Philipp Vandenberg - Spisek Faraonów.pdf

(1629 KB) Pobierz
Vandenberg Philipp
SPISEK FARAONÓW
POSZUKIWANIE ŚLADÓW
Egipską boginię miłości i radości Bastet z dawien dawna
nrzedsta wiano jako siedzącą kotkę.
Zlecenie numer 1723 w monachijskim Instytucie Hermesa
cenio nym na całym świecie laboratorium badawczym,
datującym i sprawdzającym dzieła sztuki, było zwykłą,
rutynową sprawą. Autentyczność staro- egipskiej kotki Bastet
miano na prośbę jej właściciela, prywatnego kolekcjonera,
zbadać za pomocą metody termoluminescencyjnej. W celu
przeprowadzenia badania konieczne było zeskrobanie trzech
gramów materiału w możliwie niewidocznym miejscu.
Asystentka pobrała więc próbkę z dolnej części figurki, z
grubej na palec, około dziesięciocenty- metrowej głębokości
dziury od wewnętrznej strony, tak by uszkodzenie było jak
najmniej widoczne.
Asystentka odkryła przy tym we wgłębieniu wciśniętą
kartkę z napisem: „MORDERCA nr 73”, na co początkowo
nie zwróciła uwagi, ale potem schowała kartkę w gabinecie
osobliwości Instytutu, gdzie przechowywano rozmaite
falsyfikaty i inne dziwne rzeczy.
Naukowe badanie kotki Bastet potwierdziło bez żadnych
wątpliwości jej autentyczność, figurkę można było datować z
dokładnością plus minus 100 lat na okres III dynastii. Dnia 7
lipca 1978 roku figurkę wraz z ekspertyzą i rachunkiem
zwrócono kolekcjonerowi, a fakt ten odnotowano w tomie
24/78 księgi zamówień.
Podczas wizyty w Instytucie Hermesa, gdzie we wrześniu
1986 roku chciałem zostawić do zbadania pewien egzemplarz
z mojego własnego, niewielkiego zbioru egipskich
starożytności, zwróciłem uwagę na dziwną kartkę z napisem:
„MORDERCA nr 73”, a na moje pytanie udzielono mi
informacji, którą przedstawiłem powyżej. Kiedy zapytałem,
czy właściciel tego dzieła sztuki znalazł wyjaśnienie owego
znaleziska, oświadczono mi, że zawiadomiono go o tej kartce,
ale on się tylko roześmiał i oświadczył, że to z pewnością
któryś z poprzednich właścicieli pozwolił sobie na żart, a poza
tym interesuje go tylko to, czy przedmiot jest
antykiem. .
Wobec tego poprosiłem o nazwisko i adres właściciela tego
dzieła sztuki, czego mi odmówiono z powodów zasadniczych.
Ja jednak tym czasem tak zaprzątnąłem sobie myśli owym
wypadkiem to znaczy wówczas jeszcze nie wiedziałem,
czy chodzi o wypadek - ze nie a em za wygraną i
zaproponowałem, aby Instytut sam zwrócił się do właściciela,
który może zechce powiedzieć coś więcej. Instytut obiecał,
spełni moją prośbę
Zastanawiałem się wtedy, jaką drogę mam obrać, jeśli
właściciel się nie zgłosi, myślałem nawet o przekupieniu
kogoś w Instytucie, aby w ten sposób zdobyć konieczne
informacje o właścicielu owej kartki z tajemniczym napisem;
bo im dłużej się tą sprawą zajmowałem, tym bardziej
dochodziłem do przekonania, że za kartką z napisem
„MORDERCA nr 73” z pewnością nie kryje się żart. Kolejna
próba przekonania dyrektora Instytutu, by podał mi nazwisko,
zakończyła się przyrzeczeniem, że ową kartkę (którą już
tymczasem niewątpliwie wszyscy przeklinali) poddadzą
naukowej analizie.
Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu przekazano mi za
pośrednictwem Instytutu list, w którym dr Andreas B.,
ekonomista z Berlina, właściciel figurki kotki, informował, że
dowiedział się o moim zainteresowaniu sprawą, ale niestety
musi mnie rozczarować, ponieważ jest to przedmiot
odziedziczony, nie do sprzedania.
Zatelefonowałem więc do dra B. i oświadczyłem, że nie
chodzi mi
okotkę, lecz jedynie o kartkę z tajemniczym napisem
„MORDERCA nr 73”, co u mego rozmówcy wzbudziło
pewien sceptycyzm, tak że musiałem użyć wszystkich swoich
talentów krasomówczych, by zechciał się spotkać ze mną w
hotelu „Schweizer Hof ” w Berlinie.
Poleciałem do Berlina i podczas wspólnej kolacji we
wspomnianym hotelu, do którego dr B. przyprowadził swego
znajomego jako świadka, co wzmocniło moją podejrzliwość,
dowiedziałem się tak w każdym razie twierdził mój
rozmówca że obecny właściciel rzeźby odziedziczył ją po
swym ojcu Ferencu B., znanym kolekcjonerze antyków
egipskich. Ferenc B. zmarł przed trzema laty w wieku
siedemdziesięciu trzech lat. O pochodzeniu rzeźby dr B. nic
nie powiedział, jego ojciec kupował przedmioty sztuki u
marszandów i na aukcjach na całym świecie.
Na moje pytanie, czy posiada dowody kupna, jak to jest
praktykowane wśród kolekcjonerów, mój rozmówca wykręcił
się mówiąc, że wszystkie dowody przechowuje jego matka,
która też dysponuje większą częścią zbioru. Mieszka ona w
Asconie nad Lago Maggiore. Rozmowa trwała cztery godziny
i zakończyła się nadspodziewanie pomyślnie, kiedy
zapewniłem obu mężczyzn, że nie interesuje mnie strona
podatkowa zagadnienia.
Dowiedziałem się więc, że matka pana B. wyszła
tymczasem za mąż. Pan E., jej małżonek, był podejrzanym
typem, nikt w okolicy nie wiedział, w jaki sposób doszedł do
pieniędzy, ale to w tych stronach nie jest rzadkością.
Wydawało mi się, że lepiej będzie nie zapowiadać swojej
wizyty u pani E., gdyż obawiałem się, że nie zechce ona ze
mną rozmawiać. Nie tracąc czasu, pojechałem do Ascony,
gdzie zastałem panią E. samą. Wyglądała dość nędznie, była
lekko pijana, ale dzięki temu
chętna do rozmowy. Co prawda nie chciała pokazać mi
dowodów kupna rzeźby Bastet, oświadczyła, że nie ma już
tych papierów, ale dała mi, nie zdając sobie z tego sprawy,
cenną wskazówkę co do pochodzenia rzeźby. Przypomniała
sobie bowiem, że w maju 1974 w tajemniczy sposób zdechła
kotka pana domu i właśnie wtedy Ferenc B. odkrył kotkę
Bastet w katalogu aukcyjnym i oświadczył, że kupi ją na
pamiątkę swej ulubionej kotki. Tak też się stało.
Niestety rozmowa została przerwana, ponieważ zjawił się
mąż pani E., który bardzo nieufnie odniósł się do mojej prośby
i w sposób grzeczny, ale stanowczy mnie wyprosił. Ale
mogłem już teraz przystąpić do akcji. Na jednobrzmiące listy
skierowane do największych domów aukcyjnych, zawierające
jednakowo sformułowane pytanie, czy firma w maju 1974
przeprowadzała aukcję dzieł sztuki egipskiej, otrzymałem
następujące odpowiedzi: Trzy domy odpowiedziały
negatywnie, dwa w ogóle nie odpowiedziały, jedna odpowiedź
była pozytywna. Firma Christie’s z Londynu zawiadomiła o
aukcji sztuki egipskiej 11 lipca 1974 roku. Pojechałem więc
do Londynu.
Główne biuro Christie’s przy King Street, St. Jame’s, robi
wrażenie bardzo wytwornego, w każdym razie jeśli idzie o
sale ogólnodostępne (utrzymane w wytwornej czerwieni),
pomieszczenia wewnętrzne sprawiają wrażenie zaniedbanych.
Przede wszystkim archiwum, w którym przechowuje się
katalogi i sprawozdania z wyników aukcji. Podałem się za
kolekcjonera i pozwolono mi wejść do zakurzonego
pomieszczenia ze starymi katalogami. Miss Clayton,
elegancka dama w okularach, która z uroczym uśmiechem
znosiła swój wiek, towarzyszyła mi i pomagała się
zorientować w topografii pomieszczenia.
Jak wynikało z katalogu rzeźby egipskiej z dnia 11 lipca
1974,' znaczna część dostawy pochodziła ze spadku po
kolekcjonerze nowojorskim, w tym figurka byka Apisa z IV
dynastii i statuetka Horusa z Memfis. Pod „Los nr 122”
trafiłem w końcu na poszukiwaną kotkę Bastet z III dynastii,
przypuszczalnie z Sakkary. Udałem, że ten przedmiot jest w
moim posiadaniu, i oznajmiłem, że bardzo zależy mi na pełnej
liście jego poprzednich właścicieli. Poprosiłem, aby podano
mi nazwiska dostawców i nabywców tej rzeźby.
Lecz rezolutna kobieta odmówiła mi, zatrzasnęła katalog i
odstawiła go na miejsce; zapytała tylko niechętnie, czy może
coś jeszcze dla mnie zrobić. Zaprzeczyłem i podziękowałem
jej za pomoc, ponieważ spostrzegłem, że już nie posunę się
dalej. Wychodząc rozpocząłem z Miss Clayton rozmowę na
temat gastronomii londyńskiej, która dla Europejczyka z
kontynentu stanowi księgę o siedmiu pieczęciach, i odniosłem
zwycięstwo. Każdy Anglik, z którym poruszy się temat an-
gielskiej sztuki kulinarnej, zaczyna jej żywo bronić tak też
uczyniła
Zgłoś jeśli naruszono regulamin