej
opowieści.
Charles Perrault jest bardziej precyzyjny. W
opublikowanych w 1697 Histoires ou contes du temps passe
jest opowieść La Barbe - Bleue o bogatym mężczyźnie z tak
okropną, siwą brodą, że żadna kobieta ani dziewczyna nie
chciała na niego spojrzeć. W sąsiedztwie jego posiadłości
mieszkała wdowa z dwiema córkami. Sinobrody chciał
poślubić jedną z nich. Dziewczyny nie chciały o tym słyszeć.
Nie tylko broda budziła w nich niechęć. Wiadomo było, że
miał kilka żon, ale nikt nie wiedział, co się z nimi stało.
Sinobrody nie poddawał się. Zaprosił dziewczęta, ich matkę i
przyjaciół do wiejskiej posiadłości. Czas wypełniony
wystawnymi przyjęciami, polowaniami, tańcami, piknikami,
festynami. Starał się nienadaremno. Młodsza córka uległa
urokowi gospodarza. Zgodziła się zostać jego kolejną żoną.
Miesiąc po ślubie Sinobrody oznajmił, że wyjeżdża na
kilka tygodni w bardzo ważnych sprawach. Chciał, żeby żona
zaprosiła gości i dobrze się bawiła. Dał jej klucze do
wszystkich komnat w pałacu: do pokoi z pięknymi meblami i
lustrami, do pokoi ze srebrnymi i złotymi naczyniami, do
sejfów z drogocennymi klejnotami. Oraz klucz do jego
prywatnego gabinetu. „Z wyjątkiem tego małego klucza
możesz użyć wszystkich innych i otworzyć wszystkie pokoje.
Pamiętaj jednak, jeśli otworzysz mój gabinet, możesz
oczekiwać mojego gniewu". Obiecała, że wszystko będzie
zgodnie z jego wolą. Sinobrody ucałował ją, wsiadł do karety i
odjechał. Przyjechali goście. Wchodzili do wszystkich
komnat, podziwiali wystawność, piękno i bogactwo. Chwalili
młodą panią Sinobrodową za mądrą decyzję poślubienia tak
odpowiedniego mężczyzny.
Młoda kobieta myślała w tym czasie tylko o jednym: użyć
klucza i otworzyć mężowy gabinet. Nie zważając na dobre
maniery i obietnicę daną Sinobrodemu, opuściła towarzystwo
i pobiegła na dół. Tuż przed drzwiami zawahała się. Wahanie
trwało krótko. Otworzyła drzwi. Przez chwilę nie mogła
niczego dostrzec, bo okna były zasłonięte. Potem zobaczyła,
że podłoga pokryta jest zakrzepniętą krwią, a pod ścianą leżą
ciała kilku kobiet - poprzednich żon Sinobrodego. Poczuła, że
umrze z przerażenia. Klucz wypadł jej z dłoni. Upłynęło kilka
minut, nieco ochłonęła, podniosła klucz, zamknęła drzwi i
poszła do swojego pokoju. Chciała zapomnieć. Zobaczyła, że
klucz jest cały we krwi. Polewała go wodą, tarła piaskiem i
mydłem. Na nic. Klucz był magiczny i wciąż zakrwawiony.
Sinobrody wrócił niespodziewanie tego samego wieczoru.
Zona robiła, co mogła, żeby wyglądać na uszczęśliwioną jego
powrotem. Następnego ranka poprosił o zwrot kluczy. Podała
mu je z drżeniem. Bez trudu odgadł, co się stało. „Nie ma tutaj
klucza od mojego gabinetu, madame". „Och, musiałam go
zostawić w pokoju na stole". „Przynieś go natychmiast!"
Skończyły się wymówki i dała mu klucz. Sinobrody zapytał:
„Dlaczego jest cały we krwi?" „Nie wiem" - odpowiedziała z
płaczem. „Nie wiesz? Ja wiem. Byłaś w moim gabinecie,
nieprawdaż? Bardzo dobrze, madame! Wrócisz tam jeszcze
raz, żeby zająć swoje miejsce!" Upadła na kolana i zaczęła
błagać o przebaczenie, zaklinając się, że odtąd będzie
posłuszna. Była tak piękna i smutna, że poruszyłaby skałę, ale
Sinobrody miał serce twardsze od skały! „Musisz umrzeć,
madame. Od razu!" „Zanim umrę, daj mi trochę czasu na
modlitwę" - błagała ze łzami w oczach. „Daję ci kwadrans, ale
ani chwili więcej".
Kiedy odszedł, zawołała swoją siostrę, żeby pobiegła na
wieżę i patrzyła, czy nie widać braci, którzy mieli przyjechać
w odwiedziny. „Siostro, czy widzisz coś?" „Nic nie widzę,
oprócz chmury kurzu i zielonej trawy". Sinobrody z wielkim
mieczem w dłoni czekał na nią i krzyczał: „Schodź na dół
natychmiast albo ja przyjdę po ciebie". „Już idę" -
odpowiedziała i znów wołała do siostry: „Siostro, czy widzisz
coś?" Odpowiedź brzmiała: „Nic nie widzę, oprócz chmury
kurzu i zielonej trawy". „Zejdziesz wreszcie czy nie" -
wrzeszczał na całe gardło Sinobrody. „Jeszcze moment" -
odpowiedziała jego żona. „Siostro, czy widzisz coś?" „Widzę
dwóch jeźdźców, ale daleko stąd". „Chwalić Boga" -
odetchnęła. Na te słowa wpadł rozjuszony Sinobrody. Żona
upadła mu raz jeszcze do stóp i zalewając się łzami, błagała o
wybaczenie. „To na nic. Musisz umrzeć". Złapał ją za włosy,
odsłonił szyję i zamierzył się mieczem.
„Jeszcze chwilę, błagam. Wybacz mi!" „Możesz już
polecać się Bogu".
W tym momencie usłyszeli łomot do drzwi. Sinobrody
zawahał się. Drzwi otwarły się i do wnętrza wpadło dwóch
muszkieterów z bronią. Sinobrody nie zdążył uciec. Zabili go.
Nie miał potomków, więc młoda kobieta odziedziczyła cały
majątek. Podzieliła się z rodzeństwem. To, co zostało,
wystarczyło dla niej i jej nowo poślubionego męża, miłego
dżentelmena, który pomógł jej zapomnieć o złym czasie, jaki
przeżyła z Sinobrodym.
Perrault kończy tę baśń morałami:
Pierwszy: Ciekawość, choć wydaje się pociągająca, często
kończy się głębokim żalem. Ku niezadowoleniu wielu panien,
jej radość ma krótki żywot. Raz zaspokojona, kończy się
szybko i zawsze kosztuje wiele.
Drugi: Pomyśl logicznie i bądź pewien, że ta ponura
historia zdarzyła się dawno temu. W naszych czasach żaden
mąż nie byłby tak okropnym zazdrośnikiem i nie wymagałby
niemożliwego od żony. Cóż, teraz, niezależnie od tego,
jakiego koloru jest broda męża, żona nie pozostawia mu
wątpliwości, kto w domu rządzi.
Moja babka, nie lubiłam jej, ale fascynowała mnie, bo
wyglądała jak czarownica, snuła różne opowieści. Byłam
wtedy sześcioletnią dziewczynką wierzącą w Boga, Anioły
Stróże i nudzącą się w kościele, dokąd druga babcia, ta
ukochana i dobra, zabierała mnie na msze. Opowieści babki
otwierały przede mną świat wciągający, wieczorny, nocny.
Wchłaniałam każde słowo, tkwiłam w obrazach z jej
opowieści, niektóre śniły mi się tak, że budziłam się w nocy i
ukrywałam się cała pod kołdrą. Czekałam na te rzadkie
wieczory, kiedy przychodziła, żeby zająć się mną i bratem.
Byłam jej najwierniejszą słuchaczką, prosiłam, żeby
opowiadała kilka razy te same historie.
„Jak jo byłom mało, mojo babka mówiła, że za dużym
lasem, w starej chałupie mieszkała bidno wdowa z córkom. Ta
córka to urodno była i zgrabno. Podoboł sie ji chłopok ze wsi i
łuna jimu tyż. Ale jigo matka i łojciec nie pozwalały sie mu z
niom żenić, bo była za bidno. Ni miała ni pola, ni porzundny
chałupy. Z tom dziewczyno chcioł sie tyż żenić bogaty
gospodorz, co mieszkoł za wsiom pod lasem. Łuna go nie
chciała, bo był stary i ludzie mówiły, że nie wiadomo, gdzie
podziały sie jigo wcześniejsze trzy kobity. Ludzie mówiły, że
bijoł je i uciekły od niego do miasta. Ta dziewczyno trochy sie
go bola, ale ji matce sie podoboł, bo kupywoł im podarki,
myślała, że ich los sie łodmieni, kiedy wydo córke za monż za
bogatego gospodorza. Matka zagroziła ji, że jak nie wyjdzie za
starego, to wygoni jom z domu. No i dziewczyna sie zgodziła.
Wesele było huczne, bawiła sie wszystka wieś, a potem zabrał
Zgłoś jeśli naruszono regulamin