Rozdział 2
Od zachowań do działań społecznych
Punktem wyjścia każdej nauki jest określenie jej przedmiotu, a następnie analiza tego przedmiotu, wyróżnienie składników, a zwłaszcza tych elementów, które mają charakter podstawowy, z których składają się wszystkie bardziej złożone całości. Co stanowi taki podstawowy element, mówiąc przenośnie - „atom" czy „komórkę" społeczeństwa?
Jak dowodziliśmy w poprzednim rozdziale, społeczeństwo to zbiorowość jakoś powiązanych ze sobą w „przestrzeni międzyludzkiej" jednostek, która nieustannie się zmienia, przekształca, „żyje". Sekret tej dynamiki społeczeństwa, czynnik, który wprawia społeczeństwo w nieustanny ruch, to aktywność ludzi. To jest ten jedyny motor, który powoduje, że w społeczeństwie coś ciągle się dzieje. Społeczeństwo istnieje tylko o tyle i tylko dopóty, dopóki jacyś ludzie podejmują wobec siebie nawzajem jakieś działania. Kiedy w słynnej inscenizacji Tadeusza Kantora Umarła klasa widzimy siedzących w ławkach szkolnych niegdysiejszych uczniów, ale już martwych, to efekt dramaturgiczny bierze się właśnie z tego paradoksu, że w pozornie społecznych ramach klasy szkolnej nie ma już społeczeństwa, bo nic się nie dzieje, bo nie ma żadnych działań. Podobnie nie ma społeczeństwa na cmentarzu, choć jest wielka mnogość grobów symbolizujących to, co zostało po aktywnych kiedyś jednostkach.
Społeczeństwo zatem to w ostatecznym rachunku aktywność ludzi. Nie ma społeczeństwa bez ludzi działających. Wszystko, co istnieje w społeczeństwie, jest albo przejawem, albo efektem aktywności ludzkiej. Analiza społeczeństwa musi zatem rozpocząć się od tego elementarnego poziomu. W rozdziale tym
prześledzimy różne formy aktywności, poczynając od najprostszych i stopniowo komplikując obraz, bogacąc czynniki, które pojawiają się w życiu społecznym.
Zachowanie
Najbardziej oczywistym przejawem aktywności ludzkiej jest ruch: przemieszczanie się ludzi w przestrzeni, ruch ciała, gest, ale także obserwowalne procesy fizjologiczne, oddychanie, przełykanie, mrużenie oczu, grymas twarzy itp. To jest to, co widzimy naocznie, możemy zaobserwować z zewnątrz, zarejestrować, nagrać na wideo, sfilmować. Ludzie idą ulicą, biegną do tramwaju, machają komuś ręką, rzucają piłkę dziecku, gonią psa w parku, zrzucają cegły z ciężarówki, zamiatają przed domem, ziewają, drapią się w głowę i robią jeszcze tysiąc innych rzeczy. Do opisania takich form aktywności fizycznej, zewnętrznie obserwowalnej, sprowadzalnej do pewnych ruchów, używamy w socjologii terminu „zachowanie".
Były w socjologii kierunki, bliskie scharakteryzowanej wcześniej orientacji pozytywistycznej, które chciały zatrzymać się na tym poziomie, sprowadzić, zredukować życie społeczne do elementarnych zachowań ludzkich (tak np. postulował znany amerykański socjolog George Homans). Od angielskiego słowa behavior, czyli zachowanie właśnie, usiłowania takie przyjęły nazwę be-hawioryzmu1. Behawioryści, obserwując ludzi, podobnie jak psychologowie eksperymentalni, kiedy obserwowali szczury czy gołębie, dochodzili do wniosku, że pewne prawidłowości zachowania są tu identyczne. Na przykład to, że i ludzie, i szczury uczą się „instrumentalnie", to znaczy na efektach swoich zachowań, mając tendencję do powtarzania takich zachowań, które przyniosły im przyjemność („gratyfikujących"), a powstrzymywania się od takich, które przyniosły przykrość („karzących"). Albo to, że gdy w jakiejś sytuacji doznaliśmy przyjemności, to szukamy sytuacji podobnych, a gdy w innej spotkała nas przykrość, to staramy się takich sytuacji unikać2. To oczywiście wszystko prawda, ale z pewnością nie cała prawda; co najwyżej niezbędna biologiczna platforma, na której dopiero nadbudowuje się to, co naprawdę ludzkie i co jest daleko bardziej złożone niż zachowanie. Człowiek jest organizmem, gatunkiem biologicznym, ale nie tylko organizmem, jest także czymś więcej.
No bo jak wytłumaczyć, że te same ruchy fizyczne czy zewnętrznie podobne sytuacje mogą być w istocie czymś zupełnie innym. Na przykład machnięcie ręką może być pozdrowieniem albo groźbą, bieg to czasami ucieczka, a kiedy indziej jogging, krzyk może wyrażać strach lub złość, ten sam ruch głową może być potwierdzeniem (np. w Polsce) albo zaprzeczeniem (np. w Bułgarii), ucałowanie kobiety w rękę, normalne u nas, wywoła zdumienie w Ameryce, skłon czołem do ziemi może być formą modlitwy (u muzułmanina) albo treningu (u gimnastyka). Jak odróżnić morderstwo i egzekucję, bójkę i mecz bokserski, wykład i wiec? I odwrotnie, jak wytłumaczyć, że zupełnie różne ruchy fizyczne czy zewnętrznie odmienne sytuacje mogą być w istocie tym samym. Na przykład przywitaniem jest zarówno uścisk dłoni (u nas), jak i potarcie się nosami (u Eskimosów). Pokorę wobec Boga wyraża zarówno przyklęknięcie w kościele, jak bicie pokłonów w meczecie. Radość przejawiać się może w śpiewie, ale i w tańcu. Imieniny można obchodzić na party na stojąco albo przy stole ustawionym w podkowę. Mocnych przeżyć szukać można w skoku spadochronowym, ale i we wspinaczce górskiej.
GEORGE C. HOMANS (1910-1989)
Socjolog amerykański, sławny głównie dzięki radykalnej opozycji przeciwko teoriom holistycznym i funkcjonalistycznym oraz własnej skrajnie redukcjonistycznej teorii zachowania społecznego. Najważniejsze książki to: The Human Group [Grupa społeczna] (1950), Sodal Behavior: Its Elementary Forms (Zachowanie społeczne: formy elementarnej (1961), The Nature of Social Science [Istota nauk społecznych} (1967).
Najmniejszymi elementami, na które rozłożyć można życie społeczne nawet w jego najbardziej skomplikowanych formach, są interakcje. Interakcja polega na wzajemnej wymianie nagród i kar pomiędzy uczestniczącymi jednostkami. Koszty interakcji to te nagrody, które jednostka mogłaby uzyskać, gdyby podjęła działanie alternatywne, oraz te kary, których uniknęłaby, nie wchodząc w daną interakcję. Nagrody i kary, których gratyfikują-cy lub repulsywny charakter jest uwarunkowany biologicznie i psychologicznie, to wzmocnienia pierwotne (np. ból). Takie, których sens jest zdefiniowany kulturowo, to wzmocnienia wtórne (np. order). A takie, które stanowią uniwersalną „walutę" nagradzającą w rozmaitych sytuacjach, to wzmocnienia uogólnione (np. pieniądze, prestiż). W zachowaniach na „poziomie subinstytucjonalnym" wymiana nagród i kar występuje bezpośrednio między partnerami. Na „poziomie instytucjonalnym" występują złożone łańcuchy upośrednionych interakcji, których elementy mogą być w ogóle niepostrzegane przez uczestników (np. bankowe operacje finansowe, produkcja, dystrybucja i handel towarami konsumpcyjnymi itp.).
Niezależnie jednak od stopnia skomplikowania, wszelkim! interakcjami rządzi pięć podstawowych praw, analogicznych do praw instrumentalnego uczenia się odkrytych w eksperymentach na zwierzętach: (a) jeśli jakieś działanie jest częściej nagradzane, jednostka częściej podejmuje takie działanie, (b) jeśli jakiejś sytuacji bodźcowej towarzyszyło w przeszłości doświadczenie gratyfilcujące, to jednostka będzie starać się znaleźć znów w takiej sytuacji, (c) im większą wartość ma dla jednostki nagroda za jej działanie, tym częściej będzie takie działanie podejmować, (d) im częściej jednostka otrzymuje daną nagrodę, tym mniej wartościowa staje się dla niej ta nagroda, (e) gdy jednostkę spotka niespodziewana nagroda lub gdy uniknie oczekiwanej kary, reaguje zadowoleniem i zgeneralizowaną sympatią wobec innych.
Zadaniem socjologii jest wyjaśnianie wszelkich przejawów życia społecznego, także ma-krostrukturalnych i instytucjonalnych, przez ich dedukcyjne wyprowadzanie z powyższych elementarnych praw zachowania społecznego, przy uwzględnieniu empirycznie stwierdzanych warunków początkowych. Tak samo czynią nauki przyrodnicze, na których socjologia musi się wzorować.
Działanie
Nie przypadkiem, kiedy mówimy o aktywności ludzkiej w języku potocznym, przeważnie używamy słów, które wskazują na coś więcej niż ruchy fizyczne, niż proste zachowanie. Mówimy, że ktoś modli się, pracuje, kłania, uczy się, kłóci, walczy, ucieka, odpoczywa, maluje. Te słowa opisują już nie zachowania, lecz coś więcej, zachowania z jakimś naddatkiem. Ten naddatek to znaczenie, albo inaczej sens tego, co robimy. Zachowanie wyposażone w znaczenie, sens, nazywamy w socjologii działaniem. Mówię „wyposażone" w sens, ponieważ znaczenie nie jest zawarte immanentnie, samo przez się, w żadnym zachowaniu, lecz może być dopiero zachowaniu nadane. Bieg to jest bieg i nic więcej. Czy to jest ucieczka czy pościg, czy trening, czy zabawa, czy wyścig, czy konkurencja olimpijska - o tym decyduje nadane temu znaczenie. Nadane przez kogo? W pierwszym rzędzie przez samą jednostkę działającą. Macham ręką po to, aby pozdrowić znajomego, biegnę dlatego, że chcę podnieść swoją sprawność, śpiewam, bo mi wesoło na duszy. Wiążę w ten sposób moje zachowanie z jakimiś zamiarami, celami, powodami, racjami. Takie znaczenie nazwiemy motywacyjnym, intencjonalnym, albo ogólniej - psychologicznym.
Jest ono - mówiąc przenośnie - ukryte w naszych głowach, niedostępne bezpośrednio dla innych. Możemy co najwyżej wnioskować o tym, co ktoś robi, z pewnych obserwowalnych wskaźników, na przykład sytuacji, w której działanie zachodzi. Czasem wskaźniki mówią dużo, pozwalają nam na to, co Max Weber nazywał „rozumieniem bezpośrednim" działania. Jeżeli widzimy biegacza na stadionie olimpijskim, to praktycznie możemy być pewni, że startuje w zawodach, a nie ucieka. Jeżeli widzimy kogoś biegnącego ulicą w stronę stojącego na przystanku autobusu, to praktycznie możemy być pewni, że chce do niego wskoczyć. Kiedy indziej działanie jest mniej oczywiste. Ktoś długo stoi na rogu ulicy. Może czeka na narzeczoną, a może to złodziej, który obserwuje upatrzone mieszkanie, a może żebrak, a może terrorysta, oczekujący na przejazd prezydenta? Gdy ktoś znajdzie się w takiej trochę podejrzanej sytuacji, często stara się dać jakiś sygnał ułatwiający innym odczytanie jego niegroźnych intencji, na przykład ciągle spogląda na zegarek, żeby wskazać, że po prostu czeka na kogoś spóźnialskiego. Działanie może być niekiedy kompletnie nieprzejrzyste. Na chodniku przy Piątej Alei w Nowym Jorku widziałem kiedyś w lecie leżącego mężczyznę w kąpielówkach, zwróconego do słońca. Do dziś nie wiem, co on tam robił, czyżby się opalał wśród spalin i kurzu? Kiedy sens działania jest zupełnie ukryty, możemy pytać: „co robisz?" albo „po co to robisz?". Zakładamy wtedy, że każdy rozumie sens własnych działań i że powie nam prawdę. Otóż, i pierwsze, i drugie założenie może być mylne. Psychoanaliza dowodzi już od czasów Zygmunta Freuda, że jest cała bogata kategoria działań podświadomych, z których rzeczywistego znaczenia ludzie nie zdają sobie sprawy. A po drugie, nawet kiedy wiedzą, co robią, ludzie często kłamią, kamuflują, konfabulują, mają swoje powody, by nie ujawniać rzeczywistego sensu działań. Kieruję się współczuciem - mówi milioner-filantrop, a w istocie chodzi mu o uniknięcie podatku. Ujawniam publicznie swój majątek, bo nie mam nic do ukrycia - powiada polityk, a w istocie chodzi mu o głosy naiwnych wyborców ceniących jego pozorną uczciwość. To jest wielki problem dla socjologii empirycznej, która opierać się może tylko na obserwacji tego, co ludzie robią, lub pytaniu ich o to w ankietach, kwestionariuszach i wywiadach. Metodologia badań socjologicznych wypracowała wyrafinowane sposoby interpretacji lub, jak powiedziałby Max Weber, „rozumienia pośredniego" takich surowych danych socjologicznych, pozwalając bardziej wiarygodnie dotrzeć do rzeczywistych znaczeń subiektywnych przypisywanych przez ludzi ich działaniom.
Dodatkowa trudność polega na tym, że znaczenia psychologiczne mogą mieć wiele warstw, z prostym pozornie działaniem może się wiązać cały złożony system sensów płytszych i głębszych. Człowiek biegnący do autobusu chce zdążyć wsiąść. To najpłytsza warstwa znaczenia. Ale popatrzmy głębiej, gdzie tak się śpieszy: do pracy czy na randkę, a może na wykład socjologii czy może do szpitala, odwiedzić chore dziecko? A jeśli do pracy, to czemu tak mu zależy na punktualności: czy szef odbierze premię, czy koledzy będą się krzywić, a może ma po prostu wpojony nawyk punktualności? A czemu nie wyszedł z domu wcześniej: może zaspał, a może musiał zająć się dzieckiem, a może zagadał się przez telefon ze znajomym? A czemu nie bierze taksówki albo nie jedzie własnym autem? Czy go nie stać, czy może auto zabrała na zakupy żona, a taksówki nie widać w pobliżu? Tutaj potrzebne jest już, według Webera, „rozumienie pośrednie albo interpretacyjne".
Obok znaczenia psychologicznego, intencjonalnego, które nadaję swojemu zachowaniu sam, a inni odczytują je w drodze mniej lub bardziej złożonej i mniej lub bardziej zawodnej interpretacji, znaczenie może być nadane pewnemu zachowaniu przez całą zbiorowość, do której należę. Jest to znaczenie wspólnie uznane, którego sam nie wymyśliłem, lecz raczej przejąłem od mojej zbiorowości i akceptowałem. Całuję kobietę w rękę, bo jest to przyjęta u nas forma wyrażenia szacunku, klękam w kościele, bo jest to przyjęta w mojej religii forma pokory wobec Boga, kopię piłkę na podwórku, bo jest to przyjęta wśród moich rówieśników forma rozrywki, notuję wykład, bo jest to przyjęta na uniwersytecie forma uczenia się. W ramach jednej zbiorowości, w której znaczenia są takie same, mogę bez kłopotu zrozumieć, co robią inni, czego ode mnie chcą, o co im chodzi. „Odczytuję" bez kłopotu znaczenia, rozszyfrowuję sens zachowań. Gdy ktoś zdejmuje kapelusz, wiem, że chce mnie przywitać. Gdy widzę chłopców kopiących piłkę, wiem, że grają w futbol. Natomiast gdy znajdę się w innej zbiorowości, w której powszechnie uznane znaczenia są odmienne, doświadczam przede wszystkim zdziwienia i często nie rozumiem, o co chodzi, co się dzieje. Amerykańscy przyjaciele zabierali mnie na mecze baseballowe. Wychowany w kraju piłki nożnej, do dziś nie pojmuję, dlaczego gracze są tak dziwnie ubrani, czemu biegają wokół boiska, wymachują grubym kijem, czemu starają się wrzucić piłeczkę w publiczność, a gdy im się uda, wywołują entuzjazm na stadionie. Pewno Amerykanie czuliby się podobnie na stadionie Wisły. Jak uczą się prędzej czy później turyści, „co kraj to obyczaj" i łatwo dojść może do nieporozumień, niespodzianek i konfliktów. Ucałowana w rękę Amerykanka może traktować to jako zaawansowaną formę zalotów. Wchodząc w butach do meczetu, spotkam się z oburzeniem jako świętokradca. A pijąc piwo na plaży w Kalifornii, mogę być nawet aresztowany. Znaczenia nadawane zachowaniom przez zbiorowość, wspólne dla tej zbiorowości, a różne od znaczeń przyjmowanych w innych zbio-rowościach, nazwiemy kulturowymi. Kultura dostarcza pewnych gotowych scenariuszy, wzorów zachowań, które realizujemy, chcąc osiągnąć te czy inne cele. Dlatego w obrębie własnej kultury czujemy się pewnie, bezpiecznie, „jak w domu", a trafiając do innej kultury, jesteśmy wyobcowani, zagrożeni, zaskoczeni. Przynajmniej do czasu, kiedy poznamy panujące w niej znaczenia kulturowe.
Analizowaliśmy dotąd przykłady bardzo prostych działań, mających nieskomplikowany sens kulturowy. W wielu przypadkach jednak znaczenia kulturowe także rozbudowują się, tworząc wielowarstwowe systemy. Zobaczmy takie działanie jak zrealizowanie czeku w banku. Ileż znaczeń kulturowych ukrytych jest za takim banalnym zachowaniem jak wymienienie jednego białego papierka (czeku) na plik kolorowych papierków (banknotów). Czy ktoś, kto nie rozumiałby idei pieniądza, zapłaty, wierzytelności, długu, konta, kredytu, weksla, oszczędności, kapitału, monety, certyfikowanego podpisu itp., wiedziałby w ogóle, o co tu chodzi? A czy bez scenariuszy działania zawartych w ogromnie złożonym prawie finansowym, cywilnym czy handlowym system ten w ogóle mógłby funkcjonować? A inny przykład: jak wiele czasu zabrało antropologom społecznym rozszyfrowanie znaczeń kulturowych związanych przez wyspiarzy Pacyfiku z ceremonią wręczania darów (naszyjników i naramienników) mieszkańcom sąsiednich wysp (krąg „Kula" opisany przez Bronisława Malinowskiego) lub z jeszcze bardziej dziwnym rytualnym, pokazowym niszczeniem własnego dobytku wśród Indian amerykańskich (tzw. „potlacz").
Ale najbardziej skomplikowanym, rozbudowanym i wielowarstwowym systemem znaczeń kulturowych jest język. Używamy go w tym najbardziej dla ludzi typowym i najczęstszym działaniu jakim jest mówienie, czy ogólniej komunikowanie się. Niektórzy w poszukiwaniu gatunkowej odrębności człowieka określają go zabawnie jako istotę gadającą albo rozmawiającą. Otóż mowa tylko swoją złożonością różni się od prostego gestu. Są to też zachowania, ruchy fizyczne tego swoistego aparatu anatomicznego, który nazywamy narządami mowy, emitujące dźwięki, do których przypisane są znaczenia zakodowane w języku. Język jest systemem takich znaczeń, podzielanych w danej zbiorowości. W tym sensie jest najbardziej istotnym składnikiem kultury. Możemy się porozumieć dlatego, że przejęliśmy i akceptowaliśmy w drodze socjalizacji czy edukacji te same znaczenia co inni członkowie zbiorowości, kierujemy się tymi samymi co oni „regułami sensu". I odwrotnie, kiedy znajdziemy się w innej zbiorowości, odmiennej kulturze, porozumienie może być niemożliwe, bo znaczenia zawarte w jej języku są nam nieznane. Przynajmniej dopóty, dopóki tego obcego dla nas języka się nie nauczymy.
Tak więc, podsumowując powyższe wywody, powiedzieć można, że działanie to takie zachowanie, z którym związane jest mniej lub bardziej rozbudowane znaczenie motywacyjne i kulturowe. Ale na tym nie koniec form aktywności ludzkiej.
FLORIAN ZNANIECKI (1882-1958)
Twórca polskiej socjologii akademickiej, który większość żyda zawodowego spędził w USA. Do klasyki światowej socjologii empirycznej weszło napisane wspólnie z W. l. Thomasem pieciotomo-we dzieło Chłop polski w Europie i w Ameryce (1918-1920). Wśród wielu książek Znanieckiego do najważniejszych należą ponadto: Wstęp do socjologii (\922), Metoda socjologii (1934), Czynności społeczne (1936), Społeczne role uczonych (1940) i Nauki o kulturze (mi),
Już we wczesnych pracach filozoficznych Znaniecki zarysował punkt widzenia, który nazwał „kulturalizmem": socjologia jest nauką o kulturze, swoistej domenie świata odrębnej od przyrody, ale także od świadomości jednostkowych. Istotą kultury są zobiektywizowane wartości, czyli typowo wybierane przez ludzi działających i obdarzane pozytywnymi ocenami obiekty ich czynności i postaw. W społeczeństwie wszelkie fenomeny są związane z czyimiś działaniami, istnieją w czyichś doświadczeniach, stanowią dla kogoś wartość. Dlatego ich badanie musi uwzględniać perspektywę czynnych w społeczeństwie ludzi. Określał to jako niezbędny „współczynnik humanistyczny" wszelkiej analizy społecznej. Badaniu ze współczynnikiem humanistycznym sprzyja szczególna procedura: analiza i interpretacja tzw. „dokumentów osobistych", czyli zapisów dokonywanych spontanicznie przez działające jednostki. Są to przede wszystkim listy i pamiętniki. Na takich materiałach Thomas i Znaniecki oparli swoją analizę polskiej emigracji zarobkowej w USA,
Główny składnik życia społecznego to czynności społeczne, zachowania skierowane ku innym ludziom i regulowane przez reguły społeczne (system aksjo-normatywny). Porządek społeczny wynika ze wspólnych reguł, z podzielanego przez daną zbiorowość systemu aksjo-normatywnego. Z czynności społecznych wyłaniają się bardziej złożone i trwalsze systemy społeczno-kulturowe: stosunki społeczne, osoby społeczne, role społeczne, kręgi społeczne i grupy społeczne. W czynnościach społecznych realizują się potencjalne tendencje do działania, czyli postawy. Konstytuowanie świata społecznego przez czynności sprawia, że życie społeczne jest wiecznie zmienne i płynne. Rozróżnienie statyki i dynamiki społecznej nie ma sensu. Dziedziną szczególnych zainteresowań Znanieckiego była socjologia nauki. Przeprowadził m.in. wnikliwe rozróżnienia wielu ról pełnionych przez uczonych: odkrywcy prawdy, czyli eksploratora, systematyka, przyczynkowca, bojownika prawdy, eklektyka i historyka wiedzy, krzewiciela wiedzy, badacza-teoretyka. Dokonał także analizy rozmaitych form, jakie w historii i obecnie przybierały szkoły naukowe, swoiste dla nauki zbiorowości skupione wokół wybitnego uczonego lub kontynuujące jego dziedzictwo. W socjologii polskiej taką szkołę naukową o znacznej trwałości zainspirował sam Znaniecki.
Czynności społeczne
Mowa jest doskonałym przykładem takich działań, które adresujemy do innych ludzi. Mówimy na ogół do kogoś. Również gesty kierujemy przeważnie do kogoś. Ponieważ otoczenie innych ludzi jest dla naszego życia tak fundamentalnie istotne, bardzo wiele naszych działań jest adresowane do innych. Ale oczywiście nie wszystkie. Kiedy wsiadam do tramwaju, głaszczę psa, biorę kąpiel, oglądam samotnie telewizję, wbijam gwóźdź w ścianę - to nie ma tu bezpośredniego adresata, do którego bym się zwracał. Do opisania takich działań, które skierowane są ku innym ludziom, polski socjolog Florian Znaniecki używał terminu „czynności społeczne". W zależności od ich znaczenia wyróżniał m.in. czynności wychowawcze, edukacyjne, władcze, zabawowe, informacyjne, wyrażające się w pytaniach, pouczeniach, prośbach, rozkazach, udzielaniu pomocy itp. We wszystkich tych przypadkach chcemy jakąś treść przekazać innym. Ci inni mogą być adresatami bezpośrednimi, kiedy są zidentyfikowani jako konkretne osoby. W najprostszym przypadku są współobecni w tym samym miejscu. Nakazuję dziecku odrobić lekcje, pytam kolegę o termin zebrania, podaję piłkę do prawego obrońcy. Mogą być odlegli w przestrzeni, ale indywidualnie określeni. Tak jest, kiedy piszę do kogoś list. Kiedy indziej adresuję czynność społeczną do bardziej anonimowych adresatów, na przykład kiedy prowadzę wykład z socjologii. Nie znam osobiście z imienia i nazwiska wszystkich studentów, ale staram się przekazać jakąś wiedzę im wszystkim i każdemu z osobna. W podobnej sytuacji jest aktor na scenie teatralnej czy mówca na wiecu politycznym. Kiedy wykładam, cały sens mojego działania zamyka się w odbiorze przez audytorium. Gdyby studentów nie było na sali, taka czynność społeczna byłaby niemożliwa. Podobno podczas wielkiej fali strajków studenckich na uniwersytetach amerykańskich w 1968 roku niektórzy profesorowie Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku, m.in. jeden z najsłynniejszych socjologów współczesnych Robert Merton, przychodzili do pustych sal wykładowych i wygłaszali pełne, dwugodzinne wykłady. Oczywiście w braku studentów nie był to w istocie wykład. Ale była to też czynność społeczna, tyle że innego rodzaju. Profesorowie ci chcieli przekazać nie tyle wiedzę socjologiczną, ile przesłanie polityczne, protest przeciwko strajkom studenckim, akcentując, że studenci mogą wprawdzie bojkotować wykłady, ale im, profesorom, nikt nie odbierze prawa do wykładania, które jest ich autonomicznym i suwerennym przywilejem. Adresaci byli tu inni niż zwykle - władze uniwersyteckie, samorząd uczelniany, stowarzyszenia studenckie, mass media - mimo że działanie wyglądało na pierwszy rzut oka jak zwykły wykład, tyle że w pustej sali. Bardziej pośrednie czynności społeczne mają miejsce wtedy, gdy adresaci nie są współobecni z nadawcami w tej samej przestrzeni. Jeżeli wygłaszam wykład w telewizji, to mam jedynie ogólne wyobrażenie anonimowej i rozproszonej publiczności, która mnie ogląda. To, co widzę, to wykonujący jakieś dziwne manewry kamerzysta w rozchełstanej koszulce polo, czarne oko kamery, w które mam patrzeć i czerwona lampka, która sygnalizuje, że oto mam już adresatów, bo jestem „na wizji". Tylko niektórzy posiadają tę szczególną umiejętność, aby w tej sytuacji zachowywać się naturalnie i robić na odbiorcach wrażenie, że patrzą im w oczy i mówią tylko do nich. Jeszcze bardziej pośrednia, bo oderwana od widzów nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie, jest sytuacja kręcenia filmu. Tutaj adresaci pojawią się dopiero po długim procesie montażu. Trzeba specjalnych talentów, aby nagrywać pojedyncze oderwane epizody, kierowane do zupełnie „wirtualnej", bo i nieobecnej, i dopiero w przyszłości tworzącej się publiczności, stwarzając równocześnie pozór bezpośredniego kontaktu. W podobnej sytuacji jest autor piszący książkę, kompozytor, malarz czy rzeźbiarz. Ich czynności są też społeczne, ale podejmowane wobec bardzo nieskrystalizo-wanego, potencjalnego dopiero odbiorcy.
MAX WEBER (1864-1920)
Socjolog, historyk i ekonomista niemiecki, sławny i wpływowy już za życia, a po śmierci uznany za jedną i największych postaci w historii socjologii. Najbardziej głośne dzieło to Etyka protestancka i duch kapitalizmu (1904-1905), ale największe bogactwo idei zawarł w Wirtschaft und Gesellschaft [Ekonomia i społeczeństwo] (1922), a także licznych esejach z metodologii badań społecznych, socjologii religii, prawa i polityki.
Weber zapoczątkował przełom antypozytywistyczny w uprawianiu socjologii, głosząc zasadniczą odrębność tej dyscypliny wobec nauk przyrodniczych. Przedmiotem socjologii są bowiem działania ludzkie, ostateczne tworzywo, z którego powstają struktury, organizacje, instytucje, a niezbywalnym elementem działań są znaczenia. Analiza działań ludzkich musi prowadzić do ich rozumienia, poprzez interpretację zawartych w nich znaczeń motywacyjnych (przyjmowanych przez samych działających) oraz kulturowych (podzielanych w zbiorowości, w której działają). Operacja Verstehen (rozumienia) jest możliwa, ponieważ większość działań ludzkich jest racjonalnych, wystarczy więc odtworzyć kalkulację środków i celów, kosztów i zysków, jaka leży u podłoża działań. W odniesieniu do działań afektywnych pomocna jest empatia, a w odniesieniu do działań tradycjonalnych - pamięć historyczna.
Z działań ludzkich wyłaniają się trwalsze struktury, na przykład władza - prawdopodobieństwo podejmowania wiążących decyzji. Naga przemoc przeradza się w autorytet, gdy jest akceptowana przez podwładnych. Podstawą legitymizacji władzy może być prawo, tradycja lub charyzma. Najbardziej zracjonalizowaną sieć relacji władzy stanowi organizacja biurokratyczna, kierująca się wyłącznie bezosobową, instrumentalną efektywnością. Ze złożonych sieci działań powstają także struktury nierówności: majątkowej, politycznej, prestiżowej.
Również tak skomplikowana formacja społeczno-ekonomiczno-polityczna, jaką jest kapitalizm, narodziła się dlatego, że w pewnym momencie i w pewnym miejscu ludzie podjęli działania przedsiębiorąc, inwestycyjne, gromadzili oszczędności, akumulowali i pomnażali majątek, konkurowali ze sobą. Motywacji działań zgodnych z „duchem kapitalizmu" dostarczyła etyka protestancka, a zwłaszcza kalwinizm. Z czasem ekspansywność i efektywność kapitalizmu zrodziła immanentne motywacje jego dalszego rozwijania, ale „pierwszego pchnięcia" dokonała religia. W historii takie zbiegi okoliczności czy przypadki odgrywają wielką rolę i dlatego nie można mówić o koniecznościach dziejowych czy żelaznych prawach historii. Historia jest produktem ludzkich decyzji i wyborów, nigdy do końca niezdeterminowanym.
Działania społeczne
Jeszcze węższą kategorię wyróżnia wśród działań Max Weber. Nazywa je działaniami społecznymi i określa jako takie, w których uwzględnia się aktualne lub potencjalne reakcje innych i według tego kształtuje przebieg własnego działania. W działaniach tego typu druga jednostka pojawia się wyraźniej niż w czynnościach społecznych, już nie tylko jako bierny adresat, ale jako reagujący,
przynajmniej potencjalnie, partner. Już nie tylko kierujemy czynność ku komuś drugiemu, ale wysyłamy ku niemu - mówiąc przenośnie - „sygnały radarowe", starając się domyślić, jak się zachowa, jak postąpi, odgadnąć jego intencje i wiążące go reguły kulturowe, które powinny skłonić do takich, a nie innych działań. Orientujemy na niego nasze działanie, biorąc pod uwagę spodziewane reakcje i dostosowując do tego naszą linię postępowania. Nowy, dodatkowy element to tutaj orientacja działania na oczekiwane, antycypowane, wyobrażone reakcje adresata i gotowość do modyfikowania własnego działania w zależności od charakteru tych reakcji. Reakcje partnera pojawiają się jako nasza własna projekcja, ukierunkowująca nasze działanie, zanim jeszcze aktualna reakcja nastąpi.
To, jak postąpimy, zależy więc od znaczenia - psychologicznego i kulturowego - jakie przypisujemy działaniu, zarówno swojemu, jak i oczekiwanemu działaniu partnera. Gdy zdejmuję kapelusz, kłaniając się znajomemu na ulicy, mam intencję przekazania pozdrowienia, czynię to w sposób przepisany w mojej kulturze, zakładam, że znajomy tę intencję i ten zwyczaj kulturowy zrozumie, oczekuję, że będzie do mnie życzliwie nastawiony, i liczę, że wiązać go też będą kulturowe reguły grzeczności, a więc w rezultacie odkłoni się. Kiedy podbiegam do policjanta, bo okradziono mnie w autobusie, chcę prosić o pomoc, wiem, że w cywilizowanym świecie udzielenie pomocy należy do jego powinności, liczę, że zrozumie moją sytuację i uzna tę powinność, a więc w rezultacie, że ruszy w pogoń za złodziejem. Oczywiście w wielu punktach tego rozumowania mogę się mylić.
Kluczowe dla udanego działania społecznego jest - jak określał to amerykański filozof i psycholog społeczny George Herbert Mead - trafne „wskazanie sobie innego", identyfikacja partnera, ku któremu zwracamy działanie i który winien spełnić nasze oczekiwania. Gdy zgubiłem się w obcym mieście, szukam kogoś, kto wygląda na tubylca. Złodziej kieszonkowy wypatruje roztargnionego turysty. Student zapisuje się na ćwiczenia do łagodnego z wyglądu asystenta. Dla uniknięc...
antonif