15.Taja piętnasta - MIĘDZY BOGAMI.docx

(3719 KB) Pobierz

 

 

TAJA PIęTNASTA

 

 

 

 

MIęDZY BOGAMI

 

 

 

 

 

 

WEDŁUG TOBLACZY KĄCINY JAROWITA W JERYNIU POŁABSKIM1, ŻERCÓW

ŚWIĘTEGO KOPCA PUŁTUSKIEGO2 I INNYCH KĄCIN WSZEJ

SŁOWIAŃSZCZYZNY

 

 

 

 

 

 

 



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



O RUNACH, SIMACH, WODACH I PODAGŻYKU

 

ojna o Krąg się skończyła, lecz przeróżne starcia i utarczki między bogami, jak to zwykle w życiu bywa, nie ustały. Od czasu do czasu wybuchały nowe spory, chociaż nie tak poważne, jak podczas owych pamiętnych bitew. Perun i Prowe powołani byli je rozsądzać. Cóż jednak było począć, kiedy sam Perun uwikłał się w jakąś potyczkę?

 

Trudno powiedzieć, skąd to się bierze, że bogów ogniowych z Wysokiego Nieba tak ciągnie do Ziemi. Najpierw Swarogowa córa, Watra, skryła się w brzuchu Siemi zaraz po narodzeniu i tam chciała na wieki pozostać, potem Zorza zdradziwszy Perunica z Księżycem-Chorsińcem, została strącona w Podziemia, gdzie ją więzi Skalnik, jeszcze później świetlista Denga uciekła z Welesem w Podziemie i Nawie w dzień swojego ślubu z tymże Perunicem. Perun też rozgląda się za Siemią łakomie. Podobno dzieje się tak od czasu, kiedy mu Sim zrobił kamienną błyskawicę, a nie mogąc z miękkości serca samemu rozciąć brzucha swej małżonki, dozwolił, by on to uczynił. Powiadają, że Perun z tego powodu tak Matkę Ziemię nagabuje, że niczego piękniejszego nad jej krągłe brzuszysko nie widział. Inni znów całkiem odmiennie przedstawiają tę rzecz. Ci przysięgają na wszystkie święte kamienie Ziemi, że dawno, dawno temu Sim uwiódł Perperunę, a jej mąż dla wyrównania krzywd na Matkę Ziemię się zawziął.

 

PERPERUNA I SIM

 

W Perperunie niełatwo wzbudzić podziw, ale kiedy się to już stanie, potrafi być zadziwiająco wytrwała w swoich uczuciach. Tak podobno było właśnie z Simem. Lecz jeśli jej pożądliwość skierowała się ku Władcy Gór, jakaż w tym jego wina? Skąd wróżda Perunowa? Cała ta zaplątana sprawa między Runami i Ziemami rozpoczyna się od owego nieszczęsnego cięcia pełnej płodu Matki Ziemi. Narzędzie wykute ręką Sima wzbudziło ponoć w Perperunie taki zachwyt, że się jej żądza ku przedmiotowi, jak to bywa częstymi razy, przeniosła na wytworzyciela onego cudu. Niepomna, że czyją inną jest małżonką, wciągnęła Sima na Wysokie Niebo i tam się z nim złączyła. Nie była przy tym ostrożna. Perun zobaczył splecioną w miłosnym uścisku parę, dosiadł skrzystego żubra, którego miał za wierzchowca, i popędził jak błyskawica ku niczego nie podejrzewającym kochankom. Tedy przyłapał ich na gorącym uczynku i był w prawie ukarać żonę ścięciem głowy, a kradziejowi oberżnąć przyrodzenie. Być w prawie, a móc owo prawo wykonać, to dwie różne rzeczy. Oto bowiem kamienna błyskawica zawiodła w jego ręku i mimo iż nią celnie uderzał, schodziła na bok, chybiając celu. Nie chciała ranić tego, który ją własną ręką ukształcił. Tedy Sim zdążył się z kochanką rozłączyć i pełen wstydu uciekł czym prędzej na dół, jak najdalej od niej. Perun zagroził obojgu, że jeśli ich jeszcze raz przyłapie, to zrobi to, co powinien, ręka mu nie zadrży. Perperuna przyrzekła mu wierność, ale jak to kobieta, nie potrafiła zapomnieć o swoim niespełnionym zauroczeniu. Toteż spotyka się potajemnie z Simem, a czyni to w wysokich górach, okrywając się chmurną chustą. A tak się zrobiła ostrożna, że ciąga wtedy zawsze ze sobą Podagżyka, który jest nie tylko boskim Posłańcem, ale i Panem Mgieł. Perperuna stawia też na czatach Śląkwę. Śląkwa na wszystko się godzi w zamian za obietnicę pożyczenia od Pani Burzy którejś z chmurnych sukien. Podagżyk rozsnuwa szarą opończę, by nie było znikąd widać, co też tych dwoje czyni. Perun, choć podejrzewa owe schadzki, omija miejsca spotkań Perperuny z Simem. Mówią, że to dlatego właśnie, kiedy jest mgła, nie ma burzy z piorunami. Mówią też, że Perun boi się pojedynku z Simem. Czasami jednak, aby tych dwoje nie czuło się całkiem bezkarnie, rozpędza ich. Żeby zaś ostrzec o swoim nadejściu, bo sam nie ma pewności, czy go znów błyskawica nie ośmieszy chybiając owej zdradzieckiej pary, tupie straszliwie. Wtedy się grzmoty rozlegają po górach i niosą pomianem głośnym wśród skał. Potem dla większej pewności wysyła jeszcze Pogwizda, syna Strzybożego — ten rozwiewa mocnym duciem opary. Wtedy dopiero Pan Gromu nadchodzi w pełnej krasie, ciskając gniewne, świetliste spojrzenia. Perperuna wyłania się zaraz spomiędzy turni i udaje, że niby to wybrała się ze Śląkwą na przechadzkę. Wtedy przychodzi między nimi do kłótni, bo on jej tłumaczeniom nie wierzy. Rzuca za swoją niewierną małżonką błyskawicami, a ta uchodzi jak niepyszna, zasłaniając się Śląkwą. Powiadają, że z bezsilnej złości Perun tłucze w górskie szczyty i turnie kamienną srebrobłyskawicą.

 

Dlatego zawsze grzmoty poprzedzają burzę, wicher pojawia się przed błyskaniem i biciem piorunów, na sam koniec zaś spada deszcz i rozpętuje się prawdziwie burzliwa nawałnica.

 

Inni powiadają, że Perun rozciął od jednego zamachu tych dwoje od siebie i dlatego się rozlecieli w różne katy, jedno na górę, a drugie do dołu. Ale nie jest pewne, czy to prawda, bo przecież Sim miał jeszcze później niejeden raz dzieci. Mówią też, że gdyby nie owa pechowa pierwsza schadzka. Niebo i Ziemia byłyby na zawsze złączone razem. Za Niskim Niebem, wykutym przez Swaroga i Sołów, jest jednak Niebo Wysokie, które według wielu kącin i świętych żerców jest uczynione z kamienia. Ma ono być wspólnym dziełem Sima i Perperuny, a także, ponoć podkochującego się w bogini Burzy, Dziwienia-Kupały. To niebo zwą Kopułą Niebieską, w odróżnieniu od Sklepienia Niebieskiego, czyli Nieba Niskiego. Wszystkimi Niebiosami, całym Niebem, włada jednak Daboga.

 

CIOSNO I OBIŁA

 

Syn Runów. Ciosno-Turupit, długi czas nachodził Obiłę, kiedy jeszcze była wolna i nie wiedziała, czym będzie władać. Nie chciała mu za bardzo ulec, bo jej się najbardziej ze wszystkich bogów podobał Rgiełc. Dozwalała też Rgiełcowi na potajemne zbliżenia. Z ich związku narodziła się strzegąca później Konopnych Zagonów Konopielka. Obiła za wszelką cenę chciała zdobyć dla siebie część niw do władania. Uparcie walczyła o swój skrawek zarówno z Ziemiennikiem, jak i z własnym ojcem, Simem. Również Wodowie nie bardzo chcieli ją wpuścić w swoje niwy, zwłaszcza że zamierzyła odebrać Wądzie ytkowodzia i Bagniska. Ponieważ Rgielc nie chciał jej pomóc, w końcu przestała mu ulegać. Wtedy przyszedł czas Ciosna. Ciosno w dzielnych pojedynkach pokonał Ziemiennika, Skoła-Skalnika i Wełma. Sim nie chciał przeciw niemu stawać i tym sposobem Obiła otrzymała swoje miejsce pomiędzy bogami. Tych dwoje tak się polubiło, że stali się najwierniejszą z par welańskich, wzorem ładności małżeńskiej. Nigdy się nie zdradzają, zawsze starają się być razem. Jak powiadają kapłani z gromady Mudrów załabskich, im częściej Ciosno przeorywa Obilę swoją samowracającą siekierką, tym dostatniejsze pożytki ona z siebie wyraja. Niektórzy dodają jednak, że nie jest do końca tak doskonale między nimi, bo po cichu, na boku, wciąż Obiła ulega Rgiełcowi. Może tak jest, a może nie, ale jakkolwiek by było, świat ma wiele pożytku ze związku Obiły z Rgiełcem.

 

RUNOWIE I WODOWIE

 

Starzy Runowie pałają również niesłabnącą namiętnością do Wodów. Wodyca jest wszak córką Matki Ziemi, Wodo-Wełma i Peruna. Perperuna często bywa w podmorskim zamyku Wełma i w tynie Wodów na welańskim ytkowodziu. Zazdrosny Perun musi ją i stamtąd często przywoływać, uderzając swoją błyskawicą w powierzchnię wód. I tutaj Perperunę osłania przed mężem Podagżyk, rozsnuwający mgliste opary. Towarzyszy jej także Śląkwa, a o przybyciu Peruna uprzedza Pogwizd targający owe zasłony nadwodnej ćmicy.

 

JAK ŁYSOCZASZKI PORENUT PORWAŁ ROSZĘ

 

Rosza lubiła się przechadzać samotnie po łąkach i polach niebieskich, po zagonach i sadach w niwie welańskiej Sporów. Siadała pod złotymi jabłoniami i z grusz zrywała złote owoce. Karmiła złotymi gruszkami niebieskie owieczki i barany, zbierała kwiaty po pastwiskach wołosowego gawęda-bydełka i plotła wianeczki dla krów skrzystych, które nimi stroiła. Odkąd tylko przyszła na świat, wielki i straszny Porenut o łysej czaszce przyglądał się bacznie bogini i pragnął jej. Z każdą chwilą długiego patrzenia coraz bardziej mu się widziała, gładka i wiotka, rumiana na licu, świeża niczym poranek. Ale śmiali się z jego miłości bracia Runowie prawiąc mu, że pierw Czarnogłów do tanów weźmie pramać Białobogę, niż Rosza stanie się żoną albo też kochanką takiego ponuraka i mrukliwca jak Łysk. Nie słuchał ich i coraz bardziej łakomie ku Roszy spozierał. Widziała to Śrecza, matka bogini i mówiła jej, by sama nie chadzała, bo ją kto jeszcze porwie, ale lekkomyślna Rosza nie przywiązywała wagi do słowa matki. Kto matki nie słucha, ten słucha psiej skóry. Tak też było i z Roszą. Któregoś razu zaszła do boru Leszy-Borany i zapuściła się między sosny zbierać czarne borówki. Po chwili miała pełny kosz, a do tego czerwone brusznice, a też niejeden, wielki jak pół człeka, borowik niebiański. Wypatrzył ją tam Łysk i zaszedłszy od tylu napadł szybkim szusem, a tak był gwałtowny, że nawet nie pisnęła z wielkiego przestrachu. Porwał ja na skrzydlatego wierzchowca Srebrza, którego od Makosza-Dodola pożyczył i poniósł wysoko, a potem w tajemnym zamyku między gwiazdami zamknął. Rosza tak się przeraziła, że nic innego nie robiła, tylko płakała całymi dniami.

 

Kiedy córka nie wróciła do dworu, zaniepokojona Śrecza wysłała męża na poszukiwanie. a z nim ruszył Wołos. W borze znaleźli rozrzucony koszyk z brusznicą i kwieciem, a też wianek Roszy podeptany, do strumienia ciśnięty. Zapłakał Spor nad dolą córki, bo mu drzewa wyszeptały, co tu się stało, a krzew świętej borówki drogę usłużnie wskazywał, odsłoniwszy ślady wierzchowca z roztropem3 na kopytach. Pobieżali z Wołosem pod tyn Perunowy. Tu jednak Łyska nie było i nie było Roszy, a Perunic i Ciosno nie posiadali się ze zdziwienia, słysząc opowieść Spora. Nie znaleźli córki. Ze skargą poszli Spor i Wołos na Równię, gdzie u ogniska Perun ze Swarogiem sączyli soł i miodnicę — boskie napoje. Nic nie dało się zrobić, takie prawo boże, kto porwał dziewkę, ten ją miał.

 

Daleka droga do zamyku gwiezdnego wiodła, za Słoneczną Wodę, przez Mosty Różane, przez Złotą Rzekę, przez Mosty Żytnie i Mosty Lodowe, przez Kwiecistą Rzekę. Nikt się nie domyślał, gdzie Łysk swój świetlisty zamyk ukrył, a w nim narzeczoną. Cóż jej było począć. Na gospodarstwie została, we wszystkim go słuchała, posłuszną była, tylko płakała, gdy w jednym z trzech źródeł, na grążelu stojąc, białe statki myła. Aż któregoś wieczora, kiedy usnął nieborak, klucz mu z szyi zdjęła, dźwierze odemknęła i wybiegła. Przebiegła przez Most Czerwony, na pączku Lilii przepłynęła Rzekę Kwiecistą, na garści złota Rzekę Złotą, a w Złotej Kołysce przepłynęła Słoneczną Wodę, przebiegła po Różanym Moście do dworu rodzinnego, stópkami zdrożonymi czyniąc krwawe ślady. Powitali ją Śrecza zalana łzami i Spor stary, i Wołos jej brat, i Rada Zboża, siostra rodzona. Ale zaraz smutek zagościł w sercach wszystkich, bo wszak porwana została i posiadł ją Łysk, więc ślub został spełniony, małżeństwo zawarte. Rosza rzuciła się do nóg ojca prosząc, by ją bronił, bo za nic z żadnym nie chce być mężem i nigdy nie będzie. Lecz Spor musiał jej odmówić. Wybiegła ze dworu, a Łysk już blisko, tętent Srebrza było słychać na ostatnim moście. Rzuciła się Rosza w Naw, w Otchłań, w Jezioro Martwe, nazywane Morzem, gdzie Wełm-Wodo, drugi jej ojciec rodzony, na dnie swój pałac miał, w którym siedział. Tu znalazła schronienie. Wodo powiedział, że jej nie odda, a kto chce prawo boże szanować bardziej niż szczęście własnego dziecka, niech tu przyjdzie pierwszy i targnie się na nich siłą. Łysk stanął u brzegu Morza na koniu spienionym, a zły był okrutnie i gotów zabić każdego. Zanurzył się po pas, lecz go Utopce otoczyły, Toplice nogi koniowi spętały, Wodnice za grzywę i ogon go szarpały. Nie odważył się wejść głębiej. Srebrzowi wierzchowcowi kazał wodę pić. Srebrz pił, pił i pił. I prawie całą wypił, już dachy kryształowe pałacu Wełma było widać, ale nagle pękł i wody się z niego na Powrót do Morza wylały. Musiał Łysk, jak niepyszny, odstąpić.

 

Rosza już nigdy do niego nie wróciła, a takiego nabrała wstrętu do mężczyzn, że tylko z boginiami i boginkami przebywa. A kiedy wychodzi na przechadzkę z dworu Sporów albo Wadów, to tylko w towarzystwie Pogody i zawsze się dolin trzyma, zawsze blisko brzegów rzek i jezior chadza, po wilgnych łąkach. A najczęściej można ją spotkać po zachodzie słońca albo o świcie różowym, chodząc zaś wciąż popłakuje na wspomnienie tamtego strasznego porwania i skrapia swoimi łzami bogato trawę i kwiatki łąkowe.

 

Od tamtego czasu Rosza jest też nazywana Matką Panien, Panią Robótną i Opiekunką Kobiet.

 

ZA CO SIM UDERZYŁ BOŻEBOGA

 

Kiedy Zerywanie spadli z Weli w Kolibę, znaleźli się w bardzo trudnym położeniu. Nie przywykli do trudów, zdobywania pożywienia i innych niedogodności; nie wiedzieli, co począć. Głód i chłód zajrzał im prosto w oczy. Bogowie jęli się tedy zastanawiać, jak im pomóc. Nie brakło wśród nich głosów, że w ogóle nie należy ludziom pomagać, bo są zarozumiali i pyszni, a skoro tak, niech sobie radzą sami. Ponieważ Koliba leżała wysoko w górach, najzajadlejszym przeciwnikiem ludzi stał się Sim. Od razu bowiem zaczęli zakłócać spokój turni, połonin i górskich żlebów. Doszło do wymiany zdań, która przeciągnęła się w dłuższą rozmowę. Zdania byty podzielone, rozmowa trwała i trwała, a ludzie tymczasem ginęli jak muchy. W końcu Bożebóg zezłościł się okrutnie, bo mu zależało na tym, żeby ludzie zaczęli na Ziemi gospodarzyć i żeby rządzili się sami. Bożebóg postanowił zejść na Ziemię i sam dać ludziom to i owo na przetrwanie. Przybrał ludzką powłokę i zjawił się w wysokich górach kolibańskich. Ogarnął piękny widok, westchnął z troską i zaczął schodzić w dolinę. Kiedy już się zbliżał do siół pierwszych Zerywanów, niespodziewanie drogę zastąpił mu Sim. Sim przekonywał Bożeboga, że nie trzeba pomagać ludziom, że sami sobie poradzą, a jeśli nie, to znaczy, iż nie są godni Pędzić żywota ani na Ziemi, ani gdziekolwiek indziej. Bożebóg nie chciał jednak ustąpić. Przyszło do sprzeczki i szarpaniny. Kiedy Bożebóg odtrącił Sima i chciał przejść mimo niego, ten, rozeźlony do granic możliwości, uderzył Bożeboga swoją osełką-brusem prosto w czoło. Bożebóg upadł, a kiedy się ocknął, miał pośrodku czoła wielką ranę i zapomniał w ogóle, po co przyszedł. Słaniając się stanął z trudem na nogi i wsparł się o wierzbę, co rosła nad górską strugą. Rana wypełniła się ropą i zalęgło się w niej jakieś robactwo. Bożebóg wygarnął całe to paskudztwo i włożył do dziupli w pniu drzewa. Nie zszedł już w dolinę, był zbyt słaby, zawrócił na Welę. Wszystko, co się działo przy wierzbie, oglądał Rokita. Stanął na straży przy drzewie i go pilnował. Po jakimś czasie w dziupli wylęgły się pszczoły, a z nimi jeszcze inne owady. Rokita, który cały czas czuwał przy czerwieniu, został ich Panem. Sim bardzo się zawstydził swoim czynem i przyszedł zaraz przeprosić Bożeboga. Ten przypomniał sobie wtedy, o co poszło. Nie chciał przeprosin, tylko żeby Sim pomógł ludziom. Sim, żeby zadośćuczynić Bożebogowi, zaniósł Zerywanom na swoim brusie dwanaście wielgachnych jaj welańskich. Jaja spoczywały w dwunastu gniazdach, a każde z nich miało po siedem żółtek4. Przykazał ludziom, by raz w miesiącu rozbijali jedno jajo i spożywali je, a nie zaznają głodu. Powiedział im też, żeby zajrzeli do dziupli wierzbowej, a to, co tam znajdą, zmieszali z wodą i pili. Tak to jaja i miód stały się pierwszym ziemskim pokarmem Zerywanów, Bożebóg został uznany Opiekunem Ludzi, a Sim stał się ich mimowolnym wybawicielem. Wdzięczni ludzie poczęli też od wtedy nazywać Bożeboga Bożenkiem, Bożyczkiem i Panboskiem.

 

O PSZCZOŁACH ROKITY I OBICIU OBIŁUCHÓW

 

Kiedy się okazało, jak robotne są pszczoły i jaki wytwarzają przysmak, wielu chciało je posiąść. Obiła zażądała od Rokity, żeby oddał jej pszczoły, bo się wszak wylęgły w pniu wierzbowym, a wierzba, wiadomo, jest drzewem Simów. Rokita ani myślał się pozbywać swojego władztwa i potraktował ją bardzo niegrzecznie, nasłał na boginię chmarę komarów, które pokłuły ją tak paskudnie, że cała spuchła jak bania. Tego było już za wiele. Wzięła Obiła trzech swoich pomocników, bogunów Obiłuchów - oczana, Lędowana i Piłowicę5, i nakazała im bez pszczół Rokicinych nie wracać. A byli owi Obiłuchowie ogromniaści jako góry i mocarni secinę razy bardziej od Światogora. Piłowica miał paszczękę straszliwą z zębiskami jak u piły. Lędowan wygląd tak przerażający, że się krew lodem w żyłach na jego widok ścinała, a oczan miał wielkie głozna-oczyska, którymi wywracał w tę i wewtę, najodważniejszych wprawiając w przerażenie. Poszli tedy we trzech, a że byli nieco głupawi, bo Obiłuchy nie grzeszą mądrością i raczej są prostakami, zachowywali się buńczucznie i hałaśliwie. Szli, podśpiewywali i pokrzykiwali: Bij! Ubij! Zabij! Usłyszał ich Rokita z daleka, jak się zastanawiali, co też mu przetrącą najsamprzód, na którą stronę flaki wywalą i gdzie będzie musiał własnego zadka szukać po spotkaniu z nimi. Przeraził się okrutnie, bo mu się wcale nie uśmiechało, że mu w pyrdel6 nakopią. Pobiegł co koń wyskoczy do samego Sima prosić, by na córkę wpłynął, żeby jej do rozumu przemówił, bo przecież ten jest ojcem i matką, co przy poczęciu, noszeniu płodu i rodzeniu był. Ale Sim mu powiedział, że żadnego wpływu na Obiłę nie ma, nic jej kazać ani zakazać nie może, bo ona choć jest jego córką, to kiedy chce się od czego wymigać, wskazuje na przeciwne polecenia innych swoich ojców, z których każdy jest prawowity. Zmartwił się Rokita i już w duchu szykował na nierówną potyczkę z bogunami--olbrzymami, ale Sim go powstrzymał i wyszedł z innym pomysłem. Jemu też się nie podobała zaborczość Obiły, już i tak się rozpanoszyła wbrew jego woli w turniach i żlebach górskich, gdzie ją niemile widział, więc chciał ją ukrócić. Na dodatek miał wyrzuty, bo kiedy myślał o pszczołach, to mu od razu stawało przed oczami, jak Bożeboga brusem zdzielił w czoło. Kazał Rokicie szybko przywieść pszczoły ku sobie. Rokita zaraz to uczynił i Sim wykuł dla każdej z nich kamienne żądło i każdej owo żądło z tylu doprawił. A kiedy już były gotowe, polecił Rokicie, by bieżał do Chorzycy. Chorzyca w jad owe żądła zaopatrzyła, coby boleść od ubodzienia wzmóc. Kiedy nadeszli trzej chełpliwi pachołkowie Obiły, Rokita puścił na nich rój pszczeli, a ci uciekając w popłochu, kłuci raz po raz boleśnie, wpadli do dołu, gdzie ich jeszcze kijami obił.

 

Tak to pszczoły i inne owady pozostały na zawsze przy Rokicie. Od tamtego też czasu pszczoły mają żądło i są jadowite. Ale to ich żądło nie całkiem jest dobre (nie takie, jak na przykład u osy, która wiele razy może z niego korzystać), jest za ciężkie, bo z kamienia zrobione, a po ukłuciu wypada, pszczoła zaś używszy go, musi zginąć. Dlatego pszczoła nigdy bez powodu nie kąsa, a drażnienie pszczół i zmuszanie ich, by użyły żądła, jest największym występkiem przeciw bogu Rokicie, Władcy Owadów, synowi Pana Boru oraz przeciw całemu rodowi Wiłów-Kienów.

 

O WODACH, SPORZE I GOGOŁADZIE

 

Wąda była wściekła na swego męża Wodo-Wełma i Śrecz, żonę Sporową, że się spotykali, w następstwie czego Śrecza powiła Wadowi córkę - Roszę. Ale najbardziej była zła na Spora, który żony nigdy nie pilnował, chociaż mu nieraz mówiła, że z Wodem znika za często w Złotojabłkowym...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin