Karol May - Most Śmierci.pdf

(1166 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Karol May
Most śmierci
Do Mekki
-- Sidi, to było cudowne, kiedy obaj dosiadając rraszych niezrówna-nych rumaków, bez
towarzystwa obcych ludzi, jechaliśmy w głąb pięknego świata Allacha, dokądkolwiek mieliśmy
ochotę! Ten świat należał do nas, bo nikt nam nie towarzyszył, więc nikt nie mógł nam niczego
zabronić. Robili~my cośmy chcieli i zaprzestawaliśmy gdy nam się tak podobało. Byliśmy
panami samych siebie, bo jeśli istniał ktoś inny, kogo musieliśmy słuchać, to był ‘o organizm
składający się z dwóch osób ze mnie i z ciebie. Wydawałem się sobie często władcą całej kuli
ziemskiej, a nieosiągalne szczyty sławy wydobywałern z otchłani świadomości, by wspinać się
po nich i potem znowu wesoło zstępowa~. Mogłem to czynić, ponieważ byliśmy sami i nie było
żadnego niepożadanego wichrzyciela. T~k to były bardzo piękne cza-sy, gdy przeżywaliśmy to,
czego nie przeżył żaden inny człowiek. Powiadam ci, sidi, wszystkie te czyny i wydarzenia są
spisane na ścianach mojej duszy i wbite mocnymi słupami w dno pamięci: tak jak przywiązuje
się do słupów konie i wielbłądy, kiedy istnieje obawa, że w ciągu nocy zmienią wskazane irn
miejsce.
Przerwał, by zaczerpnąć tchu.
Kim był ów mówca? Kto jeszcze nie rozpoznał go po jego specyfi-cznym języku, niech słucha
dalej:
-- A więc z rozkoszą wracam myślą do czasów, kiedy to sami mogliśmy kierować naszytni
pocz<maniami, wtedy bowiem czułem, że człowiek jest prawdziwym władcą swego istnienia.
Ale równie piękne i pod pewnymi względami jeszcze piękniejsze jest, kiedy ma się przy sobie
tachtirewan, w którym siedzi władczyni namiotu kobiet. Czy sądzisz, że mam rację?
-- Nie wiem, mój drogi Halefie - odparłem.
-- Jak to? Ty mógłbyś nie wiedzieć? Ale dlaczego?
-- Ponieważ w tym tachtirewanie znajduje się władczyni nie moje-go, lecz twojego namiotu
kobiecego, a więc tylko ty, nie ja, możesz przeprowadzić porównanie między tym, co było
dawniej, a tym co jest teraz.
--‘Pdk, masz rację. By odpowiedzieć na moje pytanie, powinieneś był zabrać ze sobą swoją
Emmeh. A więc nie możesz wiedzieć, jak wielką różnicą jest to, czy pozostawia się w domu
opiekunkę swego szczęścia, czy też zabiera się ją ze sobą. Kiedyś mi powiedziałeś jak święta
księga chrześcijan tłumaczy właściwy stosunek między mężczy-zną a niewiastą. Czy
przypominasz sobie, sidi?
-- ‘Pak.
-- Powiedziałeś mniej więcej tak: „Bóg stworzył człowieka, na obraz i podobiefistwo swoje,
mężczyznę i kobietę. Allach ma różne cechy mianowicie cechy wszechmocy, do których
należy wieczność, mą-drość, sprawiedliwość oraz cechy miłości, które ukazują się także w
łaskawości, cierpliwości, dobroci i miłosierdziu. Jeśli człowiek, który składa się z dwu istot, ma
byE obrazem Boga, to mężczyzna powinien być obrazem boskiej wszechmocy, a niewiasta
obrazem boskiej miło-ści. Czy zapamiętałem to bardzo dokładnie?
-- Dość dokładnie.
-- Jeśli tak, to mi wystarczy. Odkąd mi wytłumaczyłeś zawsze usiłowałem być obrazem
wszechmocy Allacha. Wiesz jaki jestem
6 odważny i rozważny w dowodzen i u moim plemieniem. T~j stronie mej ludzkiej istoty nie
można chyba nic zarzucić. A druga strona, która jest tam, w lektyce i swój życzliwy wzrok bez
przerwy kieruje na mnie, jest taka, jak życzy sobie Allach. 1b obraz miłości, która każdego dnia
darzy mnie rozkoszą, a każdej godziny przyjemnością. A mieć przy sobie w czasie podróży
dawczynię tego szczęścia to błogosławiefistwo, którego podczas naszych poprzednich podróży
niestety byłem pozba-wiony. Mówiłem, że dawniej było pięknie, teraz twierdzę, że jest jeszcze
piękniej. Czy mnie zrozumiałeś?
--Tdk.
-- Czy nigdy jeszcze nie zabierałeś ze sobą w podróż swojej Em-meh?
-- Owszem.
-- Wtedy ty chyba dosiadałeś konia, a ona była w tachtirewanie?
-- Nie. My nie mamy tachtirewanów.
-- Nie? Więc po prostu jechała na wielbłądzie?
-- Także nie. Na Zachodzie nie jeździ się na wielbłądach, lecz w powozie lub pociągiem.
-- Na Allacha! Kto może jechać pociągiem?
-- Każdy, kto zapłaci za przejazd.
-- Także niewiasty?
-- Tdk.
-- Ale siedzieć obok żony innego mężczyzny - to chyba jest surowo zabronione?
-- Nie.
-- Niemożliwe! Sidi, powiedz szczerze, czy ty także siedziałeś kiedyś w pociągu obok jakiejś
kobiety, która należała do haremu innego mężczyzny?
-- Bardzo często. Jechałem nie tylko z obcymi żonami, ale i z obcymi córkami.
-- A twoja Emmeh, młoda, piękna mieszkanka twego namiotu?
Czy i ona musiała siedzieć obok innych mężczyzn?
-- Tak.
-- Oby więc Allach zniszczył wasze koleje żelazne i cisnął je w najgłębsze otchłanie piekieł! Jeśli
nie tylko moja żona, która należy wyłącznie do mnie, lecz także wszystkie moje córki, których
na szczę-ście jeszcze nie posiadam, musiałyby się zgadzać na to, by każdy obcy mieszkaniec
miasta i każdy obcy Beduin mógł usiąść w pociągu obok nich, to nie chcę więcej słyszeć o
waszym Zachodzie. Sidi, wiesz jak bardzo cię kocham i jak bardzo cię szanuję; ale ponieważ
wiem, że siedziałeś obok cudzych żon oraz córek, które nie urodziły się w twoim namiocie i że
pozwoliłeś swojej Emmeh podróżować z mężczyznami, z którymi nie wiąże ją żaden kontrakt
niełatwo mi przyjdzie ciebie, mojego najlepszego przyjaciela, zaszczycić teraz swoim uznaniem.
Szyny waszej kolei ułożyły się pomiędzy mną a tobą, a nasze serca stały się tak obce, że żadna
lokomotywa nie zdoła ich połączyć. Zostawiam cię i idę do Hanneh, by znaleźć u niej
pocieszenie w moim wielkim smutku.
Kogoś kto zna mojego drogiego, małego Halefa, nie zdziwi jego zachowanie. Dla tych, którzy
jeszcze nic o nim nie czytali, przezna-czam następujące uwagi:
Hadżi Halef Omar, obecnie szejk Beduinów, Haddedihnów z wiel-kiego plemienia Szammarów,
był dawniej ubożuchnym człowiekiem. Pochodził z zachodniej Sahary, towarzyszył mi jako sługa
na Wschód i tam spotkało go szczęście, dostał za żonę wnuczkę szejka Arabów Ateibehów.
Ten zaś został później wybrany na szejka Haddedihnów, a że nie miał syna, Halef stał się jego
następcą.
Halef był bardzo małego wzrostu i bardzo chudy, przy tym jednak niezwykle odważny i dzielny,
wręcz zuchwały, tak że często musiałem go hamować. Dobry strzelec,~świetnie władający każdą
bronią, wy-trwały, silny, doskonały jeździec, przebiegły i dowcipny, miał wierne złote serce, nie
było w nim ani odrobiny faiszu. Dawniej byłem jego jedyną miłośclią; później musiałem się nią
dzielić z jego żoną i syn~m, g ale nic nie straciłem. Jego czułość do żony była po prostu niewiary-
godna. Jego pierwsza myśl z rana, a ostatnia wieczorem skierowana była do niej. Nie potrafił
wymówić jej imienia, nie dodając nadzwy-czajnych cech, jakie w jego oczach posiadała. Kara Ben
Halef, ich syn i jedyne dziecko, miał prawie dwadzieścia lat, a jak wiadomo, kobiety Wschodu
szybko się starzeją. Mimo to Hanneh była „najprawdziwszą rożą wśród wszystkich
kwiatówświata, pozostała dla Halefa tak samo młoda i piękna, jak wtedy gdy ją ujrzał po raz
pierwszy. Była to wspaniała kobieta. Nie sądzę, żeby jakaś inna potrafiła tak właściwie jak ona
obchodzić się z tym małym, pełnym bujnej fantazji Hadżim. Panowała nad nim całkowicie, ale z
taką’czułością i pozornie uległą mądrością, że nie czuł; iż to nie on, lecz ona jest szejkiem
plemienia, przy czym Haddedihnom bardzo dobrze się wiodło. Jednym z jego dziwactw było to, że
nie mógł sobie wyobrazić stosunków panujących na Zachodzie. Opowiadałem mu o nich nie-
zliczoną ilość razy, ukazywałem różnice pomiędzy życiem w Europie i na Wschodzie, ale nic nie
pomogło. Wciąż mówił o moich namio-tach, moich wielbłądach i moich palmach daktylowych.
Innym jego dziwactwem było zamiłowanie do mówienia. Szczegól-nie lubił opowiadać w tej
kwiecistej orientalnej stylistyce, która wpa-dała w przesadę. Jeśli pozwalałem rnu w ten sposób
przemawiać i nie sprowadzałem jego przesady do właściwych rozmiarów, to dlatego, że chcę go
pokazać takim, jaki był naprawdę, nie zaś dlatego bym się zgadzał z tego rodzaju sposobern
wyrażania. Szczególnie kiedy mówił o naszych przygodach, tak okropnie fantazjował, że często
musiałem mu przerywać.
Człowiek Wschodu jest przyzwyczajony do przesady i nie widzi w tym nic zdrożnego.
Odkąd Halef wiedział, że jestem żonaty, mówił czasem o moim „haremie, o moim namiocie
kobiecym, o Emmie. Imię mojej żony przcrobił na Emmeh i było dla niego zupełnie zrozumiałe, że
warunki życia mojej Emmeh, były dokładnie takie same jak jego Hanneh.
Oczywiście mój harem nie mógł być lepszy od jego haremu i najmniejsze napomknienie, że coś u
mnie jest lepsze mogło go do-prowadzić do szaleństwa.
Muszę jeszcze wspomnieć, że dawniej Halef starał się usilnie na-wrócić mnie na islam. Ale skutek
był taki, że teraz sam stawiał Ben Marjam wyżej niż Mahometa. W duszy stał się chrześcijaninem a
jego Hanneh razem z nim.
Nasze wcześniejsze podróże odbywaliśmy przeważnie sami albo z nielicznymi przypadkowymi
towarzyszami. Tym razem była to wię-ksza grupa, a stało się to tak:
Arab jest zdania, że im dłuższe ma imię, tym większy honor, toteż do swego imienia doczepia
imiona swych przodków. Gdy poznałem Halefa nazywał się Hadżi Halef Omar Ben Hadżi Abul
Abbas Ibn Hadżi Dawuhd el - Gossarah. Dodał sobie tytuł Hadżi, jak określa się mahometanina,
który był w Mekce. Przy tym ani on sam, ani jego ojciec, ani dziadek nigdy tam nie byli. Później
byliśmy w tym świętym miejscu islamu, ale krótko. Rozpoznano mnie jako chrześcijanina i
musiałem uciekać by ujść z życiem.
Od tamtego czasu moim najgorętszym życzeniem było raz jeszcze udać się ds~ Mekki. Byłem
bardziej doświadczony niż wtedy, lepiej opanowałem język i poznałem obyczaje. Znałem teraz
obrzędy reli-gijne, wszelkie reguły i formy zewnętrzne tak dokładnie, że mógłbym uchodzić za
mahometanina. Zrozumiałem jaką zuchwałością było wkroczenie do miasta, w którym każdego
chrześcijanina czekała nie-chybna śmierć. Bardzo chciałem zaryzykować raz jeszcze. Poznałem
islam i większoć krajów zamieszkiwanych przez jego wyznawców, byłem dwukrotnie w Kairwan,
tunezyjskim świętym wówczas mieście, do którego wstęp dla chrześcijanina był surowo
wzbroniony. Jednak udał mi się te : wyczyn.
Dlaczego więc nie miałbym spróbowa~ pomyślnie zakończyć swych wędrownych studiów
pobytem w Mekce. Zdawałem sobie sprawę, że to przedsięwzięcie właśnie dla mnie jest bardziej
ryzykowne niż dla 10 kogokolwiek innego. Mahometańskie okolice i miejscowości, gdzie poznano
mnie jako chrześcijanina, były bardzo liczne. Zyskałem tam sobie wielu przyjaciół, ale też niejeden
stał się moim wrogiem. W dodatku rysy mojej twarzy są bardzo charakterystyczne, tak że przez
dłuższy czas pozostają w pamięci. Czyż mogłem liczyć na to, że w czasie mojej bytności w Mekce,
nie spotkam tam nikogo kto by mnie znał? Wiedziałem bardzo dobrze na co się ważę; jednak
niebezpie-czeństwo kusiło mnie jeszcze bardziej niż sam plan. Zamiar, by ten plan przeprowadzić,
tak się wreszcie we mnie umocnił, że należało tylko czekać na odpowiednią sposobność. Td zaś
rychło nadeszła; sprawiły to moje obecne odwiedziny u Haddedihnów. Halef przyzwy-czaił się do
tego, że zawsze, kiedy do niego przybywałem, odbywaliśmy wspólnie długą konną podróż. Kiedy
mnie zapytał jaką okolicę chcę teraz odwiedzić, powiedziałem znaczące słowo „Mekka. Najpierw
się przeraził, ale potem tak samo jak ja, poczuł podwójną pokusę ryzyka. Dla mnie najważniejszą
sprawą było, co powie na to Hanneh, dobrot-liwa opiekunka jego ziemskiego szczęścia.
Omówiliśmy najpierw wszystko w cztery oczy, a potem od czasu do czasu zaczęliśmy rzucać
ostrożne uwagi, mające przygotować nasz właściwy atak. Lecz mądra „najjaśniejsza spośród
wszystkich gwiazd na kobiecym firmamencie przejrzała nas już po pierwszych drobnych aluzjach
i poprosiła, byśmy nie owij ali nic w bawełnę, tylko powiedzieli całą prawdę. Hadżi uznał, że to
zbyt zuchwałe i szybko wymknął się z namiotu, w którym siedzieliśmy. Ja szczerze opowiedziałem
o swoim zamiarze i o życze-niu by Halef mi towarzyszył. Byłem ogromnie ciekaw, co Hanneh mi
odpowie.
Patrzyła przez chwilę przed siebie, wreszcie rzekła:
-- Effendi, on nie będzie ci towarzyszył sam, pojadę z wami.
Można sobie wyobrazić moje radosne zdziwienie. Poznała to po mnie i z uśmiechem ciągnęła
dalej:
-- Nie spodziewałeś się tego? A przecież powód nietrudno zrozu-mie~. Wiem, że jesteś rozsądnym
człowiekiem i dlatego chcę ci zadać
11
\
pytanie: czy czułeś kiedykolwiek w swoim sercu to, co nazywa się „tęsknota za ojczyzną?
-- ‘1’dk—odparłem.
-- Więc mogę ci się przyznać, że często ją odczuwam i także teraz ją w sobie noszę. Wiesz, że
jestem córką Ateibehów, poznałeś mnie i moje plemię w pobliżu Mekki. ‘Pam przeżyłam jasne
dni mojego dziecifistwa. i~tie wiem, czy mi uwierzysz, ale sądzę, że to prawda, iż serce
człowiecze im jest starsze, tym bardziej tęskni do miejsc, które były świadkiem jego młodości.
Kocham mego Halefa, a także Karę Ben Halefa, mojego syna, jestem szczęśliwa w mojej i ich
miłości. Ale obok tego szczęścia żyje we mnie pragnienie, by jeszcze ujrzeć swą ojczyznę.
Proszę nie mów o mej tęsknocie Halefowi, bo zmartwiłoby go to. W zamian spełni się twoje
życzenie, Halef będzie ci towarzyszył, a ja pojadę z wami.
-- A Kara Ben Halef, wasz syn? -- zapytałem.
-- Nie mogłabym go tutaj zostawić, wyruszy z nami. Sądzę nawet, że będziesz miał więcej
towarzyszy podróży. Wiesz wprawdzie, że nasi Haddedihni od dawna już nie czczą Proroka tak
jak wtedy, kiedy ciebie nie znali, ale Mekka jest dla wielu z nich bardzo ważnym miastem i
kiedy się dowiedzą, że tam zdążamy, niejeden będzie gotów zabrać się z nami. Czy będziesz
miał coś przeciwko temu?
-- Nie. Przeciwnie. Jako chrześcijanin mogę sobie tylko życzyć, by otaczało mnie możliwie dużo
przyjaciół, którzy w razie niebezpie-czefistwa będą mi pomocni.
-- Awięc umowa stoi. Zaraz pójdę po Halefa i powiem mu, że może zacząE przygotowania do
drogi.
Miała zdecydowany charakter. Kiedy raz powzięła jakiś plan, nie zwlekała z jego wykonaniem. Jak
bardzo uszczęśliwiła Hadżiego swo-ją niespodziewanie szybką zgodą, dowiedziałem się wkrótce,
kiedy rozpromieniony przyszedł do mnie i powiedział:
-- Sidi, zgodziła się, moja najmilsza spośród wszystkich najmil-szych. Wyruszamy do Mekki!
Właśnie teraz to wszystkim oznajmiłem. Znowu dokonamy wielkich, bohaterskich czynów i
dokonamy ‘tego, że sława nasza rozniesie się po wszystkich krajach. Dzieci naszych dzieci będą
nas czcić, a wnuki i prawnuki naszych następców będą głosić naszą chwałę od wschodu do
zachodu słofica. Czyż nie mam cudownej żony, sidi?
-- ‘1’ak—przyznałem.—Twoja Hanneh jest niewątpliwie najwspa-nialszą ze wszystkich kobiet.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin