Dick Philip K. - Oko Sybilli.pdf

(1776 KB) Pobierz
Philip K. Dick
Oko Sybilli
Przeło yła: Magdalena Gawlik
Wst p
Konwencjonalna m dro głosi, e istniej pisarze pisarzy oraz pisarze
czytelników. Ci drudzy to garstka szcz ciarzy, ich ksi ki - chyba za spraw jakich
feromonów, których ci pierwsi nigdy nie s w stanie do ko ca spreparowa w swoich
laboratoriach - rok po roku goszcz na listach bestsellerów. Mog oni, cho (na
ogół) nie musz , zadowoli wybredne gusty krytyków „literackich”, ale i tak nie
narzekaj na słab sprzeda swoich ksi ek. Pisarze pisarzy otrzymuj doskonałe
recenzje, zwłaszcza ze strony zachwyconych kolegów po piórze, ale ich ksi ki nie
przyci gaj czytelników, którzy na odległo , na podstawie samej recenzji, wyczuj
dzieło pisarza pisarzy. Styl prozatorski jest rzecz wielce cenion (prawdziwy pisarz
czytelników wolałby unikn oskar enia o co równie elitarnego jak „styl”), postacie
posiadaj „gł bi ”, przede wszystkim za ksi ka jest „powa na”.
Wielu pisarzy pisarzy aspiruje do sławy i honorariów pisarzy czytelników. Zdarza
si te , e pisarz czytelników pragnie zaszczytów, których nie kupi adne pieni dze.
Henry James, pisarz pisarzy par excellence, napisał jedn ze swoich
najzabawniejszych historii, „Nast pny raz”, wła nie o takiej parze twórców o
sprzecznych ze sob d eniach, a jego wnioski s całkowicie zgodne z prawd . Pisarz
„literacki” stara si , jak mo e, by napisa hit – dzi ki czemu zyskuje kolejne laury i
ani za grosz wi cej czytelników. Popularny pismak bez wysiłku produkuje Dzieło
Sztuki: krytycy szydz , a ksi ka i tak sprzedaje si jak nigdy dot d.
Philip K. Dick był za swoich czasów pisarzem pisarzy i pisarzem czytelników, a
tak e nie nale ał do adnej z tych kategorii. Stworzył odr bn kategori - pisarza
science fiction pisarzy science fiction. Potwierdzenie tego mo na znale na
okładkach licznych wyda jego ksi ek, na których koledzy hojnie obdarowywali go
superlatywami. John Brunner nazwał go „najkonsekwentniej ol niewaj cym
pisarzem science fiction wiata”. Norman Spinrad przebija to „najwybitniejszym
ameryka skim pisarzem drugiej połowy dwudziestego wieku”. Ursula Le Guin
chrzci go ameryka skim Borgesem, a na ukoronowanie wszystkiego Harlan Ellsion
obwieszcza, e Dick to „Pirandello” science fiction, „jej Beckett i jej Pinter”. Brian
Aldiss, Michael Bishop, ja – i wielu innych - głosili my równie ekstrawaganckie
peany, lecz wszystkie pochwały w nieznacznym tylko stopniu wpłyn ły na sprzeda
ozdabianych przez nie ksi ek w latach, kiedy owe ksi ki powstawały. Dick zdołał
przetrwa jako pełnoetatowy wolny strzelec jedynie dzi ki swej nieprzeci tnej
produktywno ci. Spójrzcie cho by na obj to „Opowiada zebranych” i we cie pod
uwag fakt, e wi kszo jego czytelników nie uwa ało go za twórc krótkich form,
lecz znało go głównie jako twórc powie ci.
Według mnie warto podkre li , e wszystkie pochwały spływały na Dicka ze
strony innych pisarzy science fiction, a nie Literackich Autorytetów, poniewa nie
zaliczał si do kr gu pisarzy spoza gatunku. Nie chwali si go za wybitny styl b d za
gł bi psychologiczn postaci. Proza Dicka rzadko kiedy bywa błyskotliwa, cz sto
wr cz wydaje si wprost nieporadna. Bohaterowie, nawet ci z najlepszych
opowiada , maj „gł bi " sitcomu z lat pi dziesi tych. (Chc c uj to
sympatyczniej, mo na powiedzie , e pisarz składał hołd ameryka skiej commedia
dell'arte). Nawet opowiadania, które wryły si w pami jako odst pstwa od tej
reguły, po gł bszej analizie wydaj si bli sze Bradbury'emu i van Vogtowi ni
2
Borgesowi i Pinterowi. Dick zadowala si narracj równie prost - nawet prostack
jak narracja komiksu. Na dowód tego nie trzeba si ga dalej ni do pierwszego
opowiadania w tym zbiorze, „Mała czarna skrzynka”, pochodz cego z 1963 roku,
kiedy przypadał szczyt jego mo liwo ci twórczych i powstały takie klasyczne powie ci
jak „Człowiek z Wysokiego Zamku” i „Marsja ski po lizg w czasie”. Poza tym
„Skrzynka” stanowi zal ek innej z jego najlepszych powie ci, powstałej kilka lat
pó niej „Czy androidy ni o elektrycznych owcach?”.
Sk d wi c te pochwały? Ka demu wielbicielowi science fiction odpowied
nasuwa si sama: Dick miał wspaniałe pomysły. Fani znios nieporadno stylu ze
wzgl du na prawdziwe nowatorstwo autora, tym bardziej je li zmor gatunku jest
nieustanne przetwarzanie starych w tków i motywów. Pomysły Dicka stworzyły
odr bn kategori na spektrum wyobra ni. Nie dla niego podbój kosmosu. U Dicka
kolonizacja Układu Słonecznego jedynie przyczynia si do powstania nowych i
bardziej przygn biaj cych przedmie . Nie dla niego wymy lanie nowego gatunku
Obcych rodem z Halloween. Był zawsze zbyt wiadomy maski kryj cej twarz
człowieka, by zawraca sobie głow wyszukanym maskaradami. Czerpał swoje
pomysły z otaczaj cego go wiata, z s siedztwa, z gazet, sklepów i reklam
telewizyjnych. Zebrane w cało , jego powie ci i opowiadania tworz jeden z
najtrafniejszych i najbardziej przejrzystych obrazów kultury ameryka skiej ery
Populuksu i Wietnamu we współczesnej literaturze - nie z powodu bystrego
rejestrowania absurdu tamtych czasów, lecz ze wzgl du na odkrycie metafor
obna aj cych znaczenie naszego trybu ycia. Wyniósł zwyczajno do rangi
niezwykło ci. Czegó wi cej mo emy da od sztuki?
Có , odpowied jest oczywista: płynno ci wykonania, oszcz dno ci rodków
wyrazu i innych estetycznych ozdobników. Mimo to wi kszo pisarzy science fiction
radziła sobie bez obrusa i kryształowej zastawy dopóty, dopóki mieli na talerzu
soczyst metafor . Istotnie, warsztatowe niedoci gni cia Dicka stawały si dla jego
kolegów po piórze zaletami, gdy niejednokrotnie przejmowali od niego piłk i
dopracowywali szczegóły. „The Lathe of Heaven" Ursuii Le Guin to jedna z
najlepszych powie ci Dicka, której nie napisał. Moja „334” na pewno nie byłaby tym
samym bez jego wizji Ponurej Przyszło ci. Długo by wylicza jego wiadomych
dłu ników, a dłu ników nie wiadomych -jeszcze dłu ej.
Umieszczony na ko cu tego tomu komentarz Phila do opowiadania
„Przedludzie" stanowi oczywisty przykład reakcji, jak mógł wzbudzi u innego
pisarza. W tym wypadku Joanna Russ bez ogródek zasugerowała, e powinno si go
stłuc za opowie o l ku małego chłopca przed kierowc „ci arówki aborcyjnej",
który jak hycel wyłapywał przedludzi (niechciane przez rodziców dzieci poni ej
dwunastu lat) i zabierał je do komór gazowych o rodków „aborcyjnych”. To
natchniony przykład propagandy (według okre lenia Phila, „rzecznictwa”), na któr
nie nale y odpowiada ch ci r koczynów, lecz opowiadaniem o podobnej sile
przesłania, nie unikaj cym postawienia ciekawej, cho kłopotliwej tezy: Skoro
aborcja, dlaczego nie dzieciobójstwo? Na tle polaryzacji klimatu aktualnej debaty,
poruszenie tej kwestii przez Dicka stanowiło swoisty coup de théâtre, a jednak w
adnym razie nie postawiło kropki nad „i”. Na podstawie „Przedludzi” nietrudno
byłoby stworzy powie , która wcale nie musiałaby by traktatem antyaborcyjnym.
Opowiadania Dicka cz sto rozrastały si w powie ci z chwil , gdy weryfikował
3
pierwotn koncepcj , powodem za , dla którego stał si pisarzem science fiction
pisarzy science fiction, jest to, e wywierały podobny efekt na jego kolegów. Czytanie
opowiadania Dicka nie przypomina „kontemplacji" doko czonego dzieła sztuki, lecz
raczej anga uje w rozmow . Ciesz si , e jestem cz ci tej ci głej debaty.
Thomas M. Disch
4
Rozdział 1
(NIE) SZCZ
LIWA LOTERIA
Bob Turk toczył wła nie pi dziesi ciogalonowy zbiornik z wod na swoj
hodowl ziemniaków, kiedy na odgłos przera liwego huku podniósł głow i na
przymglonym marsja skim niebie ujrzał statek. W podnieceniu pomachał r k .
Nast pnie odczytał napis wymalowany na boku statku i jego rado nieco
przygasła. Wielki, powgniatany kadłub, który wła nie zni ał si w kierunku
lotniska był, statkiem cyrkowym i przyleciał na czwart planet w interesach.
Napis głosił:
PRZESI BIORSTWO ROZRYWKOWE SPADAJ CA GWIAZDA
PRZEDSTAWIA:
WYBRYKI NATURY, SZTUCZKI MAGICZNE, WYCZYNY KASKADERSKIE
ORAZ KOBIETY!
Ostatnie słowo wymalowano najwi kszymi literami.
Lepiej powiadomi rad osady, pomy lał Turk. Porzuciwszy zbiornik z wod ,
potruchtał do dzielnicy handlowej, z trudem wdychaj c rozrzedzone powietrze
nienaturalnego, kolonizowanego wiata. Ostatnia wizyta jarmarku pozbawiła ich
wi kszo ci plonów - które posłu yły jako forma zapłaty artystom - nie
pozostawiaj c w zamian nic prócz sterty bezu ytecznych gipsowych figurek. To
nie mo e si powtórzy . Chocia ...
Czuł w sobie niezaspokojon potrzeb rozrywki. Dotyczyło to równie
pozostałych mieszka ców osady; wszyscy domagali si urozmaicenia. Rzecz jasna
arty ci zdawali sobie z tego spraw , na tym erowali. Oby my tylko nie stracili
głowy, pomy lał Turk. Wymienili nadmiar ywno ci i włókien, nie to, co jest nam
potrzebne... upodabniaj c si do gromady dzieci. Lecz ycie w kolonii było
monotonne. Wo enie wody, zwalczanie robactwa, łatanie ogrodze , wieczne
dłubanie przy na wpół autonomicznej maszynerii rolniczej, która podtrzymywała
ich egzystencj ... to nie wystarczało, było pozbawione - kultury. I krzty
uroczystego nastroju.
- Hej! - zawołał Turk, docieraj c do ziemi Vince'a Guesta. Vince siedział na
swojej jednocylindrowej orce z kluczem maszynowym w dłoni. - Słyszysz ten
hałas? Jarmark! Zaczn si przedstawienia, tak jak w zeszłym roku, pami tasz?
- Pami tam - odparł Vince, nie podnosz c głowy. - Zabrali mi cały zapas dy .
Do diabła z w drownymi artystami. - Jego twarz pociemniała.
- To nie ci sami - wyja nił Turk, staj c przed nim. - Nigdy wcze niej ich nie
widziałem, maj niebieski statek, który wygl da, jakby zwiedził ju kawał wiata.
Wiesz, co zrobimy? Pami tasz nasz plan?
- Te mi plan - odburkn ł Vince, zwalniaj c zacisk klucza.
- Talent to talent - paplał Turk, usiłuj c przekona nie tyle Vince'a, ile siebie.
Jego słowa przeczyły temu, co czuł. - No dobrze, Fred jest nieco stukni ty, ale ma
talent. Chc przez to powiedzie , e testowali my go miliony razy i sam nie wiem,
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin