Przyborowski Walery - MYSZY KRÓLA POPIELA.rtf

(737 KB) Pobierz

PRZYBOROWSKI WALERY

MYSZY

Króla Popiela

OPOWIADANIE PRZEDHISTORYCZNE

 

rzed dworcem swoim, na ławie czerwonem suknem krytej, za stołem na którym stały ^ dzbany i kubki, pod cieniem olbrzymiej lipy, | otoczony wojewodami, siedział król Popiel. Dworzec był duży, gontem kryty i przypierał z jednej strony do sadu, w którym drzewa obcią­żone owocami, bo to był wrzesień, szemrały pod lekkim wietrzykiem, ozłocone zachodzącem słoń­cem jesiennem. Z drugiej strony dworca rozle­wały się wielkie wody jeziora Gopła. Ciemne fale z pluskiem głośnym lizały piasczysty brzeg, przy którym przywiązana łykiem do pala wbite­go w ziemię, chwiała się obszerna łódź królew­ska, pomalowana jaskrawo.

Pod wieczór się miało, i białe mgły unosiły się z jeziora, otulając sobą niedaleką wyspę i na niej mieszczącą się* wieżę, murowaną z wielkich, głazów, którą król wznieść niedawno kazał nie­wolnikom Łużyckim. Ciemna, posępna ta wieża,

o              maleńkich okienkach, rysowała się na tle błę-

Myszy króla 1’opiola.              1

kitnego nieba, błękitnych wód jeziora 1 białej mgły wieczornej. Poza dworcem, z boku nieco, za zieloną łąką i za ścierniskiem niw, widniało kilkadziesiąt chat słomą krytych, rozrzuconych wśród sadów, otoczonych po większej części czę­stokołem i parkanem drewnianym. / chat tych, z otworów na słomianych strzechach wznosiły się kleby dymu, mieniąc się kolorami tęczy pod zło­te jesienne słońce. W dali, na wzgórzu błysz­czała duża goutyna, okopana dokoła, otoczona częstokołem i mocnym z wielkich dylów parka­nem. W gontynie tej stal sławny na całą pol­ską ziemie posąg drewniany bożka Swiatowita, obrońcy Kruszwicy.

Król Popiel ubrany' w krótki kubrak z nie­mieckiego czerwonego sukna, w trzewiki żółte, z gołą głową, o włosach długich, czarnych, roz- strzępionych niedbale, zarośnięty jak niedźwiedź, czarny cały, czerwony na twarzy, łyskał wielki­mi, dzikiemi oczami dokoła. Przed nim stał kubek pele,u miodu, a obok niego oparty o ławę stal duży niemiecki miecz, z rękojeścią w kształcie krzyża. Po [jolach, po dalekich niwach, zakoń­czonych sinem pasmem borów, włóczyły się wielki**, nici babiego lata,, wieszały po drzewa,cli, i na kołpakach współbiesiadników królewskich.

Jeden z nich o głowie dużej ryżym włosem pokrytej, koltunowatym i kędzierzawym, z twa­rzą golą jak u kobiety, o oczkach maleńkich, ziełonawych i niespokojnych, wielkim czerwonym

nosie i ustach szerokich, ubrany w płócienną ko­szule, rozwartą na, piersiach i pasem rzemiennym przepasany, mial właśnie uczepioną u włosów taką nić babiego lata. Hyla ona długa i za każdem wstrząśnieniem głowy, chwiała się śmiesznie.

              Hej, Zając! zawołał grubym głosem król, zdejmże sobie tę pajęczynę ze łba!

Zając podniósł się na nogi, ale pijany zaraz ciężko usiadł na lawie.

              .laką pajęczynę, Popielił? zapytał głosem cienkim, piszczącym, co śmiesznie wyglądało przy jego postawie, bo był wielki i gruby, a ręce mial ogromne, obrośnięte i potężne.

              Ha! ha! ha! zaśmiał się ktoś z pomiędzy siedzących, Zając nie wie, czy żyje.

              Nie wie, czy żyje! zapiszczał Zając, otóż wiem! i wiecej niż ty Bolku, chocieś mądrala i na Niemcach bywałeś.

" ’Wyciągnął swą wielką, kosmatą rękę, chwy­cił dzban z miodem i przyłożył go do szerokich swych ust. Pił długo, a wypiwszy westchnął głę­boko, obtarł rękawem od świty usta i rzekł:

              A wiesz ty Dołku i ty Popiela co się święci ty 11 nas w Kruszwicy?

              No, co? mruknął ponuro Popiel.

              O! jakiś ty król, kiedy niejwiesz,co się dzie­je u ciebie pod nosem. Malowany król, żebym tak zaraz pęki! Ja się zawżdy dziwię, żeś ty królem został. Mówiłem twoim stryjcom, i Zbiszkowi,

l*

i Leszkowi, i Mieszkowi, i Ziemkowi i wszystkim, żeby ciebie królem nie robili, jeno mnie, Zająca!...

              Ha! ha! ha! zagrzmiał śmiech między ze- \ branymi; Popiel tylko się nie śmiał, ale patrzał po-( nurym, pełnym błyskawic wzrokiem w pijanego Zająca.

              I czego wy się śmiejecie? obrócił się Zając do zebranych, co to za głupi naród ci twoi woje­wodowie, Popielu!... ach! jaki głupi naród! Siedzą tu i piją kiepski, chociaż królewski miód, a nie wiedzą, że dzisiaj o dwa stajania ztąd, wspaniała odbędzie sie uczta.

* <

              Jaka uczta? zapytał Popiel.

Zając wytrzeszczył na niego swe maleńkie oczka, mrugnął niemi kilkakrotnie i począł się śmiać, a śmiał się tak, że mu się tłusty podbródek i tłuściejszy jeszcze brzuch trząsł:

              Hi! hi! hi! i to mi król. Nic nie wie, nic nie wie! Ty, Popielu, twoich wojewodów powinieneś poobwieszać i potopić w (Jopie jak szczenięta, bo do czego oni są i biednych kmieciom wydzierają ostatnią miarkę krup i ostatnie jagnię z obory za­bierają! I po co ty ich trzymasz?

Teraz wojewodowie się nie śmiali, a król pa­trzał na nich i szydersko się uśmiechał. Zając da­lej zaś mówił:

              Ja nie jestem żaden wojewoda a wszystko 11 lepiej wiem od nich.

Popiel uderzył niecierpliwie pięścią w stół, | !■

aż dzbany i kubki zadzwoniły i zawołał swym gru­bym głosem:

              Do biesa, co wiesz? gadaj mi zaraz!

              O! o! o! piszczał Zając, król się sierdzi, będzie źle.

To rzekłszy nachylił się nad stołem, wlepił swe ruchliwe, maleńkie oczki w Popiela i rzekł:

              Mój robaczku, mój Oliościaku, mój Popic­iu, nie sierdź się, bo jeszcze królowa usłyszy, pię­kna złotowłosa i niebieskooka Hilderyka i przyj­dzie do nas, a wiesz, że uas nie lubi. Zaszkodzi ci to Chościaku, zaszkodzi.

Wyprostował się, podniósł z czoła włosy, ode­tchnij,! głęboko i mówił:

              N o, kiedy się sierdzisz Popiel u, to ci po­wiem. Dziś u kołodzieja Piasta postrzyżyny je­go synka i wielka uczta. Wszystkich zaprosił: i Sobiesława i Wladyboja i Bolka Jaszczurkę i kapłanów z gontyny, i mnie Zająca. Zaraz tam idę, zaraz, bo tu niema co robić. Miód kiepski i jeść nie ma co. A Piast zabił wołu i trzech ba- ranów, i gęsi sześć i kur co niemiara, i dwa cielaki i.w puszczy ubil żubra i jelenia, i ma trzy beczki miodu i trzy beczki piwa. Ho! ho! to mi uczta, (lała Kruszwica tam będzie. Rzepicha napiekła podpłomyków i clileba przaśnego i barszczu ugo­towała.

Popiel słuchał tego w milczeniu, potem rzek! ponuro:

              Piast niecił sobie wyprawia uczty. \V!a-

dyką jest, a mnie co do tego? Powiedz mu tyl­ko Zającu...

Nagle przerwał i wpatrzył się w gościniec, wijący się śród pól i patrzał tak z otwartemi na pół ustami, szepcząc:

              A to co ?...

Wszyscy odwrócili głowy i patrzą ciekawie na drogę, przysłaniając sobie oczy od słońca, które coraz bardziej chyliło się ku zachodowi. Promie­nie jego padały ukośnie i złocista kurzawa unosiła się nad drogą, którą postępowało wolno, oglądając się na wszystkie, strony dwóch mężów, w długich białych, szatach. Szli oni, mając wysokie kap­tury nadziane na głowy, wspierając się na długich laskach, w tym blasku zachodzącego słońca, ozło­ceni jego promieniami, otoczeni pyłem świetlnym, wyglądali jak jakieś cudowne, nieziemskie, zjawi­ska. Posuwali się wciąż ku dworcowi Popiołowe­mu, a na ich długich, białych szatach słońce zapa­lało oślepiające blaski.

              Co to ? powtórzył Popiel powstawszy z za stołu i wpatrując się w idących.

              Hm! mruknął któryś z wojewodów, czy ja wiem? jacyś obcy mężowie, podróżni... 'Bóg ich tam wie.

              Idą tu, to zaraz się dowiemy! zauważył inny.

Jakoż dwaj mężowie zbliżali się coraz bardziej i już weszli w rozwarte na oścież wrota obejścia, dworskiego. Teraz można im było lepiej się przy-

patrzyć. Mieli więc na sobie długie białe suknie, z grubego sukna przepasane białym, cienkim sznurkiem, u którego wisiały paciorki i wielki krzyż czarny. Nogi mieli bose, jeno w trepki drewniane obute i rzemieniami do nóg przytwier­dzone. Z pod kapturów wyglądały twarze ogorza­łe od słońca, chude, zawiędłe i wielkie brody. Je­den z nich, młodszy, miał brodę jak len złocistą, drugi śnieżnej białości. Szli wspierając się na dłu­gich laskach, u szczytu których widniały takież krzyże, jakie zwieszały im się u pasa. Wszedłszy w obejście dworskie zatrzymali się, spoglądając, dokoła; a właśnie z poza domu wypadło kilka psów i ujadając, zawzięcie., poskoczyło ku po­dróżnym. Jeden zwłaszcza olbrzymi, kudłowaty pies, ulubieniec Popiela, z rozwartą paszczą, uja­dając zajadle, biegł ku podróżnym, gotów ich roz­szarpać. Ale w tejże c.lrwili, starszy, ów sinobro­dy zwrócił się twarzą ku psom; podniósł z powa­gą rękę i psy skomląc przywarowały do ziemi. Właśnie Zając, który się opamiętał pierwszy, sko­czył z ławy i chwyciwszy jakiś kij na podwórzu leżący, począł psy odpędzać, okładając je niemiło­siernie. Skomląc, naszczekując ciągłe, rozżarte z wierz ęt,a uciekły.

Podróżni tymczasem zbliżyli się do stołów pod lipą, gdzie Popiel i jego wojewodowie stali, wszyscy w milczeniu ciekawie pogląd aj ąc na przybyłych. <Ji zatrzymali się wprost króla, zsu­nęli kaptury i wtedy biesiadnicy ujrzeli ich głowy

obnażone, z włosem krótko ostrzyżonym, wygolo­nym tak, że okrągłą czapeczkę, tworzył.

              Pokój temu domowi i ludziom dobrej woli, rzekł starszy głosem drżącym i poważnym. Mowa jego nie była taka jak wszystkich i widać było, że to obcy. .1 eden nawet z młodszych wojewodów począł śmiać się z wymowy starca i szepnął do ucha sąsiada:

              .Tak on gada? ni to Niemiec, ni Czech!...

Popie! tymczasem, który nie spuszczał ani na

chwile wzroku z podróżnych, zapytał:

              Kto jesteście, mężowie?

              Mnichy zakonu św. P»enedykta! odparł starszy.

              (Jo to za naród mnichy? jeszczem nie sły­szał o takim narodzie! zauważył Popiel.

              To nie naród żaden, ale ludzie poświęca­jący się Bogu i niosący światło prawdziwej wiary.

              Wiary? a to wy może Niemcy i niemiecką wiarę tu niesiecie? Czegóż wy chcecie!

              Prosić cie chcemy o gościnę. Noc jest bliska, a przez dwa dni i dwie noce błądziliśmy po puszczy co tę ziemię oddziela od Szlązka, i zdrożeni jesteśmy wielce. O gościnę prosimy...

Popiel już miał coś odrzec, gdy nagle odsu­nęło sie okienko we dworze i ukazała sie w niem

*              c              *■

głowa niewieścia, o złotych włosach, krótko ostrzy­żonych i czepcem nakrytych, i rozległ się głos nie­wieści:

              Popielu! I/opiel u!

Popiel odwrócił się żywo i zawołał:

              Czego chcesz?

              Chodź tu do mnie!              < ^ Tedy Popiel mruknął coś niechętnie i krokiem

wolnym wrszedł do dworu. Z sieni, która przedzie­lała cały dworzec na dwie połowy, pchnął drzwi na prawo; przekroczył przez wysoki p7-óg i zna­lazł się w dużej świetlicy o dwóch okienkach zamykanych na drewniane zasuwy. Świetlica była \ wielka, o ścianach wapnem bielonych, o kominie Iz dużym okapem i zapieckiem, wylepiona gliną, 'zawieszona kilku czerwonemi płatami sukna, na których świeciły zbroje, hełm, miecze, łuki, topo- / ry i wielka błyszcząca tarcza, na której namalo­wany byl misternie biały orzeł zrywający się do lotu, w czerwonem polu. Do koła ścian stały ła­wy drewniane, suknem niebieskiem kryte, duży stół a na nim kubki srebrne i talerze. Na środku j świetlicy, w czepcu na głowie, w białej lnianej świtce, w czerwonych butach i krótkiej modrej spódnicy, z mnóstwem paciorków na piersiach stała kobieta. Wysoka była i piękna, a jej duże niebieskie oczy niecierpliwie wpatrywały się w Popiela.

              Popielu, rzekła, gdy ten tylko wszedł, nie przyjmuj w gościnę tych mężów, jeżeli nie chcesz nieszczęścia na swój dom i na całą krainę sprowadzić.

              A to czemu, Hihleryko? Podróżni są, jak­że ich nie przyjąć?

              Oto mi mąż! oto mi król! załamała ręce Hilderyka, ty nie masz w głowie ani krzty mózgu. Nie widzisz-że, że to są Niemcy? mnichy niemieckie? Przyszli tu twe bogi wypędzić, wiarę niemiecką wprowadzić, na zatracenie ciebie i wszystkie!i zawieść. Znam ja ieb. Wszak z rodu Obotrytów idę i wiem co to wiara niemiecka. Wypędź ich, wypędź ich jak najprędzej, psami wyszczuj, żeby ci nie kalali powietrza. O! gdybym ja była kró­lem i mężem, wiedziałabym co zrobić.

              Oóżbyś zrobiła? zapytał Popiel markotno.

              ("Jo? kazałabym im kamienie do szyi przy­wiązać i potopiłabym ich w Gople.

              Ale, co ty mówisz, Plil dery kol zawołał z uśmiechem Popiel. Goście są i pod mój dach weszli, włos im z głowy spaść ni.«»- może.

              Goście są! goście! tobie kądzie] prząść i barszcz gotować a nie mężem być i królem! Mó­wię, ci, potopić ich, potopić!

              Nie! zawołał Popiel — tego nie uczynię. Bogowie by mię za to pokarali. Nie uczynię!

              Ha! jęknęła, załamując ręce, Hilderyka i dodała: to przynajmniej nie przyjmuj ich na noc. Nieszczęście ci sprowadzą, niech sobie idą, dokąd chcą, gdzie ich oczy poniosą.

Mówiąc to zbliżyła się do Popiela i białą rącz­ką gładzić go poczęła po twarzy i złotą główkę, kładąc, mu na ramieniu, szeptała:

              Mój Popielku, moje, złotko, wypędź ich, wypędź jak najprędzej, bo życie stracisz i tron.

              Dobrze., Hilderyko, nie przjjme icli do domu, niech sobie gdzieindziej szukają gościny.

I gniewny trochę, mrucząc coś pod nosem zawrócił i ciężkim krokiem wyszedł ze świetlicy. Hilderyka patrzyła za nim a gdy drzwi zamknął, skoczyła do okienka i nadstawiając uszów nadsłu­chiwała, co się dzieje na podwórzu.

(Idy Popiel znalazł się. pod lipą, mężowie wciąż jeszcze stali rozmawiając, z Zającem, a obok nich spostrzegł nową. osobę. l>ył to mężczyzna nizki, krępy, zbudowany jak dąb, z gołą głoAvą

o              jasnych wypłowiałych od słońca włosach, ubra­ny w i.iałą szatę, czerwonym rzemiennym pasem objętą, w postoły lipowe rzemieniami do nóg przy­mocowane. Twarz nie młoda już, ogorzała od słońca i wichrów, okolona była długą, jasną, siwie­jącą gdzieniegdzie brodą. Dwoje siwych oczów, przysłoniętych wielkiemi brwiami patrzało przed siebie śmiało i rozumnie. (Idy Popiel się poka­zał, podszedł do niego, pokłonił nui się, do kolan.

              Jak się macie władyko Piaście? rzeki Popiel i nie czekając odpowiedzi Piasta, zwrócił się do dwóch podróżnych i nie patrząc im w oczy, rzekł swym grubym, ponurym głosem:

              Mężowie, jam jest tu królem i nie mogę was przyjąć pod swój dacii. Idźcie gdzie indziej szukać gościny.

Między wojewodami rozległ się szmer nie­zadowolenia, a starszy z podróżnych nadziewając kaptur na głowę., odezwał się:

              Bądź zdrów, królu Popielu. Nawet psu daje się schronienie a cóź człowiekowi! Pokój niech będzie temu domowi. Pójdź Rodrygu, za­wrócił się do towarzysza, Bóg dał nam namiot swój gwiaździsty i pod namiotem tym spoczniemy. Niegościnna to ziemia i oby Pan nasz Jezus Chry­stus zlał na nią Swą najwyższą łaskę i oświecić ją raczył światłem wiary prawdziwej.

Już mieli ruszyć, gdy nagle władyka Piast zatrzymał ich i rzekł:

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin