Howell Hannah - Wzgórza Szkocji 07 - Labirynt uczuć.pdf

(632 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 1
- Sir Payton Murray?
Głos dochodzący zza jego pleców należał do kobiety i to uspokoiło Paytona, obawiającego się, że
został nakryty przez męża, któremu właśnie zamierzał przyprawić rogi. Ale po chwi¬li doszedł do
wniosku, że każdy, kto przyłapie go pod oknem sypialni lady Fraser, może napytać mu biedy. No
cóż, rozmyś¬lał, próbując stłumić pożądanie, które przepełniało go na myśl o spędzeniu kilku
godzin w pulchnych ramionach lady Fraser, miał duży talent do unikania kłopotów i teraz należało
go wykorzystać.
Odwrócił się, by stanąć twarzą w twarz z Nemezis i już otworzył usta, gotowy do złożenia
wyjaśnień, ale nie udało mu się dobyć głosu. Stał z otwartymi ustami i wpatrywał się w zja¬wę
przed sobą. Była nią drobna kobieta, której włosy opadały długimi, mokrymi strąkami na
przemoczoną suknię. Payton przypuszczał, że nie tylko za sprawą światła księżyca jej delika¬tna
twarz w kształcie serca wydawała się taka blada. Ciemna suknia oblepiała szczupłe, ale nie
pozbawione kobiecych krąg¬łości ciało. Zastanawiał się, czy kobieta wie, że stopy ma kompletnie
oblepione błotem, a z rękawa wystają wodorosty.
- A zatem? Czy stoi przede mną urodziwy sir Payton Murray?
- Tak - odparł, niepewny , czy dobrze uczynił.
- Szarmancki, odważny sir Payton?
- Tak, ja ... - zaczął, pragnąc w duchu by opuściła te określenia, które zawsze wprawiały go w
zakłopotanie.
- Sir Payton "Postrach Wszystkich Mężów", "Szybki jak błyskawica", "o śmiercionośnym mieczu"?
Sir Payton, do którego wzdychają damy i o którego czynach minstrele wyśpiewu¬ją ballady? - W jej
głosie słychać było kpiącą nutę.
- Czego chcesz, pani?
- A czy jesteś sir Paytonem Murrayem, panie?
- Tak, urodziwym sir Paytonem - potwierdził ironicznie.
- Tak naprawdę nic mnie nie obchodzi twoja uroda. Potrzebuję prawego, walecznego sir Paytona,
mężczyzny, który "zawsze jest gotowy pośpieszyć z pomocą potrzebującym wsparcia".
- Minstrele przesadzają - burknął, i poczuł ukłucie winy, gdy dostrzegł, jak obwisły jej szczupłe
ramiona.
- Rozumiem. Zapewne zauważyłeś, panie, że jestem trochę przemoczona - powiedziała,
wyżymając spódnicę.
- A tak, zauważyłem - odpowiedział, powstrzymując uśmiech.
- Nie zastanawiasz się dlaczego? Przecież nie pada.
- Przyznaję, że jestem nieco zaintrygowany. Dlaczego jesteś mokra, pani?
- Mój mąż próbował mnie utopić. Idiota nie wiedział, że potrafię pływać.
Mimo że Payton był zaszokowany, nakazał sobie zachowanie ostrożności. Zbyt wiele kobiet
próbowało uwikłać go w sytua¬cję, która zmusiłaby go do zawarcia małżeństwa. Jednak żadna
jeszcze nie próbowała nurzania się w błotnistej rzece ani nie wylała na niego takiego wiadra
sarkastycznych uwag. Jeżeli usiłowała zwabić go w pułapkę, to stosowała wyjątkowo dziwa¬czną
przynętę.
- Dlaczego twój mąż próbował cię utopić, pani? - zapytał.
- Payton, mój słodki giermku, czy to ty? - zawołała cicho lady Fraser, wychylając się przez okno.
Klnąc w duchu, Payton podniósł wzrpk i ujrzał ładną buzię lady Fraser. Jej jasne, długie włosy
zwieszały się poza krawędź okna. Zerknął w stronę drugiej kobiety, ale ta zniknęła. Odeszła tak
bezszelestnie, jak się pojawiła.
- Tak, to ja, mój gołąbku - odrzekł, zastanawiając się, dlaczego czuje się tak rozczarowany
zniknięciem nieznajomej.
- Chodź do mnie, mój cudny książę. Moja ciepła sypialnia już na ciebie czeka.
- To słodka pokusa, moja piękna.
Gdy Payton ruszył w stronę beczek ustawionych pod ścianą, usłyszał cichy, stłumiony dźwięk.
Rozejrzał się w oczekiwaniu, że zobaczy przemoczoną dziewczynę, ale nikogo nie dostrzegł.
Zaniepokojony ruszył dalej, zdając sobie sprawę, że najwyraź¬niej lady Fraser nie obce były tajniki
pozamałżeńskiej miłości. Przed nim widniały sprytnie ukryte schody, zbudowane z be¬czek i kilku
grubych desek.
- Czy zamierzasz tak mnie tu zostawić, panie?
Stłumiony szept tak go zaskoczył, że aż się potknął, znowu rozglądając się za nieznajomą.
- Mam spotkanie - wyszeptał w nadziei, że jej odpowiedź pomoże mu zlokalizować niedoszłą
topielicę.
Z bluszczu po lewej stronie dobiegło ciężkie westchnienie.
Przyjrzał się uważnie i wreszcie dostrzegł jej sylwetkę. Stała przyciśnięta do ściany domu, zupełnie
bez ruchu, ukryta wśród cieni i liści. Zaniepokoiło go to, jak szybko i sprawnie potrafiła się ukryć, ale
Payton wolał się nie zastanawiać, co mogło zmusić kobietę do przyswojenia sobie takich
umiejętności.
- To proszę iść - wyszeptała stłumionym głosem - a ja tu poczekam. Mam nadzieję, że nie dostanę
gorączki.
- Nie sądzę, żeby ci to groziło, pani.
- Oczywiście - ciągnęła, jakby on wcale się nie odezwał - mój głęboki, rozdzierający kaszel
zagłuszy okrzyki twej zakazanej namiętności, więc będziesz, panie, bezpieczny. Zawsze lubię być
pomocna. Jeśli jej mąż wróci, mam rzucić swe drżące, słabe ciało pod jego stopy, by dać ci czas na
ucieczkę?
- Zaczynam rozumieć, dlaczego twój mąż, pani, chciał cię utopić - mruknął Payton pod nosem.
- O nie, nigdy byś, panie, nie zgadł.
- Payton, mój piękny kawalerze, nadchodzisz? - zawołała lady Fraser.
- Ciężko się nad tym napracowałem. - Payton podniósł wzrok na okno i zrozumiał, że dzisiaj nie
będzie z niego korzystał.
- Och, bardzo w to wątpię. Ona tylko udaje skromną - powiedziała nieznajoma. - Ale proszę iść,
chociaż nie
sądzę, żebyś mógł mi pomóc, panie, gdy już się stamtąd wyczołgasz. Mówią, że ona jest
nienasycona i wyciska z mꬿczyzn ostatnie soki.
Payton nic o tym nie słyszał. Nie łudził się, że jest pierwszym, który skłonił lady Fraser do złamania
małżeńskich przysiąg, ale nie wiedział, że dama słynęła z niewierności. "Nienasy¬cona" - to
brzmiało intrygująco, pomyślał, a potem westchnął. Miał ogromną nadzieję, że lady Fraser nie
poczuje się zbytnio urażona, jeżeli Payton odejdzie, nie skorzystawszy z jej wzglę¬dów.
- Czy z kimś rozmawiasz, mój dzielny rycerzu? - zapytała lady Fraser, bardziej wychylając się z
okna.
- Tylko z moim giermkiem, kochana - odpowiedział Pay¬ton. - Obawiam się, że muszę odejść.
- Odejść? - Głos lady Fraser stał się lekko piskliwy. - Niech chłopak powie, że nigdzie nie mógł cię
znaleźć.
- Obawiam się, że ten młokos jest beznadziejnym kłamcą. Wkrótce wszyscy poznają prawdę, a
przecież nie chciałabyś, żeby twój mąż dowiedział się, gdzie giermek mnie znalazł, prawda?
- Nie. Nie sądzę, byś zamierzał później wrócić, prawda?
- To naprawdę łamie mi serce, mój gołąbku, ale nie. Rozwiązanie tego problemu może mi zająć
godziny, a nawet dni. - Rozumiem. No cóż, może kiedyś dam ci drugą szansę. Może. Żegnam.
Payton skrzywił się, gdy okiennice zatrzasnęły się z hukiem, po czym zwrócił się do kryjącej się w
mroku postaci.
- Chodźmy, musisz się, pani, wysuszyć i ogrzać. Proszę zrobić mi przysługę i, dopóki będziemy w
zasięgu jej wzroku, trzymać się w cieniu, dobrze?
To nie było proste, Payton czuł się wyjątkowo nieswojo, wiedząc, że kobieta mu towarzyszy,
chociaż nie mógł jej ani zobaczyć, ani usłyszeć. Gdzieś w głębi umysłu zaczął rozważać istnienie
duchów i innych nocnych zjaw, ale zdusił tę myśl w zarodku. Nieznajoma po prostu opanowała do
perfekcji sztu¬kę kamuflażu, przekonywał sam siebie.
Gdy dotarli do wąskiej uliczki, prowadzącej do domu Mur¬rayów, zatrzymał się w miejscu, gdzie
mógł przyjrzeć się kobie¬cie w padającym z okien świetle i poszukał jej wzrokiem.
- Możesz już wyjść, pani.
Zauważył, że nieznajoma jest blada i drży z zimna. Payton szybko zdjął płaszcz i zarzucił go jej na
ramiona. Poczuł ulgę, kobieta była prawdziwa. Mógł jej dotknąć. Objął ją ramieniem i ruszył w
stronę domu. Doszedł do wniosku, że będzie miał jeszcze mnóstwo czasu, żeby jej się przyjrzeć,
gdy nieznajoma rozgrzeje się i wysuszy. Z rozbawieniem zauważył, że musiała trzymać dół
płaszcza w dłoniach, by się o niego nie potknąć - nie sięgała mu nawet do ramienia.
Payton zignorował osłupienie, malujące się na pokrytej bliz¬nami twarzy jego przyjaciela i sługi,
Jana. Już sam stan nowo przybyłej był intrygujący, ale Payton przypuszczał, że służące¬go
bardziej zaskoczył fakt, iż jego pan w ogóle przyprowadził kobietę do domu. Żadnej z jego
przyjaciółek nie wolno było przekroczyć progu tej ani żadnej innej siedziby Paytona. To była stara
zasada, której zawsze pozostawał wierny. Pytamy oto przez rodzinę lub przyjaciół, odpowiadał
gładko, że nie zamie¬rza kalać własnego gniazda.
- Ale ja muszę z tobą pomówić, panie - zaprotestowała kobieta, gdy Payton polecił Janowi i jego
żonie, Alice, żeby rozpalili ogień i przygotowali gorącą kąpiel oraz suche ubranie dla gościa.
- Gdy już się rozgrzejesz i ubierzesz w suche rzeczy, pani, zapraszam cię na kolację do głównej
jadalni - uspokoił ją gospodarz. - Jak masz na imię, pani?
- Kirstie. Ale bracia nazywają mnie Zjawą.
Pamiętając, jak cicho się poruszała i z jaką łatwością potrafiła się ukryć, Payton nie był zaskoczony
tym przezwiskiem. Po¬pchnął ją lekko w stronę Alice i poszedł na poszukiwanie jakiegoś jedzenia i
piwa. Był bardzo ciekawy jej historii i za¬stanawiał się, jak będzie wyglądała, gdy umyje się i
wysuszy. Miał nadzieję, że okaże się warta tego, co porzucił dziś wieczo¬rem, bo lady Praser z
radością pomogłaby mu zakończyć przy¬długi okres celibatu.
Kirstie skrzywiła się, gdy Alice próbowała rozczesać jej wciąż wilgotne włosy. Czysta, prawie sucha
i rozgrzana dzięki gorącej kąpieli i ogniu, płonącemu na kominku, czuła się dużo lepiej. Łatwiej było
jej ignorować zadrapania i siniaki, których nabawiła się, walcząc o życie. Zresztą, po gorącej kąpieli
rany nie były już tak bolesne, zwłaszcza że troskliwa Alice dodała do wody słodko pachnącego
balsamu. Kirstie była ciekawa, skąd pochodziła czysta, sucha suknia, którą dostała, ale
postanowiła powściągnąć ciekawość. Teraz nie czuła się już nawet zdener¬wowana oczekującą ją
konfrontacją z sir Paytonem.
- No, dziewczyno - mruczała Alice, a jej surową twarz rozświetlił ślad uśmiechu. - Teraz jesteś
gotowa do rozmowy z sir Paytonem. Zadbam tylko, żeby na stole znalazło się mnóstwo jedzenia.
Nietrudno było odczytać ukrytą w tych słowach aluzję, że Kirstie należało trochę utuczyć.
Wiedziała, że jest wychudzona, bo jej mąż gorąco wierzył w długie posty jako środki utrzymują¬ce
dyscyplinę w domu, ale tak otwarte ujawnienie jej kondycji uraziło resztki dumy, które jeszcze
kobiecie pozostały. Nie sądziła, żeby jej stan miał się teraz poprawić, skoro stała w ob¬liczu walki o
własne życie. Regularne, pożywne posiłki mogą być teraz niezwykle rzadkie i na pewno nie staną
się priorytetem w życiu jej i niewinnych osób, które chciała chronić.
Kirstie zbroiła się w myślach przed rozmową z sir Paytonem, a Alice wprowadziła ją do wielkiej
komnaty, prosto przed oblicze gospodarza. Payton wstał, ukłonił się lekko i wskazał gościowi
miejsce u swojego boku. Alice postawiła przed dziew¬czyną dużą porcję jedzenia i wyszła. Kirsite
ostrożnie łyknęła trochę piwa i uważnie przyjrzała się sir Paytonowi. Wiele mówiono o tym
mężczyźnie, ale poza jednym lub dwoma przelotnymi spotkaniami, nigdy nie miała okazji dobrze
mu się przyjrzeć. Nie było po temu okazji także w czasie drogi powrot¬nej po ciemnych ulicach.
Teraz, gdy patrzyła, jak siedzi w wiel¬kim fotelu z rzeźbionego dębu, zaczynała rozumieć, dlaczego
tak wiele kobiet do niego wzdychało.
Był uosobieniem czaru i elegancji, od koniuszków długich palców u smukłych dłoni aż po
kosztowne, wysokie buty. Miał na sobie dworski strój, francuski albo angielski, ale beż żad¬nych,
tak często widywanych, przesadnych ozdób. Kubrak nie był zbyt krótki, noski butów nie zanadto
wywinięte, a odcienie głębokiej zieleni i czerni doskonale stonowane. Strój ten okry¬wał kształty,
które niejedną pannę mogły przyprawić o trzepota¬nie serca, pomyślała Kirstie, z niewiadomych
powodów ziryto¬wana tym odkryciem. Nie był zbyt wysoki, ale odznaczał się smukłą, pełną gracji
sylwetką. Twarz miał piękną, choć niewąt¬pliwie bardzo męską, narysowaną czystymi, idealnymi
liniami. Pożądanie mogły wzbudzać zwłaszcza jego pełne usta, pomyś¬lała Kirstie, zmuszając się
do odwrócenia wzroku od tych zmysłowych warg. Oczy, o intrygującym złotobrązowym kolo¬rze,
ożywionym cieniem szmaragdowej zieleni, pod delikatnie wygiętymi, brązowymi brwiami i otoczone
gęstymi rzęsami musiały stanowić nieocenioną pomoc przy uwodzeniu. Gęste, rudawozłote włosy,
starannie związane z tyłu, wyglądały na tak miękkie, że Kisrtie aż swędziały palce, by ich dotknąć.
Musiała ponuro przyznać, że jego słynna rozwiązłość mogła być w rzeczywistości korzystaniem z
tego, co mu ofiarowywano, i wcale nie musiała być efektem wyrachowanych podbojów.
- A zatem, moja pani - odezwał się Payton - możesz mi teraz powiedzieć, dlaczego czułaś się
zmuszona do szukania mojej pomocy.
Poczekał, aż Kirstie przełknie chleb, który przed chwilą wzięła do ust. Patrząc na nią, zaczął się
zastanawiać, czy jej przezwisko - Zjawa - pochodzi tylko od wyjątkowej umiejętno¬ści ukrywania
się w ciemności. Gęste, kruczoczarne włosy, wciąż wilgotne po niedawnej kąpieli, zwieszały się
splecione w gruby, warkocz aż do jej szczupłych bioder. Oczy miały odcień szarości, który zdawał
się ciemnieć lub rozświetlać przy każdym spojrzeniu. To były piękne oczy, lekko skośne, otoczo¬ne
długimi, czarnymi rzęsami pod idealnymi łukami ciemnych brwi. Jej mlecznobiała skóra wydawała
się nie mieć skazy, a rysy delikatnej twarzy w kształcie serca były prawie nieziems¬kie, od łuku
brwi, poprzez śliczny nosek aż do delikatnie wysuniętego podbródka. "Niewinna" i "podobna do
elfa" - te słowa najlepiej opisywały jej wygląd, dopóki wzrok patrzącego nie padł na pełne
zmysłowości wargi ...
Zmuszając się do oderwania wzroku od ust, które aż się prosiły, by je całować, Payton dyskretnie
ocenił wzrokiem figurę gościa. Miała długą szyję, tak smukłą, że zastanawiał się, jak może
utrzymać taką koronę włosów i się nie złamać. Dziew¬czyna była stanowczo za chuda, ale zarys jej
drobnych piersi i szczupłej talii wydał się Paytonowi niezwykle kuszący. Miała nienaganne maniery,
ale widać było, że od bardzo dawna nic nie jadła i usiłuje zaspokoić wielki głód. Payton nie sądził,
by kiedykolwiek mogła stać się pulchna, ale n~ pewno powinna nabrać trochę ciała.
Zapragnął jej natychmiast i gorąco. Podejrzewał, że jego przyjaciele byliby zaskoczeni pożądaniem,
które rozpaliła w nim ta drobna, delikatna kobieta. W przeszłości zawsze wybierał damy o
pełniejszych kształtach. Nie sądził, żeby potrafił im wyjaśnić, co sprawiło, że tak bardzo zapragnął
wziąć ją w ramiona, ale nie mógł wyprzeć się tego uczucia.
- Mówiłaś, pani, że mąż usiłował cię utopić? - zapytał w nadziei, że rozmowa ostudzi jego krew.
- Tak. Zostałam wydana za sir Roderyka MacIye gdy mia¬łam zaledwie piętnaście lat, niecałe pięć
lat temu. Próbowałam wpłynąć na ojca, by zmienił decyzję, bo mimo że sir Roderyk ma miłą
aparycję, w jego towarzystwie czułam się nieswojo. A ponieważ nie potrafiłam przedstawić żadnego
racjonalnego argumentu przeciw temu małżeństwu, ojciec nie zważał na moje protesty. W końcu
zaprzestałam walki, zdając sobie spra¬wę, że moja rodzina bardzo potrzebuje pieniędzy, które
ofero¬wałjej sir Roderyk. Marne żniwa i inne nieszczęścia sprawiły, że z początkiem zimy
stanęlibyśmy w obliczu głodu. Więc przekonałam siebie, że tego potrzebuje mój klan, i wyszłam za
Roderyka.
- Ale małżeństwo nie okazało się szczęśliwe?
- Nie. Nigdy nie było na to szans. - Kirstie dołożyła sobie jeszcze placka z mięsem, wciąż zbyt
głodna, by przejmować się, że jej gospodarz czeka niecierpliwie na dalszy ciąg historii.
- Przez niego czy przez ciebie? A może jesteś, pani, bezpłodna?
Kirstie pociągnęła długi łyk piwa, a potem powiedziała:
- Przez niego. I nigdy nie było żadnych widoków na dzieci. Westchnęła i potrząsnęła głową. -
Urodzenie dzieci było moją
jedyną nadzieją, z którą przystępowałam do tego małżeństwa. AIe mój mąż nie był uczciwy ani
wobec mnie, ani wobec mojej rodziny. Wiedział, że szanse na to, by mógł lub zechciał ob¬darzyć
mnie potomstwem, są znikome. Między innymi dlatego próbował mnie zabić.
- Jest impotentem? Nie mogę sobie wyobrazić, żeby jakikol¬wiek mężczyzna chciał kogoś zabić
tylko po to, by ta ułomność, choć wstydliwa, pozostała tajemnicą.
- Och, Roderyk wcale nie jest impotentem. W każdym razie nie z każdym. Myślałam, że chodziło o
mnie. - Skrzywiła się i zaczęła kroić jabłko. - Jestem drobną osobą, a w wieku piętnastu lat byłam
jeszcze mniejsza. Jakiś czas upłynął, zanim zdałam sobie sprawę, że mój wygląd nie ma tu
żadnego znacze¬nia. Wtedy zaczęłam przyglądać się uważnie temu, co działo się wokół mnie.
Ogarnia mnie wstyd, gdy pomyślę, że byłam ślepa i głucha przez prawie trzy lata, rozpaczając nad
moim smutnym losem jak zepsuty bachor.
- Byłaś, pani, bardzo młoda - powiedział Payton, ale ona tylko wzruszyła ramionami na tę próbę
pocieszenia. - Dlaczego nie wróciłaś do rodziny i nie próbowałaś anulować małżeństwa?
- Miałam obwieścić całemu światu, że mój mąż nie może zmusić się, żeby choćby położyć się ze
mną do jednego łoża? To było głupie, ale powstrzymywała mnie duma. Jednak po trzech latach
zaczęłam rozważać takie rozwiązanie, nie chcąc przez całe życie być przykuta do człowieka, który
wydawał się jedy¬nie zainteresowany karaniem mnie za każde najmniejsze, praw¬dziwe lub
wyimaginowane przewinienie. I gdy zaczęłam przy¬gotowywać się do tego kroku, odkryłam
prawdę.
Patrzył, jak skończyła jeść jabłko i sięgnęła po następną
kromkę chleba.
- A jaka jest prawda? Lubi mężczyzn?
- Nie. Dzieci.
Payton wyprostował się jak struna i poczuł, jak zimny dreszcz przebiega mu po krzyżu. Nie chciał
tego słuchać. Jej słowa wywołały smutne, brzydkie wspomnienia. Był ładnym dziec¬kiem i uroczym
młodzieńcem. Pomimo że udało mu się uniknąć prawdziwego napastowania, w zpyt młodym wieku
dane mu było poznać ciemną stronę ludzkiego umysłu. Jakaś jego część pragnęła, by Kirstie
wyszła i nie wciągała go w tę sprawę, ale dużo większa część była gotowa walczyć z takim złem na
śmierć i życie.
- Małych chłopców? - zapytał.
- I małe dziewczynki - dodała. - Ale głównie chłopców. Często jestem brana za dziecko, mam
niewiele kobiecych krąg¬łości i teraz uważam, że sądził, iż uda mu się spłodzić ze mną jedno lub
dwoje dzieci. Gdy odkryłam prawdę, godzinami modliłam się w kaplicy, by sir Roderyk nie przyszedł
do mojej sypialni, tak bardzo się bałam, że przekaże swoje zboczenie naszym dzieciom. Tak
naprawdę, gdyby mój mąż wolał m꿬czyzn, zaakceptowałabym to. Kościół i prawo potępiają takie
związki, ale jeżeli taka jest decyzja dwóch dorosłych mężczyzn, to nic mi do tego. Próbowałam
dojść z Roderykiem do jakiegoś porozumienia, tak, by jego tajemnica nie wyszła na jaw, a ja
odzyskałabym wolność i mogła poszukać prawdziwego mał¬żeństwa.
_ Czy jesteś pani pewna, że on wykorzystuje dzieci? Naprawdę pewna?
- Tak, mam co do tego absolutną pewność. - Kirstie napiła się orzeźwiającego napoju. - Zaczęłam
pojmować, skąd biorą się plotki na jego temat, i postanowiłam odkryć prawdę. Myś¬lałam, że
milczenie, a nawet smutek dzieci w gospodarstwie miały związek z powszechnie stosowaną w
domu przemocą• Ale zauważyłam, że Roderyk zawsze trzyma dzieci przy sobie i że prawie
wszystkie maluchy są wyjątkowo ładne. Czasami jakieś dziecko było w domu przez krótką chwilę, a
potem znikało. Bardzo szybko zorientowałam się, że te wszystkie pocałunki i uściski, którymi
obdarza dzieci, nie mają w sobie nic ojcowskiego. Próbowałam przyłapać go, kiedy myślał, że nikt
go nie widzi. Nauczyłam się szpiegować męża w jego gabinecie i sypialni. - Szybko łyknęła jeszcze
piwa. - Chyba nie umiem opowiedzieć o tym, co widziałam. Te obrazy prześladują mnie w
koszmarach. Nie mam pojęcia, skąd wzięłam siłę, żeby zostać na miejscu, by od razu nie wbiec do
środka i zabić tego drania, ale nie zrobiłam tego. Gdyby mi się nie udało, szybko została¬bym
uciszona. Wtedy nie mogłabym pomóc już ani jednemu dziecku.
_ Dobrze zrobiłaś, pani. Nie mogłaś mieć pewności, czy uda ci się go zabić, a ty i dziecko będziecie
bezpieczne. Czy masz pani dowód tego występku?
- Moje słowo i zeznania kilkorga dzieci. Niektórzy ludzie wiedzą o wszystkim, inni tylko się
domyślają, ale wszyscy są pod władzą Roderyka i zbyt boją się o własne życie, by coś zrobić. W
domu jest dwoje służących, którzy zaoferowali mi swą pomoc, ale tylko w wypadku gdyby życie
dziecka znalazło się w niebezpieczeństwie. Próbowałam zdobyć poparcie wśród wieśniaków, bo on
kupuje lub kradnie ich dzieci, ale nigdy nie miałam wystarczającej swobody, by cokolwiek zdziałać.
Nieliczni, którym los dzieci leżał na sercu, niewiele mogli pomóc. Próbowałam szerzyć najego temat
ponure plotki, by jak najmniej rodziców przysyłało do niego dzieci na naukę. Taka taktyka wydawała
się przynosić rezultaty, ale w wyniku tego mój mąż zaczął częściej szukać dzieci u biedaków
zamiesz¬kujących jego ziemie lub w miastach, w których gościł dwór królewski. Najbardziej cierpią
dzieci biedaków. Roderyk nie obawia się żadnych kar za to, jak je traktuje, a do tego, gdy już raz
wpadną w jego ręce, nikt ich nie szuka, więc może wyko¬rzystywać dzieci do swego drugiego
zboczenia.
- Jak można być jeszcze bardziej zboczonym?
- On czerpie przyjemność z zadawania bólu i śmierci. Dlatego nieraz nie potrafi się opanować i
musi zabić.
Payton wypił duszkiem swoje piwo i szybko napełnił ponow¬nie cynowy kufel. Nie było mu trudno
uwierzyć, że sir Roderyk czerpał przyjemność z obcowania z małymi chłopcami, Payton dowiedział
się już dawno o istnieniu takiego zboczenia. Ale to, o czym powiedziała mu Kirstie, przekraczało
granice poj mowa¬niakażdego człowieka przy zdrowych zmysłach. Wydawało się niemożliwe, żeby
ktoś mógł ustawicznie wykorzystywać i mor¬dować dzieci i pozostawać bezkarnym.
- Nie wierzysz w moją opowieść, panie - powiedziała Kirs¬tie, przyglądając się przez chwilę, jak
zmienia się wyraz jego twarzy.
- Trudno w to uwierzyć - przyznał Payton. - Wiem bardzo dobrze, że niektórych mężczyzn
niezdrowo podnieca uroda malców. Naturalne poczucie wstydu u dzieci na pewno pomog¬ło
zachować mroczne sprawki sir Roderyka w tajemnicy. Ale na jak długo? I to w tajemnicy tak
Zgłoś jeśli naruszono regulamin