Simons Paullina - Jedenaście godzin.pdf

(1210 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Paullina Simons
JEDENAŚCIE GODZIN
Dedykuję mojemu trzeciemu dziecku
Podziękowania
Mam dług wdzięczności wobec Mike'a Johnsona z policji
w Piano za jego nieocenione rady i ukazanie mi prawdziwego
życia; nigdy nie zapomnę, jak zajrzałam do bagażnika
Twojego wozu, Mike.
Podziękowania należą się też Bobowi Wyattowi - moje
życie swój kształt zawdzięcza Twojej wierze we mnie, gdy
pisałam „Tully", „Red Leaves", tę książkę i następne.
Dziękuję.
Joy Harris - mojej wytrwałej, ciężko pracującej agentce.
I mojemu mężowi - dzięki Twojemu wyborowi
stanowiska redaktora naczelnego Wishbone Books nasza
rodzina trafiła do Teksasu, a ja mogłam napisać tę książkę.
Wreszcie - moim najdroższym dzieciom; dziękuję, że
dawaliście mamie czas i spokój, gdy na małym, rozgrzanym
jak piec poddaszu pisała książki.
„Zatem nie wyście mnie tu posłali..."
Józef do braci, Rdz 45,8 Biblia Tysiąclecia, wyd. III,
Pallottinum, Poznań - Warszawa 1982.
11.45
Didi Wood wysiadła z samochodu i właśnie szła do
centrum handlowego, gdy jej wielki brzuch napiął się niczym
twarda piłka do koszykówki. Dziewiąty miesiąc ciąży dawał
się we znaki - Didi skrzywiła się i zwolniła kroku, prawie
stając; ten skurcz był wyjątkowo mocny. Oparła się o
drzwiczki auta, jedną ręką masując brzuch, drugą otarła pot z
czoła. Może jednak nie powinna się wybierać po zakupy, ale
parę dni temu obiecała Amandzie klocki z alfabetem, a chciała
dotrzymać słowa. Poza tym potrzebowała nowego kremu do
twarzy.
Didi pomyślała, że chłodne, klimatyzowane sklepy są dziś
dla niej idealnym miejscem. Nad Dallas nadciągnęła fala
upałów, nazywana tu latem i kobieta zastanawiała się, czyby
nie pojechać jednak do biura Richa, aby czas pozostały do ich
wspólnego lunchu spędzić na kanapce w gabinecie męża, ale
postanowiła zostać. Nic jej nie będzie, w końcu to tylko
godzina.
Nie mogła się doczekać chwili, kiedy się znajdzie w
budynku. Już gdy wychodziła z domu na wizytę u lekarza,
temperatura przekroczyła trzydzieści stopni. A w radiu
ostrzegano przed wychodzeniem na powietrze - zwłaszcza
staruszki, dzieci i kobiety w takim stanie jak Didi.
Spocona, poczłapała ociężale do szklanych drzwi centrum
handlowego NorthPark.
U Dillarda firma Estee Lauder przygotowała dla niej
specjalną ofertę. Didi bynajmniej nie potrzebowała kolejnych
kosmetyków, ale czyż można się oprzeć upominkowi z
wielkiego sklepu? Zaproponowano jej gęsty, czarny tusz do
powiek, dwie szminki, których odcień wcale jej nie
zachwycał, próbkę perfum, kieszonkową szczotkę do włosów,
jakiś krem do rąk oraz kosmetyczkę. Właśnie kosmetyczki
potrzebowała.
Upominek dostawało się za darmo - przy zakupie powyżej
17,50 dolara.
Didi pomyślała, że Estee Lauder nie gra uczciwie. Żaden
ich produkt nie kosztował 17,50. Och, było mnóstwo rzeczy
po piętnaście dolarów: od szminek - po kredki do oczu i tusze
do rzęs. Oczywiście, równie wiele produktów po trzydzieści,
pięćdziesiąt czy siedemdziesiąt dwa dolary. Ale nic za 17,50.
Żeby dostać upominek, Didi wydała sto osiem dolarów i
siedemdziesiąt pięć centów - plus podatek. Kupiła buteleczkę
kremu Fruition, różową szminkę na wiosnę, choć był lipiec, i
zielonkawoniebieską kredkę do swoich piwnych oczu.
Czekając przy kasie, poczuła, jak brzuch znowu się napina.
Przytrzymała się lady.
- Och! - odezwała się ekspedientka. - Już blisko finisz?
Didi z trudem skinęła głową.
- Kiedy poród?
Skurcz przeszedł i Didi zerknęła na zegarek.
- Za jakieś dwie godziny - odrzekła lekko. Widząc
przerażenie na ładnej buzi dziewczyny, dodała: - Żartowałam.
Pewnie nie ma pani dzieci? Za dwa tygodnie.
Tamta odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się do klientki.
- Ufff... Zgadła pani, nie mam dzieci. Nie śpieszy mi się
do tego. Chyba pani nie rodzi? - upewniła się z nerwowym
chichotem.
- Nie, skąd - uspokoiła ją Didi pogodnym tonem, choć
wcale nie czuła się tak pewnie i w duchu popędzała
dziewczynę, żeby się pośpieszyła przy tej kasie. Wybierała się
jeszcze do sklepu FAO Schwarz. - To tylko skurcze
przepowiadające. Bolesne, ale gdzie im do prawdziwych.
Niech mi pani wierzy, nie umywają się do prawdziwych.
Dziewczyna roześmiała się nerwowo.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin