Ossendowski Antoni Ferdynand - Lenin.doc

(2939 KB) Pobierz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

F. A. OSSENDOWSKI

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

LENIN

WYDANIE TRZECIE


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tower Press 2000


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

1930

WYDAWNICTWO POLSKIE

R. WEGNERA

POZNAŃ


 

Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000


 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nareszcie!...


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PRZEDMOWA

DO TRZECIEGO WYDANIA.


Skończyły się dość nudne i jałowe debaty w sali paryskiego „Club du Faubourg”.

Pan Leo Poldes zamknął posiedzenie i publiczność szybko opuszczała lokal klubu.

Nie lubię tłumu i tłoku, więc wychodziłem na końcu.

Przypominając sobie treść mów i słuchając poszczególnych zdań, wypowiadanych przez

wychodzących gości „Faubourgu”, myślałem, że na bolączki życia współczesnego taki nie-

winny plasterek, jak ten krzykliwy i rozgadany klub, nie pomoże.

Słyszałem tu patetyczne, mocno trącające stęchlizną i naftaliną mowy hurra–patrjotów;

wijących się, jak węgorze, demokratów; odbitych jednym i tym samym sztampem, standarty-

zowanych, „made by Engel’s system” socjalistów, i brutalnych, arcy–grubjańsko myślących

członków komunizującej grupy „Clarté”, tworzących na poczekaniu teorje i hasła, i, – do-

prawdy, cała ta operetka budziła we mnie politowanie.

Teoretyczne roztrząsania zagadnień społecznych, pełne nieuleczalnej impotencji usiłowa-

nia wynalezienia ogólnej formuły dla „panaceum” poprawy życia ludzkości, ślepota, niewie-

dza istoty tego życia i jego chorej, bardzo chorej duszy, a obok plugawa demagogja, gdy to

szubrawe usta mówią więcej niż mieści w sobie ambitny, nieokiełznany mózg, mowy niko-

mu niepotrzebne, oddawna przebrzmiałe, zimne, urzędowo–partyjne, śliskie, nieuchwytne lub

wręcz kłamliwe, szantażem nakrapiane...

To też do „Faubourgu”, na owe słynne debaty nie przychodzą ani ci, którzy widzieli nagłą

klęskę nacjonalizmu i jego nieudane podrygi dla odzyskania dawnych placówek i wpływów,

ani ci, którzy rozumieją zmierzch rozpanoszonego demokratyzmu, ani też ci, którzy powta-

rzają sakramentalny frazes Lenina: „A dziś nie czas na to, żeby ludzi głaskać po głowie; dzi-

siaj ręce opadają ciężko, by strzaskać czaszki”...

Nie mają tu nic do roboty ci „obywatele” i „towarzysze” wśród tłumu papug, gadających,

zasłuchanych w potoczystość własnej mowy, tych czynnych lub przygotowujących się do czy-

nu, obecnych i przyszłych członków „głosującej czeladzi” parlamentarnej...

Elokwencja i dowcip, chociażby gallijski, nie zbudują nowych przyciesi świata i nie przy-

niosą na nowe podłoże zbutwiałego, zmurszałego, zżartego przez „grzyb gmachu życia wie-

ku, który już minął. Wskazówka zegara dziejowego tkwi jeszcze na ostatniej godzinie tego

okresu, lecz nikt nie pamięta, że gong już ją wydzwonił i że wskazówka lada sekunda prze-

skoczy na następną czarną kreskę, odbijając nową minutę... minutę p o...

I właśnie w tej chwili dotarłem do szatni.

 

 

3


 


 


 

 

 

Ktoś głośno wymówił moje nazwisko i kilku paryskich i genewskich znajomych otoczyło mnie.

Powitania, krzyżowe pytania, żarty i – wspólna wyprawa do „Cafe de la Paix”...

W pewnej chwili jeden z moich przyjaciół zawołał:

Ale, ale! Czytałem pańskiego „Lenina” po niemiecku! Mam wiele do pomówienia o tej

książce!

I ja czytałem! – dodał drugi.

W rezultacie okazało się, że wszyscy czterej znają tę pracę moją i jej cudaczne perypetje

w Italji, gdzie przez pewien czas tkwiła na indeksie, aż, przeczytali ją rozumni ludzie, no,

i dali dyspensę.

Zagraniczny inteligent jest człowiekiem naogół rycerskim i zawsze napadniętemu pokazu-

je broń, którą będzie z nim walczył. Z tego powodu moi znajomi najpierw sami wypowie-

dzieli swoje myśli, wątpliwości i zastrzeżenia.

Słuchałem uważnie, chociaż, coprawda, zbrzydło mi to oddawna.

Mego „Lenina” tak bardzo chwalono i tak gorąco ganiono!

Ba, jakiś ksiądz gardłował nawet za tem, aby tej książki nie dawać do czytania... dzieciom,

szkoda, że nie dodał: – „i księżom niewysokiego poziomu umysłowego”. Wtedy komplet do

intercyzy byłby w porządku i nie wspominałbym o tym „krytyku w sutannie”.

Doprawdy, mądrym człowiekiem był pewien rosyjski archirej riazański, o którym w swo-

ich pamiętnikach wspomina Zabłocki–Dziesiatowski. Ten biskup, widząc ciemnotę niektó-

rych duchownych, zabronił im objaśniać Ewangelję wieśniakom.

Posądził mnie ktoś o zbytnią „dobroduszność”, dobroduszność autora, który do kałamarza

nie dolewa cjanku potasu ani wybuchowej nitrogliceryny.

I inni też z udaną namiętnością lub zgoła nieuczciwą i śmieszną tendencyjnością (ze zna-

kiem prawego, lub lewego kierunku) wypowiadali zdania, po wysłuchaniu których pukałem

się w czoło i pytałem siebie: „Gdzie Rzym, gdzie Krym?”

Lenin – to mocarz, figura największa w świecie współczesnym, człowiek, rozpoczynają-

cy nową historję ludzkości! – mówił z patosem Francuz. – A pan uczynił z niego zwykłego

człowieka.”

No, bo przecież, Lenin jadł, pił, jak ten oto kelner, trochę kochał, oszukiwał, kłamał,

mylił się, cofał. Nie cofał się jedynie przed zbrodnią, lecz takich typów chyba nie nazywa

pan mocarzami, rozpoczynającymi nową historję ludzkości? – wtrąciłem.

Romain Rolland, Barbusse, Duhamel, Mann, Wells nazywają go wielkim reformatorem!

rzucił Francuz, zwycięsko patrząc na mnie.

Tak! – podtrzymał oponenta inny mój znajomy, Anglik. – Chociaż nie jestem, bynaj-

mniej, zwolennikiem Lenina i oburzałem się w swoim czasie na Lloyd–Georga, że nawiązał

on stosunki handlowe z Sowietami...

Muszę bronić pana Lloyd–Georga! – rzekłem. – Ten pan nikogo nie oszukiwał, ale po-

wiedział wprost: „Prowadzimy handel z kannibalami, dlaczegóż nie mielibyśmy handlować

z Rosją Lenina?” Anglja podziela logikę swego premjera i handluje nadal z ludożercami i so-

wietami!

No, tak! – odparł Anglik. – Ekonomiczna polityka nie zawsze toczy się po relsach mo-

ralnych przekonań, lecz chciałem powiedzieć, że, bądź co bądź, przedstawić Lenina, jako

zwykły wytwór rzeczywistości rosyjskiej, – to albo przesadna oryginalność, granicząca z zu-

chwałością, albo też – tendencyjność, sarkastyczny pamflet!


 

 

 

Ten obłąkany wampir, buntownik, płatny agent rewolucyjny w tak ciężkim okresie walki

omal nie zburzył podwalin ładu, kultury, dyscypliny i przemysłu Germanji, a pan z taką ob-

jektywnością, filozoficznym spokojem analizuje tego człowieka, nadaje mu cechy ludzkie, –

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin