WOJNA I CHWAŁA.DOC

(81 KB) Pobierz
WOJNA I CHWAŁA

WOJNA I CHWAŁA

 

 

W sierpniu 1993 roku miałem wizję kościoła. Był on przedstawiony jako wyspa na morzu. Na całej tej wyspie było wiele różnych budowli. Jak zrozumiałem każda z nich reprezentowała inną denominację lub ruch. Pozostawały one w silnym kontraście pod względem architektury. Były tam budowle bardzo stare, a także bardzo nowoczesne. Pomiędzy wieloma z nich toczyła się wojna i większość z nich wyglądała jak po bombardowaniu. Ciągle jeszcze żyli w nich ludzie, byli jednak oni poranieni i głodowali.

 

Duchy Kontrolujące

Dwa złe duchy kierowały wojną na wyspie. Jeden nazywał się Zazdrość, a drugi Strach. Gratulowały sobie one wzajemnie za każdym razem, gdy jakiś budynek doznawał uszkodzenia lub ludzie zostali zranieni. Potem zobaczyłem dwa potężne i przerażające duchy powstające nad morzem. Stały się one sztormami. Jeden nazywał się Gniew, a drugi Bezprawie. Poruszały one morzem powodując powstawanie wielkich fal uderzających na wyspę. Wkrótce stały się one tak duże, że wyglądały nawet na bardziej niebezpieczne dla wyspy niż tocząca się wojna. Odczułem, że ludzie na wyspie muszą zostać ostrzeżeni przed tymi sztormami. Kilku strażników próbowało to zrobić, ale nikt ich nie słuchał. Ludzie tylko debatowali i kłócili się, czy dany strażnik jest godzien zaufania. Było to dziwne, gdyż każdy kto podniósłby wzrok, mógłby sam zobaczyć te sztormy.

Wojny te pozostawiły tak wielką liczbę zranionych ludzi, że szpitale szybko stały się największymi budowlami na wyspie. Szpitale przedstawiały denominacje lub ruchy, które poświęciły się leczeniu zranionych. Podczas, gdy one rosły, inne grupy wojenne nie zauważając, że byli tam leczeni nawet ich ranni, z całą stanowczością niszczyły je bardziej niż inne budowle.

Gdy wojna trwała nadal, nawet ci, którzy nie byli poważnie ranni nabierali wyglądu widm lub stawali się bardzo zdeformowani wskutek głodu i chorób. Za każdym razem, gdy jakiś budynek otrzymywał dostawę jedzenia, które przyciągałoby ludzi – stawał się celem ataków. Nie mogłem pojąć jak wojna może być aż tak okrutna – a działo się to w kościele! Pośród całej tej wojny ludzie wciąż próbowali powiększać swoje budynki lub też zaczynali budować nowe, lecz było to daremne. Gdy tylko jakiś budynek stawał się wyższy niż inne lub rozpoczynała się nowa budowa, miejsce takie stawało się głównym celem ataków wszystkich innych budowli i szybko przemieniało się w gruzy.

Następnie zauważyłem wielu potężnych liderów, którzy prowadzili tę wojnę. Wszyscy z nich mieli to samo słowo na swoich czołach: „Zdrada”. Byłem zdziwiony, w jaki sposób ktokolwiek mógłby podążać za kimś z takim napisem na czole, ale ludzie robili to. Przypomniano mi o fragmencie z 2Kor 11,20: „Znosicie bowiem, gdy was ktoś niewolnikami robi, gdy was ktoś wyzyskuje, gdy was ktoś łupi, gdy się ktoś wynosi, gdy was ktoś po twarzy bije”.

 

Resztka

Jednakże w prawie każdej budowli znajdowali się ludzie, którzy wyglądali jak światła. Światła te nie chciały wziąć udziału w wojnie. Spędzały one czas próbując naprawiać budynki lub opiekować się rannymi. Mimo, że było niemożliwością sprostać zniszczeniom lub ranom, oni nie przestawali próbować.

Widoczne było, że każde z tych świateł ma moc uzdrawiania ran. Moc ta wzrastała, gdy pracowali. Ci, którzy zostali uzdrowieni stawali się takimi samymi światłami jak ci, którzy ich uleczyli. Wyraźne było, że te indywidualności, które poświęciły się uzdrawianiu zranionych były teraz w stanie uczynić więcej niż szpitale, ze względu na bezlitosne ataki na te ostatnie. Gdy szpitale to zrozumiały, podzieliły swoich ludzi na „grupy uzdrowieniowe”, które rozeszły się po całej wyspie i weszły do wielu budynków.

Na całej wyspie znajdowało się też wiele małych obozów. Niektóre z nich były zaangażowane w wojnę pomiędzy budowlami. Wyglądało, że ich zamiarem jest zniszczenie wszystkich innych budowli celem pozyskania ludzi do siebie. Liderzy tych obozów mieli wypisane na czołach to samo słowo: „Zdrada”.

Kilka z tych obozów nie było jednak zaangażowanych w wojnę i one także wyglądały jak światła. Także one wzrastały w autorytet lecz był to autorytet inny niż moc uzdrawiania. Miały one autorytet nad wydarzeniami, ludzie z tych obozów modlili się o zaprzestanie mniejszych bitew, powstrzymanie mniejszych sztormów i modlitwy ich odnosiły skutek.

Dwa duchy nad miastem i dwa sztormy bardzo przestraszyły się tych małych obozów. Odczułem, że grupy wstawiennicze były bardzo blisko od osiągnięcia autorytetu pozwalającego na zatrzymanie głównych bitew i wielkich sztormów, których źródło z pewnością leżało w agitacji tych potężnych duchów.

 

 

Tragedia

Wokół całej wyspy było mnóstwo łodzi i statków, które czekały na wejście do miasta, gdy tylko ustanie walka. Wiele z tych łodzi było zapełnionych uchodźcami z innych wojen, wielu z nich było rannych. Były też statki, które niosły królów, prezydentów i tych, którzy wyglądali na zdrowych i bogatych. Wszystkie one obawiały się sztormów, ale nie mogły wejść do miasta z powody wojny. Ich jęki i krzyki były tak głośne, że byłem zaskoczony, iż nikt w mieście ich nie słyszy. Wyglądało, że nikt nawet nie był świadomy, iż są oni na zewnątrz.

 

 

W Jego Mądrości

Wtedy zobaczyłem Pana stojącego i obserwującego. Był tak pełen chwały, że zdziwiłem się, iż nie zauważyłem Go wcześniej i że nikt w mieście nie zaczął Go uwielbiać. Ku mojemu zaskoczeniu nikt nie był zdolny Go zobaczyć. Popatrzyłem wtedy w oczy niektórych ludzi i zobaczyłem, że tak zaszły krwią, że było dziwne, iż w ogóle coś widzą.

Zastanawiałem się, dlaczego Pan nie zatrzymał wojny. Wyglądało, że zadawala się samą obserwacją. Jak gdyby zrozumiał On moje myśli, bo odwrócił się do mnie i powiedział: „To jest mój kościół. To były domy, które ludzie próbowali dla mnie zbudować. Pukałem do drzwi każdego z nich, ale mi nie otworzyli. Przyniósłbym pokój, ponieważ mogę mieszkać tylko w mieście pokoju.” Wtedy odwrócił się i wskazał na ludzi w statkach mówiąc: „Jeżeli pozwoliłbym teraz wszystkim tym ludziom wejść do miasta, wzięliby udział w wojnie. Gdy ich krzyk stanie się głośniejszy od wojny, zbuduję dla nich miejsce.”

Następnie popatrzył na mnie z wielką powagą i powiedział: „Pozwoliłem na to teraz, by się to później nigdy nie powtórzyło.” Trudno jest przekazać moc Jego słów, lecz dały mi one głębokie zrozumienie, że w swej wielkiej mądrości pozwolił On na kontynuację tego konfliktu. Następnie powiedział: „Dopóki tego nie pojmiesz, nie będziesz mógł zrozumieć, co zamierzam zrobić.”

Gdy krzyk ludzi w łodziach stał się głośniejszy od odgłosów wojny w mieście, Pan wydał rozkaz i morze zostało uwolnione. Powstały ogromne fale przypływu i zaczęły ogarniać wyspę, aż pogrążyły wszystkie budowle. Duchy, które były sztormami przyłączyły się do duchów na wyspie i wszystkie one urosły do prawie podwójnej ich wielkości. Wówczas wyspa całkowicie zniknęła pod ciemnością duchów i szalejącym morzem.

Pan nie poruszył się, gdy się to działo. Wiedziałem, że moją jedyną ochroną było stanie tak blisko Niego, jak to tylko było możliwe. Podczas tego wielkiego sztormu nie widziałem niczego z wyjątkiem Niego. Gdy popatrzyłem na Jego twarz zauważyłem zarówno ból jak i stanowczość.

 

 

Budowa Domu Pana

Powoli sztormy uspokajały się, a przypływ ustępował. Pokazali się ludzie, którzy byli światłami w budowlach, stojąc w miejscach, gdzie wcześniej były budynki. Wtedy Pan, który był na brzegu wyspy ruszył na jej środek mówiąc: „Teraz zbuduję mój dom.”

Wszyscy, którzy byli światłami zaczęli odwracać się w kierunku Pana. Gdy to czynili stawali się jeszcze jaśniejsi, a każda grupa została zamieniona w żywy filar dokładnie tam, gdzie stała. Wkrótce stało się jasne, że filary te stanowią konstrukcję budynku, który pokrywał prawie całą wyspę.

Filary te były różnych kolorów, kształtów i rozmiarów. Trudno było zrozumieć, jak wszystkie z nich, tak różniąc się od siebie, mogą stanowić jedną konstrukcję. Jednakże Pan wyglądał na bardzo zadowolonego z każdego z nich, a także one wszystkie pasowały do siebie.

 

 

Przychodzą Ludzie

Wówczas statki i łodzie zaczęły przybijać do wyspy. Było tam mnóstwo ludzi. Każdy statek czy łódź był z innego kraju lub innej rasy ludzkiej. Gdy tłum wzrastał, zacząłem myśleć, że jak na ten jeden budynek jest zbyt dużo ludzi. Wówczas Pan popatrzył na mnie i bardzo stanowczo powiedział: „Zbudujemy tyle mieszkań, ile potrzebujemy – nikt nie zostanie zawrócony.” Było to powiedziane tak stanowczo, że zdecydowałem, iż już nigdy nie będę rozważał możliwości zawrócenia niektórych ludzi. Wcześniej największym problemem było, jak sprowadzić ludzi do budynków. Teraz dużym problemem było, co z nimi wszystkimi zrobić.

 

 

Cmentarz

Gdy przybyły wszystkie statki, ludzie z nich byli prowadzeni prosto do Pana. On patrzył w oczy każdego z nich i mówił: „Jeżeli Mi ufasz, umrzesz dla Mnie.” Gdy tylko zapytany odpowiedział: „Umrę dla Ciebie.” Pan natychmiast przebijał jego serce mieczem. Powodowało to prawdziwy ból. Dla tych, którzy próbowali uniknąć miecza ból był znacznie większy. Ci którzy byli zrelaksowani nie wyglądali na cierpiących tak bardzo.

Następnie byli oni zabierani na cmentarz z napisem nad bramą „Ciemność”. Musiałem podążyć za nimi. Przebici mieczem ludzie byli jeszcze sprawdzeni czy rzeczywiście nie żyją, zanim zostali pochowani. Ci, którzy trzymali się życia przez dłuższy czas, byli kładzeni z boku. Ci, którzy zostali pochowani, bardzo szybko powstawali jako światła, takie jak te, które przeżyły sztorm. Zauważyłem, że nie pozostają oni w grobach przez ten sam czas. Niektórzy z nich powstali, zanim jeszcze zostali pochowani ci, którzy trzymali się przy życiu.

Gdy pierwszy raz spojrzałem na cmentarz, wyglądał na straszne miejsce i nawet nie myślałem, że mógłby on pasować do tej teraz pełnej chwały wyspy. Gdy opuściłem cmentarz obróciłem się jeszcze i zobaczyłem wtedy, że cmentarz wygląda pięknie. Nie mogłem określić, co się zmieniło. Wtedy jeden z pracowników powiedział do mnie: „Cmentarz nie zmienił się – ty się zmieniłeś.”

Spojrzałem wtedy na budowlę. Była ona jeszcze piękniejsza niż wcześniej. Popatrzyłem wtedy na wyspę i odczułem to samo – stała się ona jeszcze piękniejsza. Przypomniał mi się werset: „Cenna jest w oczach Pana śmierć Jego wiernych” (Psalm 116,15). Pracownik, który wciąż patrzył na mnie powiedział: „Jeszcze nie umarłeś, lecz zostałeś zmieniony tylko przez to, że byłeś w pobliżu tych, którzy umarli. Gdy umrzesz zobaczysz jeszcze więcej chwały.”

Ci, którzy jako światła wyłonili się z cmentarza, byli prowadzeni do ich własnego miejsca w budowli, które miało na sobie wypisane ich imię. Niektórzy przyłączyli się do murów, niektórzy do filarów, niektórzy stali się oknami lub drzwiami. Oni pozostawali ludźmi nawet wtedy, gdy stali się częścią budowli.

 

 

Test

Obróciłem się w stronę Pana. Przebywanie w Jego obecności było tak cudowne, że dziwiłem się, iż ktokolwiek mógłby odrzucić propozycję śmierci dla Niego. Jednakże wiele osób ze statków zrobiło to. Na ich prośbę byli oni zabierani od Pana. Wielu z nich powróciło na statki, z których niektóre odpłynęły, a niektóre pozostały w porcie.

Niektórzy z tych, którzy nie zdecydowali się umrzeć dla Pana, pozostali na wyspie i mogli po niej swobodnie spacerować, a nawet wchodzić do domu Pana. Wyglądało, że kochali oni Pana i ogrzewali się w chwale tego wszystkiego. Wielu z nich zaczęło także świecić chwałą, lecz nigdy nie mieli oni chwały w sobie – odbijali oni jedynie chwałę, która pochodziła od innych.

Gdy pomyślałem, że jest to niesprawiedliwe, iż pozwolono im pozostać, Pan powiedział do mnie: „Moja cierpliwość zdobędzie wielu z nich, ale kocham nawet tych, którzy nigdy nie oddadzą mi swego życia i jestem zadowolony, że radują się Moją chwałą. Nigdy nie zawracaj tych, którzy kochają moją chwałę.” Ludzie ci rzeczywiście cieszyli się budowlą i obecnością Pana, która z niej promieniowała. Jednakże, gdy Pan zbliżał się do nich, stawali się bojaźliwi i wycofywali się.

Następnie obserwowałem jak ci, którzy nie chcieli umrzeć dla Pana, zachowywali się tak, jakby Jego dom był ich własnym i był dla nich zbudowany. Chciałem rozgniewać się na ich wielką zarozumiałość, lecz nie mogłem odczuć gniewu mimo, że chciałem. Wtedy zrozumiałem, że było tak dlatego, gdyż stałem tak blisko Pana – nie mogłem się nawet zdenerwować. Zmusiło mnie to do podjęcia decyzji, czy mam nadal pozostać blisko Niego, czy też odejść, aby móc się zdenerwować.

Zdziwiłem się, że była to trudna decyzja. Jak w ogóle mogłem rozważać możliwość odejścia od Pana, ale tak było w istocie. Bojąc się tego, co powstaje wewnątrz mnie przybliżyłem się jeszcze do Pana.

Nagle Pan chwycił mnie tak, jakbym miał zaraz spaść z urwiska. Gdy obejrzałem się stwierdziłem ze zdziwieniem, że rzeczywiście stoję na samym brzegu urwiska. Gdybym tylko wykonał krok oddalając się od Pana aby poczuć gniew, spadłbym.

Wtedy On powiedział do mnie: „W tym domu mogę tolerować zarozumiałość bardziej niż ten gniew. Ten gniew na nowo rozpocząłby wojnę.” Zostałem nagle przytłoczony świadomością, że jeszcze nie podjąłem decyzji, aby umrzeć dla Niego i że także ja byłem zarozumiały czując się posiadaczem tego domu i Pana. Gdy zobaczyłem to wielkie zło w moim własnym sercu, zatrwożyłem się i natychmiast błagałem Pana, aby zniszczył moje złe serce swoim mieczem.

 

 

Zmartwychwstałe Życie

Gdy Pan przebił moje serce, byłem zaskoczony, że czułem taki mały ból w porównaniu z innymi. On powiedział do mnie: „Ci, którzy proszą o śmierć umierają łatwiej.” Przypomniała mi się Jego wypowiedź w Ewangelii Mateusza 21,44: „I kto by upadł na ten kamień, roztrzaska się, a na kogo on spadł, zmiażdży go.”

Nie pamiętam jak byłem niesiony na cmentarz, ale tak jakby nie upłynął żaden czas powstałem z niego. Teraz chwała wszystkiego, co widziałem była nie do wyrażenia. Popatrzyłem na skałę i pokochałem ją. Popatrzyłem na drzewa, niebo i obłoki, i nie mogłem uwierzyć, jakie to wszystko jest cudowne. Wróbel wydawał się bardziej chwalebny niż jakikolwiek ptak, którego wcześniej widziałem. Zastanawiałem się nad ogromnym skarbem, który był w tym małym ptaku i też nad tym, dlaczego wcześniej tak go nie doceniałem.

Następnie popatrzyłem na zarozumiałych ludzi. Nie tylko nie czułem pokusy żeby się zdenerwować, lecz kochałem ich tak bardzo, że pozwoliłbym każdemu z nich przebić moje serce, jeżeli by im to pomogło. Zacząłem wtedy myśleć, jak bardzo jestem błogosławiony, że mogłem ich spotkać i być z nimi. Teraz chciałem, żeby pozostali. Nawet nie wyobrażałem sobie, jak mogłem czuć pokusę, aby się na nich gniewać – oni byli znacznie cenniejsi niż wróbel!

Wtedy Pan stanął obok mnie. Mimo, że nie myślałem, iż może to być możliwe, On był jeszcze bardziej przepełniony chwałą. Był przepełniony chwałą tak, że nie mogłem tego wytrzymać. Powiedział: „To dlatego śmierć Moich ludzi jest tak drogocenna dla Mnie. Ci, którzy chcą ocalić swoje życie, zawsze je zatracą, lecz ci, którzy tracą swoje życie dla Mnie, znajdują prawdziwe życie. Teraz znasz prawdziwe życie, ponieważ znasz miłość.”

Następnie spojrzałem na dom i wszystkich, którzy go tworzyli. Wszystko i każdy, na kogo spojrzałem, wyglądał na poruszonego tym wielkim uczuciem miłości. Było ono bardziej cudowne niż wszystko, co odczuwałem wcześniej.

Chciałem pójść popatrzeć lub porozmawiać z każdym z nich, ale nie chciałem odchodzić od Pana, którego obecność była jeszcze bardziej nieodparta. Znając moje myśli, Pan powiedział: „Nigdy nie musisz obawiać się, że opuścisz Moją obecność, ponieważ w tobie uczyniłem miejsce Mojego zamieszkania i będę z tobą dokądkolwiek pójdziesz.”

 

 

Pan zbuduje na tej ziemi kościół, który będzie odbiciem Jego chwały.

 

 

Gdy patrzyłem na zarozumiałych ludzi – cieszyli się oni wszystkimi tymi błogosławieństwami, nawet myśląc, że sami są ich przyczyną. Nie byli oni jednak częścią tego, co zostało zbudowane. Ponieważ sam byłem jednym z nich, wiedziałem także, jak płytka była ich radość w porównaniu z tym, jaką mogła ona być. Ogarnęło mnie wielkie współczucie dla nich. Gdy patrzyłem na tych ludzi, stawali się oni coraz bardziej „chudsi” w swojej materii, aż w końcu wyglądali jak widma, które widziałem w zniszczonym mieście. Znów pomyślałem o słowach Pana: „Ci, którzy chcą ocalić swoje życie, zawsze je tracą, lecz ci, którzy tracą swoje życie dla Mnie, znajdują prawdziwe życie.”

 

 

Bez ograniczeń

Potem popatrzyłem, jak budowla stawała się coraz wyższa i wyższa, emanując coraz to większą chwałą, widzianą z coraz większej odległości. Owocowało to tym, że coraz więcej ludzi i statków przybywało poprzez ciągle szalejące sztormy, które jednak nie były w stanie zaatakować wyspy. Gdy zastanawiałem się, jak wysoka może stać się budowla, Pan ponownie odwrócił się do mnie i odpowiadając na moje myśli powiedział: „Nie ma żadnych ograniczeń co do wysokości tej budowli, ponieważ ja jestem fundamentem a miłość jest cementem.”

Spojrzałem wtedy na cement. Był on przezroczysty, lecz emanował wielką mocą. Zdziwiłem się, że nie zauważyłem tego wcześniej; teraz było to tak oczywiste i ogarniające. Pomyślałem, jak ślepy byłem na największe cuda tej budowli, dopóki Pan nie skierował na nie mojej uwagi. Spowodowało to, że odwróciłem się do Pana, by obserwować wszystko, czemu poświęcał On swoją uwagę.

Wtedy Pan spojrzał na ludzi, którzy tworzyli tę budowlę. Gdy spojrzałem na nich ponownie, natychmiast uderzył mnie fakt, że byli oni więcej niż ludźmi – wiedziałem, że byli oni „nowym stworzeniem”. Tworzyli oni jakby pomost pomiędzy fizycznymi i duchowymi realiami, będąc częścią i jednych i drugich. Bezspornie byli oni ponadnaturalni, co nie oznaczało jednakże, że nie są już naturalni. Byli oni daleko bardziej naturalni, niż cokolwiek „naturalnego”, co widziałem wcześniej. Byli oni bardziej realni, niż wszystko, co wcześniej uważałem za „realne”. W porównaniu z nimi wszystko inne wyglądało jak cienie i odczucie to wzrastało w miarę, jak oni zmieniali się.

Wkrótce chwałę, która z nich wychodziła można było zarówno widzieć, jak i czuć. Odczucie to, nie było jak dotyk, ale jak emocja. Gdy podszedłem wystarczająco blisko do tej chwały, poczułem się tak dobrze, że jedynym sposobem aby to opisać jest cudowne oszołomienie. Nie takie, które zaciemnia umysł, ale go oświeca. Poczułem się w jakiś sposób uszlachetniony, nie przez dumę, lecz przez potężny sens przeznaczenia. Odczułem także głębokie bezpieczeństwo, tak, jakbym był w całkowitej harmonii z ziemią, powietrzem, a zwłaszcza Panem i Jego domem. Uczucie to było tak przyjemne, że nie chciałem się nawet poruszyć. Wraz z przybywaniem każdej nowej łodzi z ludźmi, następowała transformacja części budowli, a jej chwała ciągle wzrastała i rozprzestrzeniała się. Powodowało to, że w budowli panowała wielka radość z powodu każdej nowo przybywającej łodzi z ludźmi.

 

 

Dzielenie się chwałą

Gdy przychodzący z cmentarza ludzie zajmowali swoje miejsce w budowli, ci, którzy byli już jej częścią, próbowali dać tym nowym swoją własną chwałę. Gdy uczynili to, chwała pochodząca od Pana wzrastała i dawał on jeszcze więcej tym, którzy oddali swoją własną chwałę. Ci, którzy byli najbardziej oddani temu dzieleniu się chwałą, byli używani do rozpoczynania budowania następnego poziomu dachu, który wciąż wzrastał i wzrastał. Pomyślałem w jakim to było kontraście do zazdrości, jaka wcześniej panowała w tym mieście. Próbowałem zastanawiać się nad zazdrością, lecz było to prawie niemożliwe do wykonania. Ponieważ nie mogłem już odczuwać zazdrości, miałem nawet trudności ze zrozumieniem, co to jest. Wydawało się to tak nierealne, jakby istniało w złych snach. Radość dzielenia się była tak wielka, że nie czynienie tego było teraz niezrozumiałe. Im więcej chwały było dzielone, tym więcej każdy dostawał aby się dzielić.

Ta radość dzielenia się była tak wielka, że wiedziałem, iż każdy z nas spędzi wieczność po prostu szukając innych, z którymi będzie mógł się podzielić chwałą. Silnie czułem, że Pan stworzy dla nas wiele nowych światów, abyśmy mieli nowe miejsca do dzielenia się Jego chwałą. Wiedziałem, że było to powodem, dla którego stworzył On wszechświat z taką różnorodnością i dlaczego stworzył go rozszerzającego się w tak szybkim tempie. Ci, którzy dotknęli Jego chwały, byli dotknięci przez miłość, która musiała dzielić się chwałą. Powodowało to rozprzestrzenianie się ich. On dał nam wszechświat, aby dzielić się Jego chwałą. Wprawił On w ruch pełną chwały reakcję łańcuchową, która już nigdy się nie zatrzyma! Nie ma ograniczeń czasu lub przestrzeni, a my będziemy potrzebować każdą tego cząstkę!

 

 

Powrót sztormów

Nagle uwaga moja została zwrócona w stronę sztormów, które coraz bardziej wzrastały na morzu. Zaszokowało mnie to, że wzrastały one bardziej i szybciej niż dom Pana i nacierały teraz w kierunku wyspy.

Wielkie fale pokryły wyspę, a budowla zniknęła z pola widzenia mimo, że byłem blisko niej. Furii tych sztormów nie można było z niczym porównać, jednakże nie odczuwałem w ogóle strachu. Wiedziałem, że było tak z tego powodu, iż umarłem już dla tego świata i miałem życie, które nigdy nie będzie mi odebrane. Jak piękna stała się wyspa, tak ja sam byłem szczęśliwy mogąc umrzeć fizycznie, aby być uwolnionym do niesienia chwały Pana reszcie tego wszechświata, który tak przyciągał moją uwagę. Miałbym trudności z wybraniem, czy pozostać, czy też iść, dlatego spocząłem i czekałem. Sztormy stopniowo słabły i budowla wyłoniła się. Zarówno budowla, jak i wyspa były dużo mniejsze, lecz jeszcze bardziej pełne chwały. Następnie zauważyłem, że sztormy ponownie powracają z wybrzeża. Wydarzyło się to kilka razy i za każdym razem, gdy wyłaniała się budowla, była ona mniejsza, lecz jeszcze bardziej pełna chwały. Za każdym razem sztormy były także coraz mniejsze – same wyczerpywały się na wyspie. Wkrótce sztormy mogły wytworzyć tylko małe fale, które nie groziły żadnym poważniejszym zniszczeniem. Chwała domu była teraz nie do opisania. Następnie chmury rozproszyły się na najpiękniejszym niebie, jakie kiedykolwiek widziałem. Gdy wpatrywałem się w niebo zacząłem rozumieć, że jestem wypełniony chwałą pochodzącą z domu.

Gdy popatrzyłem na dom zdziwiłem się, że nie było w nim żadnych zniszczeń, choć był on dużo mniejszy. Ale nawet teraz chwała wychodząca z tego domu była znacznie większa niż wcześniej i odbijała się od wszystkiego. Poczułem, że jest ona bardzo duża, gdyż rozprzestrzeniła się już daleko poza ziemię.

Następnie wizja zmieniła się i byłem sam z Panem. Wszystkie te wielkie uczucia odeszły – nawet miłość. On popatrzył na mnie poważnie i powiedział: „Wojna już prawie minęła. Jest teraz czas żeby przygotować się na sztormy. Powiedz moim ludziom, że nikt z krwią swojego brata na rękach nie będzie użyty do budowania mojego domu.”

Próbowałem uważnie słuchać tych słów, aby ich przestrzegać, podczas gdy stale myślałem o wielkiej miłości, którą odczuwałem. Wtedy On powiedział: „To był sen, lecz realny. Poznałeś w twoim sercu wszystko, co ci pokazałem w tym śnie. Teraz wierz swoim sercem, a moja miłość ponownie stanie się dla ciebie realna. To jest twoje poszukiwanie – poznać moją miłość.”

 

 

Komentarz

Ogólna interpretacja tej wizji jest oczywista, lecz myślę, że wiele z tych odczuć, które miałem podczas tego przeżycia są ważnym elementem całego przesłania.

Patrząc na różne budowle reprezentujące ruchy lub denominacje, kontrast architektoniczny był tak uderzający, że aż groteskowy. Było to tak, jakby one wszystkie chciały być różne, a rezultatem tego był najbardziej tajemniczy krajobraz. Nie mogłem sobie wyobrazić nikogo przechodzącego obok miasta, kto chciałby tam wejść. Nawet, gdyby żaden konflikt nie miał tam miejsca.

Kościół sam sobie czyni więcej zniszczeń przez wewnętrzne walki, niż mogliby ich uczynić wrogowie. Wtedy byłem zdziwiony, że Pan nie interweniuje aby przerwać ten destrukcyjny bój. Ci, którzy walczą przeciwko innym denominacjom lub ruchom, nie będą kwalifikowali się do tego, aby stać się częścią domu budowanego przez Pana.

Przypomina mi to króla Dawida. Ponieważ był „człowiekiem wojny i przelał krew(1Krn 28,3) nie uzyskał od Pana pozwolenia na budowanie świątyni. Nie pozbawiło to Dawida zbawienia ani tytułu jednego z największych mężów Bożych wszechczasów. Odczuwam, że wielu prawdziwych świętych i nawet wielkich mężów Bożych w tragiczny sposób zdyskwalifikowało samych siebie z udziału w tym najcudowniejszym dziele Pana, poprzez uwikłanie się w cywilną wojnę duchową. Spowodowało to nawet utratę przez nich światła, które posiadali. Tylko ludzie czyniący pokój i ci, którzy próbowali naprawiać i budować zamiast niszczyć, świecili w tej wizji światłem.

Myślę, że bardzo znaczące było to, że prawie lub nawet wszyscy ci, z których zbudowana była budowla, byli prawdziwymi światłami. Mogą się oni teraz wydawać małymi światłami, lecz staną się fundamentem, na którym Pan zbuduje swój dom.

Ponieważ morze reprezentuje czasami w Biblii „masy ludzkie” (patrz Obj 17,15), masy te powstaną jako wielkie fale, aby zniszczyć wiele z obecnej, widzialnej struktury kościoła. Ci, którzy są prawdziwymi światłami nie będą zmyci przez fale. Ci, którzy chodzą w prawdzie, mają fundament, który się nie zachwieje. Rozkaz Pana uwalniający morze nie spowodował jego wzburzenia i powstania, lecz jedynie usunął to, co chroniło przed tym. Wtedy morze z furią natarło na wyspę tak, jakby było kontrolowane przez wielką nienawiść przeciwko widzialnemu, instytucjonalnemu chrześcijaństwu, które powstanie. Pan pozwoli na zniszczenie tych instytucji. Gdy te wielkie fale przypływu zatrzymały się, nie było żadnych instytucji chrześcijańskich reprezentowanych przez budowle wzniesione przez ludzi. Jednakże wszyscy prawdziwi chrześcijanie pozostali. Myślę, że nie jest niewłaściwe próbować naprawiać te struktury, Pan uszanował i chronił tych, którzy to robili. Jednakże ta wizja wyryła głęboko w moim sercu potrzebę skupienia się na budowaniu ludzi niż próbowaniu budowania innych instytucji, które byłyby w stanie ostać się w tych czasach, gdyż żadna z nich się nie ostanie.

Nawet jeżeli obecne budowle zostaną zniszczone, każda z nich zawiera tych, którzy staną się filarami w domu Pana. Jego dom jest zupełnie nową budowlą lecz ci, którzy stanowią w niej główne elementy, pochodzą z prawie każdego ruchu i denominacji. Pan jest „mądrym Panem, który ze swego skarbca wyciąga zarówno stare jak i nowe rzeczy.” Pan ma nowe wino do podania, lecz Izajasz 25,6 mówi, że Pan poda także „stare, dobrze wystane wina.” Pan nie będzie używał albo starych albo nowych, lecz zarówno starych jak i nowych. Dom Pana został wzniesiony pośród narastających sztormów gniewu i bezprawia. Świecił on nawet jako większe światło z powodu tych sztormów. Byłem bardzo zachęcony tym, że Pan zbuduje na tej ziemi kościół, który prawdziwie będzie odbiciem Jego chwały i że czas ten nie skończy się, dopóki On tego nie uczyni.

Nie może być innej drogi. Gdy Pan zagroził zniszczeniem Izraela, Mojżesz stwierdził, że pozostawi to takie świadectwo, że Pan wprawdzie potrafił wyprowadzić lud z ziemi egipskiej, lecz nie potrafił doprowadzić ich do Ziemi Obiecanej. Przez swój Kościół Pan będzie miał świadectwo, które pozostanie na wieki. Świadectwem tym jest to, że Pan nie tylko może przebaczać grzechy swojego Kościoła, lecz ma także moc i mądrość, aby uwolnić swój Kościół z jego grzechów i uczynić z niego pełną chwały Oblubienicę bez zmazy lub skazy: „A gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał uczniów swoich mówiąc: Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?

A oni rzekli: Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków.

On im mówi: A wy za kogo mnie uważacie?

A odpowiadając Szymon Piotr, rzekł mu: Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jonasza, bo nie ciało i krew objawiły ci to, lecz Ojciec mój, który jest w niebie.

A ja ci powiadam, że ty jesteś Piotr („kamień”), i na tej opoce („duża skała”) zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie przemogą go.” (Mt 16,13-18).

AF

 

 

 

Tłumaczenie: Tomasz i Agnieszka Warmuz

Przedrukowano za pozwoleniem „The Morning Star Journal”

 

 

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin