10 megre-wc582adimir-anastazja-2.txt

(21 KB) Pobierz
ŚWIĘTO OGRODNIKA
Ale dlaczego dzięki ogrodnikom, a konkretnie: ogrodnikom-letnikom Rosji? Jak ogrodnicy mają się do ka­tastrofy?
Pomyśl, Ziemia jest wielka, ale bardzo czujna. W porównaniu z komarem też jesteś wielki, ale poczujesz jego dotyk, kiedy na tobie usiądzie. Ziemia też wszystko odczuwa: kiedy w beton i asfalt ją ubierają, kiedy wy­cinają i palą jej lasy, kiedy grzebią w jej głębi i sypią do niej proszek, tak zwany nawóz. Ją to boli. Nadal jed­nak kocha ludzi, tak jak matka kocha swoje dzieci. Stara się wtedy zabrać ludzką złość do swojej gleby. Do­piero gdy nie wystarcza jej siły, aby ją powstrzymać, przerzedza złość w postaci wybuchu wulkanów i trzęsie­nia ziemi. Powinno się pomagać Matce Ziemi. Miłość i troskliwe postępowanie zwiększąjej siłę. Ziemia jest wielka, lecz najbardziej wrażliwa. Czuje nawet dotyk miłosny jednej ludzkiej ręki. O, jaką wielką rozkosz od­czuwa i pragnie tego dotyku! Przez długi czas ziemia w Rosji była własnością wszystkich i nikogo konkretnie. Potem wszystko się zmieniło. Zaczęto dawać ludziom małe działki ziemi "pod dacze". Nieprzypadkowo dzia-łeczki były aż tak małe, że nie było możliwości uprawiania ich za pomocą maszyn. Pomimo to stęsknieni ziemi Rosjanie z radością je brali: i biedni, i bogaci... Ponieważ nic nie jest w stanie rozerwać więzi istniejącej po­między ludźmi a ziemią! Otrzymawszy swoje malutkie działeczki, ludzie intuicyjnie odczuli pragnienie... Wtedy miliony par rąk z miłością dotknęły ziemi. Właśnie dotykając troskliwie swoimi rękami, nie maszynami, ludzie uprawiali ziemię na swoich małych działeczkach. Ona odczuwała tę miłość, odczuwała pieszczotliwy dotyk wszystkich rąk i każdej z osobna. Wtedy znalazła w sobie tyle siły, by przetrwać.
Co, uważasz, że każdemu ogrodnikowi należy teraz postawić za to pomnik i traktować jak ratownika pla­nety?
Tak, Władimirze, oni są ratownikami.
Nie jesteśmy w stanie postawić tylu pomników. Lepiej by było ustanowić święto, na przykład jeden albo dwa dni weekendu zaznaczyć na czerwono w kalendarzu i nazwać Dniem Ogrodnika albo Dniem Ziemi.
O, święto! - klasnęła Anastazja. - Znakomicie wymyśliłeś, święto! Koniecznie jest potrzebny wesoły i ra­dosny dzień na cześć ogrodników.
Masz okazję, oświeć swoim promyczkiem rząd, parlament, posłów, żeby przyjęli nową ustawę.
Nie będę mogła przebić się do nich. Są zaprzątnięci codziennością. Zmuszeni decydować o wielu spra­wach, zupełnie nie mają czasu na myślenie. Nie ma również większego sensu podnosić poziom ich świado­mości. Ciężko im będzie uświadomić sobie w pełni realia. Uchwały bardziej właściwej niż obecne nikt nie po­
zwoli im przyjąć.
Kto może nie pozwolić parlamentowi, prezydentowi?
Wy. Masy. Społeczeństwo. Sprawiedliwe decyzje określicie jako niepopularne ruchy.
Tak jest. Mamy demokrację. Najbardziej ważne decyzje przyjmuje się większością głosów. Większość zawsze ma rację.
Prawdę rozumie najpierw jednostka, a większość osiąga ją dużo później.
Skoro tak to się odbywa, to po co demokracja, referenda?
Są potrzebne jako amortyzatory do złagodzenia ostrych wstrząsów. Kiedy amortyzatory nie zadziałają, wybucha rewolucja. Okres rewolucji zawsze jest ciężki dla "większości".
Ale święto ogrodników nie jest rewolucją, więc co złego może przynieść "większości"?
Takie święto - to ślicznie. Jest potrzebne, naprawdę potrzebne. Należy je zorganizować jak najszybciej. Będę szybko nad tym myśleć.
Chętnie ci pomogę. Wiem lepiej, za jakie sznurki naj efektywniej pociągnąć w naszym życiu. W gazecie... Chyba nie... W książce twojej opiszę ogrodników i poproszę ludzi, aby wysłali do rządu i parlamentu telegra­my: "Uprzejmie proszę ufundować Święto Ogrodnika i Święto Ziemi". Ale kiedy? Którego dnia?
23 lipca.
Dlaczego 23?
Dzień jest odpowiedni. Do tego jeszcze to dzień twoich urodzin, ponieważ twoja jest ta wspaniała idea.
Dobrze. Niech ludzie piszą w telegramach: ,,23 lipca ustanówcie Świętem Ogrodnika i Świętem Całej Zie­mi". W tym momencie, kiedy w rządzie i parlamencie zaczną czytać i zastanawiać się, dlaczego ludzie ślą ta­kie telegramy, rąbnij swoim promyczkiem! Dla lepszego efektu.
Rąbnę! Z całej siły rąbnę!... I pojawi się jaskrawe i wspaniałe święto. Wszyscy ludzie będą się cieszyć i całej Ziemi będzie wesoło.
Dlaczego wszyscy powinni się cieszyć? Przecież to święto tylko dla ogrodników - letników.
Należy uczynić, żeby wszyscy... Wszystkim powinno być cudownie. To święto pojawi się w Rosji. Następ­nie stanie się olśniewającym świętem na Planecie - Świętem Duszy.
Jak to się odbędzie pierwszy raz w Rosji? Przecież nikt nie wie, jak je świętować.
Serce podpowie, co w tym dniu należy robić. Właściwie zaraz go wymodeluję.
Następnie Anastazja zaczęła opowiadać, dokładnie artykułując każdą głoskę. Mówiła szybko i z natchnie­niem! Niezwykły był rytm mowy, budowa zdań, ich wymowa:
Niech w ten dzień wszyscy obudzą się o świcie! Niech wszyscy ludzie rodzinami, z przyjaciółmi i pojedyn­czo do Ziemi przyjdą, staną na niej boso. Ci, którzy mają swoje małe działeczki, gdzie hodują płody, mają przywitać pierwszy promień słońca wśród swoich roślin, dotknąć rękami każdej ich odmiany. Gdy wzejdzie słoneczko, niech jagody, po jednej z każdej odmiany, urwą i zjedzą. Później już nie powinni niczego jeść aż do obiadu. Do południa zrobią porządki na działkach. Niech każdy pomyśli o życiu, w czym jest radość i w czym jego przeznaczenie. Bliskich i przyjaciół niech wspomną z miłością. Pomyślą, dlaczego rosną ich rośliny iwczym ich przeznaczenie. Każdy do południa powinien mieć chociaż jedną godzinę dla siebie. Nieważne, gdzie i jak, ale obowiązkowo pobyć w odosobnieniu. Chociaż jedną godzinę spróbować w siebie popatrzeć. W południe, na obiad, niech przyjdzie cała rodzina - bliska i daleka. Obiad powinno się przygotować z tego, co ziemia urodziła na ten czas. Każdy to na stół postawi, co zechce serce i Dusza. Z miłością popatrzą sobie w oczy wszyscy członkowie rodziny. Stół niech błogosławi najstarszy razem z najmłodszym. Przy nim niech się toczy spokojna biesiada. O dobrym powinna być rozmowa. O każdym, kto jest obok. Niezwykle wyraźne stały się obrazy opisane przez Anastazję. Sam czułem się jak siedzący przy stole, obok ludzi. Zachwycony opisem święta, uwierzyłem w nie, jakbym już w tym uczestniczył, dodałem:
-	Należy pierwszy toast wygłosić przed obiadem. Podnieście kielichy, wypijemy za Ziemię, za Miłość. Wydawało mi się, jakbym trzymał już kieliszek w ręce.
Władimirze, nie życzę sobie na stole alkoholowej trucizny. Z moich rąk zniknął kieliszek i cały obraz świę­ta przepadł.
Anastazjo, przestań, nie psuj święta.
No cóż, jeżeli chcesz, niech na stole będzie wino zjagód. Należy je pić małymi łyczkami.
Dobrze, niech będzie wino. Żeby od razu nie zmieniać przyzwyczajeń. Co będziemy robić po obiedzie?
Wszyscy ludzie wrócą do miast. Zebrane na działeczkach płody powiozą w koszykach i ugoszczą tych, którzy ich nie mają. Wszyscy się cieszą. Widzisz? Ci, co otrzymują, i ci, co dają. O, tyle pozytywnych emocji... Popatrz, mały chłopczyk niesie pomidory, lecz nie ma komu dać, bo wszyscy już coś dostali. Jest rozżalony...
Nagle znalazł! Widzisz, poczęstował pomidorem kobietę. Ucieszył się, a kobieta się rozczuliła. W tym dniu pa­nuje ogrom pozytywnych emocji, one zwyciężają wiele chorób. Te choroby, co prorokowały śmierć, i te, któ­rych przez lata nie można było się pozbyć - wszystkie zginą. Lekko czy nieuleczalnie chorzy wyjdą w tym dniu witać potok ludzi wracających z działek. Promienie miłości, życzliwości i przywiezione płody wyleczą, zwycię­żą choroby. Popatrz, popatrz! Dworzec. Potok ludzi z kolorowymi koszykami. Patrz, jak świecą się pokojem i życzliwością oczy ludzi. Anastazja jak gdyby świeciła się, uduchowiona ideą święta. Jej oczy niezwykle błyszczały radością, jakby migotały i iskrzyły niebieskawym światłem. Mimika twarzy często się zmieniała, ale za każdym razem odcieniami radosnych niuansów, odzwierciedlających burzliwy potok obrazów wielkiego święta zrodzonych w jej głowie. Nagle zamilkła, zgięła nogę w kolanie, prawą rękę podniosła do góry, odbiła się od ziemi i wzniosła się jak strzała, doskoczyła prawie do pierwszych sęków Cedru. Kiedy wylądowała na ziemi, machnęła ręką, klasnęła i polanę pokryło niebieskie światło. Wtedy wszystko, co powiedziała .
Anastazja, jakby echem powtórzyła każda mała trawka i robaczki, i każdy wielki Cedr. Frazy wymówione przez Anastazję jakby wzmocniła niewidzialna potęga. Mowa nie była głośna, ale miałem wrażenie, że słyszę ją każdą żyłką nieobjętego Wszechświata. Dodawałem też swoje frazy, bo nie mogłem się powstrzymać, kie­dy zaczęła wypowiadać:
Do Rosji w tym dniu przyjadą goście! Wszyscy Atlanci, kiedykolwiek urodzeni na Ziemi! Jak synowie mar­notrawni wrócą. W całej Rosji w tym dniu ludzie obudzą się przed zorzą. Niech cały dzień struny harfy Wszechświata brzmią melodią szczęśliwą. Wszyscy bardowie niech na ulicach i podwórkach grają na gita­rach. A ten, kto już za stary, niech w tym dniu poczuje się bardzo młody, jak wiele, wiele lat temu.
Czy ja też będę młody?
My też, Władimirze, będziemy młodzi, takjak ludzie będą młodzi za pierwszym razem. Starsi napiszą dzieciom listy. Wszystkie dzieci swoim rodzicom. Maluchy, robiąc swój pierwszy krok, niech sobie wejdą w ten świat radosny i szczęśliwy. W tym dniu dzieci nic nie zasmuci. Niech dorośli na równi będą z nimi. Bogowie wszystkich zejdą na Ziemię. W tym dniu Bogowie wszystkich niech przemienią się w postaci proste. Wtedy JEDYNY BÓG Wszechświata będzie szczęśliwy. Tak, bądź szczęśliwy w ten dzień. Miłością pałającej Ziemi!
Anastazja, zachwycona obrazem święta, krążyła po polanie jakby w tańcu, uduchawiając więcej i coraz więcej.
Stój, stój! - krzyknąłem, uświadamiając sobie nagle powagę, z jaką odbierała święto.
Przecież jej mowa jest niezwykłą wymową wyrazów. Zrozumiałem, że modeluje fabułę każdym swoim sło­wem i dziwną bu...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin