Amanda Quick - Kochanka.pdf

(1235 KB) Pobierz
Quick Amanda
Kochanka
Prolog
- Twoja nowa przyjaciółka wzbudza w Londynie sensację, Masters.
Socjeta uważa, że jest ogromnie zabawna. - Charles Trescott siedział przed
kominkiem. Upił łyk brandy, po czym obrzucił gospodarza przebiegłym
spojrzeniem. - Ponieważ, nie wiadomo dlaczego, postanowiłeś w środku sezonu
zamknąć się w tej wiejskiej głuszy, pomyślałem, że lepiej żebyś wiedział, co
dzieje się w mieście.
- To bardzo miłe, że chciało ci się zboczyć z drogi, by przekazać mi
najświeższe plotki.
- Cóż, biorąc pod uwagę fakt, iż twoje nazwisko znajduje się obecnie na
ustach wszystkich, mój wyczyn to naprawdę nic wielkiego. Wiem, jak takie
historie cię irytują.
Trescott, znudzony, rozpustny trzydziestolatek, zamilkł, nie trudząc się
zbytnio, by ukryć wyraz zaciekawienia na twarzy.
- Mylisz się, Trescott. Nic mnie nie obchodzi, co opowiadają sobie przy
herbatce osoby z towarzystwa.
Gość wyglądał na zawiedzionego, ale nie zniechęconego. Jak uparte
dziecko, zamierzające rozwścieczyć lwa w klatce, uczynił następny krok w celu
wywołania u rozmówcy pożądanej reakcji.
- Muszę przyznać, że tak jak i reszta jestem bardzo ciekaw, dlaczego
pozwalasz tej pani na tak bulwersujące zachowanie. Cały świat wie, że
wymagasz od swoich kochanek całkowitej dyskrecji. Sądziłem, że to jedna z
twoich sławnych zasad.
Marcus Valerius Cloud, hrabia Masters, wolno obrócił kryształową
szklaneczkę w dużych, szorstkich dłoniach. Przyglądał się odbiciu płomieni
uwięzionych w głęboko rzeźbionym szkle.
Kilka miesięcy temu zainteresowały go zadziwiające właściwości światła
i szkła. Przeprowadził wiele eksperymentów z pryzmatami i lustrami. Badania
doprowadziły go do obecnej pasji związanej z teleskopami. Astronomia okazała
się tak fascynującą nauką, że nie bacząc na szczyt sezonu wyjechał z Londynu i
w celu prowadzenia badań zamknął się w jednej ze swoich odleglejszych
posiadłości.
Nocne niebo tu, w Yorkshire, było przejrzyste i czyste, zupełnie inne niż
to rozciągające się nad miastem, przesłonięte dymem, niemożliwe do oglądania
przez teleskop.
Zawsze taki był. Już w dzieciństwie, które spędził na rodzinnej farmie w
Yorkshire, pochłaniały go zagadnienia związane z mechaniką, techniką,
naukami ścisłymi. Od szprych powozów po zegary, od pozytywek po gwiazdy,
kierowała nim pasja odkrywania, tworzenia nowego, potrzeba zrozumienia
zasad i praw rządzących najróżniejszymi zjawiskami.
Marcus lubił zasady, zwłaszcza własne. Posiadał osobisty zestaw, który
sformułował kilka lat temu i od którego nigdy nie odstępował. Zasady były
proste i jasno sformułowane:
Nigdy powtórnie się nie żenić.
Nigdy nie dyskutować o przeszłości.
Nigdy nie tłumaczyć się ze swojego postępowania przed innymi.
Nigdy nie cofać się przed wyznaczonym sobie celem ani też nie zmieniać raz
podjętej decyzji.
Nigdy nie wiązać się z dziewicami lub zamężnymi kobietami.
Marcus oderwał wzrok od szklaneczki. Zazwyczaj nie przejmował się
zbytnio Trescottem, jako typowym okazem zarozumiałego, rozwiązłego hulaki,
którego morale pozwalało żerować na niewinnych i na ludziach o niższej
pozycji społecznej.
- Opowiedz mi, cóż takiego uczyniła owa pani, że wywołała takie
komentarze - odezwał się, specjalnie przyjmując obojętny ton.
Oczy Trescotta rozbłysły złośliwie.
- Krąży plotka, że cię rzuciła i rozgląda się za nowym kochankiem. Cały
Londyn wpadł w podniecenie.
- Naprawdę?
- Pani Bright pojawiła się w towarzystwie dwa tygodnie temu i podbiła
wszystkich. Nikt nie wierzy, że odeszła od ciebie za twoim przyzwoleniem.
Doprawdy ogromnie zadziwiające, biorąc pod uwagę twoją, nazwijmy to tak,
sławetną reputację, nie sądzisz?
Marcus lekko się uśmiechnął, ale niczego nie skomentował. Nie
usatysfakcjonowany tą reakcją Trescott natychmiast wytoczył nową broń.
- Doskonale wiesz, że uważa się ciebie za niezmiernie tajemniczego i
prawdopodobnie najbardziej niebezpiecznego mężczyznę w całym Londynie.
- To tak jak z pięknem, Trescott. Tajemniczość i niebezpieczeństwo czają
się w oczach patrzącego.
- Plotki o twojej przeszłości zapewniają ci pozycję mężczyzny legendy,
Masters. To naturalne, że każda kobieta, które zdobyła się na odwagę, by cię
odtrącić, musi wzbudzić komentarze i spekulacje.
- Jakżeby inaczej.
Trescott zmrużył oczy.
- Pozwolę sobie zauważyć, że ta kobieta jest zdumiewająca, nawet jak na
ciebie, sir. Gdzie udało ci się znaleźć tak czarującą wdowę?
- Widziałeś ją?
- Oczywiście. - Trescott zakaszlał. - Panią Bright widuje się wszędzie.
Bez niej każde przyjęcie czy bal jest niewypałem. Twoja dama jest jak do tej
pory najbardziej fascynującym stworzeniem, jakie pojawiło się w towarzystwie
już od wielu lat.
- Uważasz, że jest fascynująca, Trescott?
- Jak najbardziej. Wszyscy mają takie zdanie. Nie wiesz, że nazywają ją
Gwiazdą?
- Tak?
Trescott wzruszył ramionami.
- Oczywiście nie chodzi o to, że jest jakąś skończoną pięknością. Ale
przecież sa9m najlepiej wiesz, w czym rzecz. Tak czy inaczej, jest w niej coś, co
przyciąga wzrok, nie mam racji? Przypuszczam, że jej przydomek wziął się ze
sposobu, w jaki się ubiera.
- A tak. Jej suknie.
Trescott wykrzywił twarz w złośliwym uśmiechu.
- Wyobraź sobie, kochanka legendarnego lorda występująca w bieli jak
jakaś pierwsza dziewica. Coś niesamowitego.
Marcus przestał obracać szklaneczkę w rękach. Spojrzał na rozmówcę.
- Nadal gustuje w bieli?
- Nigdy nie pokazuje się w innych kolorach - zapewnił go Trescott. -
Ogromnie oryginalne. Przy okazji, ten jej śmieszny biały powozik ze złotymi
dodatkami stanowi powód zazdrości wszystkich kobiet w mieście. Założę się, że
nieźle za niego zapłaciłeś. Nie obrazisz się, jeśli zapytam, ile dokładnie cię
kosztował?
- Nie przypominam sobie w tej chwili. - Marcus zerknął na ogień.
- Widać musiałeś obrzucić ją tyloma świecidełkami, że przy nich koszt
powozu i tych wspaniałych gniadych klaczy nic nie znaczył, hmm?
- Nie zawracam sobie głowy takimi szczegółami.
Gość westchnął.
- To musi być przyjemne uczucie, kiedy się jest bogatym jak sam Krezus.
No cóż, bez obrazy, sir, ale to oczywiste, że te małe pazurki sporo od ciebie
wyszarpnęły, zanim ich właścicielka postanowiła poszukać sobie nowego
kochanka.
- Wdowy zazwyczaj sporo dziedziczą po swoich zmarłych mężach. Mówi
się, że pan Bright był leciwy i wiódł odosobniony żywot, gdzieś w Devon. -
Trescott rzucił Marcusowi chytre spojrzenie. - Mógł zostawić jej jakieś
pieniądze, ale towarzystwo jest przekonane, że skorzystała głównie przy tobie,
Masters.
- Wiesz, jak to jest. Mężczyzna musi płacić za przyjemności.
Trescott uśmiechnął się niewyraźnie, po czym zebrawszy się na odwagę,
wsunął dłoń prosto w klatkę lwa.
- Jakie to uczucie dać się wykorzystać tak przebiegłej kobiecie, która teraz
postanowiła znaleźć sobie innego, by zastąpił ciebie w łożu?
- Trudno mi jest w danej chwili dokładnie opisać, co przeżywam,
Trescott.
- Założę się, że chyba każdy mężczyzna z towarzystwa poświęciłby
fortunę, by tylko móc zająć twoje miejsce w jej buduarze.
- Też tak sądzę.
- I oczywiście w jej towarzystwie widuje się wszystkich twoich
znajomych, zwłaszcza tych, z którymi grywasz w karty - kontynuował gość. -
Najczęściej są to Lartmore, Darrow, Ellis i Judson. A także kilku fircyków w
stylu Hoyta. Ci zabawiają ją, jak tylko potrafią, byleby tylko widziano, że
dopuszcza ich do swojego kręgu.
- Niektórzy uczynią wszystko, żeby dotrzymać kroku modzie.
- A propos mody - rzucił Trescott. - Pani Bright doskonale zna się na
antycznych przedmiotach i ta znajomość przyciągnęła do niej wiele dam z
towarzystwa. Wiesz, jak to jest ostatnio. Wszystkie kobiety z naszej klasy
pragną zmienić wystrój wnętrz swoich domów na styl klasyczny. Każda chce,
by jej dom wyglądał bardziej autentycznie niż inne.
- Starożytność - miękko powtórzył Marcus.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin