Weiss M Hickman T - Wojna dusz 03 - Smoki zaginionego ksiezyca.pdf

(1996 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Margaret Weis, Tracy Hickman
SMOKI ZAGINIONEGO
KSIĘŻYCA
Przełożyła Dorota Żywno
Tytuł oryginału Dragons oj a Vanished Moon
DRAGONLANCE WOJNA DUSZ TOM III
Tym, którzy toczą nieustanną walkę z ciemnością, książka ta dedykowana jest z
wyrazami szacunku.
850181680.001.png
KSIĘGA 1
1 Zagubione dusze
W lochach Wieży Wielkiej Magii, która niegdyś stała w Palanthas, lecz teraz
znajdowała się w Nightlundzie, wielki arcymag Raistlin Majere przywoływał czarami
magiczną Sadzawkę Widzenia. Spoglądając w nią, mógł śledzić, a czasami kształtować bieg
wydarzeń w świecie. Raistlin Majere nie żył od wielu lat, lecz z jego zaczarowanej Sadzawki
Widzenia nadal korzystano. Jej magię podsycał czarodziej Dalamar, który odziedziczył wieżę
po swoim shalafi. Będąc w istocie więźniem w wieży stanowiącej wyspę na rzece umarłych,
mag często korzystał z sadzawki, by odwiedzać umysłem miejsca, do których nie mógł
podróżować ciałem.
Na skraju magicznej wody stał teraz Palin Majere, wpatrzony w nieruchomy, błękitny
płomień, który płonął pośrodku gładkiej tafli. Było to jedyne źródło światła w komnacie. Tuż
obok Palina stał Dalamar, patrząc w ten sam zastygły ogień. Magowie mogli przyglądać się
wydarzeniom w dowolnym zakątku świata, jednak z uwagą obserwowali to, co działo się na
szczycie ich wieży.
Goldmoon z Cytadeli Światła i Mina, Pani Nocy, przywódczyni Czarnych Rycerzy z
Neraki, miały się spotkać w laboratorium należącym kiedyś do Raistlina Majere. Goldmoon już
przybyła na miejsce tego niezwykłego spotkania. W mrocznym, pełnym cieni laboratorium
panował chłód. Dalamar zostawił lampę, lecz słabe światło podkreślało jedynie mrok, którego
nigdy nie da się do końca rozproszyć, nawet gdyby zapłonęły wszystkie lampy i wszystkie
świece na Krynnie. Ciemność, która była duszą tej strasznej wieży, miała swe jądro tutaj, w
komnacie będącej niegdyś sceną śmierci, bólu i cierpienia.
W tej właśnie sali Raistlin Majere próbował naśladować bogów i stworzyć życie,
poniósł jednak całkowitą klęskę. Sprowadził na świat pokraczne, powłóczące kończynami,
żałosne istoty zwane Żywymi, wiodące swoje nieszczęsne żywoty w pomieszczeniu, w którym
przebywali teraz dwaj czarodzieje. W tej samej komnacie zginęła Błękitna Smocza Władczyni,
Kitiara, a jej śmierć była równie brutalna i krwawa jak jej życie. Tutaj znajdował się Portal do
Otchłani, połączenie między królestwem śmiertelników i królestwem umarłych. Więź ta dawno
została zerwana; w magicznych wrotach gnieździły się już tylko myszy i pająki.
Goldmoon znała mroczną historię tej komnaty. „Na pewno ją teraz rozważa” - pomyślał
Palin, przyglądając się migotliwemu wizerunkowi kobiety na powierzchni wody. Goldmoon
stała w laboratorium z założonymi rękami. Drżała nie z zimna, lecz ze strachu. Palin był
zaniepokojony. Odkąd znał Goldmoon, nie przypominał sobie, by widział ją przerażoną.
Może przyczyną była obca powłoka cielesna, w której zamieszkiwał jej duch. Kobieta
miała ponad dziewięćdziesiąt lat. Jej prawdziwe ciało było ciałem staruszki, wciąż żwawej i
silnej jak na swój wiek, lecz o skórze pobrużdżonej i naznaczonej upływem czasu,
przygarbionych już plecach i sękatych palcach o łagodnym nadal dotyku. Goldmoon dobrze się
czuła w tym ciele. Nigdy się nie obawiała ani nie żałowała upływu lat, które przyniosły jej
radość miłości i narodzin, smutek miłości i śmierci. Tę postać odebrano jej pewnej nocy
podczas wielkiej burzy, a w zamian dano inną - ciało obcej kobiety, młode, piękne, zdrowe i
kipiące życiem. Tylko jej oczy pozostały oczami tej samej osoby, którą Palin znał przez całe
życie.
„Ma rację - pomyślał - to ciało nie należy do niej. To tylko pożyczona piękna szata.
Niedopasowany strój”.
- Powinienem być przy niej - szepnął.
Wzdrygnął się, przestąpił z nogi na nogę i zaczął chodzić niespokojnie wzdłuż brzegu
sadzawki. W kamiennej komnacie panował chłód i mrok. Jedyne światło rzucał nieruchomy
płomień w sercu mrocznego stawu, lecz oświetlał on niewiele, a ciepła nie dawał wcale.
- Goldmoon wydaje się silna, ale taka nie jest. Ma ciało dwudziestolatki, lecz serce
kobiety, która przeżyła dziewięć dekad. Wstrząs spowodowany ponownym ujrzeniem Miny,
zwłaszcza takiej, jaką jest teraz, może ją zabić.
- W takim razie wstrząs spowodowany ujrzeniem tego, jak Czarni Rycerze ścinają ci
głowę, też me wyjdzie jej na zdrowie - odparł kąśliwie Dalamar. - A to właśnie zobaczyłaby,
gdybyś teraz wszedł na górę. Wieżę otaczają żołnierze. Musi ich być przynajmniej trzydziestu.
- Nie sądzę, aby mnie zabili - powiedział Palin.
- Nie? A co by zrobili? Kazaliby ci stanąć w kącie twarzą do ściany i myśleć o tym, jaki
byłeś niegrzeczny? - zadrwił Dalamar. - Skoro mowa o kątach - dodał nieoczekiwanie elf i głos
mu się zmienił - widziałeś to?
- Co? - Palin gwałtownie odwrócił głowę i rozejrzał się z niepokojem.
- Nie tutaj! Tam! - Dalamar wskazał sadzawkę. - Błysk w oczach smoków, które strzegą
Portalu.
- Ja widzę tylko kurz, pajęczyny i mysie bobki - stwierdził Palin po chwili uważnej
obserwacji. - Coś ci się przywidziało.
- Czyżby? - spytał starszy czarodziej. Jego zgryźliwy głos złagodniał i zabrzmiał
niespodziewanie poważnie: - Zastanawiam się...
- Nad czym?
- Nad bardzo wieloma rzeczami - odparł Dalamar. Palin przyjrzał się wnikliwie
czarnemu elfowi, ale z jego wychudzonej i posępnej twarzy nie wyczytał myśli, które kłębiły
się w umyśle maga. Odziany w czarne szaty Dalamar wtapiał się w mrok sali. Widoczne były
tylko dłonie o delikatnych palcach, z pozoru pozbawione ciała. Długowieczny elf był zapewne
w kwiecie wieku, lecz wyniszczone ciało, strawione gorączką sfrustrowanej ambicji, należało
do starca jego rasy.
„Nie powinienem szydzić z niego. Co on widzi, patrząc na mnie?” - zastanawiał się
Palin. „Zaniedbanego mężczyznę w średnim wieku. Mam bladą i wychudłą twarz. Włosy mi się
przerzedziły i posiwiały. Moje oczy są oczami zgorzkniałego człowieka, który nie znalazł tego,
co mu obiecywano.
Stoję na skraju magicznego cudu, który stworzył mój stryj, a czego ja dokonałem, poza
tym, że zawiodłem wszystkich, którzy czegoś ode mnie oczekiwali, łącznie z sobą samym?
Goldmoon jest tylko ostatnią spośród tych osób. Powinienem być z nią. Bohater, taki jak mój
ojciec, byłby przy niej, choćby miało to oznaczać utratę wolności, a być może życia. A gdzie ja
jestem? Ukrywam się w podziemiach wieży”.
- Przestań się kręcić! - zawołał poirytowany Dalamar.
- Jeszcze się poślizgniesz i wpadniesz do sadzawki. Spójrz tutaj. - Wskazał z
podnieceniem na wodę. - Przybyła Mina.
- Dalamar zatarł chude dłonie. - Teraz zobaczymy i usłyszymy coś, co przyniesie nam
korzyść.
Palin stanął na brzegu sadzawki, nie do końca zdecydowany. Gdyby wyruszył
natychmiast korytarzami magii, dotarłby do Goldmoon na czas, by ją ochronić. Nie mógł
jednak oderwać oczu od tafli wody. Wpatrywał się w nią, zdjęty lękiem i fascynacją.
- Niczego nie widzę w tym czarnoksięskim mroku - mówiła głośno Mina. - Potrzeba
nam więcej światła.
W komnacie nagle pojaśniało; światło stało się tak jaskrawe, że raziło oczy
przyzwyczajone do ciemności.
- Nie wiedziałem, że Mina jest magiem - zdziwił się Palin, osłaniając oczy dłonią.
- Bo nie jest - odparł zwięźle elf. Spojrzał dziwnie na towarzysza. - Czy to ci czegoś nie
mówi?
Palin zignorował pytanie i skupił się na rozmowie.
- Jesteś... taka piękna, mamo - powiedziała cicho Mina, zdjęta nabożnym lękiem. -
Wyglądasz dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam. - Dziewczyna uklękła i wyciągnęła ręce.
- Podejdź, ucałuj mnie, mamo! - zawołała ze łzami w oczach.
- Pocałuj mnie, jak dawniej. Jestem Mina. Twoja Mina.
- Była nią przez wiele lat - wyszeptał Palin, patrząc ze smutkiem i troską, jak Goldmoon
Zgłoś jeśli naruszono regulamin