13_cz2_23. Bartosz 'Rorsarch' Boroński - Z annałów Stygmatów - Legnica.pdf

(332 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
ROZDZIAŁ 23
Bartosz 'Rorsarch' Boroński
Z annałów Stygmatów - Legnica
857152788.001.png
Włączyli noktowizory. Zapadł zmrok, a okolica była zamieszkana
przez niezbyt przyjaźnie nastawionych Zieloniaków. Telepata, którego
ścigali zniknął im z oczu. Nie wszedłby do miasta, więc jedyną możliwą
drogą pozostawał właz do jakiegoś starego kanału. Ciężko było się tam
wcisnąć w dziesięciu ludzi, od razu się rozwidlał. Jednak grzyb
porastający dno stał się wskazówką, którędy przeszedł uciekinier.
Uważnie obserwując leżące przedmioty, pamiętając jak Podelski zginął,
przebity na wylot kawałkiem deski w pobliskich ruinach dwa dni temu.
Telepaci wydawali się nie odczuwać zmęczenia, można było ich gonić
nawet tydzień, a oni nigdy nie przestawali uciekać. Waliszek najdłużej
gonił przez sześć dni za jednym, w okolicy Babilonu. Musiała im pomóc
druga drużyna, z którą spotkali się cztery dni temu, aby zapolować na
kolejnego telepatę. Bardzo silny, zarówno Wizjoner jak i Telekinetyk.
Wciąż miał przed oczami umierającego Podelskiego, przebitego deską,
która przeleciała dobre dwadzieścia metrów. Nigdy nie widział niczego
podobnego, a miał na koncie blisko dziesięciu telepatów.
Przełączyli się na latarki, baterie w noktowizorach były zbyt cenne,
żeby marnować je w takim miejscu. Nagle poczuli silne uderzenie, które
przyparło ich do ściany. To był znak, że telepata jest już blisko,
jednocześnie znaczyło, że wie o ich obecności. Udało im się przełamać ten
atak i zaczęli biec w stronę zakrętu kanału. Tam już płynęła woda, sam
kanał był dużo szerszy. Mieli wybór, iść w lewo, gdzie kanał skręcał albo
prawo. Zdecydowali się skręcić w prawo, gdy z lewej strony pojawili się
Zieloniacy, uzbrojeni w łopaty, deski, kilku miało broń palną. Na widok
ludzi zaczęli krzyczeć, co bardziej krewcy rzucili się na nich z tym, co
mieli w rękach. Nie czekając długo odpowiedzieli ogniem, powalając kilku
przeciwników.
— Bartek, weź swoich ludzi i gońcie go, my zajmiemy się nimi. –
słowa dowódcy drugiej drużyny zagłuszył potężny atak mentalny. Padli
na ziemię i ten sam los spotkał chyba Zieloniaków, bo krzyczeli i rzucali
się do wody.
Waliszek i trójka ludzi pobiegła za telepatą, natomiast Jachaś ze
swoimi ludźmi po tym jak wstali, przycupnęli pod ścianą i czekali na atak.
Piątka Zieloniaków uzbrojona w metalowe rurki biegła, krzycząc różne
obelgi pod adresem Stygmatów. Ci zastrzelili ich i przeszli do kontrataku.
Dobiegli do zakrętu i Jachaś oddał kilka strzałów na oślep, wystawiając
karabin. Nie słyszał jęków, więc się wychylił. Równocześnie potężny cios
mentalny zachwiał jego równowagą i leżał na ziemi. Zaraz potem z
857152788.002.png
ciemności wynurzyli się Zieloniacy. Strzelali nie patrzać, czy trafiają,
telepata zakłócał ich percepcję na różnorakie sposoby. Powoli posuwali
się do przodu, nękani słabymi atakami na ich umysły. Zieloniaków też to
nie oszczędzało, w atakach paniki rozbijali głowy o ściany a ci uzbrojeni w
broń palną popełniali samobójstwa. Jednak po chwili przestali tak
reagować i uderzyli ze zdwojoną siłą. Najprawdopodobniej telepata
wpłynął na ich umysły w inny sposób – wspomagał ich w ataku na
Stygmatów.
Szturmowe karabiny plazmowe miały jedną zasadniczą wadę –
szybko wyczerpywały amunicję. Pierwsza skończyła się Kujowi. Nie
zdążyli osłonić go ogniem, metalowa rurka trafiła go w skroń. Padł na
ziemię, drgając agonalnie. Nagle dało się usłyszeć dwukrotnie trzask,
który sygnalizował, że w komorze obtaczającej plazmę w gorący plastik,
nie znalazł się zjonizowany gaz. Jachaś zdążył zmienić magazynek,
osłaniany przez Głusia. Lufa nie miał tyle szczęścia, zdołał kolbą karabinu
kilka razy uderzyć krewkiego Zieloniaka, który podszedł z prymitywną
maczugą, ale ostatecznie dosięgnęła go siekiera, najpierw w nogę a potem
w głowę.
— Wycofujemy się za zakręt! – krzyczał Jachaś do pozostałych przy
życiu Stygmatów. – Osłaniam was, wiejcie!
Marik nie zdążył uciec, zginał od kuli z pistoletu, które zaczęły
częściej świszczeć po tunelu, przeszywając zarówno Zieloniaków jak i
Stygmatów. Zaraz po Mariku padł Szmulik, pocisk trafił go w nogę a
dobiła deska. Został tylko Głuś i Jachaś. Ten drugi dobiegł za zakręt i
chciał osłaniać ogniem odwrót swojego kompana, ale Zieloniacy zaczęli
celniej strzelać. Nie zdążył przebyć nawet połowy trasy.
Jachaś wiedział, że musi zatrzymać swoich przeciwników jak
najdłużej. Ułożył mur z trupów i zza niego strzelał do wychodzących zza
zakrętu Zieloniaków. Ubił blisko dziesięciu, gdy skończyła mu się
amunicja. Przeciwnicy wspierani przez telepatę, zaciekle atakowali i
ostatnią rzeczą którą zobaczył, był gwóźdź, wbity w deskę, która leciała na
jego głowę.
Waliszek wstał po kolejnym ataku mentalnym. Reszta drużyny też
zbierała się z podłogi po tym, jak telepata ich przygwoździł. Odgłosy
krótkiej strzelaniny, jaka rozegrała się za ich plecami zdołały już ucichnąć
i obawiali się o swoje plecy. Kolze trzymał kurczowo obręcz, dbając o to,
żeby nie skończyła jak ta w Toruniu. Doszli do jakiejś rozdzielni i
zobaczyli swojego wroga. Witowski nerwowo wypalił z karabinu, przez co
857152788.003.png
poparzył telepatę, ale cudem go nie zabił. Ryk wściekłości rozdarł ich
umysły i na chwilę ich zamroczyło. Kiedy zdołali przejrzeć na oczy,
zobaczyli kilku Zieloniaków, szarżujących na nich z łopatami. Zepchnęli
ich do kanału, po uprzednim zastrzeleniu i przebiegli przez rozdzielnię.
Witowski szybko znalazł drążek, zamykający ją z obu stron.
— Wiejcie, dogonię was. – krzyknął reszcie, gorącą plazmą
odganiając Zieloniaków od drzwi. Zacisnął dłoń na dźwigni i chciał
pociągnąć, gdy nagle w świetle latarki mignęło mu coś szarego i przestał
czuć drążek. Kolejny cios pozbawił go ramienia i upadł na podłogę. Nie
zobaczył opadającej na jego głowę łopaty, latarka zgasła zanim się
przewrócił.
Waliszek biegł pierwszy, strzelając w kierunku telepaty, który miał
sobie za nic jego strzały, zakrzywiał krople plazmy i plastiku jak gdyby
nigdy nic. Żałując, że nie wziął niczego laserowego, zastanawiał się , jak
dopaść tego spaczonego człowieka. Usłyszał krzyk z tyłu:
— Szefie, Zieloniacy nas gonią!
— A więc Witowski zawiódł – pomyślał. Nie było czasu do stracenia,
kazał wciąż gonić telepatę. Sam przesunął się na koniec pościgu, a chwilę
później kolejny atak mentalny powalił go. Wykorzystali to Zieloniacy,
którzy zaczęli okładać go deskami i rurkami. Poczuł ogromny ból w
prawej nodze, jednak zdołał odpędzić się od swoich przeciwników.
Kolze starał się biec jak najszybciej, jednak musiał uważać na
obręcz izolującą. Nagle z podłogi podniosła się metalowa rurka i tak jak
wcześniej zginął Podelski, w taki sam sposób śmierć spotkała
Kędrowskiego. Wydał z siebie okrutny krzyk, po czym padł na ziemię.
— Najprawdopodobniej tylko ja przeżyłem, Waliszek musiał zginąć
podczas poprzedniego ataku mentalnego – pomyślał. Dobiegł do
drabinki, prowadzącej na powierzchnię. Wystawił rękę z karabinem a
następnie głowę. Nie zauważył wirującej cegły, która kierowała się w
stronę jego potylicy.
Waliszek stracił przytomność, ale Zieloniacy nagle zaczęli odczuwać
działalność telepaty. Rzucali się na ściany i uciekali w głąb tunelu,
krzycząc wniebogłosy. On nic nie czuł, ból nogi przyćmił wszystko. Mdlał
i budził się na przemian, jednak odczuwał narastające pragnienie i ból.
Nie wiedział, ile czasu upłynęło, ale poczuł, że z następnego omdlenia się
już nie wybudzi. Nagle usłyszał kroki. Ledwo widział przez swoje oczy,
szczypały go. Sylwetka która nadbiegła była ubrana w płaszcz, ale krótszy
niż jego. Podstawił jej zdrową nogę, bo nie mógł krzyknąć...
857152788.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin