Multiverse 01 - Wrota piekieł tom 1.pdf

(2279 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
David Weber i Linda Evans
Wrota Piekieł
Księga Pierwsza
(Hell's Gate)
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Dla Sharon ,
Ponieważ z nią u boku
Mogę stawić czoła całemu multiwersum .
Dla Davida i Aubrey ,
którzy sprawiają , że się uśmiecham
I dla Boba
za jego nieustanną pomoc techniczną .
Bez niego nie użyłabym żadnego z Talentów .
Rozdział 1
Wysoki żołnierz wyglądał jakby żywcem wycięto go z plakatu zachęcającego
do wstąpienia do wojska. Jasne włosy i słuszny wzrost były spadkiem, który
otrzymał od swych przodków z północnego Shalhoman. Teraz jednak znajdował
się daleko, bardzo daleko – cały wszechświat dalej – od tamtejszych stromych
klifów i skutych lodem fiordów. Jego maskujący mundur polowy był starannie
wykrochmalony i wyprasowany w ostre jak brzytwa kanty. Stał na
prowizorycznym, pokrytym błotem lądowisku, odwrócony plecami do
majaczącego za nim portalu. Na tle polany, którą wydarto pyszniącej się dokoła
dżungli, gdzie rozstawiono obóz, nieskazitelny mundur wyglądał równie nie na
miejscu, jak obsypane już jesiennymi pocałunkami złota i czerwieni leśne giganty
rosnące po drugiej stronie portalu. Wydawało się też, że jest całkowicie
uodporniony na bzyczące mu koło ucha roje owadów nadlatujących z pobliskich
bagien. Na ramieniu podoficera widniała oznaka Drugiej Andarańskiej
Temporalnej Brygady Rozpoznawczej. Siwe kosmyki okalających jego skronie
włosów zgrabnie harmonizowały z surowym, naznaczonym doświadczeniem,
opalonym obliczem żołnierza.
Uniósł wzrok i spojrzał w oślepiająco jasne, popołudniowe niebo.
Szaroniebieskie oczy, porażone promieniami zachodzącego słońca, zwęziły się w
szparki. Hełm trzymał sztywno pod lewą pachą, a kciuk prawej dłoni zahaczył o
skórzany pasek swej zawieszonej na ramieniu dragońskiej kuszy. Stał tak w
nieznośnym upale już ponad pół godziny Temperatura nie wywierała na nim
większego wrażenia. Na mundurze nie było znać najmniejszego nawet śladu potu,
choć to akurat z pewnością było mylące.
Wydawało się, że może tak stać – jeśli zajdzie potrzeba – przez cały następny
tydzień. W końcu jednak na bezchmurnym błękicie nieba pojawił się czarny
punkcik. Nozdrza żołnierza zadrgały z zadowolenia.
Przez chwilę obserwował jak ciemna kropka, powoli tracąc wysokość, zbliża
się do lądowiska. Uniósł hełm i wsunął go sobie na głowę. Pochylił kark i osłonił
oczy lewą ręką. Schodząc do lądowania smok podał skrzydła do tyłu. Z ziemi
zerwały się tumany kurzu i zeschłych traw. Powiał silny wiatr, wzbudzony
uderzeniami pokrytych opalizującymi łuskami skrzydeł wielkiej bestii. Podoficer
odczekał, aż na ziemi znieruchomieje ostatnia z rozszalałych gałązek, opuścił dłoń i
wyprostował się.
Przylot smoka był wyraźnym świadectwem tego, jak bardzo niedostępna była
ich wysunięta placówka. Od bazy na wybrzeżu – którą zbudowano tam, gdzie w
rodzimym wszechświecie żołnierzy ciągnęły się bagna królestwa Farshal, w
północnowschodnim Hilmar – posterunek dzieliło nieco ponad siedemset
dwadzieścia mil. Siedemset dwadzieścia mil bardzo niegościnnego terenu. Tutejsze
błoto było równie wszechobecne jak to w Hilmar, więc transport powietrzny
stanowił jedyny sensowny sposób przemieszczania się. Sam podoficer dotarł z
powrotem do bazy regularnym rejsem transportowego smoka niecałe czterdzieści
osiem godzin temu. W trakcie podróży miał okazję przyjrzeć się dokładnie
podmokłym terenom i zrozumiał jak ciężko byłoby poruszać się drogą lądową. Nie
potrafił sobie odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób ktokolwiek zdoła
wykorzystać pełnię możliwości portalu umieszczonego w środku tego
zapomnianego przez bogów bagna. Nie wątpił jednak, że Zarząd
Trans-Temporalnego Transportu Unii ma jakiś plan. ZTTTU dysponował przecież
najlepszymi zespołami inżynierów we wszechświecie – a dokładniej we wszystkich
znanych wszechświatach. Byli to ludzie posiadający doświadczenie w obsłudze
portali znajdujących się w jeszcze mniej urokliwych miejscach.
Tak przynajmniej głosiła fama.
Smok posłuszny rozkazowi pilota opuścił się na kolana. Na uprzęży
zamontowanej do ramion potwora zjechał tylko jeden pasażer. Przybysz miał
ciemne włosy i oczy. Był jeszcze wyższy od podoficera, mimo że wyglądał
młodziej. Na obu krawędziach kołnierzyka nosił srebrną tarczę oznaczającą rangę
setnika. Podobnie jak podoficer na ramieniu miał oznakę z ATDR i plakietkę z
nazwiskiem – Olderhan, Jasak – na piersi. Powiedział coś do pilota i ruszył
zdecydowanym krokiem przez błoto ku swemu jednoosobowemu komitetowi
powitalnemu.
* * *
– Witamy z powrotem na naszym zadupiu! – szczeknął podoficer błyskawicznie
stając na baczność. Zasalutował służbiście.
– Tak. Dziękuję starszy mieczniku Threbuch – odparł przybysz przyjaźnie i
zasalutował dużo bardziej swobodnie niż jego rozmówca. Wyciągnął rękę i mocno
uścisnął dłoń starszego mężczyzny. – Ufam, że góra miała dobry powód, by mnie
tu z powrotem ściągać, Otwal – dodał oschle na co podoficer zareagował
uśmiechem.
– Wolałbym, żeby nie – to znaczy wolałbym, żeby pana tu nie ściągano – ale
mam wrażenie, że tym razem im pan wybaczy – powiedział. – Swoją drogą jestem
zaskoczony, że udało się im pana odszukać. Spodziewałem się, że o tej porze
będzie pan już daleko w drodze powrotnej do Garth Showma.
– Też miałem na to nadzieję – przyznał cierpko Olderhan i pokręcił głową. –
Niestety. Setnik Thalmayr zamarudził gdzieś po drodze, a magister Halathyn
okazał się na tyle sprytny, że udało mu się mnie złapać. Gdyby zaczekał jeszcze
choć dwa dni na Thalmayra byłbym już na statku, na tyle daleko od brzegu, że
pewnie by mi się upiekło.
– Przykro mi, Sir – starszy miecznik uśmiechnął się szeroko. – Mam nadzieję,
że przekaże pan Dowodzącemu Pięcioma Tysiącami, że mimo wszystko starałem
się odesłać pana do domu na te urodziny.
– Och, ojciec wybaczy ci z pewnością, Otwal – zapewnił Jasak. – Choć teraz to
przecież matka...
– Tylko nie to! – miecznik zadrżał przestraszony. – Nadal nie mogę zapomnieć
tego, co pańska matka powiedziała mi, kiedy pięciotysięcznik przeze mnie spóźnił
się na rocznicę ich ślubu.
– Ojciec nadal to pamięta. Jest ci wdzięczny za to, że w ogóle wrócił wtedy do
domu – zauważył setnik. Miecznik wzruszył ramionami.
– Pięciotysięcznik okazał się po prostu zbyt twardy. To mężczyzna, któremu
żaden jaguar nie dałby po prostu rady, Sir. Jedyną moją zasługą było zatamowanie
krwotoku.
– Sam się głupiec w tę historię wpakował i niczego więcej na pewno wtedy od
ciebie nie chciał. – Miecznik badawczo rzucił okiem na młodszego mężczyznę.
Setnik zaśmiał się. – To własne słowa ojca, Otwal. Przyrzekam ci, że nie można
mnie oskarżyć o brak szacunku wobec taty.
– Wedle rozkazu, setniku – miecznik skinął głową.
– Skoro jednak nasi panowie i władcy uznali za stosowne oderwać mnie od
urodzinowego tortu, to pewnie zaraz powiesz mi dlaczego, starszy mieczniku –
głos setnika zabrzmiał nieco ostrzej. Brązowe oczy uważniej spojrzały na starszego
żołnierza. Podoficer przyjął bardziej oficjalną pozę.
– Obawiam się, że szczegóły będzie musiał przekazać panu magister Halathyn.
Wiem tylko tyle, że według niego testy potencjału pola tutejszego portalu
wykazują, że w pobliżu może znajdować się jeszcze jeden. I to duży.
– Jak duży? – zapytał Jasak mrużąc oczy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin