Cyryl - Przeganiacz Złych Snów(1).doc

(38 KB) Pobierz
Cyryl – Przeganiasz Złych Snów

                 Cyryl – Przeganiasz Złych Snów

 

    Piotruś najbardziej na świecie nie lubił nocy. Wieczorami długo zwlekał z pójściem do łóżeczka, a kiedy w końcu już tam się znalazł, rodzice wciąż słyszeli te same słowa chłopca:

- Mamusiu, zostaw na noc włączoną lampkę! Tatusiu, nie idźcie spać, zanim ja nie zasnę!

   Tak naprawdę Piotruś sam dokładnie nie wiedział, czego się boi, ale od dłuższego czasu śniły mu się jakieś okropne koszmary, o których myślał nawet w ciągu dnia. Nakrywał się więc kołdrą tak, że nawet czubka nosa nie było spod niej widać i marzył tylko o tym,  aby noc jak najszybciej się skończyła.

    Pewnego dnia tatuś wracając z pracy wstąpił do domu handlowego i kupił tam dużego, pluszowego misia. To nie był taki zwyczajny miś – na głowie miał przekrzywioną zawadiacko na bok  czapkę, ubrany był w pikowaną kamizelkę, a w jego czarnych oczkach z plastiku błyskały jakieś wesołe ogniki.

- Piotrusiu – powiedział tata – To jest Przeganiasz Złych Snów. Od tej pory nie musisz już bać się ani nocy, ani koszmarów, bo ten dzielny  miś obroni cię przed najgorszymi sennymi marami.

- Czy jesteś pewny, tatusiu, że on da sobie z nimi radę? - zapytał z niedowierzaniem  Piotruś.

- Oczywiście – pokiwał głową tatuś – Możesz być spokojny.

   Tego wieczoru Piotruś położył Przeganiacza Złych Snów na poduszeczce w swoim łóżeczku, ale nie pozwolił mamie zgasić lampki. Nie był ostatecznie przekonany co do skuteczności obrony swego nowego przyjaciela.

   Kiedy wreszcie zasnął, śniło mu się, że idzie przez wielki gęsty las, a z każdym jego krokiem drzewa stają się wyższe, potężniejsze, kołyszą się w jedną i drugą stronę, jakby chciały go stąd przegonić. Piotruś szedł coraz szybciej i szybciej, niemal biegł, ale las stawał się coraz ciemniejszy i straszniejszy. Nagle zza drzew wyłoniło się stado wilków. Patrzyły na chłopca ze złością i warczały tak okropnie, że Piotruś stanął w miejscu jak wryty.

- Ratunku! – wyszeptał resztkami sił i wtedy poczuł na swoim ramieniu silne dotknięcie.

   Obejrzał się za siebie i ze zdumieniem ujrzał swego pluszowego przyjaciel, tylko o wiele większego niż był w rzeczywistości. Miś wyglądalł teraz bardzo groźnie.

- Co tu się dzieje?! – krzyknął grubym basem, a rozwścieczone wilki zaskomliły, opuściły głowy i za chwilę zamiast groźnego, dzikiego stada Piotruś ujrzał przed sobą kilka niegroźnych szczeniaczków.

- Chciałyśmy się tylko pobawić… - zapiszczał jeden z nich.

- Natychmiast wracajcie do swojej mamy! – rozkazał pluszowy miś, a szczeniaczki podkuliły ogonki i uciekły w głąb lasu, który teraz okazał się tylko sosnowym młodnikiem.

- Jestem Cyryl – Przeganiasz Złych Snów – przedstawił się Piotrusiowi pluszowy miś – Chyba te niesforne kundelki nie przeraziły cię aż tak bardzo?

- A więc to prawda – wybąkał chłopiec, przyglądając się pluszowemu miśkowi z niedowierzaniem – Więc tatuś mówił prawdę, ty naprawdę istniejesz!

- Nie rozumiem, dlaczego tatuś miałby cię okłamywać?! Czy kiedykolwiek mu się to zdarzyło?

- No nie, przyznał chłopiec – Ale tata sam często powtarza, że nie ma ludzi, którzy nigdy się nie mylą. Myślałem, że tatuś tylko tak żartuje z tym przeganianiem złych snów….

- Ale chyba zmieniłeś zdanie – roześmiał się Cyryl – Bo jak nie, to możesz mnie uszczypnąć i upewnić się, że naprawdę istnieję…

- Nie, to nie jest konieczne – zmieszał się Piotruś – Ale powiedz mi, jak to się stało, że te groźne wilki zamieniły się w milusie szczeniaczki…

   Cyryl zamyślił się przez chwilę, potem podrapał swą dużą łapką w pluszową głowę i odparł:

- Widzisz, sprawa jest bardzo prosta, jeśli śni się coś strasznego, wystarczy, że klaśniesz trzy razy w dłonie i powiesz: „ Precz odjedźcie strachy moje, już się wcale was nie boję!”

- Naprawdę, tylko tyle… - Piotruś nie mógł uwierzyć własnym uszom.

  Cyryl poklepał go po ramieniu:

- Zapraszam cię na wspólną wędrówkę, w czasie której będziesz mógł sam się o ty przekonać. To co, idziemy?

- Idziemy! – wesoło odparł chłopiec i poszli przed siebie.

   Minęli młode sosenki, niskie świerczki i wyszli na rozległą polanę. Z każdym krokiem jednak zaczynała ich spowijać coraz gęstsza mgła.

- Jakoś tu straszno – wyszeptał Piotruś – Może nie powinniśmy iść dalej…

- Pamiętasz, co ci przed chwilą powiedziałem? – upomniał go Cyryl.

   Oczywiście, że pamiętał, ale trudno było zachować zimną krew, kiedy ogarniał chłopca coraz większy strach. Nagle coś przemknęło w jedną, potem w drugą stronę, gdzieś nad głową Piotrusia. Chłopiec rozejrzał się dookoła i przerażony ujrzał wszędzie mnóstwo przeraźliwie białych, przezroczystych niemal duchów, a oprócz tego jakieś straszliwe mary i zmory próbowały opleść go swymi wykrzywionymi paluchami. Mało brakowało, a krzyknąłby i uciekł ile sił w nogach, ale tym razem wiedział, że nie jest sam.

- Już pora, Piotrusiu, żebyś się przekonał, że sam dasz radę tym wszystkim strachom – zawołał Cyryl.

   Chłopiec zatrzymał się, klasnął trzy razy i głośno zawołał:

- Precz odejdźcie strachy moje, już się wcale was nie boję!

   I zaklęcie natychmiast zadziałało: duchy, zmory i mary zamieniły się w różnobarwne motyle, a mgła rozpłynęła się w powietrzu tak szybko, jak się pojawiła. Piotruś odetchnął z ulgą i z uznaniem popatrzył na Cyryla. Pluszowy miś mrugnął do niego porozumiewawczo okiem i poszli dalej.

   Minęli polanę, potem łąkę i wyszli na drogę, która prowadziła do mrocznego, otoczonego wysokim murem zamczyska.

- Czy koniecznie musimy odwiedzać mieszkańców tego zamku? – zapytał Piotruś z nadzieją w głosie.

- Przecież doskonale sobie radzisz, więc czego się obawiasz? – zdziwił się Cyryl.

   Podeszli do mosiężnej bramy i zastukali kilka razy metalową kołatką w kształcie tygrysiej głowy. Zamiast odpowiedzi zobaczyli wynurzające się zza muru dwie czarne smocze głowy ziejące ogniem, a w okienku nad bramą ukazał a się szkaradna głowa czarownicy. Zanim ta zdążyła cokolwiek powiedzieć Piotruś znowu klasnął trzy razy i powtórzył :

- Precz odejdźcie strachy moje, już się wcale was nie boję!

   Znikną ł mroczny zamek, a na jego miejscu stała drewniana chatka, otoczona kolorowym płotem, po którym spacerowały dwa czarne koty z białymi łatkami na brzuszkach. Otworzyła się furtka, a tuż za nią stała staruszka – sympatyczna pani, która bardzo przypominała panią z kiosku a gazetami, w którym zawsze tatuś Piotrusia robił poranne zakupy. Uśmiechnęła się serdecznie widząc gości i powiedziała:

- Właśnie nastawiłam czajnik z wodą. Zapraszam na herbatkę i ciasteczka kokosowe!

   Ciasteczka kokosowe to ulubiony przysmak Piotrusia, więc rad skorzystał z zaproszenia, szczególnie, że domek staruszki był tak samo miły i przyjazny, jak jego właścicielka. Usiedli w wiklinowych fotelach, popijali gorącą herbatkę, zajadali kokosowe ciasteczka i słuchali zabawnych opowieści gospodyni domu. Wreszcie Cyryl poklepał Piotrusia po ramieniu:

- Czas już na nas, Piotrusiu, musimy wracać.

   Ale Piotruś wcale nie miał ochoty opuszczać tego przytulnego dom ku i sympatycznej staruszki.

- Jeszcze trochę, Cyrylu…- poprosił.

   Ale Cyryl nie ustępował, leciutko szarpnął go za ramię i powtórzył:

- Piotrusiu, już pora!

   Piotruś otworzył oczy. Zobaczył nad sobą mamusię, która leciutko trącał go za ramię i powtarzała:

- Piotrusiu, już czas, musisz wstawać!

  Piotruś przetarł oczy i usiadł na łóżeczku;

- Wiesz, mamusiu – powiedział nieco jeszcze zaspanym głosem – Już nie musicie zostawiać światła w moim pokoju na noc, ani czekać, dopóki zasnę. Jestem już duży i niczego się nie boję!

  Chłopiec popatrzył na Cyryla, który leżał obok jego poduszeczki i może mu się wydawało, a może naprawdę pluszowy miś mrugnął do niego porozumiewawczo.

 

Elżbieta Janikowska

1

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin