krolestwo labedzi.txt

(313 KB) Pobierz
 
 
 
 





Ksišżkę tę dedykuję


wszystkim brzydkim kaczštkom.


Nie zazdroćcie tym puszystym żółciutkim


głuptasom. To nie z nich wyrosnš łabędzie. 
CZĘĆ PIERWSZA 
PROLOG 





Jednym z moich najwczeniejszych wspomnień jest zapach rozgrzanej słońcem ziemi. Miałam dwa, może trzy lata, byłam jeszcze bardzo mała. Pamiętam matkę i jej

zapiaszczone dłonie. Krótkie, pokryte stwardniałš skórš palce zwinnie wycišgały spod ziemi delikatne korzenie. Nie przerywajšc pracy, matka wyjaniała mi, że każda rolina żyje dzięki zdrowym korzeniom, które mocno wrastajš w glebę, że do wzrostu potrzebuje wilgoci i słońca. Powiedziała też, że rolinę, którš rozsadza, nazywajš obuwikiem. Opowiadała mi o jej zastosowaniu w kuchni i w medycynie. Mówiła, że można jš zasuszyć albo namoczyć w oliwie.

Kiedy już wszystkie kwiatki zostały rozsadzone, matka wzięła garć ciemnej urodzajnej ziemi i pokazała mi jej moc.

Patrzyłam zafascynowana, jak grudki ziemi ożywajš: błyszczšce, pełne porywajšcej wprost siły. Zaskoczona podniosłam wzrok i raz jeszcze spojrzałam na nasz ogród. We wszystkich rolinach, które nas otaczały, dostrzegłam to samo piękno. Nawet chmury nad głowami wydawały mi się niezwykłe, a w powietrzu wyczuwałam życiodajne tchnienie.

Kiedy spojrzałam na matkę, zauważyłam, że i ona promieniała tym samym głębokim blaskiem, silnym, wręcz olepiajšcym. Przez jej ciało, jak krew w żyłach, płynęła tajemna moc. Matka pochyliła się i ujęła moje małe dłonie w swoje uwalane ziemiš ręce.

 To eneida, Aleksandro  szepnęła  siła natury. Kršży w ziemi, w wodzie, wród zwierzšt, przepływa przez wszystkie roliny. Jest nawet w powietrzu. A my, ty i ja, stanowimy jej ródło. Póki żyjemy i troszczymy się o nasze Królestwo, nic mu nie grozi.

Słowa matki utkwiły we mnie na długo. Czułam, jakby w moim sercu co się poruszyło i wyszeptało moje imię, a kiedy spojrzałam na moje dłonie, zacinięte w jej rękach, w moich

żyłach odkryłam pulsujšcš tajemnš moc. 
Rozdział 1 





Pewnie już wiecie, kim jestem. W każdej opowieci występuje kto taki jak ja. Postać drugoplanowa, ledwie dostrzegana przez głównych bohaterów akcji. Niechciane dziecko, bez niezwykłych talentów. Jak wróbel wród łabędzi. Takš włanie rolę odgrywałam na Dworze mojego ojca. Takš rolę mi narzucił.

Mam pewne niewyrane, wyblakłe wspomnienie zwišzane z ojcem. Pamiętam, jak brał mnie w potężne ramiona i kręcił się ze mnš tak długo, aż piszczałam z radoci. Pamiętam, jak nazywał mnie swoim cukiereczkiem. Wtedy obejmował mnie po raz ostatni.

Nie wiem, co się zmieniło. Może ja. W niczym nie przypominałam swoich braci, których ojciec kochał całym sercem. Chyba musiałam go rozczarować. Nie miałam szans na bogaty mariaż, bo któż chciałby polubić kogo tak pospolitego? Poza tym byłam dziwnym dzieckiem. Opowiadałam o rzeczach, których inni nie widzieli, lubiłam samotnoć i nigdy nie słuchałam poleceń ojca. Teraz wiem, że mogłam być dla niego utrapieniem, ale nie rozumiem, dlaczego przestał mnie kochać.

Przyzwyczaiłam się do jego oziębłoci, tak jak potrafiš to tylko dzieci. Miałam swoje miejsce na Dworze, miejsce ofiarowane mi przez matkę i braci.

Powiedzieć, że matka była piękna, to zdecydowanie za mało. Ale o jej urodzie niewiele się mówiło. Matka była mšdrš wiedmš i to z tego słynęła w całym Królestwie. To dlatego mój ojciec jš polubił. Jej wrażliwoć i dobroć sprawiały, że poddani wręcz jš wielbili. Inaczej niż ojca, który był szorstki i słynšł z surowego wymierzania sprawiedliwoci.

Jeli chodzi o moich braci, to kochałam ich równie mocno jak matkę.

Najstarszy z nich  Dawid  miał odziedziczyć królewski tron. Bardzo przypominał ojca

 miał takie same ciemne włosy i oczy. Był spokojny i zrównoważony i to on zawsze się starał, aby moja suknia nie miała uwalanych błotem brzegów, a we włosach nie plštały mi się dbła trawy i uschnięte gałšzki.

Następny w kolejnoci był Hugh, najwyższy i najprzystojniejszy z braci. Miał złocistš czuprynę i niedbały, choć zniewalajšcy umiech matki. Żwawy i dowcipny, swoim poczuciem humoru potrafił nawet czasami rozproszyć grobowy nastrój ojca. Był utalentowanym wynalazcš i zwycięzcš wszystkich naszych dziecięcych gier. 
 
Robin był mi najbliższy, zarówno pod względem wieku, jak i temperamentu. Nie był tak wspaniałym szermierzem jak Dawid ani jedcem jak Hugh. Nazwałabym go mylicielem, nos wcišż miał utkwiony w ksišżkach, ale dla mnie zawsze znajdował czas. Bawilimy się razem, rozmawialimy, malowali. Kiedy pewnego dnia znalazłam wróbla ze złamanym skrzydłem, pobiegłam z nim do Robina, który natychmiast odłożył ksišżkę, pokazał mi, jak usztywnić złamanš kostkę i nakarmić ptaka. Bylimy do siebie trochę podobni. Mielimy taki sam ciemnokasztanowy kolor włosów i jako jedyni z rodzeństwa odziedziczylimy kolor oczu po matce  barwę zielonych, wieżo rozwiniętych lici. Na tym jednak kończyło się moje podobieństwo do brata i matki.

Niestety, byłam brzydka. Choć miałam włosy i oczy matki oraz jej jasnš skórę, w jaki niepojęty sposób naprawdę byłam brzydka. No dobrze, brzydka to może zbyt dosadne słowo.

Rzecz w tym, że moja drobna blada twarz i delikatne rysy nie robiły wrażenia, zwłaszcza zestawione z olniewajšcš urodš reszty rodziny. Mówiono, że pewnego dnia Dawid zasišdzie na tronie jako potężny władca. Nikt nie miał wštpliwoci, że Hugh zostanie lordem, idealnym obrońcš królewskich ziem. A Robin? Robin, rzecz jasna, miał stać się wybitnym uczonym.

Nikt natomiast nie wiedział, kim będę ja. Patrzono na mnie ze współczuciem. Tak mi się przynajmniej wydawało. Byłam nikim. Marzycielkš, która błšdzi bez celu w wiecie magii. Czułam, że moim przeznaczeniem nie jest potęga ani sława. Na zawsze miałam pozostać tylko Aleksandrš, ale to pozwoliłoby mi wcišż być sobš i cieszyć się wolnociš. Taka wizja przyszłoci nie czyniła mnie nieszczęliwš. W naszym drewnianym Dworze, którego kryty strzechš dach sięgał niemal ziemi, czułam się bezpiecznie. Kochałam mój dom, a zwłaszcza ogrody matki, które rozcišgały się aż po wzgórza. Dorastałam, biegajšc po złocistych polach Królestwa, zasypiajšc w zielono-srebrnym cieniu jego lasów, nurkujšc w słodkich wodach.

W tych dzikich wyprawach towarzyszyli mi bracia. A nad nami czuwała matka. Kiedy teraz mylę o tych czasach, okruchy wspomnień wydajš się wzbijać i tańczyć jak drobinki kurzu w promieniach słońca.

Z tego okresu wyranie zapamiętałam jedno letnie popołudnie. Miałam wtedy może dziesięć lat. Leżelimy z Robinem w wysokiej trawie, osłonięci żywopłotem z głogu,

i patrzylimy na płynšce chmury. W oddali widać było skrawek strzechy naszego Dworu majaczšcy pomiędzy wzgórzami, poniżej za rozcišgały się dzikie łški pełne stokrotek, niezapominajek i anemonów. 
 
Hugh i Dawid znaleli długie patyki i błaznujšc, pozorowali zaciętš walkę na miecze. Ich wrzaski i wzajemne obrzucanie się obelgami nie robiły na mnie wrażenia, ale nagle Hugh, trafiony w dłoń, krzyknšł z bólu. Spojrzałam wymownie na Robina.

 Jak to możliwe, aby ojciec Dawida był parszywym psem z jednš nogš?  zapytałam.  Przecież jest również twoim ojcem. 

 Nie wierzę w to!  rozdzierajšcym głosem wykrzyknšł Hugh.  Najwyraniej Dawid jest dzieckiem goblinów, które matka znalazła przy drodze i z litoci przygarnęła. 

 Nie wydaje mi się  odrzekł Dawid, opuszczajšc kij. Po chwili oparł się na nim i cišgnšł swoje przemylenia:  Ale być może to prawda, że jedno z nas jest odmieńcem podrzuconym przez wiedmy. 

Zamrugałam powiekami i wstałam. 

 Mówisz o mnie?  zapytałam podniesionym głosem. 

 Nie bšd głupia  odparł popiesznie Hugh.  Jeste lustrzanym odbiciem matki. 

 Miałem na myli Hugh  powiedział spokojnie Dawid.  Ty i Robin jestecie jak skóra 

zdarta z matki, ja to wykapany ojciec. A do kogo podobny jest Hugh?

 Och  westchnęłam z ulgš.  Mama mówi, że do jej siostry. 

 No tak. Możliwe. Ale za tym, że jest dzieckiem goblinów, przemawia sposób, w jaki 

posługuje się mieczem: wyjštkowo paskudny  wyjanił Dawid.

 Ciach!  Hugh gronie wzniósł swój kij.  Powiedz to jeszcze raz, tchórzu. 

 O nie, przestańcie  poprosił Robin, przekręcajšc się na brzuch.  Robicie za dużo hałasu. Chodcie tu i popatrzcie z nami na chmury. Albo idcie wywijać patykami na dziedziniec przed stajniš. 

 Za dużo hałasu?!  wykrzyknšł Hugh i rzucił kijem w żywopłot, płoszšc ukryte w nim ptaki.  Zaraz nauczę cię szacunku do starszych, robaku! 

Robin, gramolšc się z ziemi, z niepokojem spojrzał na brata, lecz ten bez trudu przewrócił 

go z powrotem na trawę.

 Na pomoc!  zawołał Robin, ale jego wołanie stłumiło ramię Hugh.  Aleksa!

Rzuciłam się Hugh na plecy i zaczęłam go łaskotać, wiedzšc, że tym go pokonam. Mój brat natychmiast zaczšł zwijać się ze miechu i odganiajšc mnie, uwolnił biednego Robina.

 To zdrada!  wykrzykiwał pomiędzy kolejnymi atakami miechu.  Spisek!

Robin wygramolił się spod Hugh i usiadł mu na nodze. 
 Poddaj się  zażšdał.  

 Nigdy! Wolę zginšć!  Hugh wił się pod ciężarem naszych ciał. 

Teraz i ja, wymęczona miechem, prawie z niego spadłam. Dawid patrzył na nas w zamyleniu.

 No tak, chyba poznałem prawdę  powiedział.  To ja muszę być odmieńcem, bo nie wierzę, aby łšczyły nas jakiekolwiek więzy krwi.

Hugh, Robin i ja zamarlimy bez ruchu i spojrzelimy na Dawida. Po chwili Robin krzyknšł:

 Na niego!

Dawid porzucił swój kij i zaczšł uciekać, a my skoczylimy za nim, miejšc się jak obłškani.





Choć czerpałam wiele przyjemnoci z zabaw z braćmi, to najwspanialszš częciš dnia były chwile spędzane z matkš, w jej ogrodzie. Odkšd pamiętam, mama zabierała mnie tam ze sobš i uczyła. Te lekcje traktowałam o wiele poważniej niż lekcje gospodyń krzštajšcych się po naszym domu, które próbowały nauczyć mnie haf...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin