Beverly Jo - Malloren 11 - Nieoczekiwana hrabina.pdf

(1638 KB) Pobierz
Nieoczekiwana hrabina
Zmuszony do opuszczenia armii i skłócony z rodziną Catesby Burgoyne topi
smutki w alkoholu, gdy pewnego wieczoru staje się świadkiem napaści
rzezimieszków na kobietę. Z ochotą rzuca się jej na pomoc nieświadom, że
dama, którą uratuje, odmieni jego życie. Prudence Youlgrave jest ofiarą nie
tylko napaści. Jej życie legło w gruzach za sprawą samolubnego brata i
narzeczonego brutala. Dziewczyna ma jednak odwagę i ducha walki,
którym to cechom Catesby nie jest w stanie się oprzeć - i nim się
zorientuje, ratuje damę po raz kolejny, żeniąc się z nią. A gdy
niespodziewanie umiera starszy brat Catesby'ego, on zostaje nagle lordem
Malzard, a Prudence hrabiną, która nie ma pojęcia o niczym, co wiąże się z
tytułem.
Jo Beverley
Rozdział 1
Northallerton, Yorkshire,
marzec roku 1765
B
ył pijany, lecz nie na tyle, aby nie widzieć, co się
dzieje na słabo oświetlonej ulicy. Nie dostrzec
rzezimieszków przy robocie. Lub tego, że ich ofiarą jest
kobieta.
Catesby Burgoyne uśmiechnął się, dobył szpady i ru­
szył, wydając budzący grozę bojowy okrzyk. Napastnicy
odwrócili się, wybałuszyli oczy i otwarli szeroko usta.
A potem uciekli.
Cate zachwiał się i jął wymachiwać szpadą.
- Wracajcie! - ryknął. - Wracajcie, łotry i posmakuj­
cie mojej szpady! - Odpowiedział mu jedynie odgłos od­
dalających się kroków. - Do licha z wami - wymamrotał.
- Trochę zdrowej rozrywki dobrze by mi zrobiło!
Zza pleców dobiegł go czyjś urywany oddech, odwró­
cił się zatem, unosząc broń, lecz była tam tylko kobieta.
Stała oparta plecami o ścianę domu, wytrzeszczając
na niego oczy.
Jako że wąską uliczkę oświetlały wyłącznie dwie lam­
py przy drzwiach, jej postać zdawała się jedynie mieszan­
ką bladości i cienia. Blada twarz otoczona rozpuszczony­
mi, jasnymi włosami. Ciemna suknia okrywała ją od stóp
po szyję. Suknia była przyzwoita, fryzura nie. Ale czy
przyzwoita kobieta włóczyłaby się nocą sama po ulicach?
Schował szpadę.
5
- Musisz być nowa w tym fachu, skarbie, skoro ubie­
rasz się tak ponuro.
Do licha, gdzie jego maniery? Nie ma potrzeby zacho­
wywać się grubiańsko tylko dlatego, że kobieta jest dziw­
ką, a on na bakier ze światem. Ukłonił się zatem.
- Catesby Burgoyne,
madame,
do usług. Mogę panią
odprowadzić?
Potrząsnęła w milczeniu głową.
Podszedł bliżej, by się jej przyjrzeć. Próbowała się cof­
nąć, ale nie miała dokąd.
- Proszę... - wyszeptała, przytrzymując szczupłą dło­
nią na piersi szal, jakby była to zbroja.
Cate już miał ją zapewnić, że nie ma się czego oba­
wiać, kiedy drzwi pobliskiego domku otwarły się i głos
z płaskim yorkshirskim akcentem zapytał:
- Co tam się dzieje?
Przysadzisty mężczyzna trzymał w dłoni świecę.
Oświetlała bardziej jego niż ich, mimo to kobieta odwró­
ciła się, by ukryć twarz.
Czyżby posiadała reputację, którą obawiała się stracić?
- Dama została zaatakowana,
sir
- odparł Cate, stara­
jąc się mówić na tyle wyraźnie, by mężczyzna nie potrak­
tował go jak pijanego. - Łotry uciekły, a ja odprowadzam
panią bezpiecznie do domu.
Mężczyzna przyjrzał się Cate'owi, lecz jak na rozsąd­
nego człowieka przystało, nie zamierzał pakować się
w kłopoty. A może powstrzymał go arystokratyczny ak­
cent Cate'a?
- Zatem, dobranoc - powiedział i zamknął za sobą
drzwi.
Cate odwrócił się znów do kobiety. Nadal wpatrywała
się weń przerażona, lecz interwencja kogoś ze znajomego
otoczenia sprawiła najwyraźniej, że wrócił jej głos.
- Muszę panu podziękować - powiedziała zdyszana.
- Lecz nie ma potrzeby, by tracił pan więcej czas.
6
Głos osoby dobrze urodzonej. I ani śladu obrączki.
Gdzie byli jej ojciec lub brat? Dlaczego pozwolili jej cho­
dzić samej po ulicy?
- Nie jestem być może ideałem dżentelmena,
madame,
nie mogę jednak pozwolić, by dama tak się narażała.
- Mieszkam w pobliżu...
- Zatem nie stracę zbyt dużo czasu, odprowadzając
panią.
Gestem nakazał jej, by ruszała. Dowodził mężczyzna­
mi w boju. Z pewnością poradzi sobie ze zwyczajną ko­
bietą. I rzeczywiście, poszła przed siebie ulicą, sztyw­
na z niepokoju.
Lub gniewu?
Interesujące. Przyjrzał się jej, wytężając wzrok.
W ciemności trudno było ocenić rysy, ale jej twarz i po­
stawa wyrażały... złość. Tak. Złość. Może i miała powód,
by się go bać, ale nie złościć. Poza tym ociągała się, idąc,
lecz nie pozwolił się zniechęcić.
- W którą stronę,
madame?
Przyśpieszyła, jakby próbowała go wyprzedzić - chu­
de, zgorzkniałe stworzenie, cale złożone z ostrych kątów
i antypatii. Bez wysiłku dotrzymał jej kroku.
- To nierozsądne wychodzić samej o tej porze, proszę
pani.
- Chciałam tylko się przejść.
- Nie jestem nigdzie umówiony. Jeśli chce pani pospa­
cerować, mogę pani towarzyszyć. Godzinami.
Jej rysy jeszcze bardziej się wyostrzyły i to go rozbawi­
ło. Istne błogosławieństwo w tym ponurym dniu.
Dotarli do głównej ulicy miasteczka. Poza nimi nie by­
ło tam nikogo, lecz jako że przebiegał tędy również
Wielki Północny Trakt, stało przy niej mnóstwo gospód,
nadal otwartych w nadziei na zarobek. Powóz zaturkotał
na bruku i wtoczył się za łukową bramę Złotego Lwa,
najlepszej oberży w mieście.
7
Po lewej znajdowała się Głowa Królowej, nędzna, źle
prowadzona knajpa, gdzie bez sukcesu topił przez cały
wieczór smutki. Uciekł stamtąd, aby zaczerpnąć świeże­
go powietrza, lecz w marcu powietrze w Yorkshire, choć
świeże, było też przenikliwie zimne, a najbliższy powóz
do Londynu odchodził dopiero wczesnym rankiem. Po­
trzebował przyłożyć gdzieś głowę, lecz mógł sobie po­
zwolić jedynie na łóżko we wspólnej izbie.
Kobieta po prostu tam stała.
- Zapomniała pani, gdzie mieszka,
madame?
- spytał
kpiąco.
Odwróciła się gwałtownie i spojrzała na niego.
- A dlaczegóż to
pan
włóczy się nocami po ulicach?
- Mężczyźnie wolno. Zwłaszcza jeśli ma przy sobie
szpadę i wie, jak jej użyć.
- Mężczyznom wolno wszystko, a biedne kobiety nie
mają żadnych praw.
- Któryż to mężczyzna tak panią skrzywdził? Mam
szpadę i wiem, jak jej użyć.
Zaśmiała się krótko.
- Nie wyzwie pan mojego brata.
- Nie chciałby walczyć?
- Tylko w sądzie. Jest adwokatem.
- Najgorszy rodzaj szumowiny.
Powiedział to w sensie ogólnym, jednak kobieta przy­
taknęła:
- W rzeczy samej.
Czym braciszek adwokat tak się jej naraził? Zrobił
coś, za co on mógłby się w jej imieniu zemścić? Skończył
już z wojowaniem, jednak akurat w tej chwili trochę
przemocy dobrze by mu zrobiło.
- Jego nazwisko i miejsce zamieszkania? - zażądał.
- Jest pan śmieszny.
- Może ma powód, by źle się zachowywać, skoro sma­
ga go pani na okrągło ostrym językiem.
8
Zgłoś jeśli naruszono regulamin