JAN VAN HELSING
ROZMOWY ZE ŚMIERCIĄ
Tytuł oryginału:
WER HAT ANGST VOR'M SCHWARZEN MANN...?
Tłumaczenie:
Clear Eyes Translator
W trakcie pracy nad tą książką śmierć zabrała naszą oddaną przyjaciółkę, Jolantę Wiewiórę.
Śmierć, która przyszła zbyt wcześnie i zabrała Ją rodzinie, przyjaciołom i wielu, wielu ludziom, którym była tak potrzebna i którym tak Jej teraz brakuje.
Śmierć, którą Jola widziała dwa tygodnie przed odejściem w kształcie czarnej postaci i ze zdziwieniem mówiła o tym obecnej przy niej rodzinie.
Śmierć, która przyszła po Nią i mimo tak młodego jeszcze wieku, tylu radości i potrzeb życia, jakie miała w sobie, zastała Ją pogodną i przygotowaną do pożegnania nas na zawsze.
Droga Jolu!
Po lekturze książki van Helsinga nieco łatwiej nam to zrozumieć i pogodzić się z Twoim odejściem.
Nie zmieni to jednak faktu, że bardzo nam Ciebie brak.
Tę książkę dedykujemy właśnie Tobie.
Przyjaciele z Biogenezy
Krystian i Heniek
TYTUŁEM WSTĘPU
Po przeczytaniu tekstu z obwoluty, pomyślisz zapewne: „To brzmi naprawdę fascynująco, jeszcze nigdy o czymś takim nie słyszałem!” lub: „Van Helsing przyzwyczaił mnie do tej pory do czegoś innego, a to brzmi dość dziwnie. W kontekście ewentualnych komentarzy chciałbym zauważyć, że bezruch oznacza śmierć, a zmiana oznacza życie.
Dlatego wciąż się zmieniam. Każdego roku podróżuję do różnych krajów i chętnie wkraczam w nowe obszary doświadczeń duchowych i wiedzy. Podczas mojej wieloletniej kariery starałem się poznać i zgłębić wiele tajemnic, a ponieważ zawsze fascynowały mnie niewyjaśnione sfery życia - zjawiska z pogranicza nauki - zajmowałem się wieloma interesującymi mnie wydarzeniami i pisałem o nich.
W tej książce przeniosłem na papier mój, jak do tej pory, najciekawszy projekt. W przeciwieństwie do innych napisanych przez mnie prac, tę określiłbym jako „osobistą”, gdyż jej treść stanowią moje własne przeżycia.
Te doświadczenia w decydujący sposób zmieniły moje życie i to do tego stopnia, że już nigdy nie będę „starym Janem van Helsingiem”. Nie ma już odwrotu!
W niniejszej książce zapraszam was w niezwykłą podróż: razem wkroczymy w nowe, niezbadane obszary. Oczywiście możecie trwać przy swoich dawnych schematach myślowych i wzorcach zachowań.
Gdybyście jednak zapragnęli podążyć za mną w duchowe rejony, to nie traćmy czasu i przejdźmy do rzeczy...
BOISZ SIĘ MOŻE?
Co pomyślałbyś, gdyby twoja babcia, leżąc na łożu śmierci, powiedziała ci, że stoi
przy niej śmierć i że zamierza ją teraz zabrać?
Prawdopodobnie po krótkim namyśle stwierdziłbyś, że babci na starość miesza
się w głowie albo że wzięła za dużo leków, które pewnie wywołały halucynacje,
lub że z jej podświadomości „wynurzyły się” związane z przesądami obrazy.
Jednocześnie mógłbyś sobie pomyśleć, że już gdzieś słyszałeś taką historię lub
oglądałeś coś podobnego w filmie (na przykład Joe Black, reż. Martin Brest USA,
1998 czy Sens życia Monty Pythona). Mogłeś też czytać coś na ten temat w
książkach Terry'ego Pratchetta.
Wszędzie tam, przynajmniej na chwilę, pojawia się mroczna postać. Jednak w
to, że istnieje ona naprawdę, raczej nie wierzysz, prawda?
Co jednak pomyślałbyś, gdyby twoja babcia następnej nocy rzeczywiście
umarła? A tak się właśnie zdarza w większości przypadków.
Ja osobiście zadałbym sobie wtedy pytanie: „Kogo zobaczyła babcia przy swoim
łóżku? Czy ktoś naprawdę tam stał? A jeśli tak, to czy była to śmierć?”
Sądzę, że zwracalibyśmy na takie słowa większą uwagę, gdybyśmy choć raz
porozmawiali na ten temat z księdzem lub kimś, kto opiekuje się umierającymi.
Odpowiedzi mogłyby nas zaskoczyć.
Ze względu na wydarzenia, które opiszę zaraz szerzej, przez ponad dwa lata
spotykałem się z osobami pracującymi w szpitalu lub hospicjum oraz z tymi,
którzy opiekowali się umierającymi.
Wypytywałem ich, czy spotkali się kiedyś z umierającymi, którzy mówiliby o
tym, że widzieli czarną postać lub coś o niej wspominali. Prawie wszyscy
rozmówcy powiedzieli mi coś o tej postaci.
I tak na przykład, Gudrun z Augsburga, która była pielęgniarką w hospicjum,
opowiadała:
„Pewna kobieta dwa dni przed swoją śmiercią uparcie twierdziła, że widziała
czarną postać przechodzącą obok jej domu.
Inna pacjentka, całkowicie przy zdrowych zmysłach, mówiła, że czarna postać
zajrzała do niej przez okno. Kobieta ta zmarła jeszcze tej samej nocy.
Pewien starszy pan krótko przed śmiercią mówił, że jakaś czarna postać stała
przy jego łóżku, i że chciałby wiedzieć, kto to był...”
W lipcu 2004 roku otrzymałem list od mojej czytelniczki, w którym prosiła o
skomentowanie opisywanych przeżyć:
„Szanowny Panie van Helsing,
Chciałam gorąco Panu podziękować za opublikowanie książki »Dzieci nowego
tysiąclecia«. Bardzo mi pomogła w poradzeniu sobie ze zdolnościami
jasnowidzenia, jakie posiada moja córka.
Pewna rzecz jednak leży mi na sercu i nie znalazłam w Pana książce rozwiązania
tego problemu.
Moja matka, która umarła w zeszłym roku, w wieczór przed swoją śmiercią
powiedziała nam, że przy jej łóżku stała czarna postać i trzymała ją za rękę. Gdy
zawołałam swoją córkę, Sibyllę, aby przekonać się, czy dzięki zdolnościom
jasnowidzenia może się czegoś dowiedzieć, to choć nie widziała ona żadnej czarnej
postaci przy łóżku, dostrzegła jednak trzy albo cztery, świecące jaskrawym
światłem, istoty unoszące się nad łóżkiem. Muszę tu nadmienić, że od chwili, gdy
moja matka wspomniała o czarnej postaci, do tego momentu, minął już kwadrans.
W tym czasie postać już zniknęła.
Chciałam więc Pana zapytać: kim jest owa postać? Czy należy się jej bać? Czy
to był szatan?
Próbowałam porozmawiać ostrożnie o tym przeżyciu z przyjaciółmi i byłam
zdziwiona ich reakcjami. Moja najlepsza przyjaciółka opowiedziała mi o swoim
wujku, który w nocy przed śmiercią przewracał się z boku na bok, mówiąc coś
niezrozumiałego. Obudziło to jego żonę, ta zaś obudziła męża, pytając, co się stało.
Powiedział jej, że jakiś człowiek w czarnym płaszczu stał przy jego łóżku. Kilka
godzin później wujek umarł.
Podczas badań, jakie prowadziłem w związku ze wspomnianą książką,
rozmawiałem z emerytowaną pielęgniarką, która wciąż dobrze pamiętała pewien
przypadek.
Pacjent operowany pod narkozą na krótko popadł w stan śmierci klinicznej, a
później opowiadał, że jakiś czarny drań stał przy stole operacyjnym razem z
lekarzami. Pacjent ten jednak przeżył.
Na takie historie trafiłem już wcześniej dziesiątki razy i łączą się one z
następującymi charakterystycznymi szczegółami:
Krótko przed śmiercią umierającemu ukazuje się postać w czarnym habicie,
podobnym do tych, jakie noszą mnisi lub w czarnym kapeluszu. Postać ta
zazwyczaj milczy, a świadkowie nie są w stanie opisać jej twarzy. Czasami zagląda
przez okno, przechodzi obok domu, staje przy łóżku, pojawia się w snach lub puka
do drzwi.
Rzecz taka zdarzyła się również w mojej dalszej rodzinie. Do prababci mojej
pierwszej żony w dniu jej śmierci ktoś zaglądał przez okno i widziała czarną postać
u drzwi domu.
W przypadku jej stryjecznego dziadka Aloisa, w chwili jego śmierci ktoś lub coś
zapukało do drzwi.
Tego rodzaju historie nie są niczym nowym. Wręcz przeciwnie! Nieomal we
wszystkich tradycjach na świecie natrafić można na podobne relacje ludzi
mających bliski kontakt ze śmiercią; istnieje też wiele opowieści o czarnej postaci
ukazującej się umierającym ludziom.
W niektórych rejonach postać ta nazywana jest Kumą Śmierć, przy czym słowo
„kum” nie jest przypadkowe i wskazywać ma na to, że w życiu śmierć jest jakby
naszym krewnym. Pokrewieństwa z nim nie można sobie wybrać, podobnie jak nie
można wybrać samej śmierci.
Kostuchą nazywają ją w północnych Niemczech i traktują jako przewodnika
dusz, który przychodzi po umierających i prowadzi ich do królestwa zmarłych.
Dla Brandnera Kaspara jest to po prostu handlarz
kości. Najczęściej czarna postać przedstawiana jest jako
kościotrup. Inni nazywają ją kosiarzem, który jest
średniowieczną alegorią śmierci, przedstawianą w
sztukach jako szkielet w szerokim kapeluszu i w habicie.
Co szczególne, w rękach trzyma kosę, którą kosi
swoje plony lub odcina srebrzystą nić, łączącą ciało z
duszą.
W tym kontekście można też interpretować Psalm
90.5: „Powodzią porywasz ich; są jako sen, jako trawa,
która z poranku rośnie. Z poranku kwitnie i rośnie; ale w
wieczór bywa koszona i usycha.”
rys. 1. Kosiarz
Niekiedy czarna postać, przedstawiana jest z klepsydrą, którą odmierza czas
naszego życia.
Ta śmierć przychodzi do łóżek, w których śpią dzieci, do łóżek w domach
starców. Niekiedy jedzie na motocyklu lub samochodem. Zabiera życie młodym
ludziom, podczas gdy inni nie mogą się doczekać, kiedy dobiegnie ono końca.
Nigdy nie możemy być pewni, kiedy przyjdzie po nas.
Śmierci nikt z nas nie uniknie, pokazuje to poniższa legenda, choć być może nie
robi tego ze śmiertelną powagą:
„Jednym z doradców króla Damaszku był pewien młody człowiek. Król bardzo go
cenił. Pewnego dnia ten młody oficer przyszedł do króla i był najwyraźniej
wstrząśnięty.
- Mój Królu, chciałbym cię o coś prosić. Proszę, pożycz mi najszybszego z
twoich koni. Muszę natychmiast pojechać do Bagdadu.
- Dlaczego? - spytał zdziwiony król.
- Właśnie przechodziłem przez twoje pałacowe ogrody i spotkałem tam Śmierć.
Groziła mi. Spieszę się więc, bo chciałbym jej uciec.
Król zgodził się pożyczyć mu konia, sam zaś udał się do ogrodu, by zobaczyć,
czy straszny gość wciąż jeszcze tam jest. I rzeczywiście, Śmierć nie ruszyła się z
miejsca i była w ogrodzie. Król zapytał:
- Dlaczego groziłaś mojemu wiernemu słudze? I to w dodatku w moich
pałacowych ogrodach?
- Wcale mu nie groziłam - zapewniła go Śmierć - po prostu uniosłam ze
zdziwienia ręce.
- A cóż to za wymówka?! - rzekł na to król.
- Ależ tak, to prawda - zapewniła go Śmierć. - Dostałam od Najwyższego Pana
zadanie, aby dziś wieczorem spotkać go w Bagdadzie. I byłam zdziwiona, wciąż
widząc go tutaj.”
Może to tylko legenda, bajka o personifikowanej śmierci. Jak jednak mamy
rozumieć słowa Franciszka z Asyżu, który w swojej Pieśni Słonecznej mówi: „Na
naszego brata, cielesną śmierć; nikt z żyjących ludzi go nie uniknie. Biada tym,
którzy umierają w śmiertelnym grzechu. Błogosławiony ten, do którego śmierć
przychodzi w chwili, gdy ma najświętsze i szczere chęci; bowiem druga śmierć nic
nie może mu zrobić.”
Dziwne, prawda?
Spójrzmy jeszcze na inne literackie przedstawienie czarnej postaci. Chodzi o bajkę
braci Grimm, która jest tak charakterystyczna, że chciałbym ją tutaj przytoczyć:
„Pewien ubogi człeczyna miał dwanaścioro dzieci, musiał więc dzień i noc
pracować, aby je wyżywić. A kiedy trzynaste dziecię przyszło na świat, biedak nie
widział już ratunku. Wyszedł z chaty i postanowił prosić pierwszego spotkanego
przechodnia na ojca chrzestnego.
Pierwszym jednak, kogo spotkał, był Pan Bóg, który wiedział już oczywiście, po
co biedak wyszedł z domu, i rzekł:
- Ubogi człowiecze, chętnie potrzymam dziecię twoje do chrztu, będę o nie dbał
i uczynię je szczęśliwym.
- Kim jesteś? - zapytał ojciec.
- Jestem Panem Bogiem.
- W takim razie nie chcę cię w kumy - odparł człowiek - bogatym dajesz
wszystko, a ubogiemu pozwalasz zdychać z głodu.
Tak mówił ubogi, gdyż nie wiedział, jak rozumnie rozdziela Pan Bóg bogactwo i
ubóstwo. Odwrócił się więc od Pana i poszedł dalej.
Po chwili zbliżył się do niego Szatan i rzekł:
- Jeśli chcesz mnie za kuma, to dam twemu dziecięciu wszystkie bogactwa tego
świata i wszystkie rozkosze!
- Kim jesteś? - zapytał ubogi.
- Jestem Szatanem.
- W takim razie nie chcę cię w kumy - odparł ojciec - zwodzisz i łudzisz
człowieka!
I ruszył dalej.
Po pewnym czasie zbliżyła się doń koścista Śmierć i rzekła:
- Weź mnie za kumę.
- Jestem Śmierć.
A ojciec na to:
- Ty jesteś dla mnie dobrą kumą. Zabierasz bogatego i ubogiego bez różnicy, ty
będziesz moją kumą!
Śmierć zaś odparła:
...
izebel